Władcy much.

Niedawno ktoś mnie zapytał, czy uważam, że zwykłe szkolne bójki to już jest „agresja.” Szczerze mówiąc, nie wiem. Jak dla mnie to jest raczej normalna chłopięca potrzeba rywalizacji, „spróbowania się” ze sobą. Inna sprawa, że współczesna kultura zbyt łatwo wrzuca to wszystko do jednego worka z napisem:”Przemoc, brutalność i okrucieństwo.”

Czytałam, że w niektórych sfeminizowanych szkołach w Anglii i Szwajcarii zakazano już nawet szczególnie „kontaktowych” gier zespołowych, np. gry w piłkę czy w rugby, jako rzekomo zbyt „brutalnych.” No, jasne – bo niby dlaczego chłopcy nie mogą „jak ludzie” (czyli „jak dziewczynki”?;)) SPOKOJNIE zająć się skakanką czy klasami?;)

Natomiast badania dotyczące wpływu krwawych gier i programów na dziecięcą (i nie tylko!) psychikę wciąż są niejednoznaczne. Bo choć zapewne nie jest tak, że kiedy się ktoś tego „naogląda”, to natychmiast pójdzie kogoś zgwałcić czy zamordować – to czy można tu wykluczyć jakikolwiek związek?

Jest prawdą, że nasza wrażliwość, atakowana bezustannie milionami bodźców, tępieje stopniowo. Pamiętam burzę, jaką jeszcze kilka lat temu (i to nie u nas, a w liberalnej Francji) wywołał film „Nieodwracalne”, który zawierał kilkuminutową sekwencję brutalnego gwałtu. Śmiem twierdzić, że  obecnie podobne sceny znajdują się w wielu filmach fabularnych – i nikogo już nie szokują.

Ostatnio głośnym echem odbił się właśnie we Francji pewien eksperyment psychologiczny, którego uczestnikom powiedziano, że biorą udział w nowym teleturnieju. Ich zadaniem było aplikować coraz wyższe dawki prądu (w przypadku złej odpowiedzi) człowiekowi zamkniętemu w specjalnej kabinie. Oczywiście, był to aktor, który w rzeczywistości nie otrzymywał żadnych elektrowstrząsów – ale gracze nic o tym nie wiedzieli…

I co się okazało? 80% spośród biorących udział w eksperymencie kontynuowało tę „zabawę” aż do momentu, gdy napięcie osiągnęło 460 wolt, a „pacjent” przestał dawać znaki życia. Nawet naukowcy, biorący udział w badaniu, byli zszokowani takim wynikiem: „Nie przypuszczałem, że ludzie są aż do tego stopnia pozbawieni empatii.” – stwierdził jeden z nich. Jednocześnie zaapelował, aby ograniczyć ilość brutalnych scen, pokazywanych w mediach. (Głos wołającego na pustyni…:))

Niestety, również dzieci oglądają takie naładowane „prozą życia” produkcje (również te zrobione w mylącej konwencji kreskówki, jak South Park)- i kilkakrotnie zdarzało mi się słyszeć wyznania młodocianych morderców, którzy zabili, „bo chcieli wiedzieć, czy wygląda to tak, jak na filmie.”

Inna sprawa, że same dzieciaki („z natury”?) potrafią być naprawdę brutalne w swoich zabawach. W dzieciństwie doświadczyłam ze strony moich rówieśników czegoś, co DZIŚ nazwałabym molestowaniem a może nawet gwałtem – i już wiem, jak bardzo w rzeczywistości było to okrutne.

Ale – co ciekawe – WTEDY wcale tak o tym nie myślałam: uważałam to po prostu za pewien szczególny rodzaj zabawy – i tyle.

Obecnie wspomnienie tamtego wydarzenia nie spędza mi już snu z powiek, niemniej jednak zastanawiam się czasami: czy przytrafiło mi się to, ponieważ jestem z natury uległa (submisywna) czy raczej odwrotnie – stałam się taka, ponieważ to mi się przydarzyło?

56 odpowiedzi na “Władcy much.”

  1. Mam wrażenie, że trochę mijasz się z rzeczywistością 🙁 Szczególnie w temacie szkolnych bójek. Po pierwsze to chyba nigdzie w Polsce nie było i nie ma tendencji aby chłopców przerabiać na dziewczynki (na marginesie: ze skakanką ćwiczą też bokserzy, a chyba nikt nie powie, że to „niemęski” sport 😉 ). To właśnie raczej dziewczyny robią się coraz bardziej brutalne. Po drugie: bójki były, są i będą i wątpię, żeby przeciwdziałanie przemocy w szkołach odnosiło się do takich bójek. Wszystkie przypadki, które zostały nagłośnione przez media dotyczyły działań wykraczających poza zwykłą bójkę 🙁 Ze swoich szkolnych lat nie pamiętam przypadków „niszczenia” kogokolwiek w klasie. W bójkach, owszem, brałam nieraz udział i kilka razy skończyło się to „na dywaniku” u dyrektora… ale to wszystko raczej przypominało honorowe pojedynki ;)Brutalne filmy i gry faktycznie mogą zaszkodzić. Myślę jednak, że najważniejsze jest aby rodzice interesowali się tym, co dziecko robi i potrafili z nim rozmawiać, tak aby uczyć oddzielania fikcji od rzeczywistości. Dużo bardziej od gier może zaszkodzić zły przykład: pogardzanie biedniejszymi, materializm, przedmiotowe traktowanie kogoś w rodzinie, przedmiotowe traktowanie zwierząt i przyrody… wtedy dziecko uczy się, że słabszymi można pomiatać 🙁

    1. Ps. Z tego co czytałam i słyszałam o eksperymencie z elektrowstrząsami, wnioskuję, że chodziło tam nie o brutalność jednostkową, tylko o „wyłączanie osądu i myślenia” pod wpływem autorytetu. O to, że gdybyśmy sami mieli podjąć decyzję nie porazilibyśmy innego człowieka śmiertelną dawką prądu, ale kiedy „rozgrzesza” nas jakaś zasada lub „prowadzący”, kiedy rozmywa się odpowiedzialność, to hamulce zanikają… 🙁

      1. Brutalność jednostkowa „wyszła” im niejako na marginesie… Ale skoro wynik był aż tak szokująco wysoki, to powinno dać do myślenia naszym „specom od rozrywki”, aby nigdy nie przyszło im do głowy zorganizować podobnej zabawy. („No, co – przecież nikogo nie zabiłam. Ja tylko naciskałam guziki na pilocie… Przecież to tylko taka zabawa…”- i tutaj też mamy to rozmycie odpowiedzialności, o którym pisałaś:)). Jakiś czas temu oglądałam film o psychopacie, który mordował ludzi on-line, a zabijał ich tym szybciej, im więcej wejść notował na stronie. Widzowie wchodzili „to” zobaczyć, mimo ostrzeżeń w telewizji, że w ten sposób przyczyniają się do śmierci niewinnych ludzi. Ciekawość była silniejsza. Oczywiście, była to (jeszcze) fikcyjna opowieść, ale nie dałabym głowy za to, że niebawem nie stanie się rzeczywistością. Przypuszczam, że internauci oglądający takie pokazy łatwo rozgrzeszaliby się myślą, że „przecież to nie może dziać się naprawdę”, tak więc na pewno jest reżyserowane. Ja bym już nie była taka pewna… po tym, jak widząc zdjęcia z zamachu 11.września sądziłam początkowo, że to jakaś kolejna gra komputerowa albo film katastroficzny. Bo przecież „takie rzeczy się nie zdarzają” , prawda?

        1. Zamach z 11 września wydawał się początkowo nierealny wielu ludziom. A psychopatów mordujących w związku z „oglądalnością” mamy już na porządku dziennym – właśnie tych wszystkich terrorystów 🙁

          1. Zgoda, Barbaro – z tym, że terroryści jednak dosyć rzadko mordują dla zabawy – oni traktują to, co robią, ze śmiertelną (nomen omen!) powagą. Natomiast dość często zdarza się to nastolatkom. Przygotowując ten materiał znalazłam także myśl, że dzieci nie znają strachu, ponieważ tak naprawdę NIE WIERZĄ, że umrą (to wyjaśniałoby fenomen dzieci-żołnierzy, często bardziej brawurowych i okrutnych, niż dorośli). Najbardziej dojmującym uczuciem młodości ma być natomiast (według tego myśliciela) wstyd. I jak tak śledzę losy młodocianych ofiar przemocy (które często milczały ze wstydu), albo tych młodych ludzi, którzy odebrali sobie życie, ponieważ sądzili, że zostali skompromitowani (nawisem mówiąc, jest to subtelna forma przemocy, w której gustują również dziewczęta – tu wysłać jakiegoś obrzydliwego smsa, tam opublikować wstrętne wyznania w Internecie) – wydaje mi się, że sporo w tym prawdy…

    2. Barbaro, a ja odnoszę wrażenie, że ostatnio niezbyt uważnie czytasz moje teksty – pisałam przecież, że owe przykłady „feminizowania” chłopców w szkołach dotyczą znów „krajów wysoko rozwiniętych” a nie naszego „polskiego zaścianka” – o tym niepokojącym zjawisku rugowania ze szkół wszystkiego, co choćby PRZYPOMINA przemoc (choć w rzeczywistości nią nie jest!) pisał pewien szwajcarski pedagog i psycholog, który od dwudziestu lat obserwuje tamtejsze próby stworzenia idealnego, pokojowego społeczeństwa – więc wydaje mi się, że facet wie lepiej, niż ja, „oderwana od rzeczywistości”, o czym pisze… Nie moglibyśmy choć raz być mądrzy PRZED szkodą?:) Natomiast co się tyczy wszechobecnej brutalności (błędem byłoby bowiem mówić tu tylko o telewizji czy Internecie – to samo można zobaczyć i usłyszeć na pierwszym lepszym przystanku autobusowym…) to sądzę, że w podobnym stopniu szkodzi ona dzieciom, jak i dorosłym. Mniej więcej od premiery słynnych „Psów” Polacy zaczęli na co dzień mówić do siebie takim językiem, jaki wylewał się z ekranu. A nie od rzeczy mówi się przecież, że STAJEMY SIĘ tacy, jak mówimy. A co zrobi człowiek, któremu stare, poczciwe słowo na k służy już tylko za przerywnik, kiedy naprawdę się rozzłości? Prawdopodobnie z braku innych, mocniejszych słów (bo takowych nie ma) którymi mógłby wyrazić swoją frustrację, złapie za kij bejsbolowy, nóż, kosz na śmieci – cokolwiek, dzięki czemu mógłby się wyładować. W różnych badaniach psychologicznych wykazywano związek pomiędzy ubóstwem słów i emocji, a agresją. (To chyba nie przypadek, że również ludzie głuchoniewidomi często bywają agresywni, dopóki nie nauczy się ich komunikować się z innymi…). Ślepe i głuche „zwierzątka” gryzą na oślep…

      1. Tak, Szwajcarię przegapiłam, mój błąd! Zauważyłam tylko Anglię, ale pomysł zakazywania tam gry w „nogę” lub rugby – czyli narodowych sportów angielskich wydał mi się tak absurdalny, że pominęłam to milczeniem. Masz rację w szukaniu przyczyn w ubogim słownictwie. Ubogie słownictwo wyklucza rzeczową dyskusję na argumenty, a wtedy szybciej sięga się po argument siły. Ja bym poszła dalej i powiedziała, że praprzyczyną jest zanik czytelnictwa – stąd ta mizerność mowy. Jeśli nie zapomina się o książkach, oglądanie „Psów” nie przekona do uroczych przerywników na k*.

      2. Swoją drogą zastanawiam się, czy ci ludzie, którzy tak bardzo chcą wyplenić wszelkie „przejawy brutalności” tak bardzo różnią się ode mnie i osób, które znam (czy sami nie wykazują agresji w pewnych okolicznościach)? Czy też są tak strasznymi hipokrytami?Po sobie sądząc myślę, że jedynym dobrym sposobem na uniknięcie agresji wobec „Bogu ducha winnych bliźnich” jest właśnie możliwość rozładowania nadmiaru energii w jakichś „brutalnych i kontaktowych” lub „ekstremalnych i ryzykownych” sportach (które są przecież tak obwarowane zasadami, żeby nie były ZBYT ryzykowne i brutalne) 😉

        1. O, to, to, Barbaro – od zawsze wiedziano, że młodzi ludzie MUSZĄ w jakiś sposób wyładować swój nadmiar energii – i temu właśnie służyły różnego typu sporty i rytualne walki. W niektórych polis greckich podczas święta efebów (dorastających chłopców) wypuszczano młodzież za miasto i organizowano dla niej specjalne „bitwy na kamienie.” Oczywiście, zdarzało się, że ktoś w takiej zabawie został ranny, lecz zapewniało to (przynajmniej na jakiś czas:)) spokój w mieście.

          1. :)A podobny sens ma porzekadło: „dzieci dzielą się na czyste i … szczęśliwe” 🙂

  2. Moim zdaniem nie ma potrzeby zbytniego zagłębiania się choćby w temat bójek szkolnych. Czasami trzeba zbić po pysku drugiego człowieka, żeby nie zostać w przyszłości lalusiem, który nie będzie umiał obronić siebie ani żony.Wyobraźcie sobie sytuację, w której złodziej zabiera kobiecie portfel na ulicy. Uważacie, że mąż ma podbiec do niego i zacząć argumentować, że to, co robi złodziej jest złe?Trzeba przywalić, posiniaczyć, złamać nos, podbić oko, ale wyłącznie po to, by obronić siebie, bliskich i godność człowieka. Ale żeby facet był facetem musi w młodości 'spróbować’ tego fachu. I pewnie nieraz się rozpłacze, jeśli koledzy mu wtłuką, nieraz sam wpieprzy, ale pozostanie mu w świadomości jedna nauczka – nie bać się walczyć. Walczyć pięścią, walczyć z przeciwnościami losu i walczyć w imię prawdy i Boga.Pozdrawiam Cię A.

    1. Oczywiście, że masz rację, Robercie – takie podejście wydaje mi się jak najbardziej zdroworozsądkowe. A jednak ludzi (a zwłaszcza mężczyzn) uczy się, że W KAŻDEJ SYTUACJI najlepszym rozwiązaniem jest „spokojne przedyskutowanie sprawy.” Jako kobieta (zwłaszcza jako kobieta!) nie mam nic przeciwko strategiom negocjacyjnym – ale nie wyobrażam sobie, żebym – z właściwą sobie łagodnością 🙂 – zwróciła się do chłopaków napadających mnie na ulicy:”Kochani chłopcy, a może byście zechcieli zostawić mnie w spokoju?” – a nawet, gdyby taki pomysł przyszedł mi do głowy, nie sądzę, żeby to zadziałało. 🙂 Nawiasem mówiąc, muszę dodać, że jeśli chodzi o takich wyrostków to pozory czasem mylą. Kiedyś, gdy wracałam z biblioteki uczelni i pękła mi torba, w której niosłam książki, pomogli mi właśnie młodzi panowie wyglądający na skinów, po których byłam skłonna spodziewać się raczej wszystkiego najgorszego. 🙂

      1. Kto tak uczy? Do tej pory pamiętam jak na początku przedszkola poskarżyłam się w domu, że mnie dzieci biją… Dziadek zapytał czy mam rączki, a mama czy zjadłam śniadanie… a potem powiedzieli: „nie zaczepiaj nikogo, ale jak biją to oddaj i to mocniej”. I tak już mi zostało ;P

          1. Hm, chyba NIEKTÓRE nowoczesne szkoły. Pisałam kiedyś, że zabieram synka do „grupy zabaw” – takie przygotowanie do przedszkola 🙂 Tam też jest pedagog i pierwsza zasada, jaką tłucze do głowy rodzicom – to nie interweniować w sprzeczki dzieciaków „dopóki krew się nie leje”…

          2. No, proszę – wychodzi na to, że jeszcze u nas jest normalnie. Cieszę się. 🙂 Chociaż przyznam Ci się, że jak patrzę na Dorotę Zawadzką, sadzającą rozwrzeszczanego dzieciaka na „jeżyku” czy innym stołeczku, to mam poważne wątpliwości, czy to aby tak od razu działa. Czy raczej tylko do momentu, aż zgasną światła kamer, a „superniania” z ekipą nie wyniesie się z domu…Może ja jestem nadmiernie sceptyczna, ale powiem Ci, że przeczytałam mnóstwo poradników z serii „jak sprawić, żeby dzieci Cię słuchały” – i mniej więcej 90% rad tam zawartych nie działa – a przynajmniej nie działa we wszystkich sytuacjach. Każde dziecko to inny świat.

          3. Co człowiek to charakter – a dziecko też człowiek 🙂 Skoro jednak poruszyłaś temat „superniani” to we wszystkich (paru) odcinkach na jakie trafiłam podkreślone było, że dziecko musi się wybiegać, wybrudzić, zmęczyć… że to wszystko jest najzupełniej normalne. I normalne jest też przeżywanie gniewu, złości – tylko trzeba właściwie te emocje ukierunkować :)Swoją drogą akurat mój łobuziak jest najgrzeczniejszy wtedy, kiedy jesteśmy sami, bo jak tylko zjawia się dodatkowa osoba (np. zagości tatuś) to pieron pokazuje już nie różki a rogi 😉 w nadziei, że z „obcym” ugra więcej…

          4. O, proszę, to z naszym Antosiem jest dokładnie odwrotnie – on przy obcych udaje aniołka (i musimy wysłuchiwać od wszystkich ciotek zdań typu: „No, i czego wy od niego chcecie – przecież to jest TAKIE GRZECZNE dziecko!”:)) a dopiero, kiedy zostajemy z nim sami, pokazuje nam pełnię swoich możliwości. 🙂 Sądzę, że gdybyśmy zaprosili tu „supernianię” (muszę przyznać, że niekiedy nosimy się z takim zamiarem ;)) byłoby dokładnie tak samo.

      2. No to ja Ci opowiem taką historię. Miałem wówczas 19 lat. W środku Piszczy Białej prowadziłem stanicę nieobozowej akcji letniej. Do najbliższej leśniczówki były 2 km; do wsi jeszcze dalej. Któregoś dnia z daleka było słychać warkot motorów, który co raz bardziej przybliżał się do stanicy. Gdy warkot był już blisko, wszystkie dziewczyny powłaziły pod łóżka (całkiem dosłownie). Gdy motocykliści dojechali pierwsze słowa, jakie usłyszałem, były następujące (pamiętam je do dziś): „Słyszeliśmy, że tu są dziewczyny. Przyjechaliśmy je wyruchać”, Byłem jedynym (przynajmniej nominalnie) dorosłym. Obawiam się, że przy tym podejściu, jakie zaprezentował Robert, ja bym wylądował w szpitalu, a dziewczyny rzeczywiście byłyby „wyruchane”, jak to bezceremonialnie oświadczyli młodzieńcy na motocyklach. Umiejętność negocjacji jest zawsze potrzebna – i im bardziej beznadziejny przypadek, tym bardziej potrzebna. Nikomu nic się nie stało, nikt nie miał najmniejszych obrażeń (pomijając obtarcia wynikające z tego chowania się pod łóżkami). Panowie odjechali i już nigdy więcej nie wrócili.

        1. No, tak – „Non Hercules contra plures” co się wykłada (nie całkiem dosłownie, ale za to zgrabnie) „I Herkules d**a, kiedy ludzi kupa”, Leszku.:) Toteż ja nie twierdzę, że negocjować w ogóle nie należy. Wszystko jednak zależy od oceny konkretnej sytuacji. Ogólnie mówiąc, nie sądzę, że gdyby ktoś rzeczywiście mnie napadł spokojne: „Przepraszam, czy moglibyśmy o tym porozmawiać?” bardzo by mi pomogło – chociaż nie mogę tego wykluczyć. Słyszałam, że kilka kobiet uniknęło gwałtu właśnie dzięki temu, że zaczęły z napastnikiem rozmawiać·

          1. Podstawową sprawą wówczas było to, że nie okazałem strachu. Drugim ważnym elementem tej sytuacji było to, że nie podejmowałem walki – to działa na tej samej zasadzie, co bezwzględny zakaz patrzenia dzikim zwierzętom w oczy – jeśli się patrzy w oczy, to zwierze MUSI podjąć walkę o dominację. Tu przypomnę powiedzonko z zupełnie innych kręgów – Jacek Kuroń zawsze powtarzał, że wroga należy przyciskać do muru, ale w takim miejscu, by miał za sobą drzwi. Z tymi motocyklistami prowadziłem tak rozmowę, by to oni sami mogli uznać, że powinni odjechać. Gdybym okazał strach, to by to ich tylko podnieciło; gdybym podejmował walkę, to sami sobie musieliby udowodnić, że oni są górą. A tak sami znaleźli drzwi za sobą. Jeszcze jedno – cały czas prowadziłem rozmowę tylko z tym, który był nieformalnym przywódcą grupy (to też jest ważne w takich sytuacjach).

          2. Jak na dorosłego nastolatka wykazałeś się olbrzymią wiedzą o człowieku.Jednak nie wszyscy ją mają. Z jakich źródeł czerpałeś tę wiedzę?

          3. Jeśli myślisz, że wtedy prowadziłem dogłębną analizę, to się mylisz – to dopiero post factum potrafiłem odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że mi się udało. Oczywiście dziś mogę jeszcze dorzucić do tego, co najważniejsze – wyraźnie ktoś na górze nade mną czuwał, bym nie popełnił błędu.

          4. Po prostu i ludzi i zwierzęta należy „wyczuć” – reakcja dobra w jednej sytuacji będzie zgubna w innej. Ze zwierzętami też się sprawa przedstawia różnie – owszem zaleca się aby np. w konfrontacji z obcym, agresywnym psem nie patrzeć mu w oczy – zwierzę nie zaatakuje, jeśli człowiek się w jego mowie gestów „podda” (a my zazwyczaj już nigdy więcej nie spotkamy tego konkretnego psa). Jeżeli jednak taką strategię zastosuje się wobec własnego zwierzaka – no to bądźmy pewni, że właścicielem i panem domu będzie właśnie czworonóg. Czasem trzeba podjąć walkę – w przypadku zwierzęcia zawsze sprawdzi się faktyczne przekonanie o własnej przewadze – zwierzę bardzo dobrze odczytuje mowę gestów i nie zna pojęcia kłamstwa.Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że odpowiednie nastawienie zwykle już „z góry” rozwiązuje problemy. Jako „weteran” nocnych podróży pociągami dalekobieżnymi mogę powiedzieć, że aby uniknąć incydentów chamstwa i złodziejstwa dobrze jest wyglądać tak, aby wszelkie indywidua nie uznały nas za warty zachodu „łup” :):):) Ale i tak trzykrotnie zdarzyły mi się sytuacje „podbramkowe” – w jednym przypadku dobre okazały się negocjacje, w drugim szybki cios, a w trzecim żądanie 😉

          5. Trudno się z Tobą nie zgodzić. Patrząc na to wydarzenie z moją aktualną świadomością, jestem pewien, że to ktoś na górze podpowiadał mi, co mam robić. Wtedy oczywiście przyjąłem to „jak swoje”.

          6. Masz rację z tym strachem, Leszku. Kiedyś (gdy jeszcze byłam piękna i młoda :)) mój starszy brat zostawił mnie w samochodzie na parkingu i poszedł coś tam sobie załatwiać. A do mnie przyczepiło się dwóch podpitych kolesi, którzy zaczęli mi czarownie „obiecywać” co mi zrobią, kiedy tylko wybiją (trzymanymi w rękach butelkami) szybę od samochodu. W mojej sytuacji nie miałam żadnego wyjścia – ani wyjść (realnie oceniając swoje możliwości wiedziałam, że nie mam najmniejszych szans na ucieczkę…) ani zostać w środku… Siedziałam więc sparaliżowana strachem, pragnąc z całej duszy stać się niewidzialna (mówi się, że małe gryzonie w podobny sposób hipnotyzuje widok węża…). A im bardziej ja się bałam, tym bardziej oni stawali się bezczelni (zapewne bawił ich mój strach). Gdyby nie to, że w końcu nadszedł mój brat, nie wiem, jak by się to dla mnie skończyło. Odtąd zawsze w podobnych sytuacjach powtarzam sobie w myśli: „Nie daj im poznać, że się boisz.” A jeśli chodzi o rolę „przewodnika stada” to co napisałeś, przypomniało mi jeszcze wspomnienia ks. Guy Gilberta (ksiądz wśród bandziorów:)) który opowiadał, że aby zyskać szacunek swoich nowych „parafian”, musiał stanąć do walki wręcz z hersztem całej grupy. Niestety, już nie pamiętam, jaki był jej wynik – niemniej potem ksiądz został zaakceptowany jako „swój.”

          7. To, że rozmawiałem tylko z ich nieformalnym przywódcą, od razu ustawiało mnie w korzystniejszej sytuacji, bo to już nie było jeden przeciw wielu, lecz jeden przeciw jednemu. Mało – gdybym rozmawiał z kimś innym, to tamten przed swoim przywódcą grałby rolę nieugiętego nieustraszonego; to tylko przywódca może szukać drzwi za sobą.

        2. Leszku, gratuluję odwagi i opanowania. Ale nie znajduję słów, aby wyrazić swój SZOK postępowaniem dziewczyn !?!?!? Wnioskuję, że nie były to kilkulatki – a ŻADNA nie podjęła próby np. biegu do tej leśniczówki (2 km – jakieś 10 min w jedną stronę). Co komu może pomóc włażenie pod łóżko? SZOK, SZOK, SZOK!!!!!!

          1. Na całe szczęście, że się nie rozbiegły! To był sam środek Puszczy Białej. Może ta puszcza taka wielka nie jest, ale zawsze puszcza. Jeśli miałyby uciec przed motocyklistami, to musiałby biec na przełaj (biegnąc drogą leśną tylko sprowokowałyby, by je gonić) – a czy Ty sobie wyobrażasz, by biec na przełaj przez nieznany sobie las i się nie zgubić?

          2. Nie no! Nie chodzi mi o panikę! Chodziło o to aby jedną, taką która najszybciej biega, wyznaczyć na laufra. I tak, wyobrażam sobie żeby biec na przełaj i się nie zgubić – równolegle do drogi 🙂 Ale ja jestem wyjątkowo „leśny człowiek”, jak miałam z 10 lat to całymi dniami włóczyłam się po lesie ze swoim psiakiem, a za punkt honoru stawiałam sobie wracać zawsze inną trasą niż szłam 😉 Za to potrafię zabłądzić na nowoczesnych osiedlach miejskich 🙁

          3. No to zupełnie Ciebie nie zrozumiałem – ja już wielu rzeczy nie pamiętam, ale wydaje mi się, że mieliśmy tam krótkofalówkę z pogotowia ratunkowego; ledwie działała, ale działała. Tak więc co najwyżej możesz mi zarzucać, że od razu z tego nie skorzystałem, tylko sam chciałem rozwiązać problem.

    2. O mój smutku…Robercie J”Czasami trzeba zbić po pysku drugiego człowieka, żeby nie zostać w przyszłości lalusiem, który nie będzie umiał obronić siebie ani żony.”…”Walczyć pięścią, walczyć z przeciwnościami losu i walczyć w imię prawdy i Boga.”Widać tu wyrażnie jak często chcemy aby to „nasza wola” okazała się tą najważniejszą. Jak ma się zbicie kogoś po pysku ( nawet w słusznej sprawie) do nadstawiania drugiego policzka? Najgorsze jest jednak to ,że nie chcemy dać bliźniemu miłości której mu najwyraźniej brakuje I JESZCZE CZYNIMY TO W IMIĘ PRAWDY I BOGA!!!Smutno mi Boże…To kto ma dać tę miłość człowiekowi , który jej nie otrzymał darmo? Jakiś inny złoczyńca który też jej nie ma?

  3. Był jeszcze jeden eksperyment, tym razem w Niemczech, o którym słyszałem (nawet film nakręcono na jego podstawie). Dobrano metodą rozmów kwalifikacyjnych grupę kilkunastu mężczyzn, którym powiedziano że będą uczestniczyć w jakimś płatnym eksperymencie socjologicznym. Następnie podzielono ich na dwa zespoły. Jeden zespół miał udawać więźniów, drugi strażników. Wszystko pod okiem kamer, monitorowane online, zgodnie z zasadami wcześniej określonymi, w myśl których każdy mógł powiedzieć „dość” albo wycofać się z gry. Jak można było przypuszczać eksperyment wymknął się spod kontroli w momencie, gdy wśród więźniów i wśród strażników ujawniły się dwie silne osobowości, które próbowały osiągnąć przewagę psychologiczną. Skończyło się to o ile pamiętam kilkoma zabójstwami i procesem sądowym. Chciałbym się teraz odnieść do części Twojej wypowiedzi. Nie jest tak, że każda bójka to już agresja, ale przy obecnym nonszalanckim podejściu do takich kwestii jak odpowiedzialność czy samokontrola, każda bójka może łatwo stać się agresją. To po pierwsze. Po drugie, naukowcy zwykle bywają zszokowani rzeczami oczywistymi, co tylko dowodzi jak bardzo są oderwani od rzeczywistości. Jeżeli wśród gimnazjalistów dzieją się takie rzeczy jak w Legionowie, to trudno przypuszczać że po osiągnięciu dorosłości coś się poprawi.> W dzieciństwie doświadczyłam> ze strony moich rówieśników czegoś, co DZIŚ nazwałabym> molestowaniem a może nawet gwałtem – i już wiem, jak> bardzo w rzeczywistości było to okrutne.Ale – co ciekawe -> WTEDY wcale tak o tym nie myślałam: uważałam to po prostu> za pewien szczególny rodzaj zabawy – i tyle.Obecnie> wspomnienie tamtego wydarzenia nie spędza mi już snu z> powiek,No i tu dochodzimy do sedna drugiej kwestii. Nie zrozum mnie źle (też w dzieciństwie byłem przedmiotem kpin ze strony rówieśników, czasem bardzo okrutnych i bolesnych w wymiarze psychicznym), ja nie umniejszam twoich przeżyć. Ale dzisiaj świat jest nie tylko pełen przemocy (wtedy też był), ale też pełen przesady. Wiele zjawisk, które istniały od zawsze i nie wzbudzały jakiś wyjątkowych emocji (sama napisałaś, że uważałaś to za szczególny rodzaj zabawy), dzisiaj zyskuje nowy wymiar, nowe nazwy, nowe, czasem bardzo skrajne interpretacje. Coś takiego jak dysleksja na przykład. Istniała, istnieje i istnieć będzie. W moich czasach nie nazywano tego w ten sposób (albo ja nie pamiętam), w każdym razie nie było wokół tego tyle szumu jak obecnie. Po prostu takim dzieciom poświęcano więcej uwagi w szkole, a w domu musiały więcej pracować. Nie miały lepiej z tego powodu, nie były zwalniane z czegoś tam, nie pisały specjalnych egzaminów tylko dla nich. Uczyły się pracować i doganiać rówieśników. Tak jak Justyna Kowalczyk, której pół punktu zabrakło do zdiagnozowania u niej astmy, co pozwoliłoby jej brać leki rozszerzające płuca. Jej to nie potrzebne do zwycięstw. Chodzi mi o to że pokonywanie trudności wzmacnia człowieka, i nie wolno mu tego odbierać ułatwiając mu przesadnie życie. Żyjemy w czasach, kiedy każdy (również naukowiec, uczony) pragnie zwrócić na siebie uwagę. Bo to daje granty, pieniądze, możliwość wydania książki, czyli lepsze życie. Dlatego tyle nowych pojęć, dlatego taka specjalizacja wszędzie, dlatego tyle zjawisk z pozoru niewinnych staje się nagle przestępstwami. Słynne poklepanie po pupie koleżanki w pracy jest molestowaniem seksualnym i podpada pod określony paragraf. A wystarczy dać w pysk, jak to się robiło dawniej. Uważam, ze ułatwianie komuś życia dlatego że matka natura dała mu mniej, jest robieniem temu komuś krzywdy. I rozumiem że to jest bardzo kontrowersyjne stanowisko, ale będę go bronił.

    1. Masz rację, że mamy obecnie tendencję do wyolbrzymiania zjawisk, które przez wieki uchodziły za normalne – zwykłe wzięcie dziecka na kolana może być uznane za przejaw pedofilii (szczególnie, jeśli robi to mężczyzna), każdy klaps urasta do rangi „bestialskiego maltretowania”, stara jak świat niechęć do ortografii cudownie przeistacza się w dysgrafię, a każdy smutek łatwo staje się „depresją” (na czym zarabiają różnej maści terapeuci). Niejako dla równowagi mamy jednak tendencję do pomniejszania wagi zjawisk, które przez wieki uważano za negatywne (a przynajmniej niekorzystne) jak rozwód czy samotne rodzicielstwo. Wiele razy słyszałam z ust różnych pań psycholog, że im więcej dane dziecko ma rodziców, tym dla niego tylko lepiej. Czasami zastanawiam się, czy w takim razie nie powinno się ludzi nakłaniać do rozbijania związków… dla dobra dzieci. 😉

      1. > Wiele razy słyszałam z ust różnych pań> psycholog, że im więcej dane dziecko ma rodziców, tym dla> niego tylko lepiej. No, ja takie kretyństwo słyszę pierwszy raz w życiu. Te panie psycholożki, chyba jakieś niedouczone musiały być. Rozumiem skąd taki pogląd się bierze. W końcu z im większej ilości pieców je się chleb, tym większe doświadczenie by „ziarno oddzielić od plew”. Ale żeby to przekładać tak bezpośrednio na wychowanie dzieci, to nie tylko trzeba nie mieć wyobraźni, ale i nie mieć pojęcia o psychice dziecka.

      2. Eeee..?”Szczególnie gdy robi to mężczyzna”. niestety nie zgodzę się z tym stereotypem. Bo nawet własna matka może być pedofilem ( nawet gdy wg jej mniemania zabawy są takie niewinne) i w tej sytuacji jest to o wiele bardziej tragiczne w skutkach niż w przypadku mężczyzn. Ponieważ matka jest tym , komu ufa się najbardziej. Większość psychologów podchodzi do zagadnień i problemów tak jakby Boga nie było. A jest to podstawowy błąd. Ponieważ bez Boga jest prawie niemożliwe zniweczenie wielu ciemnych stron człowieczej duszy i umysłu( bo to umysł odczytuje i wytwarza konkretne myśli).

  4. Ps. Ktoś mi kiedyś powiedział, że niektóre z rzeczy, które uważamy za zupełnie nieodpowiednie dla dzieci, tak naprawdę nie nadają się również dla dorosłych. Tak mi się jakoś przypomniało…

      1. Na wszelki wypadek przypomnę, że ta sama zasada dotyczy, według mnie, także ludzi różnych płci. 🙂 Jestem zdania (choć to może niepopularne) że i w dzisiejszych czasach SĄ rzeczy, których zupełnie „nie wypada” robić kobietom – z tym, że są to dokładnie TE SAME rzeczy, które nie przystoją również mężczyznom. 🙂

  5. Nawiasem mówiąc: często zastanawiam się na tym, czy jakaś część naszych problemów z dziećmi nie wynika i z tego, że nasze czasy stworzyły pojęcie „nastolatka.” Przede wszystkim, wydaje mi się pewnym nieporozumieniem dążność do tego, aby tak samo traktować człowieka 12-13-letniego (pojawiły się już nawet prezerwatywy w rozmiarze XXS dla takich chłopców – ciekawostka, czemu nie przyznamy im także pełni praw wyborczych i prawa jazdy?:)) jak i 18-19-letniego, tylko z tej racji, że obydwie te osoby mają po „naście” lat. Mentalnie pomiędzy nimi zionie przepaść. A poza tym „w dawnych dobrych czasach” wszystko było (względnie) proste. Ludzie dzielili się na „dzieci” (osoby o dość ograniczonych prawach, ale również niewielu obowiązkach) i „dorosłych” (posiadających więcej praw, ale także większy zakres ODPOWIEDZIALNOŚCI). Natomiast „nastolatki” to taka dziwaczna grupa ludzi, która chciałaby mieć wszelkie PRAWA przysługujące dorosłym (a co więcej, coraz większa grupa dorosłych uważa, że one im się należą), ale żadnych OBOWIĄZKÓW. I dlatego teraz coraz częściej rodzice, dziadkowie i nauczyciele „czują respekt” przed swymi młodocianymi wychowankami, a nie odwrotnie. Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym każda dorastająca panienka marzyła, żeby szybciej stać się podobną do matki, ciotki lub znanej aktorki (i przy okazji zakosztować zakazanych dorosłych przyjemności:)). Dziś wiele matek marzy, żeby upodobnić się do swoich córek.:) Nauczyciele próbują być „kumplami” swoich uczniów… Wszędzie stawiamy na „partnerstwo” – tak, jakby 6-latek rzeczywiście mógł być PARTNEREM dla swoich rodziców 🙂 – i w rezultacie wszyscy jesteśmy coraz bardziej zagubieni: i młodzież, pozbawiona mądrego „przewodnictwa” starszych i pozostawiona sama sobie – i dorośli, próbujący nieudolnie grać nie swoje role… Świat zaczynają zaludniać wieczni młodzieńcy (w wieku 40+:)) oraz nastolatki, zmęczone życiem – o którym wiedzą już WSZYSTKO. Nawet to, czego w tym wieku absolutnie (jeszcze) wiedzieć nie powinny…

    1. Ojojoj! Znowu te nasze okropne czasy, jak dobrze tam, gdzie nas nie ma ;)Przypomniało mi się coś co kiedyś czytałam o rozprężeniu obyczajów w osiemnastowiecznej Francji (Jerzy Łojek „Wiek markiza de Sade”). Są tam cytaty np. z ówczesnych raportów policyjnych, pamiętników itp. Można sobie też pomyśleć o średniowieczu, kiedy z jednej strony za „nieskromność” groziła wręcz kara śmierci, z drugiej całe grupy ludzi były własnością innego człowieka (skąd wynikały takie wynaturzenia jak np. prawo pierwszej nocy). W dwudziestoleciu międzywojennym może i grzeczne panienki marzyły o tym, żeby stać się taką jak matka, ciotka lub aktorka, ale ja już wolę żyć w czasach kiedy WOLNO panienkom marzyć również o tym, aby być panią doktor lub inżynierem ;)Jeśli chodzi o sprawy seksu to zawsze będą kontrowersje, bo tej dziedziny zwyczajnie nie da się obwarować ustawowo… Jak to sobie wyobrażasz? Że raz na jakiś czas specjalna komisja przychodzi i sprawdza dziewictwo (jak drogówka prawo jazdy, albo dowód przy urnie wyborczej)??? A pojęcie „nastolatka” nie uważam za zgniłe moralnie (nie wiąże się tylko z problemem seksualności). Nastolatek, nawet taki co ma 12-13 lat, powinien być traktowany przecież zupełnie inaczej niż sześciolatek. Większe prawa i większe obowiązki – to jasne, a na ile większe to już każdy rodzic musi sam ustalić, bo tylko on zna swoje dziecko na tyle dobrze aby wiedzieć gdzie wyznaczać granice. Problem w tym aby rzeczywiście rodzice chcieli poświęcać czas swojemu nastolatkowi.

      1. Barbaro, no widzisz, jak to wszystko można przedstawić zupełnie inaczej, w zależności od doboru słów. 🙁 Gdzie ja pisałam np. o „zgniliźnie moralnej”? Ja naprawdę NIE JESTEM jakąś zgorzkniałą ciotką-dewotką, co to wszystko ma za złe i wszystko krytykuje. Ale jeśli niepokoją mnie pewne zjawiska, to dlaczego mam o tym nie pisać? Bo taki kierunek ma „nieubłagany marsz postępu” i można się JEDYNIE z tym pogodzić? Jeśli chodzi o wiek XVIII to nie było chyba w historii ludzkości okresu tak pełnego wynaturzeń – skrępowana seksualność zawsze znajdzie dla siebie jakieś ujście podziemne, jak powiedział jeden z Ojców Kościoła. Nastolatki… Hmmm… Widzisz problem (może nie dość jasno się wyraziłam) polega na tym, że ludzie (o ile mi wiadomo) OD ZAWSZE dojrzewali płciowo w mniej więcej zbliżonym wieku – dziewczynki 11-16 lat, a chłopcy 12-18. Ale o ile w epoce kamiennej 13-latka MOGŁA być matką, a 16-latek przewodnikiem łowów – i oboje byli do wypełniania tych ról w pełni przygotowani, również społecznie i psychologicznie – o tyle w naszym świecie oboje są jeszcze dziećmi (choć, jak dawniej, mogą zostać rodzicami, bo natura nie nadąża za szybko zmieniającą się kulturą…). I teraz taki „nastolatek” to (bardzo często) stworzenie z rozbudzonymi w pełni dorosłymi pragnieniami („fura, skóra, komóra i te rzeczy, bracie!”) ale zupełnie jeszcze społecznie niedojrzałe do tego, by te pragnienia samodzielnie spełniać. Tak więc choć ludzie DOJRZEWAJĄ płciowo coraz wcześniej, to jednocześnie chyba coraz później DORASTAJĄ – z tego wniosek, że rodzice muszą o kilka lat dłużej znosić fanaberie swoich pociech. Nawiasem mówiąc, pewien neurolog odkrył, że mózgi niektórych nastolatków w fazie „przeorganizowywania się” w dorosłość wykazują cechy typowe dla pewnych zaburzeń psychicznych. 😉 Kto wie, może to dlatego tak trudno się czasem dogadać z dorastającym dzieckiem?:) Ps. A w dwudziestoleciu międzywojennym młode panienki mogły już raczej być, kim chciały – od Amelii Eckhart przez Tamarę Łempicką i Irenę Krzywicką aż do takich postaci jak Magdalena Samozwaniec, Maria Pawlikowska- Jasnorzewska czy matka Róża Czacka. Różnica była tylko taka, że wtedy jeszcze uważano, że wszystko powinno się dziać „w swoim czasie.” (Co nie znaczy, naturalnie, że ZAWSZE się działo – dość przypomnieć sobie „Moralność pani Dulskiej.” Samozwaniec wspomina z jednej z podróży z siostrą wizytę w jednym z tureckich „przybytków rozkoszy” w którym cały personel stanowiły młodziutkie dziewczęta, prawie dzieci. Jak widać, nic nowego pod słońcem…)

    2. Dodaj do tego jeszcze Konwencję o prawach dziecka, Kartę praw ucznia i Rzecznika praw dziecka, to będziesz miała komplet. Nb. zwróciłaś zapewne uwagę, że wszędzie mowa o PRAWACH? Ja już wychowanie dzieci mam za sobą, na szczęście. I jeszcze udało mi się to na „starych” zasadach. Głęboko współczuję dzisiejszym młodym rodzicom. Szczególnie tym, którzy mają świadomość problemu. Nie wiem, czy moje dzieci poradzą sobie ze swoimi, mimo pewnych zasad które im wpoiłem, i obawiam się że niewiele będę im mógł pomóc.

      1. No, tak – kilkakrotnie już tu wspominałam, że w obecnych czasach wszyscy (dzieci i dorośli) chcą mieć jedynie prawa, prawa, jak najwięcej praw – a za to, najchętniej, żadnych obowiązków. 🙂 W dzisiejszych czasach to bardzo fajnie być nastolatkiem – najlepiej takim poniżej 13. roku życia – wówczas naprawdę za nic nie odpowiadasz. Znałam takich ancymonków, którzy krzyczeli do policjantów, że i tak im nic nie można zrobić… „Gang” takich bezkarnych małolatów terroryzował miasto, w którym kiedyś mieszkałam przez kilka tygodni. Trudnili się głownie „zbieraniem” od przechodniów komórek i innych drobnych przedmiotów – aż do chwili, gdy pewien starszy mężczyzna odważył im się postawić… A kiedy się patrzy na wysyp tych młodziutkich „lolitek” – widziałam nawet 9-10-latki na szpileczkach i ze „zrobionymi” pazurkami – to człowiek prawie przestaje się dziwić, że i dewiacji na tym tle jakby przybyło… Widzisz nastolatkę która zachowuje się i wygląda bardziej wyzywająco, niż niejedna dorosła kobieta – i musisz mocno trzymać się w ryzach, żeby pamiętać, że „tak naprawdę to tylko niewinne dziecko, które samo nie wie czego chce.” A na domiar złego one już się nauczyły używać pedofilii jako broni – i taka słodka panieneczka nie ma zbyt wielu skrupułów, żeby powiedzieć ojcu, sąsiadowi czy nielubianemu nauczycielowi:”Lepiej siedź cicho, bo powiem, że mnie molestowałeś!” W mojej „ukochanej” pod tym względem Szwecji był taki przypadek, gdy nastolatka zadenuncjowała ojczyma na policję ponieważ czegoś tam jej zabronił (no, jak śmiał, bezczelny stary zgred!). Kiedy facet trafił do aresztu za molestowanie, mała się przestraszyła i chciała wszystko odwołać – niestety, nikt już nie dał wiary „biednej, zastraszonej ofierze.” Czymże jest jedna taka „drobna pomyłeczka” w morzu dziecięcego nieszczęścia, prawda?

    3. Z tymi prawami to jest tak, że jeżeli nie idą w parze z wymaganiami stosownie do wieku, to powstaje sytuacja w której młody człowiek (nastolatek), nie musi za nic odpowiadać, bo jest jeszcze dzieckiem. Za to umie doskonale czerpać z dobrodziejstw praw jakie mu przysługują. Tylko jakoś nikt nie widzi, że skoro nie uczy się odpowiedzialności jako młody człowiek to nie będzie umiał być odpowiedzialny jako już 18-latek. Ponieważ bycie odpowiedzialnym jest związane z całym procesem uczenia się jej. Nikt nie staje się dorosły NAGLE Z DNIA NA DZIEŃ. Co do szczególności naszych czasów, to jak świat światem zawsze istniał tylko jeden problem braku jedności i związanej z tym chęci obwiniania i karania. Karania wg naszych osądów. Dla ciekawostki podam, że pewien hawajski psycholog w zakładzie karnym dla psychicznie chorych i wyjątkowo niebezpiecznych podopiecznych. wykonał pewną pracę polegajacą na zjedoczeniu się z wybranymi z zakładu osobami. Psycholog ten, nawet nie zamienił jednago słowa z nimi, tylkosystematycznie wysyłał w myślach komunikat do osoby będącęj „szaloną” kocham Cię bo jesteś wspaniałym darem Boga. Szukał też w swoich myślach gdzie mógł dopuścić się jakiegoś negatywnego osądu względem podobnych mu ludzi i przpraszał.Efekt był niesamowity. Ci chorzy wyzdrowieli i stali się lagodni jak baranki.

  6. Kolegi syn na początku edukacji trafił na mniejszego od siebie ale cwanego chłopaka, który mu bez przerwy dokuczał, w końcu zaczął go szturchać i popychać przy byle okazji. Kolega interweniował u wychowawczyni, nie wiele to pomogło, wiec zalecił synowi, jak go tamten będzie popychał, to ma zacisnąć pięść i uderzyć go w nos. Jak ojciec zalecił syn wykonał, efekt rozwalony nos – wezwanie kolegi do dyrekcji, która zwróciła mu uwagę, że jego syn jest aspołeczny bo bije kolegów, jak przypomniał o tym, że prosił o rozwiązanie tej sprawy to usłyszał nijaką wymijającą odpowiedź. Może było to nie najlepsze rozwiązanie ale skuteczne, syn kolegi miał spokój, inni nawet nie próbowali mu dokuczać, że jest ” większy ” od innych.

  7. Z jednej strony natura, z drugiej uspołecznienie…Czasem nie wiadomo jak pogodzić.Podoba mi się to co wyczytałam w komentarzu o powstrzymaniu się od ingerencji dopóki krew się nie poleje – często obserwuję koty – od małego kociaki walczą ze sobą, poznają swój próg bólu, siłę zębów i pazurków i uczą sie tym samym kontroli. Nie rzadko bierze w tym udział kotka na własny sposób karcąc zbytnie rozbrykanie młodych, które dla mnie CZŁOWIEKA czasem wygladało jak krzywdzenie potomstwa…A było tylko NAUKĄ.Co do agresji – moje dziecko nie ogląda telewizji ani nie ma kontaktu z brutalnością, a jednak od małego obserwowałam przejawy złości, których nikt go nie uczył – myślę że to też wpisane w ludzkie genby i dopiero uspołecznienie polega na uczeniu co odpowiednie a co nie.Za to słuszne jest ograniczanie MIMO TO podobnych obrazów w mediach – wystarczyła jedna bajka na youtube z rodzaju Cartoon Network, by moje koty dostały od mojego dziecka kijem po głowie… Dokładnie tak jak w bajce…

    1. No, tak – czytałam o chłopczyku, który zabił swego kota, zrzucając go z dużej wysokości, ponieważ sądził, że zwierzak będzie latał „tak, jak w bajce.” Inny natomiast, którego lekarze przezwali „Batmanem”, myślał, że będzie mógł polecieć sam – i wyskoczył przez okno…To pewnie dlatego na kostiumach różnych supermanów (także tych przeznaczonych dla dorosłych) często widnieje napis: „UWAGA: Ten kostium nie umożliwi Ci latania.” 🙂 Z drugiej strony, sytuacja rodem z wirtualnej rzeczywistości, w której można kogoś „zabić” a po chwili przywrócić mu „życie”, z pewnością także nie jest zdrowa dla dzieci. Zastanowiło mnie, kiedy ten młody nożownik, który zabił policjanta (za to, że tamten ŚMIAŁ zwrócić mu uwagę…) po wszystkim zapytał tylko: „Wyszedł z tego?” Jakby nie mieściło mu się w głowie, że jak się ma w ręku nóż, to można kogoś zabić tak zupełnie i nieodwołalnie „na śmierć.” Ale może to tylko takie moje dziwne wrażenie… Ps. Ostatnio gdzieś przeczytałam, że sam twórca pojęcia „rzeczywistość wirtualna” stwierdził, że ona nas ogłupia… Pewnie coś w tym jest.

  8. Szczerze mówiąc, mnie też zawsze zastanawiało, dlaczego np. mój synek (który nigdy nie był bity) próbował tak „dyscyplinować” swoje młodsze kuzynki – przecież nikt go tego nie nauczył! Może to dowodzić pewnych wrodzonych skłonności w człowieku (skłonności, które chrześcijaństwo wiąże z pojęciem grzechu pierworodnego – zauważcie, że i małym i dużym trudniej jest się przełamać i zrobić coś „dobrego” – podczas gdy to, co „złe”, zakazane, przychodzi nam zwykle bez wysiłku. Nigdy nie zdarzyło mi się np. czytać, by „gang rozwydrzonych wyrostków włamał się do staruszki i posprzątał jej mieszkanie!”:)), które muszą być (jak to już zauważył św. Augustyn) dopiero „utemperowane” przez właściwe wychowanie. Inaczej jednak niż ten Wielki Pesymista sądzę (obserwując mojego synka) że przychodzimy na świat również z pewnymi pozytywnymi instynktami (jak np. instynkt dzielenia się), które też możemy w dziecku rozwijać – poprzez chwalenie i zachęcanie – lub tłumić. Z tego powodu ZAWSZE staram się np. przyjąć poczęstunek z małych rączek. 🙂 „Dziękuję, ale to dla Ciebie, zjedz sobie SAM!” to moim zdaniem najprostsza droga, by wychować małego egoistę. Zauważyliśmy, że Antek chętnie dzieli się posiadanymi „dobrami” z innymi dziećmi – ale nie jesteśmy w stanie powiedzieć, na ile to zasługa jego natury, a na ile tego, że był za to chwalony…

    1. Człowiek jest z gruntu dobry (jako odbicie Boga nie może być inaczej) ale ma naturę skażoną grzechem (to już na własne życzenie…) i choć Augustyn był z pewnością lepszym i bardziej wykształconym człowiekiem ode mnie z wieloma jego twierdzeniami się nie zgadzam – na przykład z dzisiejszą myślą 😉 niewinność dziecka to chyba jedna z niewielu rzeczy, które nam zostały z Raju. wydaje mi się też, że dzieci od małego „chłoną” także pewne zachowania. jeśli ma dobre wzorce prawdopodobnie nie ulegnie za bardzo tej skażonej naturze ale raczej rozwinie to, co w nim piękne i dobre.

      1. Pamiętaj jednak, droga Estel, że te „myśli” wybieram celowo pod kątem wywołania podrażnienia szarych komórek.:)

    2. Człowiek jest podzielony.Podzielony sam w sobie ;bo dzieli swoje potrzeby na różne poziomy od pożywienia po potrzebę więzi z drugim człowiekiem. Podzielony jest też względem innych. Ponieważ wszystko czego doświadcza a co nie jest miłością oddziela go od innych jak również rozbija jeszcze bardziej to co i tak już jest rozbite. Grzech PIERWORODNY wskazuje na związek z rodzeniem się. I rzeczywiście tak jest. Ponieważ poczęte dziecko tworzy jedność z matką. I już sam ten fakt wprowadza kobietę w stan podobny do jedności Boga z Jezusem.. Problemy zaczynają się i rodzi się „grzech” związany z urodzeniem gdy ta jedność jest zakłócona. A można ja zakłócić bardzo łatwo. Wystarczyy, że kobieta nie będzie kochana, a w związku z tym, będzie pełna obaw o przyszłość swoją i dziecka. Stan ten już wprowadza dziecko w świat który pozbawiony jest miłości. Powodując w póniejszym życiu brak umiejętności prawidłowego kochania. Już nawet samo poczęcie gdy nie jest aktem miłości tylko używania ciała jako przyjemności powoduje powstanie grzechu pierworodnego i późniejsze skazy na charakterze człowieka. Zastanawiające jest jednak to, że bardzo często grzech ten nie jest likwidowany przez chrzest. A PRZECIEZ POWINIEN!!!Nie myślcie jednak, że ma to udowodnić ,że chrzest jest niepotrzebny. Bo on jest wręcz konieczny. Jednak przy chrzcie jest robiony jakiś błąd. Może ma to związek z wolną wolą człowieka? I świadomym wyborem drogi życia.I nie może być sformalizowany lub przemieniony w rytuał? Wszak gdyby nie była konieczna nasza dobra wola Bóg mógłby uczynić nas, jakimś jednym wszechmocnym sakramentem , wielkimi świętymi. A jednak tego nie robi.A nie robi tego, ponieważ jest miłością, a miłość szanuje i respektuje drugą osobę taka jaka ona jest. Stopniowo podnosząc do swojego poziomu ( o ile poziomy są różne).

    3. Odnośnie dzieci – myślę (chociaż może całkiem mylnie, bo nigdy takich naukowych teorii nie słyszałam), że dziecko podobnie jak zwierzątko klasyfikuje poznane osoby (czasem w odniesieniu do konkretnych sytuacji) w kategorii „swój” albo „intruz” – ze swoim się podzieli, przytuli się, a intruza uderzy, będzie chciało odgonić.

    4. Wcale nie jest prawda że dzieci nie bite nie sa agresywne a bite (pomijając katowanie – dostające od czasu do czasu naleznego klapsa) sa agresywne. Bywa chyba odwrotnie. Moja klapsa od czasu do czasu dostała a w zyciu zadnego dziecka nie uderzyła, zreszta nie ma w sobie odrobiny agresji. Jej kuzyn w zyciu klapsa nie dostał a młodsza siostre lał niesamowicie. Tłukł, wyzywał, oszukiwał, rodzice tylko go upominali a on miał te upomnienia dokładnie gdzies, jednym uchem słuchał, drugim wypuszczał i robił to samo.Jakby mu ojciec raz na czas spuścił manto to moze taki wredny by nie był. A on wredny był i jest chociaz juz jest dorosły.

  9. Ja osobiscie chyba wolałabym, zeby nastapiło „przegięcie” w druga stronę i żeby zakazano nawet co brutalniejszych gier zespołowych, niż żeby nadal panowała taka obojetność, wręcz pochwała i uwielbienie przemocy. w pewnym sensie to co oglądaja ludzie na ekranie przenosi sie do zycia codziennego wywołując chociażby wlasnie stępienie wrazliwości. „cyberprzemoc to wyrabianie obojetności na okrucienstwo”. pozdrawiam

    1. Wiesz, wydaje mi się, że w tym świecie (w tym życiu) przemocy nigdy nie uda się wyeliminować całkowicie – i jeśli będziemy z nią walczyć nawet w jej „oswojonych” sportowych formach, to zawsze gdzieś wykwitnie na dziko – czy to w postaci otwartej, fizycznej agresji – czy też w bardziej wyrafinowanych formach przemocy psychicznej i cyberprzemocy (w której to celują zwłaszcza „grzeczne dziewczynki”).

Skomentuj ~Barbara Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *