Rozdawanie (z) cudzego…

Z niemałym zdziwieniem, a nawet pewnym poczuciem niesmaku, obserwowałam ostatnio w mediach  jednego ze „schizmatyckich” stowarzyszeń, które domagają się wyboru Chrystusa na króla Polski.

Na wstępie warto może przypomnieć, że – wbrew pozorom – NIE JEST to inicjatywa katolicka. Ksiądz, który stoi na czele owego ruchu, już dawno został suspendowany, a hierarchia dystansuje się od całej „afery.”

Tego typu ruchy intronizacyjne były, owszem, bardzo popularne w epoce przedsoborowej. Z tego, co mi wiadomo, takiego aktu dokonano dwukrotnie w czasach II Rzeczypospolitej (zdaje się w roku 1921 i ponownie w 1922). Po wojnie takiego oddania Ojczyzny pod władzę Zbawiciela dokonał jeszcze tylko Prymas Wyszyński, w roku 1951, podczas najciemniejszej nocy stalinizmu…

Obecnie zaś nie tylko zmieniły się czasy (i szczerze mówiąc, nie za bardzo wiem, jak można byłoby od strony PRAWNEJ dokonać wyboru kogoś na króla w kraju, który od dawna jest REPUBLIKĄ?:) Jan Kazimierz, oddając swoje królestwo w opiekę Maryi, mógł być wolny od takich dylematów…:))  – zmieniła się także cała koncepcja teologiczna. Jezus, zamiast być dla nas przede wszystkim „królem” (w znaczeniu politycznym!), który „położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy” coraz częściej jest ukazywany raczej jako cierpiący Sługą Jahwe…

Czy zresztą nie On sam powiedział, że „królestwo Jego nie jest z tego świata” (J 18,36) – a kiedy rozentuzjazmowany tłum chciał Go obwołać królem, usunął się na pustkowie (J 6,15)? Widocznie zatem nie o to Mu chodziło…

I czy – jeśli istotnie (jak wierzę!) „do Pana należy cała ziemia” (Ps 24,1) -, to wszystko nie jest tylko jakimś dziwacznym przykładem naszej polskiej megalomanii? Jeśli On jest królem całego Wszechświata, co moglibyśmy Mu „dodać” przez taki akt? Kto nas upoważnił, żeby rozdawać z nie swojego? Tak właśnie zrobił szatan, który też obiecywał Jezusowi „wszystkie królestwa świata” (jak gdyby naprawdę należały do niego!) w zamian za poddanie się jego woli…

Jezus Chrystus. Król… I Sługa…

68 odpowiedzi na “Rozdawanie (z) cudzego…”

  1. Ja jestem konserwatywnym tradycjonalistą (lub na odwrót), choć zgadzam się z bł. John Henry Newmanem, co do niezbędności zmieniania się na lepsze..;-) Zaś nikt, kto wprowadza zmiany – szczególnie mające doprowadzić do doskonałości – nie cieszy się popularnością..;-)) WSZYSCY robiący jakiekolwiek zamieszanie w „ustalonym od wieków” porządku są spontanicznie odbierani przez większość ustabilizowanych „drobnomieszczan”, napawających się świętym spokojem – jako niepoprawni wichrzyciele. Jednym słowem reformatorzy są 'passe’.. Począwszy od Jezusa z Nazaretu..Króla..Żydowskiego.. oraz Wszechświata.. Jeśli zaś przysługuje Mu ten także tytuł, a jakiś naród chce w sposób szczególny i uroczysty oddać się pod Jego władanie – partycypując prośbę z modlitwy Ojcze Nasz – „przyjdź królestwo Twoje” – to ja nie widzę w tym niczego złego! „Czyżbyś był o mnie zazdrosny? Oby tak cały naród prorokował..” Oby tylko takie inicjatywy wychodziły z naszego demokratycznego społeczeństwa!.. I obyśmy tylko takiego Króla mieli!.. I obyśmy mieli więcej OO. Rydzyków! Niech się tak stanie. Niech się stanie. Amen.

    1. Wybacz, Heniu, ale tym razem nie mogę odpowiedzieć „amen!” Przede wszystkim, jak już napisałam, „powołanie” Jezusa na tron Polski (i to politycznie, prawnie, przez parlament) w moich oczach wcale Go nie wywyższa – raczej „umniejsza” , zawężając Jego panowanie tylko do naszej, ziemskiej perspektywy i jakby „zamykając” Go tylko w polskości. Jak gdyby był naszym zakładnikiem – i naszą własnością. A przecież On powiedział: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem!” Tymczasem chrześcijaństwo, Kościół, zbawienie – to coś więcej, niż jeden naród (nie jesteśmy wszak Żydami). Poza tym posiadanie „na własność” TAKIEGO Króla zobowiązuje – a czy naprawdę wierzysz, że na skutek aktu intronizacji Polacy nagle przestaną kraść, pić, rozwodzić się, oszukiwać? Nie – obawiam się, że to posłuży tylko do połechtania naszego narodowego EGO – i do powiedzenia wszystkim innym (jak mówili także Izraelici), że rzekomo jesteśmy od nich „lepsi.” Jestem przekonana, że Jezus chce być królem – ale naszych SERC, a nie krajów! Przecież jest Panem całego Wszechświata…

      1. Chociaż historykiem i apologetą jesteś znakomitym, to teologia nie jest Twoją mocną stroną..;-) Ale zobaczymy jak się ta dyskusja rozwinie.. W dalszym ciągu nie rozumiem Twych obaw co do intronizacji. Tym bardziej, że tego się domaga sam Chrystus w wielu objawieniach np. Rozalii Celakównie. A i Maryja w Fatimie prosiła o poświęcenie Rosji Jej Niepokalanemu Sercu, co miało ją (Rosję) uchronić przed tragicznymi następstwami rewolucji bolszewickiej i całej pożogi komunistycznej, która pociągnęła za sobą najwięcej chyba ofiar w dotychczasowej historii ustrojów.Dopowiem jeszcze tylko skąd pochodzi luźno zacytowany fragment o zazdrości („Jozue, syn Nuna, który od młodości swojej był w służbie Mojżesza, zabrał głos i rzekł: Ale Mojżesz odparł: ” Lb 11,28.29.

        1. Heniu – niedawno akurat czytałam coś na temat intronizacji. Nie wiem, czy Ty wiesz, że są dwa całkiem różne ruchy na rzecz intronizacji – jeden kościelny a drugi świecki. Marsz organizowało Stowarzyszenie „Róża”, które jest organizacją świecką, działającą w oparciu o państwowe prawo o stowarzyszeniach. Jest to organizacja nie mająca aprobaty Kościoła.W związku z organizacją marszu, Kuria Metropolitalna Warszawska wydała oświadczenie, w którym odcina się od tej inicjatywy. Informacje znalazłam na: http://bog-w-moim-balaganie.blog.onet.pl/Marsz-na-rzecz-intronizacji-be,2,ID414786587,DA2010-09. M. in są tam też cytaty:Na stronach redemptorystów (www. redemptor.pl) o. Jan Mikrut omawiając te nurty przestrzega, że „Włączanie się w inne inicjatywy intronizacyjne, często nie mające aprobaty Kościoła, wykraczające poza struktury kościelne (marsze, pikniki, akcje zbierania podpisów pod różnymi petycjami o charakterze polityczno-religijnym, a także niektóre pielgrzymki) nie służą dziełu Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa, a wręcz im szkodzą, bowiem różne zachowania grup intronizacyjnych są automatycznie przypisywane Wspólnotom dla Intronizacji NSPJ.”„Co więcej – podkreśla zakonnik – tego rodzaju „jedność” szkodzi procesowi beatyfikacyjnemu Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny, opóźnia go, bowiem wiele inicjatyw intronizacyjnych pomijających, lub deprecjonujących intronizację Najświętszego Serca Pana Jezusa, powołuje się na Służebnicę Bożą Rozalię Celakównę, przypisując jej treści, których nie ma w jej pismach, albo pomijając treści, które zmieniają sens przesłania Rozalii”.„Rozalia apostołka Intronizacji Najświętszego Serca Pana Jezusa nigdzie nie pisze o intronizacji Chrystusa Króla – wyjaśnia o. Mikrut. – Słowo intronizacja jest ściśle związane z pojęciem Serce; Serce która oznacza Osobę Jezusa spostrzeganą przez Miłość, przez Serce. Bóg jest Miłością. Miłość Trójcy Przenajświętszej najpełniej objawiła się w Sercu Jezusa. Punktem dojścia jest królowanie Jezusa, Króla Miłości. Najpierw jednak należy coś zrobić – wybrać Miłość, postawić ją w centrum swojego życia, życia rodzinnego, społecznego – dokonać Intronizacji Jego Boskiego Serca i uznać Go jako Króla w pełnym tego słowa znaczeniu, co wiąże się z nawróceniem i porzuceniem grzechów. Oto przesłanie Rozalii! Odsyłam do jej pism wydanych przez WAM. Pisma i Wyznania, Kraków, ul. Kopernika 26.”Tak więc ocena marszu w Warszawie może być różna i nie powinieneś chyba zarzucać braku wiedzy tym, którzy się sceptycznie odnoszą do „prawnej” intronizacji Jezusa Króla Polski. Nie kwestionuję tego, że osoby uczestniczące w marszu mogą mieć naprawdę dobre intencje. Ja jednak myślę, że królowania Jezusa nie można narzucać z góry jakimiś dekretami państwowymi, oddolna inicjatywa dużo bardziej mi się podoba.No ale ja jestem tylko „poganką”. Pozdrowienia.

          1. No, właśnie, Barbaro… „Serce” – znów powraca to słowo… 🙂 Cieszę się, że to tak dokładnie wyłożyłaś, tym bardziej, że docierały do mnie podobne sygnały – oraz głosy z warszawskiej kurii, tak samo dystansujące się od manifestacji…

          2. Bardzo dziękuję za te informacje. Może wspólnymi siłami uda nam się ochronić Ojczyznę od zgubnych herezji :-))Pozdrowienia. A jaki typ pogaństwa reprezentujesz Barbaro? He, he..

          3. I „herezje” mogą być czasem bardzo potrzebne (np. taki Galileusz 😉 ). Ja też jestem w jakimś stopniu heretyczką, bo od paru lat nie potrafię powiedzieć o sobie, że jestem katoliczką. Za dużo mam wątpliwości wobec niektórych „działów” nauczania Kościoła. Z kolei innych wyznań chrześcijańskich nie znam na tyle, żeby się do któregoś przyłączyć. Jestem błądzącą po bezdrożach chrześcijanką – a troszkę żartobliwie mówię o sobie „poganka”, bo najłatwiej mi zobaczyć Boga w dzikiej przyrodzie. Na szczęście coraz częściej dostrzegam Go też w ludziach :):):) I wielka zasługa w tym szanownej autorki tego bloga 🙂

          4. To rzeczywiście dość oryginalną drogę wybrał Bóg aby Cię przyciągnąć do swego kościoła..;-))

          5. Mnie też „pociągnął ludzkimi więzami” – a były to więzy miłości, Heniu… Zafascynował mnie pewien zakonnik, który był tak czysty, że „przez niego”zobaczyłam Jezusa….Pan Bóg na każdego z nas ma własny sposób… 🙂

          6. Wydaje mi się, Barbaro, że – pomijając przypadki bardzo głębokiej modlitwy czy też doświadczeń mistycznych – człowiek może „poznać” Boga przede wszystkim przez drugiego człowieka. Ludzie mogą nas ku Niemu pociągnąć, albo od Niego odstraszyć. Sama zaczęłam wierzyć od nowa po okresie młodzieńczego ateizmu, kiedy spotkałam ludzi, którzy nie tylko o Ewangelii MÓWILI, ale także nią ŻYLI. Gdzieś słyszałam taki piękny zwrot, który bardzo lubię: „chwałą Boga jest człowiek żyjący.” – a ja bym dodała jeszcze: myślący, kochający, czujący… I bardzo się cieszę, jeśli na tym blogu spotkałaś kogoś takiego. 🙂

          7. Masz rację – ludzie są bardzo ważni 🙂 Ja jednak zawsze będę twierdzić, że cały świat jest bożym znakiem. A sama czułam się najbliżej Niego w czasie nocnych wacht na statku, w tym bezkresie morza i gwiazd :):):)

          8. Prawdę mówiąc, jeśli dwa ruchy odwołują się do podobnej idei, nie można z góry zakładać, że jeden jest cacy a drugi be (tyko dlatego, że jeden jest kościelny, a drugi świecki). Może sie zdarzyć, że oba są cacy, chociaż ja osobiście uważam, ze oba są be…Dlaczego? Bo idea obdarzenia Chrystusa ziemskim tutułem niczego nie dodaje Jego majestatowi, natomiast wypacza wyobrażenia ludzi o tym, czego naprawdę Bóg od nich oczekuje. Jedni, chociaż nominalnie są chrześcijanami – Ewangelii nie znają, bo im jej nikt nie przekazał. Inni woleliby nadać Jezusowi jakikolwiek tutuł, byleby się nie nawrócić. Jeszcze inni słysząc czego chce jakaś grupa chrześcijańskich krzykaczy – wzruszą ramionami i powiedzą: chrześcijaństwo to nie dla mnie…Idea, że poprzez quasi-polityczną proklamację można wpływać na bieg historii – jest w istocie heretycka. Gdyby Bóg w ten sposób chciał „zbawiać” świat, to nie posyłałby apostołów z misją na cały świat, a wcześniej Chrystus nie musiałby umierać… Jakiś czas temu żywa była w Kościele idea nowej ewangelizacji… Obawiam się, że poniosła ona klapę… ale nikt nie twierdził, że miała to być jedynie krótkotrwała akcja. Głoszenie ewangelii bliższe jest sianiu zboża (przypowieść o siewcy) niż sadzeniu żołędzi. To nie jest tak, że jeśli Mieszko I przyjął chrzest, to wszyscy Polacy na wieki są automatycznie chrześcijanami… Albo jeśli ogłosimy Chrystusa Królem Polski, to nimi będziemy… Barbaro, tego co napisałem, nie odbieraj do siebie… Twoje wyjaśnienia były ważne.Pozdrawiam

          9. Nie przejmuj się Rabarbarze. Nie żaden ruch jest „be” tylko wykorzystywanie haseł wiary do walki o władzę i bogactwa tego świata (walki politycznej). A przecież i w świeckim ruchu mogą być osoby, którzy szczerze chcą królowania Jezusa właśnie w sercach ludzkich 🙂

          10. Masz rację, że tak może być. Ale nie zawsze dobre intencje prowadzą do właściwych działań. Przypomina się tu fragment z ewangelii Jana:”A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę.” (J. 6,14-15)Działo się to krótko po rozmnożeniu chleba (=wspomniany cud). „Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat” = Jezus jest zapowiedzianym Mesjaszem. A jednak Jezus nie chce, by obwołali Go królem, chociaż mogłoby się wydawać, że uzyskanie takiego tytułu nie stanowi przeszkody, dla „królowania Jezusa właśnie w sercach ludzkich”.

          11. > A jednak Jezus nie chce, by obwołali Go królem, chociaż> mogłoby się wydawać, że uzyskanie takiego tytułu nie> stanowi przeszkody, dla „królowania Jezusa właśnie w> sercach ludzkich”.Właśnie, właśnie… może jednak przeszkadza. Jezus przecież doskonale wiedział co robi :):):)

          12. Obawiam się, że ludzie, którzy by wynieśli Jezusa na tron (czy to wtedy, czy teraz) mieliby takie zwodnicze poczucie, że zrobili już WSZYSTKO, co konieczne, aby Go uczcić – i może jeszcze, jako Jego „przyboczna gwardia” oczekiwaliby dla siebie specjalnych dowodów wdzięczności z Jego strony… Bo przecież „działali w Jego sprawie”, nie? Widzę w tym jeszcze jedno, bardzo konkretne niebezpieczeństwo: chcąc Go tak „uhonorować” – moglibyśmy uczynić Go obiektem drwin – „Powódź? Uuuu, coś się ten wasz Władca kiepsko stara!” . No, i trzeba zawsze pamiętać o tym, że „łaska pańska na pstrym koniu jeździ.” Jeśli to LUDZIE wynoszą kogoś do władzy, ludzie także mogą zdjąć go z urzędu. W przypadku Jezusa zaś sam taki pomysł zakrawa na bluźnierstwo…

          13. Masz rację, Albo. Jedyną skuteczną proklamacją królewskiej godności Jezusa – była akurat ta, która połączona była z drwiną… „Królewski” płaszcz, trzcina zamiast berła i korona cierniowa… I napis umieszczony na krzyżu: „Oto król żydowski”. Zresztą Jezus sam mówił o swoim krzyżu jako o wywyższeniu (J. 12,32-33)A to właściwe i pełne uhonorowanie „Lwa z pokolenia Judy, odrośli Dawida” (Ap. 5,5) – to dopiero sprawa przyszłości… O to nie musimy się teraz kłopotać, poza tym jednym, by już teraz uczynić Go królem w naszych sercach… W ten sposób Jego królestwo już teraz trwa: ” On uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie – odpuszczenie grzechów.” (Kol. 1,13-14)

          14. „…Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego…” – powiedział do Jezusa… szatan. Jakoś nie mogę się uwolnić od tej myśli… Diabeł zresztą, jako rasowy oszust, też rozdawał nie swoje…:)

          15. Być może kłamstwem zastosowanym przez szatana było skierowanie uwagi Jezusa na „potęgę i wspaniałość”, podczas gdy Jego troska dotyczyła ludzi… To nie królestwa i ich ziemski splendor są „zbawiane” – ale ludzie. Wszystkie królestwa przeminą (a nie tylko zmieni się w nich władca) – a królewstwo „nie z tego świata” będzie trwało wiecznie.Ta nietrwałość ziemskich królestw i ich pozornej potęgi jest widoczna np. w księdze Daniela (Dn. 2,37-43), w wyjaśnieniu proroczego snu Nabuchodonozora…

          16. „Zaiste trawą jest naród… Trawa usycha, więdnie kwiat – lecz słowo Pana naszego trwa na wieki…” (Iz 40,7). 🙂

          17. Nowa ewangelizacja Rabarbarze ma się dobrze, i nawet jej jeszcze daleko do pełnego rozkręcenia się, a Ty już chcesz głosić klapę?:-)Teraz jest parcie na Azję.. Są już specjalne seminaria, np. w Maceracie, gdzie chłopcy uczą się chińskiego..

          18. Azja jest w natarciu, a Stary Kontynent to pies?:) Na szczęście czytałam, że w laickiej Francji (na cześć której takie peany pieje nasza lewica:)) jest obecnie najwięcej w Europie dorosłych, którzy przygotowują się do chrztu… Ale i tak podobno za 50 do 100 lar większość katolików ma żyć na Czarnym Lądzie…:) Chociaż nie lubię się bawić w takie przewidywania, odkąd przeczytałam, że w połowie XIX w. (jeszcze przed wynalezieniem samochodu) ludzie wierzyli, że miasta przyszłości będą totalnie zawalone końskim nawozem… 🙂

          19. To dobrze, że ktoś myśli o Chinach, ale czy podobnie ktoś planuje ponowną ewangelizację Polski? Bo Chiny, jeśli nie liczyć krótkotrwałych sukcesów franciszkanów na przełomie XVII i XVIII w., zastopowanych przez jezuitów – to Chiny nigdy zewangelizowane nie były. Nowa ewangelizacja dotyczy krajów tradycyjnie uważanych za chrześcijańskie, a współcześnie silnie zsekularyzowanych. Nie chodzi jedynie o te kraje i tych ludzi, którzy do kościołów nie chodzą. Również ci, którzy utożsamiają się z Kościołem – potrzebują wyraźnego głoszenia Dobrej Nowiny – a tego brakuje, również w Polsce…Pisząc o „klapie” miałem na myśli wypieranie nowej ewangelizacji z treści pasterskich listów biskupów, z kazań księży – innymi treściami.

          20. A – to wszystko racja Rabarbarze. Nawet gdy Panu Bogu się śpieszy – to Kościół zaleca ostrożność i miele wolno jak było na początku teraz i zawsze in secula seculorum ;-))Ale my – oraz Duch Święty (bo teraz jest podobno era Ducha i świeckich..:-) – bierzmy się do roboty! (Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia. Nie dając nikomu sposobności do zgorszenia, aby nie wyszydzono posługi, okazujemy się sługami Boga przez wszystko: przez wielką cierpliwość, wśród utrapień, przeciwności i ucisków, w chłostach , więzieniach, podczas rozruchów, w trudach, nocnych czuwaniach i w postach, przez czystość i umiejętność, przez wielkoduszność i łagodność, przez [objawy] Ducha Świętego i miłość nieobłudną, przez głoszenie prawdy i moc Bożą, przez oręż sprawiedliwości zaczepny i obronny, wśród czci i pohańbienia, przez dobrą sławę i zniesławienie. Uchodzący za oszustów, a przecież prawdomówni, niby nieznani, a przecież dobrze znani, niby umierający, a oto żyjemy, jakby karceni, lecz nie uśmiercani, jakby smutni, lecz zawsze radośni, jakby ubodzy, a jednak wzbogacający wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko. 2 Kor 6,2c – 10)Pozdrawiam.

          21. Parafrazując Kennedy’ego : „Nie pytaj, co Kościół może zrobić dla Ciebie – tylko co Ty możesz zrobić dla Kościoła!” Toteż ja robię, co mogę – prowadzę „satanistycznego” (brrr, niech mnie Bóg broni!) bloga… 🙂

          22. Piszesz, Heniu:”Nawet gdy Panu Bogu się śpieszy – to Kościół zaleca ostrożność i miele wolno jak było na początku teraz…”Ja mam wrażenie, że miele coraz wolniej, tak jakby miał zaraz usnąć, jakby mu się nie spieszyło z niczym i donikąd, jakby już nic ważnego nie miał do zrobienia… Czy tak „było na początku”?Cofajac się o kilka wersetów wstecz od Twojego cytatu można przeczytać: „Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas…” (2 Kor. 5,14). Dostojnie i statecznie to można odprawiać ceremonie, ale nie ludzi ratować…”W nocy miał Paweł widzenie: jakiś Macedończyk stanął [przed nim] i błagał go: Przepraw się do Macedonii i pomóż nam! Zaraz po tym widzeniu staraliśmy się wyruszyć do Macedonii w przekonaniu, że Bóg nas wezwał, abyśmy głosili im Ewangelię.” (Dz. 16,9-10)Czy o ludziach nie znających Ewangelii myślimy jak o ludziach w potrzebie, którzy potrzebują natychmiastowej pomocy? Wersety które zacytowałem pokazują, jak rozpoczęła się pierwsza ewangelizacja naszego kontynentu. Czując się wezwanym, Paweł z towarzyszami w nocy starali się znaleźć statek, by przeprawić się przez morze, z Azji Mniejszej do Europy… A nowa ewangelizacja? Piszesz: „Kościół zaleca ostrożność i miele wolno…”

          23. Piszesz Rabarbarze, że Kościół zachowuje się tak jakby miał za chwilę przysnąć, są jednak inicjatywy np. prasy katolickiej, które co chwila budzą nasze sumienia. W jutrzejszym „Gościu Niedzielnym” znajdzie się dodatek, będzie to film „Syndrom” o syndromie poaborcyjnym. Film dający nadzieję, którego konkluzja zawiera się w słowach: „Grzech odżałowany i wyznany Bogu staje się błogosławioną winą”

          24. Myślę, córko, że muszę sobie to kupić – ale mam wrażenie, że Rabarbarowi chodziło o coś trochę innego… 🙂

          25. Nowa ewangelizacja – mimo opieszałości 🙂 Kościoła – ma się całkiem dobrze. Oczywiście – zawsze można powiedzieć, że mogłoby być lepiej, ale nie o to chodzi żeby marudzić, tylko samemu dać się poprowadzić Duchowi Świętemu. Często tak, i tam, gdzie się nie chce po ludzku. Intrygują mnie te słowa Jezusa: ” Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca.” J 14,12.Natomiast kiedy piszesz o przynaglającej miłości Chrystusa, to przypominają mi się słowa z listu św. Franciszka Ksawerego do św. Ignacego Loyoli: (…)”Często wspominam, jak to dawniej, na uczelniach europejskich, a szczególnie na Sorbonie, wyszedłszy z siebie krzyczałem do tych, którzy mają więcej wiedzy niż miłości, i nawoływałem ich tymi słowami: O jak wiele dusz z waszej winy traci niebo i pogrąża się w otchłań piekła! Obyż to oni tak się przykładali do apostolstwa, jak pilni są do nauki, by mogli zdać Bogu rachunek z powierzonych im talentów wiedzy. O gdybyż ta myśl mogła ich poruszyć; oby odbyli ćwiczenia duchowne i zechcieli posłuchać tego, co by im Pan powiedział w głębi ich serca, i porzuciliby swoje pożądania i sprawy ziemskie. Byliby wtedy gotowi na wezwanie Pańskie i wołali do Niego: „Oto jestem, co mam czynić, Panie? Poślij mnie, dokąd zechcesz, nawet i do Indii.”Towarzysze Franciszka opowiadali, że jego koszule w okolicy serca, były jakby nadpalone..

          26. Masz rację, Rabarbarze – ja też to zauważyłam. Te listy w ogóle bardzo rzadko są prawdziwie „ewangelizujące” (nawet zakładając, że ktoś ich uważnie słucha), już nie wspominając o tym, że określenie „nowa ewangelizacja” niezwykle rzadko pada z ambony… Mówi się wiele o polityce, o bieżącej „moralności Narodu” (nie róbcie in vitro, bo to nieludzkie…) ale nikt zbytnio nie dba o to, by Ewangelia rzeczywiście trafiła do SERCA człowieka… A przecież, jeśli już tam dotrze, zmienia WSZYSTKO. Także moralność. Pamiętasz, Heniu, jak Kiko Arguello chodził po slumsach? Nie mówił wtedy tym bezdomnym: „Ludzie! Zacznijcie żyć po bożemu! Przestańcie pić, walczyć na noże i się łajdaczyć!” Nie – on im głosił Ewangelię, mówił, jak ona się ma do ich życia… I pod wpływem tego dopiero zaczęli się zmieniać. Pierwsza wspólnota Drogi Neokatechumenalnej była złożona ze złodziei, pijaków i prostytutek. Którzy nagle usłyszeli dla siebie Ewangelię. 🙂 W naszych kościołach rzadko dajemy ludziom możliwość, by mogli w ten sposób odnieść ją do siebie. A to jest właśnie „nowa ewangelizacja” – przejście od stwierdzenia o charakterze historycznym „Jezus zbawił WSZYSTKICH ludzi.” do „Jezus jest MOIM Zbawicielem.” Z tego co wiem, tylko bp Kiernikowski z Siedlec (który też przeszedł formację neokatechumenalną) ma w swoim herbie wyrażenie „posłuszeństwo Ewangelii.” No, cóż – dla innych pewnie ważne są zupełnie inne sprawy…:(

          27. Ja też uważam, że OBA są co najmniej problematyczne – tym bardziej, że mogą bardzo łatwo ośmieszyć Tego, którego rzekomo chcą wywyższyć. Nie wątpię w najpobożniejsze intencje przynajmniej niektórych, ale bez racji mówi się przecież, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane… Ale wyjaśnienia Barbary były ważne – pomogły uporządkować pewien chaos terminologiczny…

          28. Jeśli tak się rzeczy mają, to zwracam honor teologiczny Albie 🙂 Byłem bowiem w tej kwestii niedoinformowany, i dlatego pomyślałem sobie, że progresizm Ani wybiega nieco za daleko..;-)

          29. Zapewniam Cię, Heniu, że bardzo umiarkowana ze mnie „progresistka.” 🙂 Ja tylko wolę słuchać tego, co DZISIAJ „mówi Duch do Kościołów” a nie tego, co mówił 50 lat temu. Jeżeli mówię, że dla (tak zwanych!) reformatorów Jezus to tylko „nieszkodliwy nieboszczyk” to w pewnym sensie również dla tradycjonalistów jest On tylko „czcigodną relikwią”… Oba odłamy nie pytają Go wcale o zdanie…

          30. Akurat 50 lat temu nie tylko „mówił Duch do Kościołów” fajne rzeczy, ale jeszcze Kościoły (Kościół) chciały tego słuchać. Pojawiła się idea zwołania Soboru Watykańskiego II, który najpierw (ze dwa lata) nic nie uchwalił, tylko dyskutował… Pierwszy przegłosowany dokument pojawił się dokładnie w 400-setną rocznicę zamknięcia Soboru Trydenckiego. Symbolicznie okres kontrreformacji zakończył się. Kolejne uchwalane dokumenty świadczyły, że nie tylko symbolicznie…Czy dzisiaj Kościół jest w lepszym miejscu niż wtedy? Wątpię, bo wiele z wartościowych idei nie zostało wprowadzonych w życie. Najpierw nastąpiły może dwa kroki do przodu, ale w ostatnim czasie – raczej jeden krok w tył… Wprawdzie bilans jest dodatni, ale kierunek ruchu – już nie…

          31. Te „50 lat” wybrałam wyłącznie symbolicznie… 🙂 „Obyście DZISIAJ usłyszeli głos Jego!”:) Zresztą już się przebąkuje o konieczności zwołania kolejnego Soboru, mimo że – jak słusznie zauważyłeś – nie wcielono jeszcze w życie wielu zaleceń poprzedniego (notabene, chyba najbardziej konsekwentnie robi to Droga Neokatechumenalna, którą – o zgrozo! – właśnie dlatego wielu uważa za „niekatolicką”!)

        2. Pamiętaj, że cytowany fragment dotyczy właśnie Narodu Wybranego, który często popadał w owo zgubne poczucie własnej „wyższości” Nie, nie, i jeszcze raz nie – Polska nie jest „Nowym Izraelem” (klękajcie, narody!) – jest nim cały Kościół. Inaczej bowiem mamy takie kwiatki, jak stwierdzenia (na antenie radia, które wspominasz) że „Benedykt XVI nie jest „naszym'” papieżem, ponieważ jest Niemcem.” A oddanie się pod Bożą opiekę powinno, moim zdaniem, mieć wymiar raczej religijny, duchowy – niż prawny i polityczny. Papież Jan Paweł II (idąc za objawieniami fatimskimi) oddał Rosję w opiekę Maryi, ale NIE ŻĄDAŁ by Duma Państwowa uchwaliła, że jest Ona Carycą Kremla. (Nie sądzę także, by taki „honor” był Jej do czegokolwiek potrzebny.:)) Bo są to po prostu dwa różne porządki… („Bogu, co boskie, co cesarskie – cesarzowi.”) Czujesz tę różnicę? Proszę, nie zapominaj także, że wszelkie objawienia (nawet te najbardziej czcigodne!) które miały miejsce już po „zamknięciu” Nowego Testamentu, mają jedynie charakter „prywatny” tj. że nikt nie jest zobowiązany w nie wierzyć. I w tym sensie możemy się zupełnie spokojnie RÓŻNIĆ w ocenie tej sprawy. Spróbuj zrozumieć, że mój spontaniczny sprzeciw nie wynika wcale z chęci „pomniejszenia” Jezusa czy też odebrania Mu czegoś, co Mu się słusznie należy. Ja po prostu sądzę, że W TEN SPOSÓB niczego Mu nie dodajemy… Ty możesz sądzić inaczej.

      2. Albo, nie czepiałbym się tego, że jesteśmy republiką, a tu mowa o królu – wg mnie to jest tylko czepianie. Natomiast najważniejsze jest to, co napisałaś na końcu – obawiam się, że dla większości osób ta intronizacja byłaby ZAMIAST intronizacji we własnym sercu.

        1. Leszku – to JEST tylko czepianie się, jeśli mówimy o akcie o charakterze religijnym – natomiast jeśli miałby to być akt „państwowy” już wcale niekoniecznie. Bo przypuszczam, że – aby taki akt nie był kompletną fikcją – trzeba by np. dokonać stosownych zmian w Konstytucji, np. zapisać, że „Rzeczpospolita Polska jest państwem chrześcijańskim o ustroju teokratycznym” oraz „władze Rzeczypospolitej zobowiązują się do działania zgodnie z nauką Chrystusa, którego jej obywatele zgodnie uznają za Króla i Najwyższego Prawodawcę. Wszystkie czyny niezgodne z nauką Chrystusa uznaje się niniejszym za przestępstwo.” A kto miałby ową „zgodność” określać, jeśli nie księża biskupi? I w ten sposób zbudowalibyśmy klasyczne państwo wyznaniowe, z Radą Duchownych (jak to jest w państwach islamskich) stojącą ponad władzą świecką. Oczywiście przejaskrawiam, ale tylko odrobinę. 🙂 Naprawdę nie widzisz niebezpieczeństwa w takim pomieszaniu sacrum i profanum? A jeśli – co bardziej prawdopodobne – mamy na myśli akt religijny i duchowy na wzór Jasnogórskich Ślubów Narodu – to powinni go dokonać biskupi (na czele z prymasem) po dokładnym rozważeniu wszystkich duchowych „za i przeciw.” Wysyłanie w tej sprawie petycji do parlamentu uważam, w najlepszym razie, za nieporozumienie. Skoro te dwie sfery są nierozdzielne, to może powinniśmy projekty zmian legislacyjnych wysyłać do Episkopatu Polski? Jeśli to wszystko jedno – to przecież nie powinno mieć znaczenia… Przy ocenie tego komentarza weź pod uwagę, że trochę ironizuję.

    2. Wybacz, Heniu, ale tym razem nie mogę odpowiedzieć „amen!” Przede wszystkim, jak już napisałam, „powołanie” Jezusa na tron Polski (i to politycznie, prawnie, przez parlament) w moich oczach wcale Go nie wywyższa – raczej „umniejsza” , zawężając Jego panowanie tylko do naszej, ziemskiej perspektywy i jakby „zamykając” Go tylko w polskości. Jak gdyby był naszym zakładnikiem – i naszą własnością. A przecież On powiedział: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem!” Tymczasem chrześcijaństwo, Kościół, zbawienie – to coś więcej, niż jeden naród (nie jesteśmy wszak Żydami). Poza tym posiadanie „na własność” TAKIEGO Króla zobowiązuje – a czy naprawdę wierzysz, że na skutek aktu intronizacji Polacy nagle przestaną kraść, pić, rozwodzić się, oszukiwać? Nie – obawiam się, że to posłuży tylko do połechtania naszego narodowego EGO – i do powiedzenia wszystkim innym (jak mówili także Izraelici), że rzekomo jesteśmy od nich „lepsi.” Jestem przekonana, że Jezus chce być królem – ale naszych SERC, a nie krajów! Przecież jest Panem całego Wszechświata…

  2. Końcówka podsumowuje wszystko. ci, którzy takie królestwo ofiarowują Jezusowi, zachowują się dokładnie jak szatan. w zasadzie juz nic więcej nie dodam, chyba że „amen”. 😉 pozdrawiam

    1. Cały czas mi to chodzi po głowie, Shaak…:) Bo co właściwie my-ludzie możemy ofiarować Bogu oprócz naszej MIŁOŚCI? (I wydaje mi się, że On niczego innego od nas nie oczekuje…) Wszystko inne należy już do Niego…

  3. Acha, i jeszcze jedno : zajrzyj w mój komentarz pod „numerem na wnuczka” w wolnej chwili.wie, ze to dawno temu pisałas, ale ja dopiero dzis przeczytałam. pozdrawiam 🙂

    1. Napiszę Ci, kiedy ta sprawa się zakończy – na razie wysłaliśmy ojcu wiadomość starą, dobrą pocztą tradycyjną – i czekamy na reakcję.

  4. ja myślę że już minęły czasy gdy obieranie Jezusa na króla polski kogo kolwiek ruszało.teraz potrzeba przede wszystkim osobistego świadectwa wiary.takie akcje kościołowi nie pomogą,a wprost przeciwnie,pokarzą kościół jako jakiś skansen zupełnie bez życia.każdy z nas morze światczyc o tym że Jezus jest jego królem,ale swoim życiem i codziennymi wyborami,a to już jest trudniejsze niż jakieś akcje które nikogo nie ruszają.

    1. No nie do końca nie ruszają.. Przecież właśnie o tym dyskutujemy. A manifestacja została zauważona w mediach co wymownie świadczy o jej randze..

      1. Wiesz, mnie się wydaje, że została owszem zauważona, ale raczej w kategorii dziwacznej ciekawostki (coś jak cielę z dwoma głowami:)) a ideologom wojującego ateizmu, którzy raczej mało są skłonni do wgłębiania się w teologiczne niuanse, dała tylko pretekst do powiedzenia: „zobaczcie, co chce zrobić z Polski ta KATOLICKA ciemnota!”

    2. Masz rację… To nie jest tak, że jak wybierzemy sobie Jezusa na króla (stosowną ustawą sejmową!) to skini zaczną śpiewać „Kiedy ranne wstają zorze”, a wyłącznie grzeczne dzieci będą tyko recytować „Kto Ty jesteś – Polak mały!”

    1. A nawet „W was jest”, Adamie… 🙂 Co mi wskazuje raczej na jakąś rzeczywistość wewnętrzną, duchową… A jako historyczka wiem, że właściwie wszystkie próby zbudowania „Państwa Bożego” na ziemi zakończyły się raczej piekłem (jak w Genewie Kalwina, gdzie stosy dla „grzeszników” płonęły aż „miło”). Czy, na przykład, w takim państwie teokratycznym (w którym Jezus byłby formalnie królem) ateizm byłby traktowany jako zdrada stanu? A wyznawanie innej religii? Wszystkie grzechy kodeks karny uznawałby automatycznie za przestępstwo?:) To może wydawać się zabawne, ale byłyby to nasze rzeczywiste problemy, gdybyśmy taki akt potraktowali zupełnie poważnie od strony prawnej. Bo cóż to za król, któremu jego urząd nie dawałby żadnych konkretnych prerogatyw?:) Pozdrawiam z Mazowsza!

      1. Mielibyśmy władców na wzór Ajatollachów (piszę z pamięci, mam nadzieję, iż błędu ortograficznego nie popełniłem) z Islamu ;-)Zatem dobrze byśmy nie mieli ;-)Ba! Patrząc na nas – Inkwizycja zebrała ładne żniwo…Wojny z wyznawcami np Ewangelii Marii Magdaleny 😉 chociażby 😉

        1. W Polsce akurat Inkwizycji prawie nie było… Jak również, prawdopodobnie nie było szczególnej sekty Wyznawców Marii Magdaleny… (Jaka ta wyobraźnia Browna sugestywna…:)) Inkwizycja powstała do walki z katarami. Z pozostałą częścią wpisu się zgadzam. 🙂 W końcu Król musiałby mieć jakichś „ziemskich namiestników” – tak jest np. w Watykanie, który także, formalnie, jest państwem teokratycznym. Czy zatem papież miałby być Namiestnikiem Chrystusa na Ziemi (choć zawsze miałam z owym tytułem pewien problem teologiczny, bo „namiestnik” to ktoś, kto chwilowo zastępuje nieobecnego władcę – a Chrystus przecież nie jest „nieobecny”) – a prymas w Polsce?

  5. Witaj.Temat drażliwy, jak wiele w obecnym czasie. Ile ludzi, tyle głosów- za i przeciw.Ja zgadzam się z Tobą w tej kwestii.Dziękuję za wizytę :), pozdrawiam serdecznie.

    1. Za nie ma co! 🙂 Odwiedzam tylko te blogi, które mnie czymś zaciekawią – tak więc to Twoja zasługa, nie moja!:) Dziękuję za rewizytę – i zapraszam ponownie!:)

  6. Ani w komentarzu u mnie, ani tutaj nie wyjaśniasz jaki to ksiądz. Są zaś co najmniej dwa ruchy związane z tą inicjatywą.Kościół często nie podpisuje się pod jakąś akcją – co nie znaczy, że nie czeka na zysk z ich skutków. Podobnie było z krzyżem przed Pałacem Prezydenckim i kwestią pomnika – Kościół w telewizji się odcinał, biskupi zaś pisali listy do wiernych o tym dlaczego należy tam postawić pomnik o znaczeniu religijnym itp.Intronizacja dałaby zaś Kościołowi mocny „argument” jeżeli chodzi o jego władzę i pozycję. Dziś powołuje się na to, że „90% Polaków to katolicy” a zatem państwu można narzucać charakter katolicki i mniejszości muszą się podporządkować Kościołowi. Gdy Jezus by był królem, Kościół jako jego przedstawiciel na Ziemi domagałby się o wiele większej władzy.

    1. Tego się właśnie obawiam, Ateisto – i dlatego jestem PRZECIW, tak jak (przypuszczam)większość katolików zresztą. Nie pisałam jaki to ksiądz, bo nie wiem i szczerze mówiąc niezbyt mnie to obchodzi – ale jeśli TOBIE tak na tym zależy, mogę poszukać tego nazwiska. 🙂 A te dwa odrębne ruchy w tej całej sprawie są o tyle istotne, że jeden z nich ma wymiar wyłącznie religijny – i choć ze względów teologicznych uważam i to za poroniony pomysł, CIEBIE, jako prawdziwego Ateisty nie powinno to w ogóle obchodzić. Ja bym nie protestowała, gdyby fellachowie znad Nilu chcieli obwołać SWOIM królem świętego krokodyla. 🙂 Z punktu widzenia niekatolika niebezpieczny jest ten drugi ruch, właśnie ten „heretycki.” A to dlatego, że domaga się ściśle świeckiego, politycznego aktu, który mógłby mieć trudne do wyobrażenia konsekwencje prawne. Jako Ateista w państwie teokratycznym mógłbyś być np. wyjęty spod prawa – czego Ci oczywiście nie życzę. Nikomu nie życzę.

      1. Ateisto, kierując się informacjami podanymi przez Barbarę, znalazłam to nazwisko – jest to Tadeusz Kiersztyn, ksiądz usunięty z zakonu jezuitów. Jako nie należący do zakonu, ani do żadnej diecezji, nie może on również sprawować żadnych funkcji kapłańskich czy kościelnych. Co ciekawe, samo Stowarzyszenie „Róża” nie podaje na swojej stronie składu swego zarządu. Wstydzą się?

        1. Ten człowiek został jedynie zawieszony (nie ma prawa spowiadać, odprawiać mszy). Nie został ekskomunikowany. Jego działanie więc nie jest herezją czy schizmą.

          1. Jest. 🙂 Kapłan, który jest suspendowany nie ma prawa przewodniczyć żadnej organizacji, uznawanej za „katolicką.” Nie może również (chyba że za specjalnym pozwoleniem) nauczać w katolickich instytucjach. 🙂

      2. Oba ruchy chcą ustawowego uznania Jezusa królem Polski. Ten drugi (Stowarzyszenie „Róża”) chce dodatkowo zmiany godła na takie, które będzie zawierało krzyż.

        1. Zatem OBA się mylą, Ateisto. 🙂 Ale (jak w wielu innych kwestiach) nie istnieje w KK przymus, by do nich należeć, lub się z nimi zgadzać. 🙂

  7. Zero jest niewidoczne, dlatego próbuje się pokazać w cudzym świetle, aby je zauważono. Dlaczego nie miałoby to być światło Jezusa? Zeru nie robi to żadnej róznicy – byle było jasno.

    1. Masz zupełną rację, Nitagerze… Lud polski wyraża to jeszcze prościej: „Konia kują – a żaba nogę podstawia!”:)

Skomentuj ~Adam Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *