Numer „na wnuczka” w wersji elektronicznej.

Mój tata ma w Stanach dalekiego kuzyna, Maxa Jeziorańskiego (imię i nazwisko zostało zmienione:)) który jest dominikaninem w prowincji waszyngtońskiej.

Toteż nawet nie zdziwiliśmy się zbytnio, gdy kilka dni temu przyszedł do nas list po angielsku (wysłany z jego skrzynki mailowej), w wolnym przekładzie o następującej treści:

„Drodzy moi, piszę ten list ze łzami w oczach. Postanowiłem wybrać się na krótki urlop do Wielkiej Brytanii. Niestety, w parku nieopodal hotelu napadnięto mnie i obrabowano. Straciłem gotówkę, karty kredytowe oraz telefon komórkowy. Zostawili mi jedynie paszport. Oczywiście, poszedłem na policję i do ambasady, ale niewiele mogli mi tam pomóc. Mój samolot do Stanów już odleciał. Tymczasem dyrekcja hotelu nie chce mnie wypuścić, dopóki nie ureguluję wszystkich rachunków. Pilnie potrzebuję pomocy. Max J.”

Przyznam się, że w pierwszym odruchu pomyślałam, że może faktycznie ojciec Max postanowił spędzić kilka wolnych dni na angielskiej ziemi (tym bardziej, że zaczęła tam się właśnie pielgrzymka Benedykta XVI). Wiele rzeczy jednak wydawało mi się wysoce podejrzanych – dlaczego, na przykład, ten list został zredagowany po angielsku, a nie po polsku, jak to nasz rodak zza oceanu zawsze miał w zwyczaju? Dlaczego w tekście nie było żadnej wzmianki o zakonie (a tylko o „policji” i „ambasadzie”)? Wyglądało na to, jak gdyby ktoś, kto to napisał, w ogóle nie miał pojęcia, że Max to osoba duchowna. Dlaczego wreszcie podpisał się tylko inicjałem (czego również nigdy nie czynił)? Czyżby to jego piękne, polskie nazwisko okazało się dla kogoś za trudne? 🙂

Nie przesądzając zatem niczego, odpisałam wymijająco, że wszyscy tutaj martwimy się o ojca – i mamy nadzieję, że wszystko skończy się szczęśliwie.:)

Na co uzyskałam bardzo „konkretną” odpowiedź z prośbą o przekazanie kwoty 2900 dolarów („lub na ile będziesz mogła sobie pozwolić.” :)) via Western Union. I tu już byłam pewna, że mam do czynienia z perfidnym oszustem: ojciec Max jest dla mnie wzorem ewangelicznego ubóstwa (zresztą wielu duchownych w USA żyje niezwykle skromnie…) – i wiem, że nigdy w życiu nie wydałby takiej sumy na żaden hotel na świecie!

Moje podejrzenia potwierdziły się, kiedy analiza numeru IP nadawcy ujawniła, że rzekomy list z Anglii został wysłany… gdzieś z Kalifornii.

Jak sądzicie, co należy robić w takich przypadkach – poza, oczywiście, poinformowaniem zaatakowanego, że ktoś wszedł nielegalnie w posiadanie hasła do jego konta pocztowego lub/i komputera? Przecież tego typu próba wyłudzenia jest (chyba) przestępstwem  ściganym na całym świecie? I czy taka oszukańcza korespondencja może stanowić potencjalne zagrożenie dla odbiorcy?

 

„Nigdy nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie…„:)

13 odpowiedzi na “Numer „na wnuczka” w wersji elektronicznej.”

  1. Po pierwsze: gratuluję czujności. Po drugie: rzeczywiście trzeba takie coś zgłosić na policję i chyba wystarczy, jak się to zrobi u nas. Po trzecie: trzeba się nastawić na to, że nic z tego zgłoszenia nie wyniknie. Przestępstwa tego rodzaju bywają umarzane i koniec – wiem z własnego doświadczenia. Jakieś dwa lata temu rąbnięto mi z rachunku bankowego całą kasę, która się tam ostała. Dzień PO opróżnieniu konta zadzwonił do mnie pan z banku, żeby się spytać, czy ja autoryzuję taką nietypową transakcję, bo jakieś tam ichniejsze biuro, monitorujące dziwne rzeczy, zwróciło uwagę na niezwykłą wypłatę. Zdziwiłem się niepomiernie, bo niczego takiego nie robiłem… Zdziwiłem się jeszcze bardziej, że autoryzują PO dokonaniu wypłaty, a nie przed. Zgłosiłem całość na policję, złożyłem stosowne reklamacje w banku. Po miesiącu przepychanek i wplątaniu w imprezę pewnego poczytnego dziennika, bank zwrócił mi kasę z zastrzeżeniem, że zwracają pod warunkiem, że ja się nie będę domagać dodatkowych odszkodowań… W nosie miałem odszkodowanie, wystarczyła mi własna, ciężko zarobiona kasa… A miesiąc później przyszło pismo z policji o umorzeniu sprawy. Właściwie bez uzasadnienia. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem i kto wykonał całą polkę… Mam nieśmiałe wrażenie, że rzecz opierała się na pomyłce kogoś w samym banku, ale nie jestem w stanie tego udowodnić… Ale mi się opowieść rozwinęła… 🙂 Najwyraźniej lubię dygresje :)))Pozdrawiam !

  2. Zgłosić, jak najbardziej. Jeśli zostanie umorzone nie szkodzi, ale warto zrobić przynajmniej to, co w naszej „prywatnej” mocy jest.

    1. Zastanawiam się jak tę aferę odnieść do KK i innych religii monoteistycznych, w których obowiązuje przykazanie 'nie kradnij’..;-)) Ale chyba poczekam na pytania pomocnicze od Attonna i Jagody..;-) a tymczasem przyznam się, że „warcholsko-pieniacka” postawa wobec tak bezdusznych instytucji jak np. bank, ZUS czy urząd skarbowy – może przynieść wymierną korzyść.. Często te i inne mocno zbiurokratyzowane (a więc dalekie od rzeczywistości i zdrowego rozsądku) instytucje straszą szarego penitoklienta karnymi odsetkami lub sądem, jeśli w ciągu trzech dni nie uiści kwoty należnej, co do której penitoklient ma zupełnie odmienne zdanie. Życiowe doświadczenie też wpływa zniechęcająco i twardo przemawia przeciwko podejmowaniu walki nierównej.. Trzeba jednak w tym wszystkim wiedzieć, że choć w/w instytucje rzeczywiście nie kierują się litością ani współczuciem, to jednak też mają swoje słabe punkty, takie jak choćby kierowanie się wyłącznie zyskiem i opłacalnością danej operacji. To jest u nich zawsze na pierwszym miejscu, więc jeśli podpadły penitoklient jest naprawdę szary i biedny, to może to wykorzystać jako atut, z kolei zniechęcający wielką instytucję finansową do wdawania się w procesy sądowe..Prawdę mówię – nie kłamię:-) Dwa razy już mi się udało.. Raz ze skarbówką i raz z bankiem.. Trzeba jednakże aby były spełnione dwa warunki: kwoty o jakie walczymy muszą być albo bardzo duże, albo bardzo małe.. Dlatego „średniacy” mają zawsze najgorzej.. W każdym ustroju chyba.. A z tego co się orientuję, to właśnie ta klasa społeczna decyduje o realnej zamożności i sile państwa.A ostatnio – nauczony poprzednimi doświadczeniami – nie poddałem się zniechęceniu zgłoszenia reklamacji wobec swojej sieci komórkowej, która bez mojej zgody a nawet wiedzy, włączyła mi blue connect i potrącała sobie od X czasu po 5 zł miesięcznie. Niby niewiele, ale jeśli jestem bezrobotny, to każda złotówka się dla mnie liczy.

      1. Taa… ja wojuję z sołtysem, który chce, żeby przepusty na drodze gminnej robili na własny koszt właściciele sąsiadujących z nią działek 😉 Ale w urzędach też można trafić na miłych, nie zaczadzonych biurokracją ludzi.Natomiast kradzieże, zabójstwa i inne przestępstwa to jest ciemna strona całej ludzkości niezależnie od jakiegokolwiek mono- czy politeistycznego wyznania.

        1. Taa..:-) wczoraj w Radiu Maryja… usłyszałem starą piosenkę Haliny Frąckowiak (cud jakiś! W tej właśnie chwili w trakcie pisania – otworzyła mi się klapka z imieniem i nazwiskiem wykonawczyni..:-), którą w starych „lepszych” czasach.. słuchało się często w „starej dobrej jedynce”, a na której słowa dopiero teraz zwróciłem uwagę (kiedy jestem już też nieco starszy..;-) A brzmią one:..”Tak pięknie by mogło być! Ziemia jest wielką jabłonią. Starczy owoców, starczy cienia – dla wszystkich którzy się nań schronią”.Ale nie. Zawsze musi się znaleźć ktoś komu mało..Ale cóż my Alleluja i do przodu…;-)

          1. A wiesz, że słowa do tej pięknej piosenki napisał Jonasz Kofta, a muzykę – niedawno zmarły Jarosław Kukulski?:)

          2. Jarosław dziadek, czy ojciec Natalii?Nie wiedziałem kto napisał te mądre słowa, ale tak mniej więcej optowałem na Koftę, Cygana lub Osiecką 🙂

  3. Nie znam się na sprawach informatycznych, ale zgłosić trzeba – tylko nie wiem, gdzie. Przestępstwo jest przestępstwem, bez względu na to, w jaki sposób zostało dokonane.

  4. Dobrze, że nie dałaś się nabrać. Czytałam o podobnych przypadkach – znajomi wpłacali pieniądze na konto przyjaciela w potrzebie. Przyjaciel oczywiście o niczym nie wiedział, a pieniądze znajomych przepadły. To przestępstwo jest ścigane, ale z tego co wiem, nie jest to takie łatwe. Wniosek jest taki, że trzeba bardzo uważać i sprawdzać takie rewelacje. We wszystkich większych firmach jest nakaz zmienia haseł do poczty, chociażby tej „pracowej” raz na pół roku. Pracownikom nie wolno podawać haseł zbyt oczywistych, jak cztery jedynki, czy data urodzin. Może w ten sposób powinni postępować wszyscy użytkownicy internetu – zawsze jest to dodatkowe utrudnienie dla złodzieja haseł.

    1. To prawda – ostatecznie nie dałam się oszukać. Ale przyznam Ci się, że w pierwszym momencie niewiele już brakowało. Tego typu oszuści bazują chyba właśnie na „efekcie szoku” i chwilowego zaskoczenia…

  5. Jest to przypadek agresji elektornicznej, inaczej cyberprzemocy z angielskiego cyberbullying. w naszym polskim prawie karnym nie ma na przemoc elektroniczną odpowiedniego paragrafu, ale można złożyć doniesienie na policje lub do prokuratury powołując sie na Art. 267. Kodeksu Karnego:§ 1 Kto bez uprawnienia uzyskuje informację dla niego nie przeznaczoną, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do przewodu służącego do przekazywania informacji lub przełamując elektroniczne, magnetyczne lub inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. to w Polsce, ale może Amerykanie mają na cyberprzemoc odpowiedni paragraf. tak czy inaczej, jesli moge prosić napisz mi na maila na przykład jak sie zakończyła ta kwestia, bo jestem tym tematem bardzo zainteresowana i ciekawi mnie jak sobie zagranica z tym radzi. przypominam adres mojego bloga : http://poszukujac-drogi.blog.onet.pl/ pozdrawiam:)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *