Taki jest świat?

Oczywiście, nie można zrzucać całej winy za różnego typu negatywne zjawiska, zachodzące we współczesnym świecie na te „zepsute media” – bo, pomimo wszystko, one w pewnej mierze jedynie OPISUJĄ nam świat na skalę wcześniej niespotykaną. (I jeśli ktoś, na przykład, wymordował całą swoją rodzinę, to z pewnością nie [tylko] dlatego, że się wcześniej naoglądał brutalnych filmów i programów…)

Dostrzegam tu jednak pewną znaczącą różnicę w porównaniu z tzw. „starymi, dobrymi czasami” (choć, uczciwie mówiąc, jako historyczka poważnie wątpię, czy kiedykolwiek takowe istniały…). Dawniej, jeśli ktoś np. zdradzał żonę, a rzecz cała wyszła na jaw, był to dla wszystkich zainteresowanych powód do WSTYDU. Dziś natomiast różnego typu „niemoralne” zachowania się bagatelizuje (a za dziwaków – a nawet „ekstremistów” – uchodzą raczej ci, którzy pragną być nieskazitelnie uczciwi – albo np. spędzić życie u boku jednej tylko osoby) – albo wręcz stają się one powodem do dumy. W USA nawet seryjni mordercy mają swoje fan-cluby i wydają wspomnienia w wielotysięcznych nakładach…
Kombinator nie jest już kombinatorem, tylko człowiekiem z gruntu zaradnym – a różnej maści „specjaliści” pouczają nas, że zdrada małżeńska może mieć wręcz zbawienny wpływ na związek… Nawiasem mówiąc, sama wcale nie jestem „dumna”, że – jak to się mówi – „uwiodłam księdza”…
Bo już od niepamiętnych czasów wiadomo, że powtarzanie bez końca, że coś tam jest „normalne” i że „przecież wszyscy tak robią” może również zachęcać do naśladowania.

Kiedy miałam kilkanaście lat, czytywałam czasami „młodzieżowe”pisemka w stylu „Bravo” i natrafiając (z wypiekami na twarzy;)) na opowiastki z serii „mój pierwszy raz” zastanawiałam się całkiem poważnie, czy ze mną wszystko jest w porządku, skoro „w tym wieku”jestem jeszcze dziewicą. Rozumiecie, o czym mówię, prawda?

Poza tym, nie od rzeczy byłoby też prześledzić, ile – procentowo – miejsca we wszystkich serwisach informacyjnych świata zajmują „złe” wiadomości.

Gdzie nie spojrzeć, wszędzie wojny, strajki, trzęsienia ziemi i zamieszki…
Ale czy to już naprawdę WSZYSTKO, co zdarzyło się danego dnia na tej planecie?
Tak więc środki masowego przekazu nie tylko opowiadają nam, „jaki jest ten świat”, ale także, do pewnego stopnia, same go KREUJĄ

 

Jak się Wam wydaje, jaką część kuli ziemskiej oświetlają codziennie błyski fleszy? Mój przyjaciel, który wiele podróżował po świecie, twierdził, że zaledwie ułamek procenta…
,

45 odpowiedzi na “Taki jest świat?”

  1. Przed chwilą napisałam pokaźnego „tasiemca” do poprzedniej notki (już drugiego!), więc teraz będzie krótko. :)Każdą sprawę można przedstawić z wielu różnych stron. Można tych samych ludzi nazwać „bohaterskimi obrońcami” i „brutalnymi chuliganami”, lub „świadomymi siebie młodymi kobietami” i „wulgarnymi puszczalskimi”. Z mediami jest taki problem, że muszą przedstawiać świat w takiej wersji, która zainteresuje masy, bo przecież chodzi o pieniądze, oglądalność i sprzedaż gazet, bo interes musi się kręcić. Dlatego zawsze powinniśmy się starać wszystkie „sensacyjne doniesienia” przesiewać przez grube sito.Niestety, czasem można się pogubić. Przyznam szczerze – nie potrafię sobie wyrobić zdania o świńskiej grypie. Czytam dziesiątki tekstów na ten temat, każdy jest inny i tak naprawdę już nie wiem komu wierzyć, a komu nie. Czy mogę powiedzieć, że zostałam zmanipulowana przez media? Jakie jest rozwiązanie?

    1. Wiesz, pierwsze, co mi się teraz nasunęło to, że może trzeba przestać czytać o tym (na jakiś czas)? Nasze mózgi to doskonałe „komputery” ale i one czasami się „zawieszają” od nadmiaru informacji – a o ten nadmiar wcale nietrudno w czasach globalnej wioski. Ja też nie wiem, co myśleć o tej „nowej grypie” – ale wychodzę z założenia, że nie muszę mieć jasno wyrobionego zdania na każdy temat. Dopóki ten problem nie dotyczy bezpośrednio mnie, mojej rodziny czy też ludzi, z którymi czuję się jakoś emocjonalnie związana, staram się nadmiernie nie przejmować. Dorosłam już na tyle, że wiem, że nie mogę „zbawić” całego świata (chociaż media stawiają mi codziennie wszystkie jego nieszczęścia przed oczy) – mogę za to sprawić, by „mój” kawałeczek, ten, który dla mediów jest zupełnie nieciekawy, był chociaż trochę lepszy. Zawsze mi się wydawało, że dużo łatwiej jest kochać „ludzi” niż konkretnego CZŁOWIEKA. I myślę także, że nie jesteś „zmanipulowana” – zmanipulowanie moim zdaniem polega na tym, że się przejmuje każde zdanie za własne. W natłoku sprzecznych informacji każdy ma prawo czuć się trochę zdezorientowany… Z wiadomościami ze świata bywa tak, jak ze światłem i dźwiękiem – nadmiar nas ogłusza i oślepia. (Chociaż obiecywano nam, że zrozumiemy więcej). Niektórzy uciekają od tego, słuchając tylko jednego „głosu” – znam zarówno czytelników „Trybuny”, „Wyborczej”, jak i „Naszego Dziennika” którzy za nic w świecie nie tkną nic innego. Ale to też nie jest dobre rozwiązanie. To jakby mieć klapki na oczach…

      1. A wczoraj w nocy przyszło mi do głowy coś jeszcze odnośnie „ptasiej grypy.” Podobno na zwykłą, „poczciwą” grypę sezonową umiera corocznie na całym świecie nawet do MILIONA osób – a jednak dziennikarze nie czatują, jak sępy, pod każdym szpitalem i nie odnotowują skrupulatnie wszystkich zgonów…

  2. Nie .Świat to miliardy ludzi jak wahadło, praca, dom . Czy to kogoś interesuje ?Zjawiska w skali masowej są niemedialne, dlatego docierają do nas tylko jakieś odpryski nic nie znaczące . Prawdziwy świat ukryty w niebycie, pracuje na chleb powszedni w pocie czoła, czy to jest news ?

    1. Oczywiście, że NIE JEST. A na domiar złego – teraz bardzo wyraźnie da się zaobserwować zjawisko, które niektórzy nazywają „tabloidyzacją informacji.” Każdy dzień otóż MUSI mieć jakiś „news” – więc jeśli, przypadkiem, go nie ma, to się go…wymyśla, rozdmuchując jakieś wydarzenie do niebotycznych rozmiarów. Tak było przy okazji śmierci księżnej Diany, Michaela Jacksona czy też – ostatnio – aresztowania Polańskiego. Przez dwa dni w mediach nie mówiło się o niczym innym, jak gdyby sławny reżyser był jedynym panem w średnim wieku, który brzydko się zabawiał z młodziutką dziewczyną. Jak gdyby na świecie nie zdarzyło się tego dnia nic bardziej interesującego. Inny przykład: kiedy prezydent Obama zabił muchę, zdjęcia tego „wydarzenia” obiegły cały świat – a o tym, że codziennie w Afryce setki ludzi giną w wojnach plemiennych, prawie się nie mówi. Kiedy George Bush jr. zadławił się był precelkiem, cały świat spieszył, żeby go poklepać po plecach.:) Natomiast to, że w Korei Północnej ludzie umierają z głodu, przechodzi właściwie bez echa…Inna sprawa, że media każą nam płakać po ludziach, których nigdy nie widzieliśmy (a nawet po tych, którzy w ogóle nie istnieją – kiedy serialowy „Krzysztof” z „M jak miłość” zgodnie ze scenariuszem zmarł na zawał, aktor grający tę postać otrzymał wiele telefonów z zapytaniem, czy dobrze się czuje…:)). Dla niektórych ludzi „rodzina Lubiczów” stała się przez lata bliższa, niż ich własna…

  3. Od dawna wiadomo, że media karmią się sensacją i tanią rozrywką. Jeszcze na początku media komercyjne, chciały udawać, że w Polsce ich to nie dotyczy, ale skoro telewizja publiczna co raz bardziej się komercjalizuje, to i komercyjna czuje się usprawiedliwiona. Czy to nie przerażające, że „Rodzina zastępcza” schodzi z ekranu? – schodzi, bo dostosowuje się do gustów masowego odbiorcy. Odbiorcy, z którego żyje. Czasy teatru poniedziałkowego już nie wrócą. Kiedyś telewizja kształtowała gust masowego odbiorcy, a dziś dostosowuje się do niego.

    1. Tak – a czasem ta pogoń za sensacją jest wręcz żenująca, tak, jak wtedy, gdy dziennikarz pyta człowieka, któremu powódź zabrała cały dom: „Czy macie tu państwo jakieś problemy?” Ja jestem złośliwa, więc na miejscu takiego poszkodowanego pewnie bym odparła: „NIE, skądże, absolutnie żadnych!” – albo jak wtedy, gdy relacjonując jakieś wydarzenie, reporter stwierdza, że „na szczęście nikt nie ucierpiał”, ale bardzo wyraźnie słychać ten ŻAL w jego głosie… No, a może jednak? Może jednak?:)

      1. A „Rodzina zastępcza” pewnie nie podobała się, bo podobno „Świat według Kiepskich” pokazuje prawdziwszy obraz „polskich rodzin” – smutne, bo przecież tamten serial uczył TOLERANCJI, o którą dziś wszyscy tak głośno wołają…Licho wie, może był zbyt „prorodzinny”? „Hannah Montana” będzie lepsza.:) Ks. Twardowski kiedyś napisał: „Dobro zawsze na końcu, bo zło jest ciekawe…” Coraz bardziej przekonuję się, że to prawda. „Dobry człowiek” to coraz częściej (w powszechnym odbiorze) naiwniak i frajer, którego prędzej czy później ktoś wykorzysta… A kiedy czytam na blogach, co ludzie sądzą np. o małżeństwie i rodzinie (Na przykład: „Za pierwszym razem MUSI się nie udać.”) to dochodzę do wniosku, że chyba jestem mastodontem i mieszkam w jakimś rezerwacie – w mojej rodzinie nigdy nie było żadnego rozwodu…

        1. A czy zauważyłaś, że zanika pojęcie inteligencji, jako warstwy społecznej? Jak się nie mówi o inteligencji, to tym samym do lamusa odchodzi pojęcie etosu inteligencji. Taki TRYND, jak mawiał pewien I Sekretarz.

          1. Tak, zauważyłam to, ale wiem także, że „inteligencja” jako odrębna i tak bardzo szeroka warstwa społeczna wykształciła się właściwie tylko w Polsce, na skutek przemian popowstaniowych w wieku XIX. Zubożała szlachta, która po stracie majątków w służbie niepodległości straciła swoje majątki, mogła odtąd zarabiać na życie tylko głową i piórem – i postawiła sobie za cel podniesienie poziomu umysłowego całej reszty… Inne kraje miały odmienną historię, więc i „inteligencja” jako taka, nigdy się tam nie wykształciła – były wolne zawody i naukowcy, pracownicy „fizyczni” i urzędnicy… I teraz chyba właśnie zmierzamy do tego ogólnoeuropejskiego (światowego?) modelu – czasy „inteligencji” w naszych dziejach chyba już bezpowrotnie minęły, chociaż nie wiem, czy to dobrze. („Bo po co nam elyta – niech spokojnie swoje nudne książki czyta…” – jak śpiewano kiedyś w kabarecie Olgi Lipińskiej. ) Myślisz, że w USA nie ma takich, którzy słuchają np. Cohena? Ależ są – chociaż WIĘKSZOŚĆ pewnie woli „Świat według Bundych”. Przeraża mnie jednak, kiedy czytam, że nawet kilkanaście procent rodaków nie rozumie prostego tekstu – jak zdołają w takim razie zrozumieć świat? Czy nie będą podatni na manipulacje ze strony tych, którzy zechcą im ten świat po swojemu „objaśnić”? „…a jak wszystko dobrze pójdzie, zobaczycie, chłopy, jak wyrasta…tęga dżungla w środku Europy…” (To znów Lipińska).

          2. Ależ ja również wiem, że „inteligencja”, to polska specyfika i wiem, jaka była jej geneza. Zgadzam się również z tym, że w jakimś sensie „znormalnieliśmy”, gdy u nas to pojęcie zaczęło wymierać. A wsio taki żal’… Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić, jak ten proces można by było powstrzymać (mało – wiem, że to niemożliwe) – jednak z drugiej strony wiem, że dużo przez to tracimy:(Tracimy my wszyscy urodzeni nad Wisłą; tracisz też i Ty i ja (choćby ową „Rodzinę zastępczą”).

          3. Leszku, ja wiem, że Ty wiesz 🙂 – zdecydowałam się jednak przypomnieć to tutaj dla tych, którzy, być może nie wiedzą. Może powinnam nieco powściągnąć swoje „dydaktyczne” (inteligenckie ;)) zapędy? Nie czuj się urażony, proszę! A proszę na wszelki wypadek, bo gdy dziś zamieściłam dopść obszerny komentarz na innym blogu, właścicielka stwierdziła chłodno, że nie muszę jej robić „wykładu” jakby sama nie chodziła do szkoły… Nigdy nie miałam zamiaru nikogo pouczać (dobrze wiem, że ludzie nie lubią sążnistych „kazań”) – po prostu staram się zawsze dokładnie wyłożyć moją myśl…:(

          4. Bałem się tak napisać, jak napisałem, byś przypadkiem nie pomyślała, że jestem urażony – no i się stało:( Później żałowałem, że nie dodałem jakiegoś zdania, że dobrze, że to piszesz tak obszernie, bo może ktoś przeczyta ten dialog i przy okazji czegoś się dowie.Na przyszłość się nie powstrzymuj – uważam, że dobrze, iż to wszystko napisałaś; to tylko moja odpowiedź była kiepska.

          5. Zatem przyjmij(my), że oboje zachowaliśmy się tak, jak trzeba – na tym blogu wszystkie odpowiedzi są mile widziane. Tylko raz zdarzyło mi się skasować czyjś złośliwy komentarz pod wpływem wzburzenia, a i tak później się z tego tłumaczyłam. Niestety (?), kiedy sama komentuję czyjąś wypowiedź, staram się zawrzeć w niej wszystko, co mi akurat na dany temat przychodzi do głowy – jak widać, nie wszystkim to się podoba. A jednak sądzę, że aby blogi były rzeczywiście tym, czym są, trzeba pozwolić czytającym na swobodną wymianę myśli (nawet, jeśli te myśli nie są całkiem „po myśli” autora:)) – albo też w ogóle wyłączyć możliwość komentowania („Takie jest moje zdanie i nikomu nic do tego!”). Na blogu Szymona Hołowni, na przykład, dyskusja rozbiega się w najróżniejsze strony…

  4. Życie składa się z piękna i brudu. Niestety coraz więcej osób ukazuje nam brud i zgniliznę życia, wmawiając, że takie ono jest, a to jest nieprawda, bo życie TEŻ takie czasem bywa. Nie zapominajmy o tym drobnym wyrazie, bo bez niego nie dostrzeżemy nadziei w chwilach zwątpienia. W momencie dostrzeżenia nadziei często zaczynamy spoglądać w górę poza byt, przyjemności, dostrzegamy witalność, duchowość … i wtedy zaczyna pociągać nas prawdziwa mądrość i siła Stwórcy.

    1. Tak, taki TEŻ bywa – i głupotą byłoby zamykać na to oczy i widzieć wszystko w różowych kolorach (co mi niektórzy czasem zarzucają – nie jestem jednak chyba aż tak naiwna:)) – niemniej to jedno słówko wiele zmienia…

  5. Jeszcze inna kwestia to, że każdy człowiek (jak i każdy naród) jest sam dla siebie „pępkiem świata.” My się tu w Polsce tak emocjonujemy sporami między prezydentem i premierem albo naszymi „aferami” – i wydaje nam się, że cały świat wstrzymuje oddech, kiedy na nas patrzy. Tymczasem wystarczy sobie (dla równowagi) pooglądać CNN albo BBC, żeby się wyleczyć z tego złudzenia. Śmiem twierdzić, że dla przeciętnego Australijczyka to, co się u nas dzieje, jest mniej więcej tak samo istotne, jak dla nas susza w Burkina Faso… Kiedyś miałam nauczyciela angielskiego, który był Amerykaninem. I kiedy powiedział, że „Polska to jest taki mały kraik w środku Europy” zaperzyłam się trochę, widząc w tym typowy przykład amerykańskiej megalomanii („U nas, w United States, to wszystko najlepsze…największe!”:)) – i zaczęłam mu opowiadać o naszej kulturze, o tysiącletniej historii… Na to on odparł, uśmiechając się pobłażliwie: „Dziecinko, ależ ja tego wcale nie neguję! Po prostu MIESZKAM na terenie stanu, który jest większy od wielu europejskich krajów…” Muszę przyznać, że była to dla mnie cenna lekcja…pokory. 🙂

    1. Jesteśmy raczej dość małym krajem i narodem ale pobrzękiwanie szbelką, nadymanie się i ciągoty „mocarstwowe” u części naszych „elit” są nadal silne. Jeszcze do tego zyganie do innych narodów „wartościami chrześcijańskimi”, które jakoby w naszym narodzie są budująco przykładne, dopełnia miary polskiej megalomanii.

      1. Masz rację, Marku. Mam nawet czasami wrażenie, że zachowujemy się tak, jakbyśmy to MY sami („tymi ręcami”:)) WYMYŚLILI chrześcijaństwo (i stąd potem takie kwiatki, jak to,że „Matka Boska na pewno Polką była.”) – a gdzie indziej to już, panie dziejaszku, nic tylko bezbożność oraz ruja i poróbstwo. ;)) Tymczasem taka np. „laicka” (od czasów Rewolucji) Francja ma nie tylko piękne – sięgające aż do II w. – tradycje, ale także żywy (choć mniej niż u nas „masowy”) Kościół. Jeunesse-Lumiere, Chemin Neuf, Wspólnota Błogosławieństw, Arka, ks. Guy Gilbert – to wszystko przecież ci „zlaicyzowani” Francuzi… Już w XIX w. Aleksander Świętochowski słusznie pisał, że my-Polacy nie mamy żadnego szczególnego powodu, by sądzić, że Bóg jest naszym ziomkiem i „że tylko my mamy prawo suszyć u Niego na strychu naszą bieliznę…”

        1. A po wysłuchaniu dzisiejszych wiadomości znowu rozbawiły mnie te wieczne narzekania na to, że „Wielki Brat zza Wielkiej Wody” ani myśli traktować nas jak równorzędnego partnera…:) Ja naprawdę jestem szczerą patriotką, ale przynajmniej tyle wiem, że z mocarstwem to my się raczej równać nie możemy (nawet mając premiera o imieniu i nazwisku swojsko brzmiącym w amerykańskich uszach :)). Ciekawa jestem, kiedy ta prosta prawda dotrze także do naszych polityków…

  6. Wszystkie wiadomości przekazywane przez dziennikarzy są niejako pięknie przyozdobione.Ale czy oznacza to,że są nie prawdziwe?Tu i ówdzie upatruje się sensację,nagłaśnia sprawy,które wydają się być błahe,może nawet nie przyzwoite,lub też mocno obwarowane,gdzie snuje się przypuszczenia i domysły.Czy jednak to wszystko nie jest sygnałem,że świat odbierany jest źle dla ludzi.którzy mają poczucie sprawiedliwości,moralności,prawdy,miłości,i odpowiedzialności?Pomimo wszelkiego piękna natury otaczającego wszystkich mieszkańców naszego globu,w głębi naszych serc budzi się troska połączona z trwogą o przyszłość.Dziennikarskie relacje przybliżają nam wszystko to,czego nie możemy zobaczyć,ale możemy przeanalizować i rozsądnie przetworzyć otrzymane informacje z Księgą,która zapowiada wydarzenia czasów końca.Na tym oto gruncie widzimy w jaki sposób spełnią proroctwa.Na przestrzeni dziejów ludzkości działy się różne niechlubne rzeczy,jednak nasze czasy opanowały wszelkie szkodliwe działania,które nie zyskają u większości aprobaty.Wykraczają ponad poziom ludzkich wyobrażeń i mają zgubny wpływ na całą ludzkość.Każda taka sprawa przekazana przez media w różnoraki sposób,każe się ludziom wnikliwym mieć na baczności.Mam mnóstwo przyjaciół,którzy w różnych zakątkach świata,postrzegają sytuację finansową,gospodarczą i obyczajową za trudną do zniesienia.Jeśli do tego dodamy wojny,zagrożenia terrorystyczne,kataklizmy,rozwiązłość,niemoralność,głód,ubóstwo,zarazy,choroby cywilizacyjne,to mamy zlepek wszelkich czynników nasilających się z roku na rok i znamionujących zbliżający się koniec złego systemu.

    1. Pani Tereso, mnie uczyli, że „przesadne koloryzowanie staje się kłamstwem” – no, i chyba te wszystkie procesy o zniesławienie, wytaczane prasie przez różnych ludzi całkiem dobrze to potwierdzają. Inna sprawa, że media, niczym jakiś Wielki Mag, potrafią także manipulować ludzkimi emocjami – wzbudzić miłość, strach, lub nienawiść. Ilu ludzi, oglądających np. „Kod Leonarda da Vinci” było przekonanych, że to nie fikcja literacka, tylko sama, najczystsza PRAWDA? Kilkanaście lat temu był też „skandal” z filmem „Ksiądz”, opowiadającym o kapłanie-homoseksualiście. Ci, którzy go widzieli, mówili, że piękny i poruszający, a ci, co nie widzieli, twierdzili, że to „dzieło szatana.” 🙂 Albo ilu komentujących wyrok w sprawie „Gościa Niedzielnego” zadało sobie trud, by przeczytać teksty, o które chodziło – i wyrobić sobie na ten temat własne zdanie? Najczęściej to, co uważamy (mnie nie wyłączając!) za nasze własne opinie to komentarze do cudzych komentarzy. Niedobrze również, kiedy bardziej porusza nas los biednych dzieci w Afryce, niż tych, które mamy za własną ścianą…Oczywiście, pani Tereso, chrześcijanie nie powinni nigdy popadać w rozpacz – mimo wszystko jest to PIĘKNY świat (bo dobry i piękny jest Ten, który Go stworzył :)). A to, że żyjemy cały czas „w czasach ostatecznych”, oczekując z utęsknieniem nadejścia „nowego nieba i nowej ziemi” – to też prawda. I to niezależnie od tego, w co wierzymy. Także ateiści mają nadzieję, że „świat przyszłości” będzie lepszy, niż ten obecny.

  7. A niedawno dowiedziałam się też czegoś nowego w innej sprawie, która – za sprawą mediów – zbulwersowała wielu ludzi na całym świecie: sprawie Terri Schiavo – pewien lekarz, który u nas w Polsce zajmuje się stwierdzaniem śmierci mózgowej (nawiasem mówiąc, stwierdził również, że w przypadku tej kobiety nie mogło być o tym mowy) całkiem rozsądnie zauważył, że w Stanach Zjednoczonych takie osoby jak ona są otoczone opieką, dopóki…nie skończą się pieniądze z ubezpieczenia (a jej się właśnie skończyły) albo jeśli znajdzie się sponsor, organizacja pozarządowa, ktokolwiek, kto zechce podpisać kolejny czek. I tak sobie pomyślałam, że może gdyby ci wszyscy obrońcy życia Terri zamiast protestować zorganizowali raczej zbiórkę na jej rzecz, dużo lepiej by się jej przysłużyli… (Sama bym się dorzuciła…) Wiadomo jednak, że DEMONSTROWAĆ jest zawsze łatwiej, niż podjąć konkretne działania. To nic nie kosztuje, prawda?

    1. A ja patrząc na tych wrzaskliwych i demonstrujących obrońców życia mam mieszane uczucia… Dlaczego większość z tych, który najgłośniej krzyczą o obronie życia POCZĘTEGO, lub też życia KOŃCZĄCEGO SIĘ, kompletnie NIC nie robią dla życia narodzonego i trwającego. Przeciwnie, mając Boga na ustach, jednocześnie rzucają obelgami, poniżają, odsądzają od czci i wiary tych, którzy często za wielką cenę bronią godności swojej i swoich dzieci (panny z dziećmi, pary bez ślubu, samotne matki…). Prawdziwy obrońca życia Terri poszedłby do jej rodziny i bez rozgłosu spytałby się w czym może im pomóc. Opieka to nie tylko kwestia finansów, często też wielki krzyż psychiczny i fizyczny.

  8. Witam Albo pozwoliłam sobie troszkę poczytać Twój blog , ponieważ będąc u mnie zostawiłaś mi swój adres. Pozdrawiam cieplutko . Ten login roza_19 z logowania wychodzi .Mój adres to basi-zycie.blog.onet.pl

    1. Witam i życzę miłej lektury! I tak masz szczęście, Różo, mnie „z logowania” wychodzi moje imię i nazwisko… 🙂

  9. to się nazywa 'agenda setting’ i istnieje, odkąd istnieją media. one nam ustalają porządek świata. problem tylko w tym, że przekaz bez odbiorcy właściwie nie istnieje, więc paskudne newsy będą dominować dopóty, dopóki tłuszcza będzie ich głodna. a jest.

  10. Kiedyś kroniki też byłe fałszowane… A wiadomości jakie pozostawały dla odbiorców – tylko takie jakie były zgodne z myślą panującego. Nadrabiając zaległości w lekturze ostatnio wróciłam do czasów rzymskich… Czyż nie usuwano posągów i nie wymazywano imion osób niewygodnych dla władcy? Historia największą kurtyzaną dziejów… a teraz „media największą kurtyzaną” 😉

    1. A, usuwano, usuwano, i owszem – syn kobiety-faraona, królowej Hatszepsut, latami przez nią pomiatany i zamknięty w areszcie domowym, kazał po jej śmierci zniszczyć wszelkie ślady po kochającej mamusi… 🙂 I co? I nadal o niej uczymy w szkołach! 🙂 Myślę, że w historii – tak samo, jak w mediach – NIE MA takiej tajemnicy, która by wcześniej czy później nie wyszła na jaw. A nawet wydaje mi się, że ludzie (przekornie!) pamiętają lepiej te rzeczy, o których im się pamiętać zabrania. Najlepszym tego przykładem jest Herostrates, „skromny” szewc z Efezu, który postanowił za wszelką cenę przejść do historii – i w tym celu (jak wiadomo) podpalił słynną świątynię Artemidy, jeden ze starożytnych cudów świata. Za ten czyn i oburzającą pychę skazano go na karę śmierci i „wymazanie imienia” z wszelkich dokumentów (żeby jego pragnienie nie mogło się spełnić). A jednak wiemy o tym, ponieważ tę relację przekazał nam historyk grecki Teopomp. Można zatem powiedzieć, że ambitny szewc dopiął swego…

      1. My wiemy – bo po wielu latach (dekadach… wiekach…) nie widzimy potopu drobnych szczegółów… A zatarcie wszystkich śladów prawdy jest niezwykle trudne. Ktoś gdzieś nie wykona rozkazu, ktoś idzie pod prąd… Nie trzeba szukać przykładów aż tak „daleko”, wystarczy porównać np. programy nauczania historii w PRL a dziś. Dziś mamy sojuszników w USA – i krzycząc choćby o ludobójstwie w Katyniu, jakoś nie chcemy wcale pamiętać o Hiroszimie… O ilu rzeczach nie wiemy, zalewani powodzią fakcików, lepiej nie myśleć. Media też mają krótką pamięć – zachłystują się złymi wypadkami (przykład – wybuch w kopalni – przez kilka tygodni media żyły kolejnymi zgonami górników. dziś nic nie wiemy o tym czy któryś z nich wyzdrowiał, czy wrócił do rodziny… a taka szczęśliwą wiadomość przecież warto by usłyszeć). Może dlatego, że otumanionym i przestraszonym motłochem łatwiej kierować?

        1. Oczywiście, że ogłupionymi ludźmi łatwiej jest kierować – tym bardziej, że współczesne media mają niespotkane wcześniej możliwości (techniczne) umożliwiające tworzenie „faktów prasowych.” Moja mama pracowała kiedyś w redakcji pewnego tygodnika – i opowiadała np. że kiedy jest niedostatek „listów od Czytelników” to się je samemu pisze. Kiedyś, w sezonie ogórkowym, gdy już naprawdę nie było o czym pisać, jej koledzy dziennikarze sfabrykowali lokalną mutację „potwora z Loch Ness”, używając do tego fotografii poczciwej żaby oraz…programu do obróbki zdjęć. Nic wielkiego. Ale jakież było moje zdziwienie, gdy na pikniku organizowanym przez redakcję usłyszałam dwie panie, rozmawiające z przejęciem o tym, że nie należy dzieci posyłać nad wodę, bo podobno „coś” tam się ukazuje. Na powątpiewanie drugiej pani ta pierwsza odparła z przekonaniem:”Ależ sama to czytałam w gazecie…i nawet zdjęcie zamieścili!” 🙂 Myślałam, że z wrażenia spadnę z krzesła – nie sądziłam, że ktoś może uwierzyć w taką bzdurę…Włodzimierz Matuszak, grający rolę proboszcza w serialu „Plebania” opowiadał, że kiedyś podczas przerwy w zdjęciach podszedł do niego jakiś pijaczek, mówiąc, że chce się wyspowiadać. „Ale ja nie jestem księdzem.” – odparł aktor. „No, jak to, nie jest pan księdzem?! Przecież W TELEWIZJI widziałem!”

          1. Skoro ludzie w potwora z Loch Ness uwierzyli, we wszelkie UFO, w Kaszpirowskiego… czemu nie mieliby uwierzyć w lokalną „straszną żabę”? Ludzie mniej przenikliwi i uważający myślenie za zbędny wysiłek łatwo dają wiarę wszelkim plotkom. Ale to w pewnym sensie straszne jest…

          2. Jest straszne… i nawet nie „w pewnym sensie” – dysponując dzisiejszymi środkami masowego przekazu można by dużo łatwiej rozpętać „nagonkę” na określoną grupę ludzi: Żydów, zakonnice, muzułmanów, psychologów, lekarzy, gejów, chrześcijan, pedofilów – kogokolwiek zresztą – niż w dawnych wiekach, które nie miały takich możliwości.

  11. Coś z dzisiejszego „tematu dnia” na Onecie: „W nowoczesnym świecie wciąż jesteśmy zalewani przeogromną ilością informacji. W efekcie często nie jesteśmy w stanie przeanalizować wszystkich dostępnych danych i dokonujemy „skrótów”. W ten sposób podejmujemy decyzję, jak się zachować. (…) Różnica [pomiędzy wpływem społecznym a manipulacją] sprowadza się do pytania, czy reguła wpływu społecznego jest stosowana w uczciwy czy nieuczciwy sposób. Moja książka sprzedała się w dwóch milionach egzemplarzy i mam prawo zamieścić taką informację na okładce. W ten sposób uczciwie informuję czytelników, że wiele osób uznało, że warto przeczytać moją książkę. To jest wpływ społeczny. Z manipulacją mielibyśmy do czynienia wtedy, gdybym podał nieprawdziwą informację. (…) Dla Polaka liczy się to, co robią jego znajomi, przyjaciele, sąsiedzi. Wybiera takie zachowanie, jakie prezentuje większość lub ludzie podobni do niego. ” (Robert Cialdini, światowej sławy ekspert w sprawie technik wywierania wpływu na ludzi). Wynika z tego, niestety, że nowoczesne społeczeństwa są bardzo podatne na manipulację (dezinformację). Pokazał to np. ostatni sondaż „Gościa Niedzielnego” w sprawie Galileusza – ludzie wiedzieli, że miał on jakieś problemy z inkwizycją, więc większość (ponad 50%!) błędnie przyjęła, że został spalony na stosie. („bo przecież inkwizycja była zbrodniczą organizacją, której jedyną metodą działania było…”:))

    1. Dzisiejsza dezinformacja to chyba w większym stopniu podawanie informacji wybiórczo niż ich fałszowanie.”Gość Niedzielny” założył iż 50% ankietowanych myślało o stosie Galileusza „bo Inkwizycja zbrodnicza była”… Nie jestem sama do końca pewna czy właściwie rozumuję (coś tam pamiętam o Galileuszu ze szkoły podstawowej a dawno to było, w googlach mi się sprawdzać nie chce), ale świta mi, że Galileusz wyparł się swojej heliocentrycznej teorii, pokajał się i za błąd przepraszał, więc dlatego nie został stracony na stosie… I dlatego nie o nim a o Koperniku mówimy, że „wstrzymał słońce ruszył ziemię”. A nie dlatego, że inkwizytorzy, niesłusznie na morderców kreowani, byli wzorem cnót i miłości Bożej… ;)Przepraszam za składnię ale mi synek śpi na rękach 🙂

      1. Spróbuj zrobić prywatną ankietę uliczną, na temat tego, co stało się z Galileuszem – a wyniki będą dokładnie takie same – tak wielka jest siła MITU. A co do inkwizycji, nie zamierzam udowadniać, że inkwizytorzy (wszyscy) byli wzorem cnót i miłości bliźniego – ale też na pewno nie wszyscy byli tępymi, ograniczonymi i żądnymi krwi fanatykami (jakimi ich widziała XVIII- i XIX-wieczna propaganda antyreligijna). Niektórzy byli światłymi ludźmi, którzy ocalili przed samosądem tłumu (a że zawsze „lud” jest chętny do wymierzania „sprawiedliwości” odmieńcom, to pokazuje choćby sprawa z Włodowa) wielu niewinnych. Więcej na razie nie napiszę, bo synek…:) Będzie o tym jeszcze odrębny post, ale muszę się do tego rzetelnie przygotować.

        1. Mam niejasne obawy, że robiąc prywatnie sondę uliczną z pytaniem „co się stało z Galileuszem”, dowiedziałabym się w sporej liczbie odpowiedzi, że Galileusz jest bohaterem jakiejś gry lub komiksu albo, że „kto to był?”. Odpowiadając na pytanie czy spłonął na stosie niejeden osobnik zapewne „strzelał”, a że można typować między „tak” lub „nie” – rozłożyło się po 50%.Nie zarzucam w najmniejszym stopniu Tobie gloryfikowania Inkwizycji. Jak w każdej instytucji władzy, tak i tam znaleźć się musieli ludzie światli, z chęcią zrobienia czegoś dobrego. I jak wszędzie władza doprowadziła do licznych wynaturzeń. Z niecierpliwością będę czekać na posta w tym temacie.Dziękuję szanownej Autorce za poruszanie w tak mądrej i przystępnej formie tych wszystkich trudnych tematów. Dzięki przypadkowi trafiłam tu i mogę trochę „odkurzyć” swój mózg, zaśniedziały już od kołowrotu domowego 🙂

  12. Media ujawniły właśnie nowe fakty w kontrowersyjnej sprawie Violetty W. z okolic Szamotuł. Prokuratura nie dopatrzyła się znamion przestępstwa w jej sterylizacji, która miała być usprawiedliwiona stanem bezpośredniego zagrożenia życia pacjentki (o czym wcześniej nie było mowy, mówiło się o niebezpieczeństwie kolejnej ciąży, nie o krwotoku wewnętrznym…).Całkiem możliwe. Bardziej zastanowiło mnie jednak, że przed zabiegiem kazano jej podpisać zgodę nie na „sterylizację” lecz na „cesarskie cięcie i inne POTRZEBNE zabiegi” – znając obniżony poziom intelektualny tej kobiety, mam POWAŻNE wątpliwości, czy ona rozumiała, że może to oznaczać TAKŻE ubezpłodnienie…I nie wiem (bo się nie dowiedziałam z przekazu) czy to oznacza, że podpisując taką zgodę KAŻDA kobieta powinna liczyć się z podobną możliwością?

    1. Chyba niezupełnie tak jest. W mojej bliskiej rodzinie był taki przypadek. Kobieta urodziła jedno dziecko bezproblemowo, drugie (ponad 5 kg) za pomoca pompy, do tego dostała tężyczki więc z komplikacjami, przy trzecim porodzie (znowu dziecko ponad 5 kg) o mało nie umarła. Nie dość że popękała zupełnie zrobił sie tętniak i tylko dzieki natychmiasowej operacji wykonanej przez profesora sciągnietego nocą na sygnale przezyła a przezywa bardzo znikomy procent. Jak juz doszła do siebie lekarz jej powiedział że chcieli jej podwiazać jajniki (nastepnego porodu juz by nie przezyła) ale była nieprzytomna i wobec tego nie wyraziła zgody. a bez zgody taki zabieg jest niedopuszczalny więc nikt nikomu bez jego zgody czegos takiego nie zrobi. Zeby było jasno, ona żałowała że jej tych jajników nie podwiązali, trójka dzieci jej wystarczyła i miała zamiar je wychować a nie osierocic.Ta dana Wioletta musiała zgodę podpisać, inna sprawa że z jej poziomem inteligencji to pewnie wogóle nie zrozumiała co do niej mówia i co podpisuje.

      1. Prawo polskie, Olu, pozwala lekarzom na wykonanie takiego zabiegu nawet bez zgody pacjenta w przypadku zagrożenia zdrowia lub życia, ale – co zrozumiałe – boją się to robić z uwagi na groźbę późniejszych pozwów. Dawniej taki zabieg wykonywano właściwie rutynowo po trzecim (czy czwartym) cięciu cesarskim. Z drugiej jednak strony, Karta Praw Pacjenta (która też jest obowiązującym PRAWEM) nakłada na lekarzy obowiązek wytłumaczenia choremu wszystkiego W SPOSÓB DOSTOSOWANY DO JEGO MOŻLIWOŚCI. Mam wrażenie graniczące z pewnością, że tutaj tego zaniedbano („głupia – pomyśleli – i tak nie będzie wiedziała, co się z nią stało.”). A przecież wystarczyło powiedzieć np. „Zrobimy tak, że nie będziecie państwo mieli już więcej dzieci. Zgadza się pani?” Sama wiem, że w tej sytuacji często cała „rozmowa” sprowadza się do „proszę tu podpisać.” Bardzo mnie bolało, a podsunięto mi cały plik dokumentów do podpisu – poprosiłam P. żeby przeczytał mi na głos przynajmniej niektóre z nich. Wiem, że w takim stanie mogłabym podpisać WSZYSTKO co tylko by mi podano. A przecież ja NIE JESTEM opóźniona!!!!

        1. Oczywiście, jezeli np. pęknie macica co zagraza zyciu to wycinaja ja bez pytania – ratuja tym sposobem zycie ale podwiazanie jajnikow zycia nie ratuje więc musi byc na to zgoda. A jezeli chodzi o zgode tej pani to mam niestety mieszane uczucia. Po pierwsze podobnież najpierw się cieszyła a potem nagle przestała. Nie uważasz ze ktoś mógł jej uświadomić że może cos na tym ugrac, chocby odszkodowanie (a osoba nia kierujaca też by przy niej coś zarobiła – nic za darmo). Po drugie nie docieraja do mnie motywy działania lekarza który zakładajmy zrobił to bez jej wiedzy.Ani jej brat ani swat, ani nie miał w tym żadnego celu, dodał sobie roboty i tyle a do tego wiedział jakie moga być konsekwencje więc po co by to zrobił? Chyba taki wyrywny nie był i „z nudów” jej tego nie zrobił. Kiedys juz pisałam o takiej „słabo kumatej” ktorej miał pepek pęknąc przy porodzie. Jej mozna było sto razy jedno i to samo tłumaczyc, płuca wypluc a ona i tak nie kapowała o co chodzi. Jak dostała wyrok w zawieszeniu za posługiwanie sie cudzym dowodem osobistym wyleciała z wrzaskiem z sali sadowej bo myslała ze…będą ją wieszac.Jak miała urodzić dziecko miała tłumaczone żeby uregulowała jakos swój status (dziecko oczywiscie nieslubne). Do niej docierało jedno, chce mieć slub w kościele w białej sukni. To ze ojciec jej dziecka był raz rozwodnikiem a drugi raz nawet nie miał rozwodu dla niej było zupełna abstrakcją.

          1. Ale to nie zmienia faktu, że SAMI LEKARZE przyznają, że najczęściej o żadnej rozmowie z pacjentem nie ma nawet mowy. Mnie samą np. chcieli do tego cięcia uśpić (bardzo boję się narkozy, i kiedy tylko mogę, unikam tego) – nawet mnie nie poinformowali, jakie są INNE możliwości. Na szczęście głośno zaprotestowałam i zapytałam, czy ZDROWYM kobietom robi się tak samo. No, i – na swoje wyraźne żądanie – dostałam znieczulenie miejscowe, jak wszyscy.

  13. Cała ta sprawa zresztą pokazuje jeszcze inną strategię mediów: otóż najpierw „rzucają one FAKTEM” (im bardziej bulwersujący jest ten fakt, tym lepiej: „Odmówiono aborcji 14-letniej zgwałconej dziewczynce!”; „Wysterylizowano kobietę bez jej zgody!”) i na tej podstawie każą nam wydać SĄD – a dopiero później, stopniowo, i czasami „małym druczkiem” ujawniają różne „nowe okoliczności”, które czasami odwracają sens całego wydarzenia o 180 stopni… Okazuje się nagle, że ów straszliwy gwałt wcale nie był gwałtem, a wysterylizowana kobieta dostała krwotoku podczas operacji. Ta technika „dezinformacyjna” jako żywo przypomina mi dowcipy o radiu Erewań: „Czy to prawda, że Kola kupił w Moskwie samochód? Szczera prawda, tylko, że nie samochód a rower, nie kupił, tylko mu ukradli – i nie w Moskwie, a w Leningradzie…”

  14. Natomiast niedawny „skandal” z udziałem senatora Piesiewicza (który miał zażywać podejrzany biały proszek w towarzystwie równie podejrzanych pań…) pokazuje jeszcze, że współczesne media szczególnie lubują się w pokazywaniu nam, że każdy, także (a może ZWŁASZCZA) ten, kto stara się uchodzić za „świętego”, ma swoje grzeszki. Odwrotnie dzieje się niezwykle rzadko. Być może ta strategia służy uspokojeniu sumienia przeciętnego Kowalskiego, który po wysłuchaniu takiej „szokującej” informacji może sobie powiedzieć: „No, proszę – skoro oni, ci z najwyższej półki, tak sobie pozwalają, to tym bardziej mogę i ja, biedny żuczek!” – i spokojnie przełączyć się na walkę Pudziana z Najmanem, pociągając piwo z butelki…

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *