Katolik w Internecie.

Jak powszechnie wiadomo, globalna Sieć jest kopalnią wiedzy wszelakiej, tak więc przy okazji kolejnych „niezależnych badań” mogłam się znów dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy (poniekąd o sobie).


Dowiedziałam się otóż, że jako katoliczka z pewnością mieszkam w małej miejscowości (jako żywo, nie wiedziałam, że to coś złego…) oraz legitymuję się wykształceniem podstawowym (bo jakże by inaczej…). Dziw, że przy tak mizernym stanie wiedzy potrafię w ogóle jeszcze obsługiwać komputer…

Nie chciałabym być złośliwa, ale na tej samej zasadzie można byłoby stworzyć „wiarygodny portret geja polskiego”: jest on otóż młody, wykształcony i mieszka w dużym mieście. 🙂 Zgadza się? I widzicie – nie potrzeba mi było nawet do tego żadnych badań… 🙂

Młodzi katolicy szukają swojej „drugiej połówki” wyłącznie na mszach, pielgrzymkach i oazach, miłosne e-maile kończą obowiązkowo pozdrowieniem „Szczęść Boże!” – a ich jedynym autorytetem jest o. Rydzyk do spółki z Magdą Buczek. Do swoich idoli mają stosunek zgoła bałwochwalczy – ostatnio Onet przyniósł wieść o jakimś katoliku z Madrytu, który tak kochał Jana Pawła II, że… żegnał się, ilekroć ujrzał jego nazwisko na akcie własności swojego mieszkania!

Kobiety-katoliczki nienawidzą seksu (uprawiają go ponoć tylko w „jedynej dozwolonej przez Kościół” pozycji misjonarskiej, po ciemku i bez widocznej przyjemności), ale mimo to mają całe tabuny niechcianych, zaślinionych bachorów, ponieważ (jeśli w ogóle…) jako jedyną metodę antykoncepcji stosują „kalendarzyk małżeński” , bardziej naukowo zwany „watykańską ruletką.”

Mężczyźni-katolicy natomiast nałogowo nadużywają alkoholu i regularnie bijają swoje zaniedbane i zahukane żony (zwykle zaraz po powrocie z niedzielnej mszy…).

Mały katolik za to już z piersi matki wysysa swoją fanatyczną, ślepą i zabobonną wiarę (inni katolicy, niż „fanatyczni” w ogóle nie istnieją…) oraz NIENAWIŚĆ do: gejów, feministek, samotnych matek, rozwodników, naukowców, innowierców, ewolucjonistów, ateistów, Żydów i cyklistów – słowem, do wszystkich inaczej wierzących czy inaczej myślących…

Nic więc dziwnego, że tak ponure indywiduum spotyka się na ogół z zasłużonym i powszechnym potępieniem ze strony całej „cywilizowanej wirtualnej społeczności.” 

Ogólna zasada jest taka, że katolika można (a nawet należy!) bezkarnie obrzucić najbardziej niewybrednymi inwektywami, nie przestając przy tym uchodzić we własnych – a zazwyczaj i cudzych – oczach za osobę ze wszech miar otwartą, nowoczesną i TOLERANCYJNĄ

„Siejecie nienawiść, to i zbieracie nienawiść!” – jak to celnie uzasadnił mój ulubiony sieciowy Ateista. Zaprawdę, godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne: Gwałt niech się gwałtem odciska!

I co ja mogę na takie dictum? Chyba tylko powtórzyć, że w dobie powszechnie nam panującej „dyktatury poprawności politycznej”, kiedy kulturalnemu człowiekowi po prostu NIE WYPADA już mówić źle o nikim, katolicy (do spółki z pedofilami…) pozostają tu wcale wygodnym chłopcem do bicia…

  

80 odpowiedzi na “Katolik w Internecie.”

  1. Jak to dobrze, że jestem katolikiem – przynajmniej każdy (nie tylko wykształcony, ale nawet największy przygłup) nie będzie miał problemów z zaszufladkowaniem mojej osoby!

    1. Właśnie, właśnie, Leszku – sądzę, że do tego jesteśmy „im” potrzebni w Sieci – żeby mieli na kim bezpiecznie wyładować swoje frustracje. Ot, taki wentyl bezpieczeństwa… 🙂

  2. A moze w tych badaniach jest trochę prawdy? Porównaj (dane kościelne) procent osób chodzacych do kościoła w małych miastach i wsiach a w duzych aglomeracjach, liczbę slubów kościelnych , świeckich pogrzebów.A przysłowiowe już „mohery” – osoby starsze, słabo wykształcone, a fani Rydzyka?A antykoncepcja – prawdziwa katoliczka przecież zadnych tabletek jeść nie może bo to przecież grzech, zostają jej jedynie metody naturalne a te sa zawodne. Jeżeli w jednym województwie jest 30 procent osób praktykujących a w innym ponad 60 to coś musi na rzeczy byc.

    1. I jeszcze jedno bo zapomniałam. Nikt do katolika jako takiego ani nie pała nienawiścią (bo to za duże słowo) ani go nie zniewaza ale pod jednym warunkiem. Jeżeli katolik nie zachowuje się jak na katolika przystało ale postepuje jak w starym porzekadle …modli się pod figurą….. to niestety, zaden szacunek mu sie nie należy. Podobnie z księżmi. Nikt nie obraża księdza który postepuje jak ksiądz a nie jak bawidamek, pozal się Boże kochaś czy pijawka.

      1. A tutaj już się zupełnie nie zgadzam – znałam wielu BARDZO dobrych księży (oraz siostry zakonne), pod adresem których na ulicy leciały „serdeczności” spośród których „ped.ał” czy „zboczeniec” to jeszcze najłagodniejsze… Podobnie można być prześladowanym np. w szkole za samo noszenie krzyżyka albo otwarte przyznawanie się do wiary. (Możesz o tym przeczytać choćby na blogach nastolatków)> Wydaje mi się, że katolik, niezależnie od tego, czy trzyma się swoich zasad, czy nie, zawsze ma przechlapane. Jeśli się ich nie trzyma – to faryzeusz i hipokryta, jeśli próbuje żyć zgodnie z nimi – to ciemnogród, moherowy beret, dewot(ka)… A wiesz, dlaczego tak jest? Bo ludzie nie lubią tych, którzy w jakikolwiek sposób odróżniają się od ogółu…

        1. Nie bierzmy pod uwage krańcowych przypadków – jezeli ktos na ulicy rzuci za księdzem pedał czy czarny to po pierwsze jest prostakiem a po drugie równie dobrze za stara babka rzuci starucha czy wapno i to wcale nie jest dowod że stare kobiety są przesladowane. I jeszcze z jednym sie nie zgadzam, chyba nie wiesz ze w grajdołkach czy na wsi własnie dziecko ktore nie chodzi na religię ma zupełnie przechlapane (rodzina przy okazji też). Wiesz jak takie dzieci są okreslane? bezbożnik, kociarz – to najdelikatniejsze okreslenie

    2. Wstrzymaj się z tymi statystykami, tym bardziej, że obecnie np. większość młodych księży pochodzi Z DUŻYCH MIAST i z „inteligenckich” rodzin – to już od dawna nie jest tak, że „na księdza” idzie „chłopski syn” bo nie ma innych możliwości kariery.:) Co do antykoncepcji, to WSZYSTKIE metody czasem zawodzą – a raporty WHO (która NIE JEST „organizacją prokościelną”) podają, że prawidłowo stosowane metody naturalne mogą być równie skuteczne, jak inne (w granicach od 80 do 99%) – czego sama jestem przykładem. Co pewien czas nawet na Onecie można czytać o kobiecie, którą „zawiodła” pigułka czy prezerwatywa i która skutkiem tego „musiała” usuwać ciążę (czasami więcej, niż jeden raz). Z tego wniosek, że to się nie zdarza wcale tak rzadko…

      1. Dlaczego ja mam się wstrzymac ze statystykami kiedy ty też nimi argumentujesz?Poza tym że tobie się metody sprawdziły nie świadczy o tym ze kazdemu mają się sprawdzać, znam parę osób które na tych metodach się przejechały. W końcu twoje dziecko ma dopiero dwa lata, jak będzie miało 22 lata to wtedy powiesz że twoja metoda się sprawdziła.

        1. Dziecko Miśki ma 20 lat, i jej powiedziałaś, że to także o niczym nie świadczy, bo równie dobrze mogłaby nic nie stosować – i też nie mieć dzieci. Nie pamiętasz już?:) Ja znam kilka osób, które zaszły w ciążę mimo stosowania pigułek czy prezerwatywy – a sama jestem „dzieckiem pomimo spiralki” – czy te wszystkie przykłady świadczą PRZECIW tym metodom?:) KAŻDA metoda antykoncepcji może być skuteczna lub nie – zależnie od prawidłowości i warunków stosowania (wiadomo np. że niektóre leki obniżają skuteczność działania środków hormonalnych). Z tym, że ja akurat jestem dobrym argumentem na rzecz NPR bo mam nieregularne cykle i tryb życia. Niedawno też czytałam o kobiecie, która zaszła w ciążę pomimo założonego implantu antykoncepcyjnego – a pamiętam, jak ktoś tutaj mi zarzucał,że jestem „niedouczona” ponieważ twierdziłam, że i ten środek ma (jak wszystkie inne) niższą niż stuprocentową skuteczność… 🙂

          1. Nic mi się nie pomieszało, ona czasami pisuje też jako „Luna.” 🙂

          2. No cóż Olu!Ile masz lat? ;)Może to nie z Tobą rozmawiałam o karmieniu piersią po cesarce??Zapomniałaś?? I o tym,ze Alba nie może mówić o skuteczności naturalnych metod planowania rodziny, bo za krótko ja stosuje?A ja mówiłam,ze mogę coś więcej powiedzieć, bo sama już stosuje ponad 20 lat i mam troje dzieci.Jestem przekonana,że to z Tobą, bo masz specyficzny sposób komentowania:)

          3. Wybacz ale dyskutujemy juz od dłuższego czasu więc trudno spamiętać ze Luna to jest Misia a Misia to jest jeszcze ktoś inny. W koncu pamiętnika nie prowadze. A co do lat…mam tyle ile mam ale sklerozy jeszcze nie mam.

          4. czy ja Ci kazałam pamiętać,że Miśka to Luna?Wcale nie, po prostu raz zamiast imienia „wszedł” mój adres mailowy,dlatego był inny podpis.A dość często miałyśmy odmienne zdanie,więc aż trudno uwierzyć,że nie pamiętasz:))

          5. Cóż Olu, chyba jednak to nie Albie się pomieszało!Przypomnę Ci pewna dyskusje:(celowo zaznaczam myślnikami,bo gdy napisałam dużymi literami oskarżyłaś mnie,że zachowuje się jak przekupka na targu:))-Olu! Myślę,że śpimy o wiele czujniej, gdy obok leży maleńkie dziecko!I przecież nie mówimy o latach wspólnego spania, tylko o pierwszym okresie życia, gdy czasem tak jest!Mnie też się to zdarzało, zwłaszcza, gdy często karmiłam piersią i nie miałam siły co trzy godz(albo i częściej )odkładać Maluszka do łóżeczka!!Zwłaszcza po cesarce.(kolejny mit,ze ktoś nie karmi piersią , bo nie rodził siłami natury!);)~Miśka, 2009-09-11 10:51-Nie tłumaczcie mi jak głupiej ze nie karmienie po cesarce to jest mit. Zalezy to od wielu okoliczności bo może ty i Alba tego nie wiecie. Miałam cesarkę nie w jakims grajdołku tylko w szpitalu klinicznym. Przeszłam drogę z porodówki na patologię a z patologii (miałam uczulenie) na salę operacyjna. Po cesarce wylądowałam na ginekologii bo porodówka sali operacyjnej nie miała a salę miała ginekologia. Jako że byłam z patologii dziecko wylądowało na oddziale niemowlaków patologii chciaz było zupełnie zdrowe (9 punktów) Przez cały czas pobytu w szpitalu (8 dni) dziecko widywałam jedynie przez szybę i to w przypadku gdy pielęgniarce się chciało dziecko pokazać.Na drugiej sali pooperacyjnej leżała babka też po cesarce, jej syn był na oddziale noworodków, juz normalnych a nie patologicznych a ona sama nie dość że dziecka na oczy nie widziała to jeszcze specjalnie nie wiedziała gdzie ten oddział się znajduje.Wiec po 8 dniach żeby jak się starać to z karmienia nici. Mnie pokarm zablokowali, ona coś tam próbowała ściągać ale i tak to wszystko było psu na buty. tak więc kochane panie – jak uczy przysłowie – nie uczcie ojca dzieci robić.~Ola, 2009-09-14 02:05-Olu!Nie unoś się tak!Oczywiście ,że z wielu powodów kobiety nie karmią piersią,ale mówienie,że z powodu cięcia cesarskiego nie można karmić piersią to nieprawda i tyle!Tobie się nie udało, ale to nie znaczy,że to reguła prawda?Tylko powiedz mi jeszcze uczciwie, jak bardzo chciałaś karmić piersią?Pytałaś o taką możliwość?Odciągałaś siarę, a potem mleko?Próbowałaś przystawiać dziecko?Czy po prostu Ci na tym nie zależało?Bo od nastawienia tez dużo zależy!Pozdrawiam:))~Miśka, 2009-09-14 22:09-i dlaczego piszesz,że nie mamy ojca dzieci …itd? Rozumiem, gdybyśmy mówiły o teorii, ale skoro same karmiłyśmy po cesarce, to chyba wiemy o czym mówimy, prawda? Ja syna do karmienia dostałam na trzecia dobę na moje życzenie!Dziecko było karmione butelką, a ja jeszcze nie miałam mleka!Był płacz..i mój i synka.I poranione do krwi sutki.Ale udało się!:))~Miśka, 2009-09-14 22:24 A wcześniej-Masz rację Albo!Najważniejsze chęci!Nauczyłam już kilkanaście kobiet i nie mają większych problemów! Jest mi o tyle łatwiej,że jestem żywym dowodem na to,że NPR można z powodzenie stosować!:):)Mamy troje dzieci (chłopca i dwie dziewczynki ) -czyli tyle ile chcieliśmy:), nie mam „książkowych” ,regularnych cykli, przez jakiś czas pracowałam na 3 zmiany :);) No i mój mąż też zadowolony:):)Pozdrawiam cieplutko;)~Miśka, 2009-07-05 10:17Troszkę czasu zajęło mi poszukanie..było tego więcej,ale myślę, że i to wystarczy, bo „odświeżyć pamięć”:)

          6. Wiesz, jakbym chciała sobie pamięć odswierzyć to sama bym poszukała ale uwazam to za nieistotne i mało zwiazane z tematem akuratnie tej dyskusji.

          7. akuratnie tej dyskusji też!Bo skoro kwestionujesz (znowu!!!) te metody jako argument podając,że Alba nie ma doświadczenia, bo tylko dwa lata stosuje, to przypominamy Ci,ze ja już ponad 20 lat i że już taka dyskusja była!Ale rozumiem,że to dla Ciebie niewygodne, prawda?

          8. Jak juz dyskusja zeszła na ten temat to ci opowiem pewną historię, możesz wierzyć albo nie, zareczam ze autentyczna. Przez wiele lat spotykaliśmy sie w Bieszczadach z pewnym małzeństwem stosującym tak przez was propagowaną metode. Metoda była wg nich super, planowane jedno dziecko, potem drugie, po paru latach trzecie, dokładnie tak jak chcieli. Lata mijały, starsze dzieci poszły na studia. Jednego roku nie przyjechali, powód – szykowali się na dziadków, wpadka, urodziła dziecko.Na drugi rok znowu ich nie było – wpadka drugie dziecko. Zeby było smieszniej, po roku było nastepne. Ona ze zmartwienia osiwiała, teraz dobija pięćdziesiątki, mąż podobnie i trójka małych dzieci.Co gorsze, jedno z dzieci jest ciężko chore, żyje dzieki pompie insulinowej. Ona po operacji, mąż choruje i sie zamartwiaja kto te dzieci w razie czego będzie chował a jak słysza o naturalnych metodach to zieją ogniem.

          9. Olu, przypuszczam, że historia, którą opowiadasz, miała miejsce parę lat temu. Nie będę twierdzić, że metody NPR są IDEALNE (bo żadne nie są – nie tak dawno Onet pisał o kobiecie, Polce, która miała trzy skrobanki chyba rok po roku – dwie ostatnie mimo stosowania pigułek (to była wina jej, czy niedoskonałej metody?:)) ale jak wszystkie inne te również ciągle się doskonalą. Już tu pisałam o tym, że mój ginekolog twierdził, że „po porodzie to nie zadziała” i że najdalej za kilka miesięcy znowu będę w ciąży – biedaczek, nie wiedział, że opracowano już reguły obserwacji pozwalające bezpiecznie współżyć w okresie po porodzie albo (jak w przypadku Twoich znajomych) przed menopauzą. Dlatego, jeśli się ktoś nauczył korzystać z „kalendarzyka” 25 lat temu to nie znaczy, że ZNA SIĘ dobrze na tych sprawach dzisiaj. Bo i jego organizm się zmienił, i metody się zmieniły… Ja się uczę cały czas. Dokładnie tak samo: pigułki antykoncepcyjne dziś to już nie to samo, co 20 lat temu. Prawda?:)

          10. To było pare lat temu, najstarsze chyba juz poszło do szkoły. Nie zrozum mnie żle, jeżeli ktoś tak jak ty potrafi ta metodę stosować, doskonalić, sledzić wszystkie nowinki to moze i skutkowac nienajgorzej i temu wcale nie przecze. Tylko zauwaz jedno, ile jest takich par? Przewaznie wie że ma stosować pomiary temperatury, robic wykresy i to wszystko a jak zapomni to uważa że też nic się nie stało. Ta metoda jest dla wąskiego kręgu osob – zdyscyplinowanych, mających męża który kuma o co chodzi, śledzących wszelkie nowosci. Wyobrażasz sobie żone która stosuje tą metode i męza który przyjdzie nawalony jak stodoła i ktoremu w danym momencie wisi czy zona moze czy nie – ma spełnić małzeński obowiazek i tyle.A panienka której na dyskotece akuratnie się „zechce”, a kobieta która w pubie pozna męzczyznę i od razy zaprasza na kolację ze sniadaniem? czyli w sumie metoda „dla wybranych” a nie dla amatorów. No a jeżeli coś jest propagowane wszystkim a skutkuje garstce to siłą rzeczy jest mało skuteczne.Mniem to przypomina reklamowanie Mercedesa, auto wspaniałe tylko ile osob kupuje?

          11. 🙂 Wśród metod naturalnych są i takie „błyskawiczne” – dla takich, co to w pubie czy na dyskotece. Np. tester płodności ze śliny (wielkości szminki, koszt ok 100 zł a działa przez 2 lata) – plujesz na szkiełko, i już wiesz, czy możesz puścić się…w tany, czy może lepiej wziąć na wstrzymanie. 🙂 (Choć w takim wypadku ja bym jednak domagała się prezerwatywy – NPR, tak samo jak pigułka, nie chroni przed dodatkowymi „niespodziankami” w rodzaju HIV).Niepokoi mnie stereotyp metod naturalnych, które rzekomo wymagają benedyktyńskiej pracy i wiedzy na poziomie profesorskim. No, i (podobno) taka kobieta nic innego w życiu nie robi, tylko się obserwuje. Ja tam nie wiem, może ja coś źle robię -ale mnie to zajmuje mniej niż 10 minut dziennie. A za takiego, co by mnie gwałcił po pijaku, to ja bym raczej w ogóle nie wychodziła:) – ale NIE WIEM, ile razy już tu pisałam, że uważam, że w takim przypadku kobieta ma prawo bronić się przed uprzedmiotowieniem TAKŻE stosując antykoncepcję. Mimo, że uważam to za rozwiązanie doraźne i połowiczne – mężulek nadal ją krzywdzi, tyle, że nie ma z tego dzieci. To naprawdę niewiele lepiej…

          12. O takim testerze nawet nie słyszałam ale czy sobie wyobrażasz żeby taka napalona, bezmyślna nastolata 100 zł dała – wiesz ile za taka kasę można kupic piwa albo różowa bluzeczkę wielkości chustki do nosa?

          13. Ale taka napalona i kompletnie bezmyślna to i prezerwatywy chłopakowi nie założy… i pigułki zapomni… Więc jaka to różnica właściwie?:)

          14. Nie ma takiej opcji, prędzej pomysli o prezerwatywie jak o mierzeniu temperatury. Zresztą prezerwatywa jest „jednorazowa”, naturalne metody to ciąg pomiarów i obserwacji i trudno przewidzieć że będzie się obserwować pare miesięcy zanim raz da po pijaku albo raz da bo ją ochota naszła.

          15. Akurat ten tester płodności, o którym Ci pisałam, sprawdza się również „jednorazowo.”:)

          16. Tak z ciekawości zapytałam o taki tester a aptece, kobieta popatrzyła na mnie jak na kosmitkę – czegos takiego nigdy nie mieli na stanie. Konkluzja – bedzie dobrym srodkiem jak….bedzie

          17. Ja kupiłam w Internecie i posiadam. 🙂 Może trzeba było zapytać o „mikroskop owulacyjny” albo „test owulacyjny ze śliny” – to inne nazwy tego samego. 🙂

  3. Wydaje mi się, że nienawistni dla katolicyzmu komentatorzy z równą satysfakcją „przejadą się” także po innych grupach w myśl zasady „jak się chce psa uderzyć, to kij zawsze się znajdzie”. Sportretowałaś sieciowych frustratów wylewających żółć na wszystkich i wszędzie. Tylko dlaczego sięgasz po mitycznego smoka „poprawności politycznej”, którego ja osobiście jeszcze w żadnym miejscu nie spotkałam? Ale motto z Tołstoja bezbłędne 🙂

    1. A ja spotykam go na każdym kroku, zwłaszcza w Internecie. „Kulturalnemu człowiekowi” nie wypada tutaj się przyznać, że żywi niechęć do kogokolwiek poza tymi „durnymi katolami.” Ludzie piszą o „katolikach” nawet wtedy, gdy powinni pisać raczej o „faszystach”, „nacjonalistach” czy po prostu o „wierzących.” „To nie to, że nie cierpię wierzących w Boga w ogóle (no, bo przecież jestem TOLERANCYJNY – a ktoś mógłby sobie, nie daj Boże, pomyśleć inaczej!) – wnerwiają mnie jedynie CI KATOLICY!” Wiesz, ja jestem wolna od wszelkiego rodzaju triumfalizmu – ale CZASAMI nachodzi mnie myśl, że jeżeli to KK wzbudza w ludziach aż taką nienawiść, to… Może to nie tylko z powodu jego ewidentnych zbrodni, grzechów i błędów, ale i dlatego, że „coś” w nim jest?:) W świecie, gdzie każdy chce mieć „swoją” prawdę („I NIKT nie będzie mi mówił, co JA mam robić!”), grupa ludzi, która twierdzi, że WIE, co jest dobre a co złe – musi wzbudzać niechęć. Martwiłabym się raczej, mając Kościół, który NIKOMU by już nie przeszkadzał – jak niektóre Kościoły protestanckie czy reformowany judaizm. Jezus w końcu ZGINĄŁ „aby dać świadectwo prawdzie.”

      1. I protestanci niektórym przeszkadzają, i geje, i rodziny wielodzietne, i samotne matki, i prostytutki, i dewotki, i właściciele psów, i biali, i czarni, i (nawet) cykliści. Zależnie od tego czyj blog i jakie forum się czyta – zawsze na kogoś pomyje spadają, a ci co te brudy leją, za nic mają jakąkolwiek „poprawność”. W życiu prywatnym, szczerze powiem, często jestem krytykowana (a czasem wręcz obrażana) dlatego, że mam w domu kilka zwierząt (własnym domu, z ogrodem i ogrodzeniem!). Spotykałam się dawniej nawet z kpinami w stylu: „dzieciaka sobie zrób, to zaraz te zawszone kundle powyrzucasz”. A i teraz nie brakuje „wujków dobra rada”, którzy „życzliwie” ostrzegają, że niedługo zwierzaki pożrą żywcem mojego synka. Co można z tym zrobić? Nic, niech sobie „życzliwi” gadają, a robić trzeba swoje 🙂

  4. A wyobrażasz sobie jakie joby lecą na niewierzących? Na osoby bezwyznaniowe? A osoba, która napisze w necie – jestem gejem? I to od katolików? A jak już nieśmiało usiłuje się skrytykować Kościół to nie daj Bóg! Ja już nie czytam komentarzy pod publikacjami w sieci bo to rynsztok i miejsce nawiedzonych. Ostatni raz jak czytałam ciekawy artykuł o odkryciu asteroid w Kosmosie to pod artykułem tez zaczął się „kosmos”. Poleciało wizjami apokaliptycznymi, ateistów wysłano do piekieł i zaczęto ludzi straszyć wizjami nie z tej Ziemi. Tak więc ja w sieci raczej widzę remis. A już cudowne komentarze na Frondzie -no „miodzio” po prostu. Po mnie to spływa. W realu nie widzę, aby ktoś prześladował katolików. Wręcz przeciwnie.

    1. Izo, to wszystko „święta prawda” co napisałaś – mam tylko jedno małe, maleńkie pytanie: czy Ty, albo ktokolwiek inny został obrażony na tym blogu?:) Widzisz, Izo, WYJĄTEK wcale nie potwierdza reguły – on ją kompromituje. A niekatolicy (znów ogólnie rzecz biorąc) nie są wcale bardziej tolerancyjni od katolików. Myślę, że większość ludzi nienawidzi „inności”. Różnica tkwi tylko w tym, co uważamy za „normalne.” Właśnie przeczytałam na Onecie, że w „liberalnej” Wlk. Brytanii pasażerowie wyprosili z autobusu…kobietę karmiącą piersią. Przypuszczam, że gdyby taki afront spotkał parę całujących się gejów albo muzułmankę w chuście – byłby krzyk na całą Europę.

      1. Nigdy mi niczym nie uchybiłaś a gdyby nawet wybaczyłabym Ci ! Nie przychodzę do Ciebie – katoliczki ale do Ciebie – wspaniałego człowieka. Czasem się z Tobą nie zgadzam ale nie musimy myśleć, czuć i wierzyć jednakowo.

    2. Masz racje Izo,w internecie tchórze nabierają odwagi!Jak czytam czasem komentarze,to aż trudno uwierzyć,że tak można!Wczoraj pod wiadomością o śmiertelnym wypadku kobiety w ciąży jakiś ….napisał,że to wszystko dlatego,ze kobiety dostają prawo jazdy!Straszne!Nie mogę powiedzieć,żebym była kiedykolwiek prześladowana,że jestem katoliczką, ale na pewno lekceważona-przynajmniej do czasu, gdy ktoś mnie lepiej nie poznał!Nie daję sobie jednak w kaszę dmuchać:), a jeśli ktoś widzi I ocenia katolików właśnie tak, jak pisała Alba to już jego problem:):)I nie będę go przekonywać,że jestem z dużego miasta,wykształcona itdI nie uważam,że KTOKOLWIEK zasługuje na znieważanie !Po ŻADNYM, Olu, warunkiem!

      1. Choć zdarzają się takie „kwiatki” jak np wypowiedź Ateisty o puszczających się katoliczkach,ale nie przywiązuje do tego wagi:);)

        1. A wypowiedzi typu – ateista jest człowiekiem bez zasad, nie potrafi odróżnić dobra od zła, z samej zasady jest złym człowiekiem nigdy nie czytałaś?

          1. Oczywiście, że czytałam, Olu, i RÓWNIEŻ się z nimi głęboko nie zgadzam. Staram się zresztą bronić KAŻDEGO człowieka, obrażanego podczas internetowej dyskusji, nawet, jeśli się z nim nie zgadzam – nie zawsze jednak mogę liczyć na wzajemność. 🙂

          2. Nie przecze, twoje wypowiedzi są stonowane ale my tu nie dyskutujemy o twoim blogu a ogólnie o wypowiedziach internetowych

          3. No, cóż – myślę, że NIKT nie jest w tej kwestii całkiem „bez grzechu.”

      2. No, Ty, Miśko, masz „przerąbane”, by tak rzec – podwójnie – bo jeszcze jako (była) katechetka – a wiadomo, jaki stereotyp „katechetki” krąży po Internecie: jest to otóż stare, sfrustrowane babsko (zazwyczaj „stara panna” – ciekawe, że w tym wypadku nikt nie mówi z szacunkiem o „singielkach”:)), kompletnie zdewociałe i mające wszystko wszystkim za złe… 🙂 Oczywiście, jak w każdym zawodzie, tak i w tym jest pewna grupa pań, które solidnie zapracowały na stereotyp krzywdzący całą resztę. Przypomina mi się tu przypadek jednej takiej, która kazała jedynakom nosić czarne wstążeczki na rękawie, ponieważ „jeśli nie mają rodzeństwa, to z pewnością ich rodzice zabili kilkoro swoich nienarodzonych dzieci.” Wyobrażam sobie, jak bolesne musiało być takie posądzenie dla par, które bezskutecznie starały się o kolejne dziecko…

        1. Jak wszędzie Albo są różni ludzie, więc i wśród katechetów też;)A słyszałaś dowcip,że nauczycielki dzielą się na :ładne , brzydkie i katechetki? :)))Ja właśnie tak to przyjmuję – staram się nie przejmować i robić swoje:):)

  5. Ps. Nawiasem mówiąc, niekiedy trudno mi się oprzeć wrażeniu, że część osób szczególnie ostro wypowiadających się pod adresem katolików w Internecie to albo jacyś „byli” (księża, zakonnicy, teologowie…), którzy chcą uzasadnić słuszność swego wyboru, mieszając z błotem wszystko, w co kiedyś wierzyli – albo zbuntowani nastolatkowie, którym rodzice KAŻĄ uczestniczyć w praktykach religijnych (ciekawe jest przy tym, że jeśli chodzi o prawo do ślubu kościelnego czy do bycia rodzicem chrzestnym, większość z nich nagle zapomina o swojej niechęci do tych praktyk:)) – i którzy tylko tak, bezpiecznie (bo anonimowo!) mogą wyrazić swoją niezależność…

    1. Dlaczego nie napisałaś jeszcze o osobach ktore mają jakieś nieprzyjemne wspomnienia z kontaków z księżmi czy osobami mieniącymi się wielkimi katolikami? Nikt na nikogo nie nalatuje ot tak, bez powodu.

      1. Nie napisałam, Olu, bo sądziłam, że ten akurat przypadek jest OCZYWISTY. 🙂 Widocznie dla Ciebie nie jest. Ale i tak obrażenie czy złe potraktowanie przez jednego człowieka (w tym przypadku księdza) NIE USPRAWIEDLIWIA nienawiści do wszystkich, którzy z daną sprawą nie mieli nic wspólnego. Choć rozumiem, dlaczego taka nienawiść mogła powstać. To taka sama „prawda” jak ta, że „rude są wredne” (bo kiedyś jedna ruda odbiła mi męża), blondynki głupie, Cyganie kradną, faceci to świnie a geje to pedofile… We wszystkich tych przypadkach działa ten sam mechanizm zwykłego UPRZEDZENIA, który Cię tak raził w przypadku, gdy ktoś powiedział, że „ateiści to ludzie bez zasad.” (A skąd wiesz, JAKICH on niewierzących spotykał na swojej drodze?) Gdyby powiedział, że katolicy to banda hipokrytów, byłoby całkiem OK?:)

        1. Cos się tak uparła z tą nienawiścią. Jakim cudem mozna nienawidzieć całą grupę ludzi, mozna byc obojetnym, mozna widzieć ich wady, mozna nie patrzec na nich z „pozycji kolan”, mozna ich ignorowac ale nienawidzieć? Nienawidzieć mozna wtedy kiedy moje dziecko zgwałci czy zabije po pijaki konkretny ksiądz i jego konkretnie nienawiśc dotyczy a nie całego kleru.Jeżeli napisze że ksiądz przegrał kościelne pieniądze w karty to niby jest objaw nienawiści? Proste stwierdzenie faktu bo guzik mnie obchodzą przegrane pieniądze i hazard księdza.Zreszta, przewaznie nikt nie pisze że wszyscy co do jednego księża są zli – sa i dobrzy, sa i zli.

          1. Olu, muszę Cię rozczarować – w Sieci jest od metra ludzi, którzy nienawidzą CAŁEJ grupy ludzi – i bez żenady piszą, że Cyganie to złodzieje, feministki to baby z kompleksami, każda kochanka to k.urwa, lekarze kradną a księża to pedofile, których należy wykastrować. I zapewniam Cię, że nie ma tu miejsca na stwierdzenie „są dobrzy i źli” – takie stwierdzenie jedni uznają za „umiarkowane” i „stonowane” – ale inni Cię za to nazwą „sługusem kleru” i „odmóżdżonym moherowym beretem.” Tacy „wiedzą swoje” i nic, co ktoś by zrobił czy powiedział nie zmieni ich nastawienia.

          2. Jeżeli napisze że feministka to baba z kompleksami to dowód na to ze feministek nienawidzę??? Mogę ich najwyżej nie lubić, nie zgadzać się z nimi ale nienawidzić? Chyba między tymi odczuciami widzisz jakąś różnicę

          3. Widzę, Olu, ale niestety są tu tacy, którzy się otwarcie PRZYZNAJĄ że NIENAWIDZĄ tych czy tamtych – i nawet są z tego dumni… I nie wmówisz mi, że hasła w stylu „geje do gazu” czy „rzuć granat na tacę” to dowód czegoś innego, niż nienawiść.

          4. Nie wpadaj w skrajność. Ileż jest takich wypowiedzi, przewaznie są o wiele bardziej stosnowane ale panuje zasada – jak mam innego zdanie niz pani x to dowód że pani x nienawidzę, jak napisze że ksiądz ma kochankę to jest oczywiście dowód na to ze wszystkich bez wyjątku księzy nienawidze.

    2. Jako matka nie rozumiem, jak można zmuszać dziecko do praktyk religijnych. Ja tego nigdy nie zrobiłam i nie zrobię. Szanuję prawo do wolności sumienia swoich dzieci. A byłym katolickim funkcjonariuszon też powinno się dać swobodę wypowiedzi. Oni często mają rację! Oni już się nie boją. Zresztą najczęsciej zatrzaskuje im się drzwi kościoła przed nosem.

      1. IZO!!!!! Na litość boską – to Ty odbierasz MNIE, żonę byłego „funkcjonariusza” (brrr! Jak ja nie lubię tego słowa, kojarzy mi się z armią lub więzieniem – a tak NIGDY nie postrzegałam Kościoła) jako osobę, która chciałaby im zamknąć usta?! Chodziło mi tylko o pewne wyważenie racji – bo często jest tak, że ci, którzy świeżo „nawrócili się” na antyklerykalizm są w nim bardziej gorliwi od starych bojowników… Co do „wolności religijnej dzieci” zawsze miałam mieszane uczucia. Pomyśl, Izo, czy dałabyś swoim dzieciom także zupełną wolność „edukacyjną” („pójdzie do szkoły, kiedy samo zechce”), seksualną („może robić co chce, kiedy chce i z kim chce”) czy etyczną („KIEDYŚ samo zrozumie, co jest dobre, a co złe.”)? Dlaczego zatem tak upieramy się przy zupełnej „wolności religijnej” dzieci? Czy aby nie dlatego, że uważamy to za rzecz małej wagi? (A przecież i w wyniku swobody takiego wyboru dziecko mogłoby trafić np. do jakiejś groźnej sekty – czy i na to patrzyłabyś ze spokojem? Nie wierzę!). To brzmi strasznie – ale pisał o tym także Janusz Korczak, który był świeckim Żydem, więc i mnie chyba wolno – ale pewna dawka zdrowego „przymusu” (rozumianego jako konieczność robienia tego, czego nam się wcale nie chce robić:)) jest NIEZBĘDNA w wychowaniu człowieka. Nie znam dziecka, które nie wolałoby jeść czekolady zamiast obiadu – a jednak czy matkę, która się zgadza na taki styl żywienia nazwałabyś mądrą, tolerancyjną i szanującą wolność dziecka?:) Oczywiście, kwestie dotyczące naszego kontaktu z Bogiem są delikatniejszej natury i ZAWSZE UWAŻAŁAM (i nie wiem, ile razy już pisałam o tym na blogu:)), że tu należy działać raczej zachętą i (własnym!) przykładem, niż przymusem i nakazem. Jednak uważam, że każde dziecko powinno poznać tradycję religijną swoich rodziców, zanim zdecyduje się ją przyjąć albo odrzucić. A odmawiać dziecku tego prawa, to jakby nie uczyć go żadnego języka, w oczekiwaniu na to, aż dorośnie i wybierze sobie któryś z istniejących. W IMIĘ CZEGO miałabym nie przekazywać mojemu dziecku doświadczenia (wiary) które uważam za piękne i wartościowe? Czy dzieląc się tym z nim pozbawiam go „wolności wyboru”? W jaki sposób?

        1. Noooo ja przepraszam P. i Ciebie ale tak jest KK zorganizowany, że ksiądz to jakby nie było osoba funkcyjna w hierarchii. A co do : „Izo, czy dałabyś swoim dzieciom także zupełną wolność „edukacyjną” („pójdzie do szkoły, kiedy samo zechce”), seksualną („może robić co chce, kiedy chce i z kim chce”) czy etyczną („KIEDYŚ samo zrozumie, co jest dobre, a co złe.”)? to 1. Dzieci mają wybór- ale chcą pracować głową albo fizycznie. Jak głową to muszą się uczyć. Do machania łopatą nauka niepotrzebna.2.A jak TYLKO zakażę to co? Edukacja seksualna to zakazy? Nakazy?3. Etykę dzieci wynoszą z domu. Dzieci są najlepszymi psychologami. Jak dostaną sprzeczny przekaz -czyli rodzic mówi-bądź uczciwy a sam np. nie skasuje biletu w autobusie czy okradnie państwo, bluzga przekleństwami to sorry…Ja nie kłamię, nie kradnę, nie bluzgam, szanuję ludzi, nie obgaduję…etc. i taki przykład daję dzieciom.A jakie ja mam prawo narzucić dziecku swój system wierzeń?

          1. Naprawdę nie ma żadnej różnicy pomiędzy „narzucić” a „(za)proponować”?:) Jeśli jednak relacja z Bogiem nie jest dla kogoś niczym ważnym, to oczywiste jest, że będzie się starał unikać tego tematu… Kiedyś, jako świeżo „nawrócona” nastolatka rzuciłam moim rodzicom w twarz, że łatwiej już z nimi porozmawiać o seksie (co, jak wiadomo, także nie było proste:)) niż o wierze… 🙂

          2. Albo! Rodzice nie proponują dzieciom religii tylko narzucają. Pytają się oseska czy chce być ochrzczony? No proszę Cię. Nie uważam, że narzucenie religii jest dobre. Sama się rozejrzyj. To jest błąd. religię, Boga etc. nalezy samemu znależć. Ostatnio czytałam ciekawy artykuł o gangsterze o pseudonimie „Baranina”. On się wywodzi z zacnej katolickiej rodziny. Cos nie zagrało?

          3. Masz rację. Rodzice powinni umozliwic dziecku (nie małemu ale takiemu które juz potrafi rozsadnie myśleć) poznanie różnych religii – w szkole nie religia a religioznawstwo i niech sobie swiadomie wybierze a chrzest niech przyjmie swiadomie a nie zaniesione do kościoła często na zasadzie żeby babcia zawału nie dostała.

          4. Na pewno „nie zagrało” – Ty, jako apostatka, także zresztą nie możesz mieć PEWNOŚCI że Twoje dzieci przeżyją życie jako przyzwoici ludzie – my możemy tylko dać dzieciom jak najlepsze „wyposażenie” na drogę (dla mnie do tego „ekwipunku wyjściowego” należy także chrześcijaństwo) – a to, co ono z tym zrobi, to już tylko jego wybór… Wywnioskowałam także z Twego komentarza, że jesteśmy z P. rodzicami- despotami, ponieważ „narzuciliśmy” dziecku taki zbędny balast… Niewinne biedactwo, wydane na łup rodziców-katolików… Takim jak my powinno się odbierać dzieci i wychowywać w modelowo bezwyznaniowych rodzinach, aż dojdą do „wieku używania rozumu.” Wybacz mi, że nie czuję się winna, że skrzywdziłam synka chrztem…:) Nie bardziej, niż matka-wegetarianka, która nie daje dziecku poznać smaku mięsa. A wiesz, dlaczego? Dlatego, że uważam, że rodzice mają „święte prawo” wychowywać swoje dzieci zgodnie z WŁASNYMI przekonaniami, niezależnie od tego, jak bzdurne, niepotrzebne czy przestarzałe te przekonania wydają się całej reszcie świata. Bo wierzę, że (pominąwszy psychopatów) każdy wybiera dla swego dziecka to, co WYDAJE MU SIĘ najlepsze – i nikt z nas nie ma gwarancji, że się nie pomylił (jak pomylili się w jakimś momencie rodzice „Baraniny”).

  6. Albo… Twój tekst odebrałam jako coś przewrotnego – schemat katolika przedstawiony przez Ciebie jest „przekoloryzowany” i zapewne tak miało być 🙂 ale doprawdy aż tak złośliwe ataki spotykają katolików w sieci?! Jeśli tak, to przykre, bo to znaczy, że stajemy się coraz mniej tolerancyjni. echhhh narodzie dokąd zmierzasz?…. 🙁

    1. Oczywiście, że tekst miał mieć wydźwięk satyryczny – i celowo jest trochę „przejaskrawiony” – ale wcale nie aż tak bardzo.:) Co do ataków na katolików w Sieci – wystarczy przeczytać sobie dowolną dyskusję, której temat choćby zahacza o religię (inna sprawa, że niektórym dyskutantom dosłownie WSZYSTKO kojarzy się z Kościołem.:)). Co mnie jeszcze bardziej martwi, niekiedy te ataki są najostrzejsze na forach „innowierczych” (prawosławnych, protestanckich) – tak, jakby niektórzy moi „bracia w Chrystusie” nie zauważyli, że czasy stosów i wzajemnego wyklinania się już dawno minęły. Mam wrażenie, że ja odnoszę się do nich z większym szacunkiem, znajomością rzeczy i sympatią, niż odwrotnie… Jak się poczyta w Internecie, w co, zdaniem większości „wierzą katolicy” i czego (podobno) „Kościół naucza” (najprostszy przykład: „Seks służy TYLKO do tego, aby mieć dzieci.”:)) – to można się doprawdy bardzo zdziwić. 🙂 A na niektórych protestanckich stronach to dużo lepiej jest się przyznać, że się jest satanistą (bo wtedy się za Ciebie przynajmniej pomodlą:)) niż, że jesteś katolikiem. Nie wiem, może faktycznie sobie zapracowaliśmy na taki „czarny PR” – ale to bywa męczące i niesprawiedliwe. Jak wszystkie uprzedzenia. Ile razy można udowadniać, że się nie jest wielbłądem?:)

      1. Chześcijanin bardziej ma się podobać Bogu niż ludziom i bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi, to jest napisane w Piśmie, do praktykowania przez każdego chrześcijanina. A więc Słowo Boże i w ślad za tym idąca odpowiedzialność za własne słowo, jest dla chrześcijanina standardem, przynajmniej powinna być. Bluzganie w Sieci weszło w krew wszystkim bez względu na wyznawany światopogląd, pewnie dlatego, że w miarę łatwo można się skryć za swoim awatarem i stamtąd bluzgać na bliźniego ile wlezie. A człowiek z każdego zbytecznego i złego słowa będzie rozliczony! Ciekawe, czy wtedy skryje się za swoim awatarem…

        1. No, tak – jakoś tak nagminnie chodzi mi po głowie ten cytat z „E-maili z piekła” o tym, że w dzisiejszych czasach człowiek nie musi już umierać, aby przekonać się, czym jest piekło – wystarczy w tym celu wejść do Internetu. 🙂 Anonimowość Sieci pozbawia wielu ludzi wszelkich zahamowań. Ileż tu pada słów, których nigdy nie wypowiedzielibyśmy pod adresem nieznanych przecież osób, gdybyśmy je (osoby, oczywiście, a nie słowa…) widzieli twarzą w twarz…Kiedyś od jednego z moich dyskutantów usłyszałam, że obrażać ludzi w wirtualnym świecie to nic złego – bo przecież nie są to żywe osoby, tylko „nicki.” Szczerze mówiąc, nigdy nie umiałam tak traktować sieciowych kontaktów. Zawsze staram się pamiętać o tym, że po drugiej stronie ekranu siedzą żywi ludzie, tacy sami, jak ja: ze swoimi uczuciami, zranieniami, ze swoją niepowtarzalną historią. Nie mówię, że zawsze mi się to udaje – ale przynajmniej się staram. I bardzo przeżywam świadomość, że jednak kogoś zraniłam.

  7. Tak pomyslalam(ja,pomyslalam, sama!)wloze na siebie sirmiezna suknie,i pojde do ludu,glosic wolnosc,niezaleznosc,i to co kazdy sobie zechce!Iwlasnie wtedy poczuje sie szczesliwa!!!

    1. O, i to jest jakaś myśl, Lilu!:))) Ja też bym poszła, tylko nie wiem, czy suknię znajdę dość siermiężną… Jakoś tak mi latoś wyszły z szafy…:) Myślisz, że włosiennica i biczyk się nada?;) A, nie, kurczę, włosiennica to chyba bardziej nadaje się do głoszenia „nawrócenia” (a tego ludzie nie lubią zdecydowanie:)) – niż wolności i niezależności…:)

      1. Siermiężna, byle gustowna wielkopostna szata kobieca, czemu nie ? I do tego poranne małe biczowank, celem odpędzenia grzesznych myśli ( jednak tak bez przesadyzmu, by nie uszkodzić delikatnej skórki). Co do pokus internetowych by komuś nawtykać, zaiste nieraz trudno się od nich odpędzić, sam przyznaję, czasami jeszcze ulegam, choć teraz już chyba rzadziej. Jednak pracuję nad sobą choć to trudne, trudne….

  8. Jak wiemy istnieją kłamstwa, wielkie kłamstwa i statystyki. A już kłamstwem do kwadratu są statystyki o katolikach, z prostego powodu – coraz więcej jest 'papierkowych’ katolików. Żyją bez Kościoła albo zmieniają wiarę, ale w statystykach dalej figurują, bo apostazja – zwłaszcza w miasteczkach i wsiach – to kupa zachodu i niepotrzebnego zawracania głowy.Statystycznie ja i mój pies mamy po 3 nogi. Katolicka statystyka to ja, mój pies i cztery nieistniejące potwory, których nogi liczy trzylatek z wybujałą wyobraźnią.A swoją drogą, to właściwie tak samo jak stereotypy dotyczące feministek… Zabawne.

    1. Jedna drobniutka uwaga, Doris: statystyki, o których pisałam, nie były „katolickie” (zresztą nie wiem, co to za zwierzę – wydaje mi się, że dane socjologiczne mogą być albo prawdziwe, albo nie – no, ale ja przecież jestem tylko ciemną babą) a jedynie opisywały „statystycznego katolika”, które to monstrum (podobno) funkcjonuje w Internecie…

      1. Nie do końca rozumiem, o co Ci chodzi. Dane socjologiczne mówią jednocześnie wszystko i nic, a przede wszystkim dobra interpretacja suchych danych do wielka sztuka. Statystyka to nie reguła matematyczna, którą obala jeden argument, tylko uśredniony wynik badań – po prostu mały kwantyfikator, który ma pod sobą najwięcej stałych indywiduowych. Ogólne wyniki na temat katolików pokazują, jakich jest najwięcej – więc jeśli najwięcej mieszka na wsi, ma wykształcenie zawodowe, ma ponad 50 lat i jest kobietami, to statystyczny katolik to 50-letnia kobieta po zawodówce mieszkająca na wsi. To jest z jednej strony prawda – bo katolików o tych cechach jest najwięcej; ale jest to też kłamstwo – bo nie oznacza wszystkich – ani nawet większości, tylko grupę która łączy te 4 cechy. Rozumiemy się?Stereotypy. Przykra sprawa, jasne, ale nie można zapominać że są zasadą ekonomii myślenia, i że raz nabytego stereotypu nie da się pozbyć (udowodnione – z badań psychologicznych). Stereotypy też nie opierają się o klasyczną logikę, w której wyjątek obala regułę. Nie chce mi się teraz robić wywodu o naturze stereotypu, ale podstawowa droga zwalczania stereotypu to zwiększanie świadomości – wtedy na stereotyp który powoduje uprzedzenie naszywa się 'łatkę’ świadomego podejścia do problemu. A poza tym: wiele stereotypów ma ziarno prawdy (jeszcze więcej miało je dawno temu), a każda grupa składa się z rozmaitych osób.Na koniec – dlaczego wiedza o wyznawanej wierze jest tak słaba? Odkąd Kościół stał się organizacją masową, czyli od IV wieku, sam skazał się na rzesze konformistów w swoich szeregach. Nie porównywałabym tego do sytuacji np. partii politycznych – wszyscy członkowie różnych partii jakich znam, mają świadomość oficjalnego programu i wstąpili do danej organizacji dobrowolnie, bo chcieli działać dla idei która jest im bliska. Kościół najpierw przejął pogańskich konformistów z Imperium Rzymskiego, później zgodził się na chrzest dzieci (produkcja kolejnych konformistów), a jeszcze później prowadził chrystianizację niezgodną z duchem pierwotnej nauki – najpierw chrzest, później wiedza. I niestety jako organizacja masowa do dziś ma z gruntu przerąbane, co by nie mówić. Do Kościoła spora część ludzi należy, bo zostali ochrzczeni jako dzieci, więc bardzo prosto i bezrefleksyjnie przechodzą sobie przez życie z tradycją katolicką. Przy obecnym zaangażowaniu – a raczej jego braku – w kształcenie religijne dzieci i duszpasterstwo młodzieży, wcale nie dziwi ateizacja grupy wiekowej 18-25 i ogólny brak wiedzy. Ach, jeszcze kwiatek na dobranoc:”[…] ci, którzy w Internecie wypisują, jak to „nienawidzą” Żydów, gejów czy feministek najprawdopodobniej NIGDY nie spotkali takiego człowieka na żywo. Natomiast WSZYSCY uważają się za ekspertów od katolicyzmu – bo, nie da się ukryć, każdy z nas (przynajmniej tutaj w Polsce) zetknął się w życiu z przynajmniej jednym katolikiem. :)”Tym gorzej świadczy to o katolikach i katolicyzmie, których zresztą w tym kraju statystycznie jest około 90%.

        1. Ach, ten Twój kwiatek na dobranoc… toż to majstersztyk (pokrętnej:)) „logiki”: jeśli źle o Was mówią, ciemni katolicy, to wyłącznie WASZA wina! 😛 Szkoda, że tak uroczego argumentu nie zastosowałaś, na przykład, do feministek w naszej poprzedniej dyskusji. Bo skoro istotnie „w każdym stereotypie jest ziarno prawdy” …:P Wprawdzie „statystycznie” rzecz ujmując na pewno jestem ciemną, sfanatyzowaną babą ze wsi (statystycznie rzecz ujmując, co 5. Czytelnik tego bloga jest Chińczykiem :)), niemniej sądzę, że w KAŻDYM stereotypie jest więcej plew, niż „ziarna.” Wymyślono je wyłącznie po to, by „zwolnić się” z myślenia: słuchacz o. Rydzyka słyszy „feministka” – i już „wie” z kim ma do czynienia; feministka zaś słyszy „katolik” i myśli (a właściwie NIE MYŚLI:)) TAK SAMO…

          1. Kwiatek na dobranoc jest wyłącznie kpiną z Twojego pojęcia logiki. Mieć zły stereotyp o czymś czego się nie zna, to naturalne i ludzkie, bo wynika z lęku, niezrozumienia itd. I to jest właśnie problem z Żydami lub feministkami, których nikt nigdy nie widział więc na wszelki wypadek się ich nienawidzi. Mieć negatywny stereotyp o czymś, co się spotyka na co dzień, to już nie lęk i niezrozumienie, tylko doświadczenie. A najwięcej nadających na katolicyzm osób, to sami konformistyczni katolicy – co niedziela msza w pierwszej ławce, spowiedź też musi być, ale jak się już spowiadam, to nie z seksu przedmałżeńskiego, bo Kościół jest głupi i księża to hipokryci.I nie W KAŻDYM stereotypie jest ziarno prawdy, tylko W WIELU, tak dla Twojej wiadomości. Niektóre stereotypy da się logicznie umotywować na dodatek. Uważasz że stereotypowa karność i posłuszeństwo Niemców to krzywdząca legenda, nie mająca nic wspólnego z prawdą? Przekonanie że chorzy na HIV to sami geje i prostytutki też jest historycznie i logicznie umotywowane, choć dziś już zupełnie nieprawdziwe. Pamiętanie że w każdej grupie są różne typy ludzi, też umożliwia rozsądne podejście do stereotypów.Na stereotypach można się wiele nauczyć, ale trzeba chcieć. Publikowanie tekstu np. o feministkach opartego na plotkach i nieznajomości tematu raczej temu nie służy.Brawo, dotarłaś do natury stereotypu jako zasady ekonomii myślenia. Dwie uwagi: stereotypu nie wymyślono, jest naturalnym mechanizmem działania umysłu, dodam – potrzebnym, zwierzęcym mechanizmem; po drugie sama myślisz stereotypami, czy może faktycznie, NIE MYŚLISZ, Ty po prostu WIESZ, że jak McDoris coś napisze to to jest z gruntu złe, nieważne co by było w treści. d:Tak się akurat składa, że statystycznie blisko 100% czytelników tego bloga to Polacy, bo jest po polsku. Ewentualni czytelnicy innych narodowości musieliby znać polski, co zbyt powszechnym zjawiskiem nie jest. d:O kłamstwie statystyki wyraziłam się, jak sądzę, dość jasno, więc skoro sama uważasz się za ciemną, fanatyczną babę, to już Twoja sprawa.

          2. No, tak, McDoris – tego typu argumentami ad personam możemy się przerzucać bez końca (i tak na marginesie – GDZIE napisałam, że to, co piszesz, „jest z definicji złe, nieważne, etc.” – mam wrażenie, że to raczej Twoje subiektywne odczucie niż moja rzeczywista opinia na Twój temat. Podobnie ja ODCZUWAM, że choć chwaliłaś NIEKTÓRE moje teksty – przypuszczalnie były zgodne z mainsteamem:) – swoją drogą chciałabym wiedzieć, które to były:) – tak naprawdę w każdym szukasz pretekstu by się ze mną nie zgodzić, obnażyć moją miałkość intelektualną, itd. Niemniej JA zdaję sobie sprawę z faktu, że moje odczucia nie muszą być – i najprawdopodobniej nie są – zgodne z prawdą. I w w związku z tym daleka jestem od przypisywania Ci złych intencji, powierzchownego myślenia czy braku wiedzy tylko z tej racji, że się ze mną (z zasady;)) nie zgadzasz. A jeśli aż tak bardzo irytują Cię moje teksty i sposób rozumowania – to wybacz. Nie zamierzam uprawiać „minoderii”, którą mi zresztą ktoś tu zarzucał:) – wyłącznie po to, by zadowolić gusta moich „postępowych” czy też „konserwatywnych” Czytelników.:) Jestem, jaka jestem – i nawet cieszę się, że „uwieram” z każdej strony. To miło mięć świadomość, że niektórzy powiesiliby mnie na jednej suchej gałęzi z o. Rydzykiem, a inni znów z Alicją Tysiąc…:)

          3. Średnio chce mi się teraz grzebać po archiwum, ale na popełniłaś ostatnio tekst o karmieniu dzieci w miejscach publicznych, z którym się zgadzam w całej rozciągłości i mogłabym dorzucić jeszcze kilka argumentów za. Zaprawdę, nie szukam pretekstu, ale niektórych rzeczy wręcz nie da się pominąć milczeniem. d: Może gdybyś nie podpisała się w którymś tekście czy komentarzu jako osoba wykształcona, w kolejnym historyczka kobiet, doszłabym do wniosku że „mądry by zrozumiał, a na głupiego szkoda zęby trzeć”. Ale mam wrażenie, tak jak przy feministkach, że są rzeczy które mylnie interpretujesz. Ot, natura dyskusji, że przekonuje się do swojego punktu widzenia.

  9. Takie coś znalazłam w internecie……Według danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, 91 proc. Polaków wierzy w istnienie Boga, 72 proc. w niebo, dwie trzecie w zmartwychwstanie, a 41 proc. w piekło. Poprawną wiedzę o Chrystusie, Bogu i człowieku, posiada niewiele ponad jedna czwarta.Wśród wierzących przeważają kobiety, mieszkańcy wsi i miast do 20 tys. mieszkańców, osoby z wykształceniem podstawowym i zawodowym, rolnicy, emeryci i renciści. Przedsiębiorcy, biznesmeni, osoby z wyższym wykształceniem, mieszkańcy miast ponad 100-tysięcznych rzadziej deklarują się jako wierzący i głęboko wierzący. Najbardziej religijne są osoby, które przekroczyły 55. rok życia, a najwyższy wskaźnik ateizacji notuje się wśród 18-25-latków.

    1. Olu, ludzie z natury są konformistami i niezbyt lubią się wysilać – wolą więc słowne deklaracje od realnej wiedzy czy działań. I gdybyś zapytała „zwolenników” dowolnej religii, partii, ruchu czy ideologii co tak NAPRAWDĘ o niej wiedzą, przypuszczam, że wyniki byłyby podobne. Katolicy nie są w tym względzie żadnym wyjątkiem. Jestem np. święcie przekonana, że ci, którzy w Internecie wypisują, jak to „nienawidzą” Żydów, gejów czy feministek najprawdopodobniej NIGDY nie spotkali takiego człowieka na żywo. Natomiast WSZYSCY uważają się za ekspertów od katolicyzmu – bo, nie da się ukryć, każdy z nas (przynajmniej tutaj w Polsce) zetknął się w życiu z przynajmniej jednym katolikiem. 🙂

    1. Tak, a już na pewno ranić. Zresztą zasady czystej logiki matematycznej mówią, że jeśli istnieje chociaż JEDEN wyjątek od reguły, to znaczy, że ona nie jest prawdziwa…

  10. To się zastanów biedactwo czy jednak jesteś katoliczką czy nie i nie łam rączek na panujące stereotypy. Fakty są takie, że katolikiem jest ten, kto bierze WSZYSTKIE prawdy objawione przez kościół, łącznie z nieużywaniem gumek. Wystarczy odstępstwo od jednej zasady, aby we wniosku oficjalnym dostać błogosławieństwo na drogę. Katolikiem jest ten, kto myśli jak kościół, a nie ten, komu się wydaje, że jest katolikiem. Nie po to powstają encykliki, żeby niby – katolik myślał to, co uważa sam za słuszne. Jeśli jednak nadal wciąż uważasz się za katoliczkę, to wszystkie przytoczony epitety pasują do ciebie jak ulał. Koniec wywodu.

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *