Miłość, miłość, miłość…

Ks. Twardowski kiedyś napisał, że

ten którego kochają
zostanie zbawiony
choć kocha się dlatego
że się nie rozumie…
A wtóruje mu Tomasz Terlikowski, powtarzając za jednym ze swoich wykładowców, prof. Mieczysławem Gogaczem: „Kto był kochany przynajmniej przez jedną osobę, na pewno będzie zbawiony. Bóg nie może bowiem nie zbawić tego, kto kochał, a jeśli go zbawi, to na pewno nie pozbawi go tego, kogo ukochał…” (cyt. za: T. Terlikowski, Kościół (dla) zagubionych, Wydawnictwo M, Kraków 2007, s. 114). I nie ukrywam, że taka wizja jest bardzo bliska również mojemu rozumieniu miłości (do) Boga.
 
I w ten oto sposób płynnie doszłam do konkluzji, że ta ostatnio tak bardzo zdewaluowana „miłość” niejedno ma imię… A o tym „innym” jej obliczu, które (na szczęście!) także dane mi było w życiu poznać, w niezwykły sposób mówi ten piękny tekst, który odkryłam całkiem niedawno:
No, proszę – a już myślałam, że niewiele jest rzeczy, które są w stanie jeszcze mnie poruszyć…


69 odpowiedzi na “Miłość, miłość, miłość…”

  1. MIŁOŚĆ CO JEST MIŁOŚCIĄ NIGDY NIE JEST GRZECHEM -napisał ks.Jan Twardowski…i będę się tego trzymać;):)

    1. Amen! (Chociaż z pewnością znajdą się tacy, którzy mi udowodnią, że miłość taka, jak moja zawiera jedynie 100% grzechu…). Ale mnie się jeszcze przypomina fragment starożytnego tekstu, wykorzystanego w filmie „Kto nigdy nie żył…”: „Co PIĘKNE jest, także jest i DOBRE…” I tyle.

      1. Zgadzam się z Tobą Albo. Miłość sama w sobie jest piękna tylko ludzie są ułomni duchowo i nie zawsze potrafią pojąć i docenić to co jest im ofiarowane.Pozdrawiam.

      2. Najpiękniejsza „walentynka” to taka:”Nie zrobię dla Ciebie wszystkiego – nie zgrzeszę”. To propozycja Franciszka Kucharczaka w tekście „Klajstrowanie miłością” (wrzućcie tytuł w google). W imię miłości podstarzali panowie odchodzą od swoich żon, a żony zdradzają mężów, w imię miłości dzieci tychże zakochanych pozostają z sercem rozdartym między mamą i tatą i wiele innych przykładów jak pięknie na sztandarze wypisać „miłość, miłość, miłość”, tak żeby nikt nie dojrzał ukrytych pod nimi haseł: „egoizm, egoizm, egoizm”. I jak to powiedział o. Salij przewrotnie zrobić z Boga sprzymierzeńca swojej niegodziwości, bo przecież Bóg jest miłością i jak może sprzeciwiać się naszej miłości? Fałszywych proroków ci u nas dostatek i nawet mają posłuch, ale dla Pana Boga nie pracują, oj nie…

        1. Zdaje się, córko marnotrawna,że zupełnie nie rozumiesz…co autor miał na myśli (jeśli chodzi o ks .Twardowskiego);)

      1. MIŁOŚĆ jest MIŁOŚCIĄ, kiedy nie jest grzechem. Prawda, MIśka? A głos sumienia to głos rozsądku, a nie egzaltacji. Poczytaj sobie wykładni Kościoła Katolickiego np. na http:/mateusz.pl/wdrodze/nr438/01.htm o sumieniu, które nie czuje swojej grzeszności. Ks. Twardowski był kapłanem Chrystusowym i na pewno miał na myśli Miłość z Hymnu o miłości św. Pawła. Czyż nie?

        1. Córko, masz rację – jednak to, co NA POCZĄTKU było grzeszne, może ulec „oczyszczeniu” z czasem. To po pierwsze – czy Bóg w końcu nie pobłogosławił Dawidowi i Batszebie MIMO tego, że ich związek zaczął się strasznie grzesznie, bo od zdrady małżeńskiej i morderstwa? Dostrzegł i uświęcił w tym wszystkim element PRAWDZIWEJ miłości. Bóg potrafi pisać prosto nawet na krzywych liniach. A po drugie, Kościół zawsze nauczał, że nie jest złem słuchać własnego sumienia, nawet, jeśli jest ono ŹLE ukształtowane.

          1. Bardzo pięknie to ujęłaś Albo, tylko czy zagwarantujesz jakiejś parze żyjącej bez sakramentalnego ślubu, że dożyją nawrócenia i postawią Boga na pierwszym miejscu? To do nich Chrystus zwraca się z dzisiejszej Ewangelii „biada”, nie, żeby grozić (bo On nawet trzciny nadłamanej nie złamie do reszty), ale żeby wyrwać człowieka z tego przekleństwa (które sam sobie zgotował) do Błogosławieństwa życia w Bogu.

          2. No cóż, córko..a czy Ty to zagwarantujesz komukolwiek? Ja bardziej zwracam uwagę na to,że „..ostatni będą pierwszymi..”,albo „tak więc trwają te trzy-wiara, nadzieja,miłość,a z nich największa jest miłość’,więc nie popieram osądzania,bo może się zdarzyć,że to na nasze postępowanie nie będzie usprawiedliwienia:):)

          3. Ale katolik powinien wiedzieć czego w związku z tym o czym piszesz „wiara, nadzieja i miłość” oczekuje od nas Chrystus. No więc ponawiam pytanie: czy seks pozamałżeński jest dla Ciebie grzechem? (jeśli rzecz jasna jesteś katoliczką). Dodam, że piszemy tu o sytuacji nie związanej z żadnym konkretnym przypadkiem, nikogo nie osądzisz, bez obawy.Aha, żeby było jasne, oczywiście zgadzam się z Tobą, że nikomu nie zagwarantuję, że umrze pojednany z Bogiem. Takiej gwarancji nikt dać nie może. Dlatego św.Piotr tak usilnie wzywał „czuwajcie”!

          4. Widzisz córko,czytaj WSZYSTKIE komentarze!Bo odpowiedziałam Ci na Twoje pytanie 9 min wcześniej!Tak jestem katoliczką,znam dekalog,ale wiem też,że są okoliczności łagodzące!Tzn,że tylko Pan Bóg zna wszystkie nasze myśli, pragnienia, intencje -o tym też pisała Alba i tylko on może nas osądzać:)Martwmy się o swoje życie, a nie próbujmy nawracać bliźnich „siłą”!I sama potrafię ocenić, czy kogoś osądzam,czy nie-wierz mi -jestem już dużą dziewczynką:):)Zmykam na obiad, miłej niedzieli dla wszystkich:):)

          5. Czytam Miśka, czytam, a przede wszystkim Pismo Św., nikogo nie mam zamiaru nawracać, ale jeśli teolog nie potrafi dać jasnej odpowiedzi na proste pytanie to mnie to osłabia i też pójdę coś zjeść. A Tobie więcej ducha prorockiego życzę, a nie relatywizmu światowego , bo źle się to może skończyć dla Twoich katechizowanych. Miłego dnia również!

          6. Czyżbym Cię przeceniała?Skoro napisałam,że jestem katoliczką wierzącą , praktykująca i znam dekalog, to nie jest jasne,że wiem,że seks pozamałżeński jest grzechem?To chyba logiczne,co?Jak ktoś Ci powie,że jest informatykiem będziesz go pytać, czy wie, gdzie jest enter?Wiem też,że palenie jest grzechem…i co z tego wynika?Mam podchodzić do każdego palacza i robić mu wykłady?Przykłady można mnożyć..Myślę,że brak taktu i pycha to też jakieś wykroczenie…A czytać Pismo Święte też trzeba czytać ze zrozumieniem…no, ale do takiej dyskusji jestem za słaba, za mało wiem;) i nie uważam za właściwe „przerzucać” się wersetami:)Wierzę,że dla każdego z nas Pan Bóg ma wspaniały plan, każdy ma swoją ścieżkę do zbawienia.I (nawet jeśli ktoś mnie tu zaraz posądzi o kadzenie)mam wrażenie,że Alba jest bliżej Pana Boga niż ja.A troska o moich katechizowanych niech Ci nie spędza snu z powiek – na razie nie uczę:)

          7. Miśka,ufff nareszcie, po wielu trudach udało się ustalić, że seks pozamałżeński jest grzechem. Dzięki. A przy okazji dowiedziałam się paru rzeczy o sobie, za co również dziękuję!

          8. Proszę!Gdybym wiedziała,że masz braki z zakresu wiedzy szkoły podstawowej wyjaśniłabym od razu;)Moja wina, ale wiesz, uczyłam w gimnazjum, a tam już każdy uczeń to wie,więc myślę,że mnie rozumiesz!Zresztą wystarczyło wpisać hasło w google ;):)

          9. No widzisz człowiek uczy się przez całe życie. Nawet taki pyszny, zimny i ślepy jak ja. Czego i Tobie życzę.

          10. Każdy z nas uczy się przez całe życie!Nie bądź dla siebie( ani dla innych) taka surowa:):)

          11. He he, no coś w tym jest co piszesz. Parę osób stwierdziło, że mój mąż jest święty, że ze mną wytrzymuje, a on jakoś wytrzymuje i ma się dobrze. A oprócz tego co wymieniłaś mam jeszcze parę innych wad, ale o tym cicho sza, bo wyjdę na zupełnego potwora.

          12. Każdy z nas ma wady:)Doskonali bylibyśmy…pewnie nudni;), albo nie do zniesienia:) A z drugiej strony -czy nie fajnie jak coś uda nam się w sobie zmienić? Miłego wieczoru życzę:):)

          13. Człowiek ma szansę cały czas się rozwijać i tym różni się np. od aniołów, które są bytami w pełni doskonałymi i takie już pozostaną na wieczność. Nawet święci w niebie nie spoczywają na laurach i dalej wzrastają w doskonałej miłości i pewnie gratulują sobie teraz nasi Patronowie, że nasza wymiana zdań ma jednak wydźwięk konstruktywny i budujący… Dobrej Nocy życzę.

          14. Ty też nie możesz tego nikomu „zagwarantować” córko – ani tym bardziej nikogo „nawrócić” – to potrafi tylko Bóg. A wierzę głęboko, że On nie sądzi ludzi po pozorach, lecz widzi ich serca, pragnienia, intencje…

        2. MIŁOŚĆ CO JEST MIŁOŚCIĄ NIGDY NIE JEST GRZECHEM – takie słowa ks Jana przytoczyłam, a nie że miłość jest miłością kiedy nie jest grzechem.Inaczej rozumiemy, ale też tak można, prawda?Nie chciałam robić wykładu teologicznego,bo to nie czas i miejsce ku temu:) A jakie są Twoje intencje?:)

          1. Pytasz o moje intencje, są proste, chciałam wiedzieć czy pojmujesz Miłość w sposób ewangeliczny, czy nie. Jeśli jesteś katoliczką to odpowiedz czy seks pozamałżeński jest dla Ciebie grzechem czy nie? Jeśli nie jesteś katoliczką to jakimi normami moralnymi kierowałabyś się w tym względzie? Ks. Twardowski jak podejrzewam nie pisał o miłości abstrakcyjnie, stąd moje pytania. Wcale nie musisz na nie odpowiadać na forum, wystarczy w swoim sercu i sumieniu.

          2. Jeśli zadajesz pytania, to znaczy,że oczekujesz odpowiedzi:)Czy masz prawo do takich pytań?No cóż…wezwałaś mnie niejako do złożenia świadectwa!Tak, jestem wierzącą, praktykującą katoliczką.W dodatku tologiem!Wiem,że wiele osób od razu postawi mnie na sobie ustalonej pozycji,ale są też tacy, którzy nie kierują się schematami.Ale tym bardziej uważam,że powinnam świadczyć o Bogu moim życiem, a nie mądrowaniem się.Bo jedno wiem na pewno – nie MNIE oceniać innych!Miłego dnia:)

          3. A więc jeszcze lepiej, pytam Cię więc jako teologa, czy seks pozamałżeński jest grzechem? Oczywiście pytanie nie jest związane z konkretnym przypadkiem.

          4. No, tak, Miśko – często najbardziej surowi w stosunku do innych są ci, którzy sami dopiero się nawrócili. Sądzą, że w ten sposób gromadzą sobie dodatkowe zasługi u Boga. „Poznałem prawdę i teraz będę was nią walił po oczach, wy, grzesznicy!” Tymczasem często zapominają o tym, że to JEDYNIE Bóg może „oślepić” człowieka swoim blaskiem (tak, jak zrobił to ze świętym Pawłem zmierzającym do Damaszku.”

          5. Albo, jeśli „pijesz” do mnie, to się mylisz. Staram się nawracać każdego dnia na nowo, a z moim grzechem bycia w związku bez sakramentu małżeństwa skończyłam ok. 15 lat temu, więc trudno to nazwać świeżym nawróceniem. Natomiast żal za tamte grzechy zaczęłam tak naprawdę odczuwać ok. dwóch lat temu, co nie znaczy, że się z nich nie spowiadałam. Dokładnie wiedziałam, kiedy grzeszę, ale żalu nie czułam, bo przecież kochałam. Dlatego nie staram się coś Tobie udowodnić czy nawrócić, bo dar łez i żal za grzechy przychodzi często dużo, dużo później i jest darem miłosiernego Boga za, który nie przestaję dziękować. Właśnie taką sytuację odczuwania żalu za grzechy po wielu latach opisuje o.Pyda w artykule „Gdy sumienie się waha”.

  2. Sorry wpadłem na ten blog przypadkiem i przepraszam nigdy juz tego nie zrobię. Udowadniasz każdego dnia że tłumacząc świat z poziomu katolika można ze wszystkiego, literalnie z każdej zycia sfery zrobić parodię. Współczuję wszystkim wierzącym bo to jednak wiąże się z jakimś niedomaganiem psychicznym co widać wyraźnie na tym blogu zarówno w treści jak i w komentarzach. Współczuję wam również tej nasilonej do maksimum egzaltacji i minoderii. Jak wielka musi być mania przesladowcza i megalomania żeby myśleć na okrągło że ktoś z góry na was patrzy i to ocenia. Naprawdę wierzycie że bóg nie miałby nic do roboty tylko patrzeć na was??? Chyba że on lubi czarny humor. Jak dla mnie gdyby bóg istniał to raczej nie stworzył by takich zamotanych i trawionych manią przesladowczą megalomanów.

    1. Nie czuję się megalomanką w tym sensie, że nie wierzę, by Bóg przejmował się BARDZIEJ mną niż Tobą. Dziękuję za tak „miłe” słowa – jednak sądzę, że mówią one znacznie więcej o Tobie, niż o mnie…

      1. To fakt że własne słowa mówią więcej o tym kto je wypowiada, a twoje mówia więcej o tobie niż o mnie. Odkrycie doprawdy sensacyjne. Z dyskusji pod notkami i samych notek wnioskuję że dla ciebie egzaltacja ważniejsza jest od szczerości a minoderia to życiowe credo… Nie przejmuj się nie jesteś sama

        1. Nie jestem egzaltowana – a z czego wnosisz o mojej minoderii? W powierzchownym ocenianiu ludzi, których nawet nie znasz, Ty również nie jesteś osamotniony. W sieci jest pod dostatkiem ludzi, którzy po powierzchownym (bez próby choćby minimalnego zrozumienia intencji autora) przejrzeniu kilku tekstów twierdzą, że mają prawo osądzać CZŁOWIEKA. I, że się tak zapytam, na czym miałaby polegać owa „szczerość” która znalazłaby uznanie w Twoich oczach? Na tym, bym przyznała, że naprawdę nie wierzę w to, co wierzę, i nie myślę tak, jak myślę? Daruj, ale nie mogę tego zrobić – chociaż zdaję sobie sprawę z tego,że mój styl wypowiadania się może być dla niektórych drażniący. Jestem jaka jestem.

          1. Zrozumiałaś to na opak co mnie specjalnie nie dziwi, chodziło o to że nie doceniłaś mojej szczerości słonko. A po za tym po czym mam oceniać twoją osobę? Po tekstach z netu chyba bo osobiście się nie znamy. Fakt że są one powierzchowne, minoderyjne, egzaltowane i megalomańskie według ciebie o niczym nie świadczy? to znaczy tak piszesz dla samego pitulenia czy co? Oceniam po dostępnym materiale, zamieść inny to ocena będzie inna. Nie do mnie pretensje, teksty masz jakie masz.

          2. Ty rozumiesz na opak wszystko, cokolwiek napisałam (przy czym szczerze wątpię, byś zadał sobie trud przeczytania czegokolwiek poza tym, co widać na pierwszej stronie – ale mniejsza o to…) – a ja się nie dziwię. 🙂 Jak mawiali starożytni – „de gustibus non est disputandum:” Nigdy także nie twierdziłam, że aspiruję do literackiej Nagrody Nobla – wszakże doświadczenie uczy, że ci, którzy najchętniej zarzucają innym wygórowane mniemanie o sobie, sami nie są wolni od tej przywary. Nie ma przymusu, by czytać moje teksty, aczkolwiek (co mnie samą bardzo dziwi) jest wielu wartościowych ludzi, którzy znajdują w tym przyjemność. Masochiści?:) Ps. „Poza tym” piszemy łącznie (a nie: „po za”), szanowny panie cenzorze…

          3. Tak minoderia, egzaltacja i belferstwo na pierwszej stronie mają ochraniać subtelny świat ukryty przed nie wtajemniczonymi na drugiej stronie, arcysprytne. Zwłaszcza u ludzi którzy szukaja mądrych myśli o miłości u teoretyków kompletnych czyli księży. To tak jak kiedyś widziałem w necie romowę-konferencję z Dalaj Lamą o kosmonautyce. Egzaltujcie się tym dreszczem na plecach pod spojrzeniem absolutu. Jemu doprawdy całe dnie zajmuje kontemplacja mądrych myśli świętego Augustyna i twoje w nich umiłowanie. Zaczytuje się wraz z tobą w pozjach ks Jana. Powinno sie namalować obraz olejny w stylu Kossaka i formatu panoramy racławickiej przedstawiający te wasze posiedzenia.

          4. Encie, czy mi się tylko wydaje, czy naprawdę stosujesz wobec mnie tę nieuczciwą technikę dyskusji, która nazywa się GENERALIZACJĄ (albo niesprawiedliwym uogólnieniem?) – i czyniąc zarzuty pod moim adresem, w rzeczywiści wyładowujesz na mnie swoje uprzedzenia pod adresem wszystkich wierzących? (Kimże ja jestem, by mnie porównywać z Dalaj Lamą?:)). Wybacz, ale nic nie wiem o żadnych „waszych posiedzeniach” – ani też nie biorę w nich udziału. Jeśli masz jakieś zastrzeżenia co do MOJEGO poziomu umysłowego, to napisz po prostu (szczerze:)): „dziewczyno, irytujesz mnie, jestem głupia, niekompetentna i pusta” – tak byłoby znacznie uczciwiej, nie sądzisz? Ps. Nie wydaje Ci się, że nadużywasz słowa „minoderia”?:)

          5. Jesteś samotny, coś Ci w życiu nie wychodzi, czy tylko wstałeś lewą nogą?Zastanawiam się, co sprawia,że w Tobie tyle złości?! Znajdź może coś, co Cię mniej frustruje, bo nabawisz się wrzodów;)Obrażanie ludzi, a raczej próba obrażania to chyba marne osiągnięcie,nie ma się czym chwalić , prawda?Zwłaszcza,że nikt Cie nie prześladuje, nie wchodzi na Twój teren…:)Alba jest dla Ciebie słonkiem????hmmm…..

          6. Jakiej złości? Chciałem być konstruktywnie krytyczny w stosunku do treści i formy przekazu nie odnosząc się personalnie. Blog to jakaś kreacja virtualna i chociażby przez fakt że nie obcujemy tu z żywym człowiekiem nasze postrzeganie jest oparte na całkowicie innych niż w realu elementach, i dlatego też oceniamy to jakby książkę. Czy jak książka się nie podoba i mówisz że główna postać jest plastikowa a dialogi głupie to znaczy że autor jest plastikowy i głupio się wypowiada w życiu?

          7. Jak książka Ci się nie podoba piszesz do jej autora i przepraszasz,że ją przeczytałeś?I informujesz,że więcej tego nie zrobisz?:)Obrażasz go za JEGO postrzeganie świata?Przecież nikt Cię nie namawia na podzielanie poglądów autora , prawda?A jeszcze, przynajmniej takie moje odczucia,w bardzo złośliwy sposób!Pozdrawiam:)

          8. no,no..zaskoczyłeś mnie! Niewielu potrafi przeprosić.A przecież każdemu czasem coś nie wyjdzie;):):):)

          9. A i tekst autorowi bloga też może czasami nie wyjść.:) Zresztą NIGDY nie udało mi się napisać niczego, co spotkałoby się z entuzjastycznym przyjęciem przez WSZYSTKICH. I bardzo dobrze – TO dopiero byłaby „minoderia” (’chęć przypodobania się wszystkim’) do kwadratu. 🙂

          10. Miło to słyszeć – naprawdę nieczęsto można tu spotkać ludzi, którzy są zdolni przyznać się do błędu. Już choćby za to zasługujesz na mój szacunek.

          11. Mam nadzieję, że Ty „wypowiadasz się w życiu” ZAWSZE z większą mądrością, głębią i zrozumieniem dla tajemnic Wszechświata niż nieszczęsna autorka tych „plastikowych” tekstów… Muszę Cię jednak rozczarować – w Sieci jest wiele gorszych blogów niż ten – choć z pewnością jest też wiele lepszych. A pewna mądrość życiowa, którą staram się kierować, mówi: „spróbuj choć raz sam(a) zrobić dobrze to, co według Ciebie inni robią niedostatecznie dobrze.” Sądzisz, że piszę marne teksty? Zgoda. Kto Ci broni napisać lepsze?

          12. O, właśnie, to mi umknęło, Miśko – ciekawe, czy zdaniem mego szanownego oponenta użycie takiego pieszczotliwego określenia w stosunku do zupełnie OBCEJ osoby nie świadczy czasem o jej lekceważeniu i protekcjonalnym traktowaniu?

          13. Nie pomyślałem że tak to odbierzesz, nie było takiej intencji ale faktycznie niezręczne, sorry

          14. Nie ma sprawy. 🙂 A teraz pomyśl, że być może wiele rzeczy, które Cię irytują (może i słusznie) w moich tekstach również nie było moją intencją. Tak po prostu wyszło. 🙂

  3. * Agape (gr., łac. Caritas) – to typ miłości bezinteresownej, opierającej się na altruizmie i duchowej więzi, często motywowanej religijnie. * Philia (gr., łac. Amicitia) – miłość platoniczna, wolna od seksu i zmysłowości, przyjacielska, bezinteresowna, lojalna i wierna. Platon w „Uczcie” opisuje historię opowiadaną przez Arystofanesa o bardzo silnej istocie ludzkiej o dwu twarzach, czterech rękach, czterech nogach, plecach i piersiach naokoło, zagrażającej bogom. Zeus znalazł sposób, by, nie zabijając ludzi (jak chcieli inni bogowie), osłabić ich przez przecięcie każdego na dwie połowy. Od tej pory każdy szuka drugiej połowy, a gdy ją znajdzie, druga osoba, choć obca, staje się nagle bliska. * Eros (gr., łac. Amor) – miłość twórcza, kreatywna lub romantyczna, w której dominującą rolę odgrywa sentyment, tęsknota, oczarowanie, pragnienie coraz większej pełni. * Sexus – miłość zmysłowa, realizująca się w zbliżeniach płciowych, oparta na wzajemnym pożądaniu; najczęściej ma swój początek w zakochaniu. * narcyzm – (por. egoizm), miłość do samego siebie.Którą z tych miłości miał na myśli Twardowski,a którą opisuje apostoł Paweł?Bo mam wrażenie ,że nie wszyscy wiedzą!

    1. Piękna „systematyka miłości”, Ali Babo – dziękuję! Ale wiesz, co – myślę, że KAŻDA z tych miłości (no, może z wyłączeniem narcyzmu, aczkolwiek przecież mamy „miłować swego bliźniego jak SIEBIE SAMEGO”:)) jest darem Boga – i każda może nas do Niego zbliżać, doskonalić się i oczyszczać. „Każdy, kto miłuje, zna Boga, ponieważ Bóg jest miłością.”

  4. No proszę, nawet u Gogacza można znaleźć perełkę myśli! (jestem zachwycony logiką tego wywodu) A co do piosenki, to zachwyciło mnie dodatkowo to, że tak prostymi środkami można było ją zilustrować – z wielką przyjemnością i słuchałem i patrzyłem.

    1. Ogromnie się cieszę, Leszku, że ktoś nareszcie dostrzegł, że ten link jest aktywny.:) Nie chciałam być nachalna, więc tak skromnie ukryłam go w tekście… A tu – aż do tej chwili – żadnego odzewu. Ale, jeśli mnie to porusza, to chyba oznacza, że moja wiara jeszcze „dycha”, prawda? Staram się wszelkimi dostępnymi środkami utrzymać ją przy życiu… Jest to, by tak rzec, „terapia uporczywa.” Wiem jednak, że jeśli kiedy ją utracę – zatracę również samą siebie. I Ty wiesz, że nie jest to ta egzaltowana przesada, którą mi wszyscy dziś zarzucają…

      1. Oj, Albo, myślę, że dzisiejszą dyskusją nie masz się co przejmować (ilość nie przeradza się w jakość). A jeśli chodzi o Twoją wiarę, to zwracałem Ci w pewnym momencie uwagę, że poszłaś po bandzie. Zagrożeniem dla Twojej wiary jest chęć przypodobania się czytelnikom. Ja rozumiem, że łowić należy na to, co lubią ryby, a nie na to, co lubi wędkarz, ale jednak trzeba przy tym uważać, bo szybko się może okazać, że służy się nie temu, komu się chciało służyć. Szczęśliwie konkurs już za nami, więc zagrożenie już się znacznie zmniejszyło – mam nadzieję, że to umocni Twoją wiarę:)

        1. Może jeszcze dopowiem – mechanizm tego zagrożenia jest prosty: Dobrze wiesz, jakie poglądy są trendy. Potrafisz więc sformułować swoją myśl tak, by poprzez pewne niedopowiedzenia, ktoś mógł uznać, że wyraża ona jego poglądy. Ponieważ jest to jednak zabieg, który wprowadzasz świadomie, to pozostaje po nim pewien dyskomfort. Aby się go pozbyć, sama zaczynasz wierzyć w to, co napisałaś. I tak te wszystkie przemilczane zastrzeżenia do tego, co wypowiedziane, przestają istnieć, a Twoja wiara się gubi…

          1. Wiesz, Leszku, podziwiam wnikliwość Twojego spojrzenia na tę sprawę – sama zaczęłam zauważać, że odkąd piszę tego bloga, zaczęłam (nieraz nadmiernie) łagodzić i „rozmywać” swoje stanowiska, aby zaskarbić sobie przychylność Czytelników. (Bo bardzo chciałabym, żeby WSZYSCY mnie lubili…) Stąd paradoksalnie czasami wynika, że nie piszę (już) tego, co naprawdę chciałabym powiedzieć – i to jest właśnie ta „minoderia” którą mi tutaj ktoś (po części słusznie) zarzucił. A jaka na to rada? Ano, chyba ciągle wracać do pewnej ostrości spojrzenia – nawet za cenę utraty sympatii niektórych. Spróbuję to zrobić już przy okazji następnego postu – o neopoganach. Pod tym względem Atton jest uczciwszy ode mnie: zawsze pisze to, co myśli (nawet nie licząc się z czyimiś uczuciami). Mnie krępuje własna delikatność, a nade wszystko chęć bycia lubianą. Na pewno traci na tym „wyrazistość” tego bloga, ale co gorsza – także moja wiara. A wierz mi, że to, co najbardziej mnie przeraża, to że pewnego dnia stanę się osobą bez żadnych własnych przekonań.

          2. Jeśli to jest przenikliwe, co napisałem (a to tylko Ty możesz ocenić), to doskonale wiesz, że nie ma w tym żadnej mojej zasługi. No ale przecież sama chciałaś Mu powiedzieć, że Go kochasz, więc On nie mógł Cię zostawić… Jesteś bardzo mądra i sama wiesz, co masz dalej robić:) Trzymaj się cieplutko.

  5. Dziękuje za tą piosenkę, za to co napisałaś o miłości w dniu dzisiejszym. ”Jestem” u Ciebie od 2 tygodni, czytam Twój blog, moje odczucia są różne choć sama żyję w związku nieskramentalym, ale wiem jedno – kiedyś (tzn zanim pokochałam osobę nie dla mnie daną) byłam pełna pychy, lubiłam innych pouczać, wskazywać droge, ba nawet potępiać. I ,,dzięki” tej mojej miłości zakazanej wyzbyłam się grzechu pychy….hmm zawsze to jakiś plus prawda?

    1. Tak, to na pewno jest wielki plus takich sytuacji życiowych – obserwuję to samo u siebie: Pan Bóg systematycznie odziera mnie z mojej pychy i poczucia wyższości (chociaż niekiedy mocno się go trzymam – szczególnie na gruncie moich aspiracji do bycia „intelektualistką” – BARDZO nie lubię, gdy mi ktoś udowodni, że czegoś nie wiem, nie rozumiem, nie doczytałam…:)). Jakże ja mogę potępiać kogoś wiedząc, kim sama jestem? Kiedyś w jakiejś książce o Abrahamie znalazłam fragment, w którym Ojciec Narodów dziękował Bogu za doświadczenie namiętności do Hagar – ponieważ jedynie znając jej moc zdołał nie potępić swego bratanka Lota i jego córek za kazirodztwo: „Panie Boże, dziękuję ci za tamto doświadczenie – ponieważ inaczej byłbym go chyba zabił!”

  6. Miłość… jakoś niemal wszyscy kojarzą przede wszystkim ze związkiem (sakramentalnym lub nie) dorosłych osób – czyli wiążą zaraz z seksem. A jest przecież miłość do rodziny (dzieci, rodziców, rodzeństwa)… Jest coś co określamy „miłością bliźniego”… jest prawdziwa przyjaźń… Ba, często wyśmiewani są ci co mówią, że kochają zwierzęta (absolutnie nie mam tu na myśli zoofilii!), a przecież można kochać nawet to, co wydaje się nieożywione – góry, morze… We wszystkim można dostrzec Boga, jak jest pięknie powiedziane o słońcu, wietrze i deszczu w tej piosence 🙂

    1. To prawda, że zawęziliśmy to pojęcie przede wszystkim do związków o charakterze seksualnym – i może dlatego jesteśmy coraz mniej zdolni do przeżywania innych jej rodzajów. Rodzice coraz częściej nie kochają już swoich dzieci – MIMO ŻE WYDAWAŁOBY SIĘ, ŻE SKORO MAMY ICH MNIEJ, POWINNY BYĆ BARDZIEJ KOCHANE (pominę przypadki okrutnego katowania; Anna Sobolewska w swojej książce stwierdza, że przedmiotem odrzucenia jest dziś już nie tylko dziecko „uszkodzone”, niepełnosprawne, ale także płci innej niż oczekiwana. Podaje przykład pani, która nie chciała odebrać ze szpitala jednego z bliźniąt, bo przecież „zamawiała tylko jedno.”); a dzieci – rodziców…

      1. Nie powiedziałabym, że dzisiejsze czasy są pod względem miłości rodzicielskiej gorsze od przeszłych. A bo to nie było przypadków sprzedawania własnych dzieci? a „podrzutki”(niedawno czytałam wstrząsający artykuł)? a „pozbywanie” się nieślubnych potomków (z aborcją i zabijaniem noworodków włącznie)? a oddawanie dziecka mamce w bogatych rodzinach (np. wiek XVIII)? Niczego nowego pod tym względem nie wymyśliliśmy dzisiaj. Czarne owce były, są i będą. To ci, dla których pieniądz, władza lub wygoda znaczą więcej niż drugi człowiek. Natomiast nie podoba mi się wszechobecne dziś utożsamianie miłości tylko ze związkiem o charakterze seksualnym 🙁

        1. No, tak – coś w tym jest. Od wczesnego dzieciństwa jesteśmy wszyscy „pchani” tylko w jedną koleinę – nawet w bajkach dla dzieci wiewióry i wiewiórzyce albo się tłuką, albo się kochają… Nie ma nic pośrodku. Zanika przyjaźń, koleżeństwo, bezinteresowna pomoc dla innych. Nawet słowo „kumpel(ka)” staje się wstydliwe – kiedyś gdzieś przeczytałam, że dwie znane polskie aktorki mówią o sobie, że nie są „przyjaciółkami” („bo przyjaciółka to za duże słowo!”) lecz „frendziarami” – i się… załamałam. Bo jeśli boimy się „wielkich słów” (pary, które latami „są”, tzn. śpią ze sobą, a w których nigdy nie padła żadna poważna deklaracja, wcale nie należą do rzadkości…) to zapewne także „wielkich czynów”, które powinny wypływać z miłości…

  7. Przepiękny utwór, wzruszające słowa, dziękuję za jego wskazanie. Rzeczywiście napawa wiarą i nadzieją. Zapiszę go sobie i codziennie rano będą go słuchać:) Dziękuję Aniu

  8. i zapomnij, że jesteś gdy mówisz że kochasz.mi też zdecydowanie bliższa jest wizja Boga, który jest samą MIŁOŚCIĄ tylko…

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *