Zbytek troski…

Tak? A mnie się zdaje, że nie ma też końca prostackim uproszczeniom, stosowanym przez panią profesor (!) Senyszyn byle tylko ośmieszyć Kościół (katolicki, bo wobec innych wyznań, które stosują podobne metody naboru duchownych, zachowuje chwalebne milczenie…) albo ukazać go w złym świetle.

A wszystko to, oczywiście, w imię tolerancji i poszanowania dla odmiennych od własnych poglądów. (Czego wyrazem jest choćby ten pełen szacunku język – „klechy” ; „Komu staje…” – jeśli to nawet miał być żarcik, to raczej taki z gatunku grubych… Gdybym miała dyskutować na podobnym poziomie, powiedziałabym, „żartobliwie” oczywiście, „A komu nie staje, niech zostaje…politykiem SLD!” – brzydzę się jednak takimi powiedzonkami.)

Nawiasem mówiąc, wcale nie podoba mi się ani Komisja Majątkowa (uważam, że jako relikt dawnych czasów powinna już dawno zostać zlikwidowana) ani, tym bardziej odsuwanie osób niepełnosprawnych od niektórych posług kościelnych (sama, jako niepełnosprawna dziewczynka, nie mogłam zostać bielanką, choć bardzo tego pragnęłam. Dla Jezusa byłam „za brzydka”?!)

A jednak warto zauważyć, że określone wymagania zdrowotne stosowane są także wobec kandydatów do wielu innych zawodów, choćby lekarzy czy nauczycieli. Ciekawe, czy tym środowiskom pani Senyszyn równie łatwo zarzuciłaby dyskryminację? Zresztą nawet gdyby Kościół stosował w tym wypadku niesprawiedliwe zasady, w żadnym razie nie byłby to argument za aborcją „uszkodzonych” dzieci („Nie nadajesz się do życia – nawet księdzem nie mógłbyś zostać!” ). Są to po prostu dwie zupełnie różne kwestie.

Wszakże i ten zakaz nie jest w Kościele bezwzględny – słyszałam o niepełnosprawnych kapłanach, a jeszcze więcej jest wśród takich osób sióstr zakonnych i świeckich osób konsekrowanych, bardzo oddanych służbie Kościołowi. Wszystko jest możliwe – trzeba tylko bardzo tego chcieć…

119 odpowiedzi na “Zbytek troski…”

  1. p. Senyszyn to kuriozum jedyne w swoim rodzaju 😉 I chociaż ma rację w sprawie krytyki rozbieżności nauk i życia NIEKTÓRYCH księży, to swoim stylem równie skutecznie ośmiesza lewicę, co ci księża Kościół.

  2. Oczywiście, u nas w kościele jest niepełnosprawny ksiądz i oceniam go jako jednego z najlepszych (ja wśród księży, podobnie jak i nauczycieli, wyróżniam tych dobrych, służących z powołania i chęci pomocy ludziom oraz tych którzy idą „nauczać”, bo to fajny, wygodny i dobrze płatny zawód. Lubię chodzić do kościołów, w których Msze Św. sprawują dobrzy kapłani.)A na Senyszyn szkoda słów, wredna baba i nic więcej.

    1. Oczywiście, księża dzielą się na kapłanów z powołania oraz na tych, którzy wykonują „zawód księdza.” Też zdecydowanie wolę tych pierwszych. 🙂

  3. Festiwal trwa. Palikot przywalił pasibrzuchom i wyraźnie wkroczył na ścieżkę SLD, próbując uszczknąć nieco lewicowego elektoratu dla swojego projektu. Teraz nasili się radykalizm wszystkich antyklerykałów, bo wszystkim o to samo się rozchodzi. Głównie o kasę i o wpływy. Będziemy świadkami nie takich jeszcze wycieczek

    1. Tak, Tatulu, też mi się zdaje, że ten na nowo odkurzony antyklerykalizm lewicy to rodzaj licytacji z ruchem Palikota… Palikot będzie domagał się aborcji na życzenie do 10. tygodnia? A, co tam – powiemy, że my jesteśmy za 12. tygodniem… Kto da więcej? Wszystko pięknie, tylko mi się wydaje, że pewne kwestie nie powinny podlegać takiej licytacji – obliczonej wyłącznie na wyborczy wynik.

  4. Pani Senyszyn rzeczywiście pisze językiem niesmacznym i mało strawnym. Aczkolwiek nie odbiega tym od 90% internautów. Wystarczy poczytać sobie komentarze pod dowolnym artykułem zahaczającym tematyką o Kościół. Z wpisów tych zieje ślepa nienawiść i zwyczajne chamstwo. Kiedyś chciało mi się odpowiadać na podobne komentarze, lub zgłaszać nieprawidłowość (np. obraza uczuć religijnych, czy wulgaryzmy), ale zauważyłam, że Onet nie zamieszcza wszystkich moich komentarzy (i nie zauważa wszystkich zgłoszeń). Czyżby cenzura na tak demokratycznym portalu?Jest oczywiście drugie dno – na taką opinię Kościoła zapracowało wielu księży. I choć pewnie większość jest zupełnie w porządku, to tę mniejszość bardziej widać. No cóż – jeżeli ktoś ma być „na świeczniku” – to powinien się liczyć z tym, że wszyscy patrzą na ręce… Przykre jest to, że ludzie tak bardzo uogólniają. I to, czego nie rozumiem – że z jednej strony potępia się Kościół, uważa się, że niepotrzebny, a z drugiej – oczekuje, że wszystkie posługi „się należą”. Taka niekonsekwencja – skąd ona się bierze?Poza tym Kościół potrzebuje oczyszczenia – „spowiedzi” i pokuty. I my wszyscy, którzy uważamy się za jego członków powinniśmy w tym pomagać. A przynajmniej nie utrudniać.A pani Senyszyn? No cóż – uległa powszechnej modzie na ośmieszanie Kościoła. Jest tak mało oryginalna, że gdybym nie zaglądała na blog Alby, to pewnie bym nawet nie wiedziała o istnieniu artykułu pani S.

  5. Wpadłaś do mnie, to wypada odpowiedzieć także Tobie. Tylko nie bardzo wiem do czego się odnieśc. Powiem tak. Ludzie należący do KK(także wierni), powinni mieć świadomość, że należą do innej wersji NSDAP. KK ma taką historie, że dla mnie bylóby wstydem przynalezec do tego. Wieki palenia na stosie, mordowania całych cywilizacji, gnębienia nauki, totalitaryzmu katolickiego w imie jedynej słusznej wiary, to właśnie kosciół, pachnie nazizmem, co? Jak kk może byc wiarygodny mając taką historie? Do tego wspolczesnie pedofilia i inne parafie seksualne. Nad czym tu się zastanawiać? Pozdrawiam http://www.strefa88.blog.onet.pl

    1. W każdej organizacji, nawet najbardziej „zbrodniczej”, przeplatają się ze sobą dobro i zło… Ja przynależę do katolicyzmu, jakiego doświadczyłam – pełnego mądrości, miłości, zrozumienia… (Co nie znaczy, że zamykam oczy na zło). Choć mój Kościół mnie nie „kocha” odkąd poślubiłam byłego kapłana (jest to „zbrodnia” o niebo większa od pedofilii:)). Z drugiej strony, moja nietypowa pozycja daje mi pewną niezależność myślenia, którą zawsze bardzo sobie ceniłam. Pozdrawiam.

      1. To może warto zapisac się do nazistów, w myśl teorii, że wszędzie jest dobro i zło? W NSDAP też wielu miało dobrze, problem w tym, że kosztem kogoś. Nie rozumiecie tego, że katolicyzm gnębi świat, jest jak choroba? Od zawsze KK hamował nauke, niewolił ją. Dzisiaj nadal są takie zakusy. Może katolicy powinni leczyc grype modlitwą a nie antybiotykami? Leśne bożki i 21 wiek, to nie może się udać.

        1. Zastanów się najpierw co (lub kogo?) atakujesz tym komentarzem? Mnie? Katolicyzm? Czy teizm jako taki? Bo strzelasz zbyt wieloma kulami i chyba trochę na oślep. Czy taki atak na ślepo (bez próby poznania mnie i zrozumienia, w co wierzę i co myślę) przystoi oświeconemu człowiekowi? A propos NSDAP – jak na „katolików w innym przebraniu” to oni zamordowali zbyt wielu „klechów.” Co, zapewne, należy im poczytać tylko za działanie ku szczęściu ludzkości…

          1. Dla mnie człowiek wierzący w bożki w dzisiejszych przekreśla się jako istota, którą warto byłoby się zainteresować. Dzieciom można wybaczyć wiare w smerfy, ale nie dorosłym.

          2. Jeżeli istotnie uważasz, że człowiek wierzący nie jest wart zainteresowania, to po co w ogóle wchodzisz na tego bloga? To delikatny brak konsekwencji.Zresztą – każdy w coś wierzy – np. w to, że nie ma Boga. Albo w wartość pieniądza. Albo w siłę współczesnej medycyny. Tylko bezmózgowe zwierzaki w nic nie wierzą. Nawet pies wierzy. Można by przewrotnie powiedzieć, że człowiek, który w NIC nie wierzy jest wart zainteresowania – jako ciekawy przypadek medyczny. I chyba pisze się „Smurfy”.

          3. Jest różnica między wiarą, wiedzą naukową a wiarą w bożka. Nauka daje dowody kaźdego dnia, medycyna leczy, widzisz to, doświadczasz tego, a bozka nie sądze zebys widziala. Chyba że masz zwidy jak Faustyna Kowalska, albo pacjenci zamknietych szpitali psychicznych. Wiara dla samej wiary jest rzeczą pustą, godną politowania.

          4. Nigdy nie udowodniono że Kowalska miała zwidy, mimo że badali ją psychiatrzy. Nie wiem, co rozumiesz przez „wiarę dla samej wiary” ale mnie się wydaje, że rzeczą godną politowania jest również pogarda dla czegoś, czego się samemu nie doświadcza albo nie rozumie. Przykład: ja nie twierdzę, że fakirzy, którzy chodzą po rozżarzonych węglach to oszuści lub wariaci – odnoszę się z szacunkiem do tego, czego nie rozumiem. Mędrzec jest pokorny wobec granic swojej wiedzy.

          5. Czym sie rozni Kowalska od chorego psychicznie? Tym , że kościoł jej zwidy uznał za prawde, a innych nie? Wy nie znacie nawet biblii, bo gdybyscie znali i rozumieli, wiedzielibyście że wasza religia to takie same kłamstwo jak inne religie. Sama biblia daje na to setki dowodów.

          6. Kanibalu, ja akurat ZNAM Biblię – choć nie twierdzę, że wszystko w niej rozumiem – a inne religie, jak również ateizm, ogólnie mówiąc każdego CZŁOWIEKA z jego przekonaniami, staram się darzyć takim samym szacunkiem i zainteresowaniem, na jakie sama zasługuję. I przykro mi, że nawet w tym nie widzisz niczego pozytywnego.

          7. Znasz bez samodzielnego odczytania. Mam taki post na blogu pt. Bluznierstwo na niedziele. Mozesz odpowiedzieć w mailu, albo na blogu?

          8. Nie znasz mnie na tyle, żeby tak twierdzić. 🙂 Ja w ogóle jestem bardzo samodzielna – inaczej nie odważyłabym się wyjść za księdza..:) Czytałeś Koran?:) Bo ja tak.:) Kiedy znajdę chwilę czasu, oczywiście odpowiem na Twój post.

          9. Czytałem. Gdybyś była samodzielna, to byś nie była katoliczką, bo katolicyzm wypaczył słowa biblii.

          10. Hmm, z tego, co wie, to udowodniono naukowo, że lidzie wierzący łatwiej leczą się z różnych chorób i statystycznie dłużej żyją. I nawet jeżeli to efekt placebo – to co w tym złego i „godnego politowania”? Widać, że wiara przynosi korzyść pacjentom.

          11. Drobna refleksja – pomyślałam sobie właśnie, ze nauka nie odrzuca czegoś (np. istnienia Boga), jeżeli nie ma dowodów nieistnienia. Tak jak nie przyjmuje czegoś za pewnik, jeżeli nie ma dowodów, że to coś istnieje. Nie ma dowodu na NIEISTNIENIE Boga. Więc nauka Go nie odrzuca, nawet, jeżeli niektórym naukowcom „nie jest potrzebny”. Swoją drogą – wierzysz w medycynę, mimo, że jest wiele dowodów na to, że bywa szkodliwa?

          12. No, widzisz, a w moich oczach ATEISTA nie przekreśla się jako istota, którą warto byłoby się zainteresować. 🙂 I to jest właśnie ta subtelna różnica między nami. No, ale to JA jestem „ciemna, nietolerancyjna i pełna nienawiści.” Zabawne. 🙂

          13. W moim systemie wartosci nie do przyjecia sa gusla i zabobon. Czlowiek ktory wierzy w smerfy zdolny jest uwierzyć we wszystko, a z naiwnymi trudno o cokolwiek pozytywnego.

          14. A mój system wartości opiera się na szacunku do drugiego człowieka i jego poglądów. I dlatego nie mogła bym przyjąć Twojego systemu wartości.

        2. Katolicy nie powinni leczyć grypy antybiotykami, bo wirusów nimi leczyć się nie powinno;)A modlitwa nie jedną chorobę już uleczyła.Przy okazji – ja akurat robię doktorat i jakoś mój katolicyzm mnie nie hamuje – raczej dodaje motywacji. W moim środowisku jest wielu naukowców – katolików.

          1. Modlitwa chorobe uleczyla…glupi to jednak sami sie rodzą. Zrobisz doktorat i tak dalej będziesz biła pokłony przed bożkiem jak ciemna masa w afrykańskiej dzungli, więc daremne twe trudy i starania. Ten wasz bóg, gdyby był, to miałby niezły ubaw. Nawet na plantacji w Ameryce niewolnicy nie płaszczyli się tak przed swoim panem i władcą jak wy. Człowiek musi być wolny, a nie kłaniac sie byle czemu.

          2. Ech, szkoda języka strzępić na takie „powalające” argumenty. Jak sam stwierdziłeś – głupi sami się rodzą:)Buźka!

          3. Sama byłam świadkiem czegoś takiego. Podaj inną przyczynę, jeśli potrafisz – natomiast obrażanie ludzi, którzy mają inny od Twojego światopogląd chyba nie przystoi światłemu człowiekowi, za jakiego się uważasz?:)

          4. Kanibalu – ostatnio czytam książkę pewnego byłego ateisty, profesora Harvardu i przyjaciela jednego z guru wojującego, angielskiego ateizmu, Christopera Hitchensa. Już pomijam fakt, że ci dwaj tak różni ludzie potrafią nie tylko się wzajemnie szanować (i jeden drugiego nie wyzywa od prymitywów i ciemnej masy!) – ale nawet przyjaźnić. Ale on tam wyraża delikatne zdziwienie, że niektórzy ateistyczni intelektualiści chętnie podważają wszystko i szczycą się swoim krytycyzmem w odniesieniu do wszelkich zjawisk – z wyjątkiem ateizmu. Ateizm jest jedynie piękny, mądry, szlachetny, racjonalny… Ateizm nie ma żadnych wad ani słabych punktów. W imię ateizmu nikt, nigdy nie popełnił żadnej zbrodni. Amen. Zauważa, że niektórzy ateiści wierzą w powyższe twierdzenia równie żarliwie, jak niektórzy wierzący w nienaruszalność dogmatów swojej religii.

          5. Dzięki;)Opisy wyglądają zachęcająco – jeżeli znajdę w sensownej cenie, to sobie kupię na gwiazdkę;)

          6. Polecam, polecam – ta książka naprawdę daje do myślenia… Ja ją czytam powolutku i rozważam nieśpiesznie. Jak mi się z tych rozważań coś ciekawego wyłoni, to jeszcze Wam o tym napiszę. 🙂

      2. To może warto zapisac się do nazistów, w myśl teorii, że wszędzie jest dobro i zło? W NSDAP też wielu miało dobrze, problem w tym, że kosztem kogoś. Nie rozumiecie tego, że katolicyzm gnębi świat, jest jak choroba? Od zawsze KK hamował nauke, niewolił ją. Dzisiaj nadal są takie zakusy. Może katolicy powinni leczyc grype modlitwą a nie antybiotykami? Leśne bożki i 21 wiek, to nie może się udać.

    2. Te zbrodnie, o których piszesz, to nie działanie Kościoła jako takiego, lecz poszczególnych ludzi. W każdej organizacji są różni ludzie. I potrafią zepsuć nawet najlepsza ideę. A idea Kościoła jest dobra. Po prostu wielu wiernych odeszło od korzeni – zwłaszcza wiernych „ze świecznika” – i stąd tyle tragedii. Pomyśl – ktoś mógłby powiedzieć, że lekarze, to roboty bez ludzkich uczuć i w dodatku łapówkarze. A tak naprawdę, to wielu z nich, to ludzie o wielkich sercach. Tyle, że mówi się o „tych złych”. To samo dotyczy wszelkich grup społecznych i zawodowych. Zobacz – o Polakach w ogóle można by powiedzieć, że złodzieje i pijacy – a Ty jesteś złodziejem i pijakiem? Ludzie lubią „myśleć” stereotypami. Nie dołączaj do nich tak łatwo – bo z takiego myślenia mogło powstać NSDAP>

  6. Wpadłaś do mnie, to wypada odpowiedzieć także Tobie. Tylko nie bardzo wiem do czego się odnieśc. Powiem tak. Ludzie należący do KK(także wierni), powinni mieć świadomość, że należą do innej wersji NSDAP. KK ma taką historie, że dla mnie bylóby wstydem przynalezec do tego. Wieki palenia na stosie, mordowania całych cywilizacji, gnębienia nauki, totalitaryzmu katolickiego w imie jedynej słusznej wiary, to właśnie kosciół, pachnie nazizmem, co? Jak kk może byc wiarygodny mając taką historie? Do tego wspolczesnie pedofilia i inne parafilie seksualne. Nad czym tu się zastanawiać? Pozdrawiam http://www.strefa88.blog.onet.pl

  7. To już nie tyle antyklerykalizm, co „chrystiofobia”, jak t określił R. De Mattei w swej książce „Dyktatura relatywizmu”…

    1. Tak, coś w tym jest, Santrielu… Pewna młoda Austriaczka założyła nawet stronę „christianophobia.eu” na której dokumentuje przypadki prześladowania chrześcijan w Europie…

  8. Jestem za daleko zeby wszystko sledzic co ma miejsce w kraju- w tym przypadku to nawet nie załuje bo i czasu i nerwów szkoda. Pozdrawiam…

    1. Pewnie masz rację, Megan – Wy tam za granicą możecie zachować zdrowy dystans do tego wszystkiego… Nam się niestety nie zawsze to udaje…

    1. Sluciku… Służę uprzejmie! 🙂 Musisz wybrać sobie ze strony głównej Onetu artykuł, który Cię zainspirował – pod spodem znajdziesz przycisk z napisem „bloguj o tym” – i kiedy go klikniesz, otworzy się okno logowania i/lub edycji bloga już z tą rameczką na górze. Wtedy wpisujesz wszystkie myśli i skojarzenia, jakie Ci nasunął dany tekst, a potem klikasz na „publikuj” czy tam „OK”. I gotowe!:)

  9. Generalnie co mnie ostatnio zastanowiło, to to dlaczego impotenci nie mogą być księżmi i w jaki sposób to sprawdzają? O ile jestem w stanie zrozumieć w jakiś sposób pozostałe kryteria, to jednak z impotencją mam problem;) W rezultacie to swego rodzaju ,,zaleta” dla kapłana;)

    1. W pewnym sensie masz rację, Malwo – od katolickich księży, zdrowych mężczyzn, wymaga się w zasadzie, by byli doskonale aseksualni (która to przypadłość zdarza się rzadko – kimś takim był chyba św. Tomasz z Akwinu – wydaje się, że nie tyle „nie mógł” co nie odczuwał żadnych potrzeb seksualnych). Z drugiej strony, chodzi chyba o to, by rezygnacja była prawdziwym wyrzeczeniem: cóż to za cnota, jeśli nie robisz czegoś tylko dlatego, że zwyczajnie NIE MOŻE?:) Z trzeciej zaś strony, te przepisy to wyraźne echo Księgi Kapłańskiej, gdzie ustalono, że kandydatami do kapłaństwa nie mogą być mężczyźni obciążeni fizycznymi defektami, np. eunuchowie.

      1. Moim zdaniem impotencja nie jest aż tak ograniczającą niepełnosprawnością. To tak jakby bezpłodne kobiety nie mogły być zakonnicami (chyba że taki przepis jest, tylko ja o nim nie słyszałam). Może i takiej osobie łatwiej jest dochować czystości, ale to nie oznacza, że nie ma powołania. Właśnie równie dobrze może być znakomitym kapłanem. Teoretycznie wiązać się z kimś takie osoby też nie powinny, bo łatwiej im dochować wierności. Więc czy oznacza to, że są skazani na życie w zawieszeniu ze względu na impotencję? Dla kościoła chyba nie powinno być to aż tak istotne, w końcu może wykonywać wszystkie czynności, bo generalnie jest sprawny. A seksu uprawiać mu i tak nie wolno;)

        1. Masz rację – ale ten przepis to chyba dalekie echo starotestamentowych zaleceń, że Bogu na ofiarę należy składać tylko to, co najlepsze.:) To trochę inaczej niż w starym, greckim micie o Prometeuszu, który miał „oszukać” bogów – składając im w ofierze kości i tłuszcz, okryte skórą (i odtąd najlepsze mięso zwierząt ofiarnych mieli spożywać ludzie:)). Oczywiście trudno mi postrzegać współczesnych księży jako „baranki ofiarne” bo sens chrześcijańskiego kapłaństwa jest jednak trochę inny. Ale myślę, że może chodzić też o to, by ktoś wybierał tę drogę, bo tego właśnie chce, a nie tylko dlatego, że nie może uprawiać seksu. 🙂

          1. Albo, ja myślę, że wiele kontrowersji wzbudza impotencja, bo zwykło się ją rozumieć jako bezpłodność, co w tym przypadku nie ma znaczenia ( i co skąd inąd jest nieweryfikowalna, bez specjalistycznych badań rzecz jasna). Jak wiesz doskonale, impotencja w rozumieniu prawa kanonicznego, to niezdolność do podjęcia współżycia, czy to organiczna, czy to funkcjonalna. Sądzę, więc, że wypowiedź z takim komentarzem nie byłaby już tak kontrowersyjna. Natomiast zgadzam się, że ten warunek jest zrozumiały, o tyle, że wybór kapłaństwa nie powinien być skutkiem niemożności spełnienia w innej sferze (np. małżeńskiej). Ot, po raz kolejny wracamy do tego, że edukacja zawodzi. pozdrawiam

          2. Dziękuję Ci, Freyu, za prawnicze uściślenie – jednak kilka komentarzy wcześniej sama próbowałam (podobnie jak Ty) uzasadnić ten zakaz tym, że nie powinno się zostawać kapłanem tylko dlatego, że się „nie ma innego wyjścia.”:)

  10. > A wszystko to, oczywiście, w imię tolerancji i poszanowania dla odmiennych od własnych poglądów. (Czego wyrazem jest choćby ten pełen szacunku język – „klechy” ; „Komu staje…” Z waszej strony płyną na lewicę słowa typu „kundle” to czemu dziwicie się podobnym słowom w waszą stronę? Wam można a im nie?

      1. Nie napisałem, że z Twojej. Napisałem, ze z waszej – np. od waszych przedstawicieli – biskupów.Swoją drogą – Twoje dysputy o mojej domniemanej przeszłości w SB też pod to podpadają.

        1. Nie wiedziałam (wówczas) że ZAKAZANE JEST nawet CZYTAĆ czyjeś przypuszczenia dotyczące Twojej cennej osoby… Wybacz. Ale przecież nigdy nie spodziewałeś się po mnie (jako katoliczce) niczego dobrego – więc miło mi, że Cię nie zaskoczyłam. Nie jesteś z mego powodu zmuszony dokonywać jakichkolwiek korekt w swoim światopoglądzie…

  11. Mt 7:21 „Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.”http://tradycja-2007.blog.onet.pl/ Warto poświęcić trochę czasu dla wieczności.Tadeusz Krupa

  12. Attonn, Kanibal – psujecie opinię ateistom i agnostykom. Wstyd mi za was. Kiedyś sama lubiłam wytykać katolikom błędy, ale w najbardziej zagorzałych antyklerykalnych porywach nie wyzywałam wierzących od takich czy siakich. Dobrze wam radzę, uciszcie się i nie kompromitujcie więcej.

    1. Spokojnie, Kiro – na tym nietolerancyjnym i „katolickim” (a co to w ogóle znaczy?:)) blogu każdy może wykrzyczeć swoją prawdę, jakakolwiek by ona nie była. Myślisz, że to zmienia stan faktyczny?:)

      1. Tu nie chodzi o poglądy, tylko o kulturę wypowiedzi. Wk…ają mnie tacy agresywni ludzie. Sama staję się przez nich agresywna. :-(I jeszcze psują opinię niewierzącym, cholera. 🙁

        1. Doskonale Cię rozumiem, Kiro! Jak słucham niektórych „wierzących” też mam takie odczucia.Ale to najlepszy dowód na to,że ludzie są różni i wiara, czy jej brak, nie zawsze ma wpływ na ludzkie zachowania:)Pozdrawiam

          1. Agresji można doświadczyć od obydwu stron. :-(Ale akurat tutaj jest miło, grzecznie, można się przy tym pospierać… Po co to psuć? Prawdziwa polemika nie wyklucza uikania chamstwa. Ba, wręcz wymaga tego!

          2. No, coś Ty, Miśko!;))) A ja myślałam, że ateizm to synonim tolerancji, łagodności, kultury i humanitaryzmu (znałam kilku takich :)) – a wierzący (ze wskazaniem na katolików:)) mają monopol na chamstwo i agresję…;) A to mnie zaskoczyłaś!:)

          3. No coś Ty!:):)hihihiCzytałam niedawno komentarze na blogu Hope -brrr -te od „wierzących” były straszne!!(choć inne tez po prostu chamskie -anonimowość dodaje odwagi!)Ale wiem,że to działa w dwie strony!Zresztą pamiętam , jak kiedyś uczyłam w szkole i na zakończenie roku usłyszałam od paru nauczycieli jaka jestem fajna i „normalna”, chociaż katechetka;))I że się nie spodziewali!!! Jak to można delikatnie dowalić prawda?Ale już się uodporniłam;)

          4. Miśko, wśród katechetek są takie „wiedzoodporne” egzemplarze, że nie powinno Cię to dziwić (jak ta pani, która kazała jedynakom nosić czarne wstążeczki na znak żałoby po zabitym rodzeństwie!!!!) – Ty jednak burzysz wszelkie stereotypy.:)

          5. Wiem,wiem :/ – a pomijając wszystko inne-wiesz jak przeraża mnie,ze czasem wśród nauczycielek od razu widać, która katechetka??Jakby pozbawione z kobiecości!!Oczywiście nauczycielka(żadna) nie powinna zapominać,że to szkoła, ale bez przesady:):)

          6. Miśka, widzisz, jesteś bystrą osobą. Ja bym takie słowa wzięła w swej naiwności jako komplement. 🙁 Najbardziej mnie boli własna słabość… 🙁

          7. Kiro, właśnie ludziom wybitnym najtrudniej przychodzi pogodzić się z własnymi ograniczeniami. Jednakże świadomość tego, że jesteśmy „tylko” (aż!) ludźmi, nie jest oznaką słabości, lecz siły. I mądrości. 🙂

          8. ALBO, nie może jednak być tak, że na świadomości się kończy. Muszę nauczyć się przestać być taka milutka wobec niektórych, a jednocześnie pilnować, by nie stać się prawdziwym diabełkiem. 😉

          9. Moi przyjaciele z różnych wspólnot zawsze powtarzali, że lepiej być PRAWDZIWYM niż SYMPATYCZNYM.:) Chociaż z drugiej strony… zawsze bardzo bałam się ludzi, którzy się szczycili, że zawsze mówią innym prawdę prosto w oczy. Taka „prawda” może zabić… A tego złotego środka, o którym mówisz, WSZYSCY musimy szukać – ja również. Bo zauważyłam ostatnio, że choć w wirtualnych rozmowach coraz łatwiej mi zachowywać spokój, o tyle w realu bardzo łatwo (zbyt łatwo!) tracę panowanie nad sobą. Może to jest tak, jak mówił jeden z moich znajomych kapłanów, że „ludzie są jak jeże – najłatwiej im przychodzi ranić tych, których mają najbliżej.” Moim wciąż niedoścignionym ideałem są słowa Desideraty: „O ile to możliwe BEZ WYRZEKANIA SIĘ SIEBIE bądź w zgodzie ze wszystkimi.” Na swoje usprawiedliwienie mam tylko fakt, że każdego dnia na nowo próbuję się nawracać na taką postawę… chociaż ciągle mi nie wychodzi.

          10. Potrafię być chamska dla chama. Nie zawsze, ale jednak.Ale trudno mi się bronić przed kimś, kto na początku był kulturalny, serdeczny i żyzliwy, a potem okazał się prymitywem. Takich najbardziej nienawidzę. I mówię o nich bardzo źle.

          11. Bo to jednak miał być komplement, Kiro:) Tylko,że na początek sygnał,że na „dzień dobry” ktoś mnie ocenił przez pryzmat tego, co robię, czego uczę, a nie kim jestem.Ale tez ja byłam takim „przewrotnym” nauczycielem.Przede wszystkim na początek mówiłam,że oceniam wiedzę, a nie wiarę, bo na dzień dzisiejszy wielu mogło powiedzieć ,że nie wierzy:)I to pierwszy szok:) No bo jak to,o co chodzi? Ale przecież udział dzieci w życiu wspólnoty to na zasadzie rodzice idą,więc ja z nimi(gorzej,jeśli jest jak było u mnie -rodzice do kościoła nie chodzili , a nas wysyłali -czy muszę dodawać,że nie chodziłam?)Jeśli maja w Boga uwierzyć, muszą Go poznać -ja byłam tylko po to, bo troszkę pomóc;)))Czasem brakuje mi tego….

          12. Zawsze kiedy słyszę coś takiego, Kiro, przypomina mi się dowcip. „-Jasiu, pamiętaj, żeby zawsze mówić prawdę! Ale gdyby ktoś dzwonił, powiedz, że mnie nie ma!” To się nazywa dobry przykład! 🙂

          13. A ja myślę,że Kira ma rację -dzieciaki od razu wyczują fałsz i wtedy już trudno o budowanie dobrych relacji!:)

          14. Mnie rodzice powiedzieli wprost, że sakramenty (chrzest, I komunia, bierzmowanie) przydadzą się w naszym katolickim kraju, więc żebym nie robiła fochów, bo mogę mieć zamknięte drzwi, jeśli ich nie odbębnię (nie użyli tego słowa, ale wiecie, chodzi o postawę).I cieszę się, że byli szczerzy wobec mnie. ;-)Świadectwo chrztu przydało się, kiedy startowałam na KUL. Dostałam się na UMCS, ale zawsze to jednak więcej szans na studia. 😉

          15. I dobrze się z tym czujesz? Norweskie biegaczki używają leków na astmę,choć jej nie mają.Czy łatwiej znaczy lepiej?

          16. Czy dobrze się czuję? Ale z czym? Z tym, że przyjęłam sakramenty dla picu? Kiedyś mnie złościło, że muszę uczestniczyć w tej szopce, teraz mogłabym – gdybym miała czas i były one trochę ciekawsze – wziąć w nich udział jeszcze raz. Pewnie Cię zgorszę, ale dla mnie religia to czysty folklor. Mogę iść nawet ze święconką do kościoła, wziąć ślub kościelny…Niektórzy mówią, że to hipokryzja, ale moim zdaniem chrześcijaństwo – a zwłaszcza taki specyficzny ordzaj katolicyzmu – tak przesięknęło kulturę tego kraju, że nawet niewierzący mogą/powinni/muszą je akceptować.Aha – Boże Narodzenie też obchodzę. ;-)A norweskie biegaczki postępują, moim zdaniem, albo nielegalnie, albo zwyczajnie nieprzyzwoicie.

          17. Pytasz, Miśko, czy „łatwiej” znaczy „lepiej”. Cóż, naturalnie, że nie. Wszystko zależy od sytuacji. ;-)To tak jak z odwagą. Gdyby ktoś mnie w muzułmańskim kraju zapytał, czy jestem ateistką, zaklęłabym się, że absolutnie nie. No chyba, że miałabym zaufanie do pytającej osoby. Nie ryzykuję bowiem utraty szacunku do siebie, chroniąc się kłamstwem przed p e w n y m i ludźmi.Natomiast zdecydowanie straciłabym szacunek do siebie, gdybym bała się żyć po swojemu tylko dlatego, żeby przypodobać się innym. Dla mnie większym tchórzostwem byłoby stać się taką jak inni – i móc dzięki temu szczerze twierdzić, że jestem np. katoliczką czy muzułmanką.Nie wiem, czy jasno się wyraziłam. 😉

          18. Odpowiedź była do Miśki, ale mam nadzieję, że nie obrazisz się, Kiro, jeśli i ja dorzucę kilka słów od siebie. Przede wszystkim jeden z moich znajomych księży kiedyś mi tłumaczył, że nie każdy ma PRAWO do prawdy – i dlatego np. nie jest zasługą powiedzieć okupantom, którzy szukają zbiegłych jeńców: „O, tam, w szopie!”, nawet jeśli to szczera prawda. Tak samo masz pełne prawo zachować jakąś część prawdy o sobie tylko dla siebie – o ile takie zatajenie nie krzywdzi innych. Przykład: w wielu krajach muzułmańskich samo posiadanie Biblii może być zbrodnią zasługującą na śmierć, więc raczej bym się tym nie chwaliła. Ale gdyby, z mojego powodu, oskarżono o to „przestępstwo” kogoś innego, popełniłabym „zbrodnię tchórzostwa” nie przyznając się, że zakazana rzecz należy do mnie. Nawiasem mówiąc, zawsze dostrzegałam wyraźną różnicę pomiędzy agnostykiem a ateistą. Z tymi pierwszymi łączy mnie upodobanie do mówienia „nie wiem.” 🙂 Każdy, kto (w sprawach wiary) mówi, że WIE na pewno, łatwo może stać się fanatykiem. Dlatego także ateizm ma swoich fanatyków. TY jednak z pewnością do nich nie należysz, Kiro. 🙂 Myślę także, że łączy mnie z Tobą jeszcze więcej (i dlatego tak trudno nam się ostro pokłócić:)) – ja również za wszelką cenę próbuję pozostać SOBĄ – mimo że wielu się to nie podoba. Wierzący i niewierzący chcieliby mnie często nawracać na „jedynie słuszną” (czyli WŁASNĄ:)) drogę. Dla jednych jestem „hipokrytką” bo nie chcę podpisać „wyzwalającego” aktu apostazji (jakby można było to zrobić wbrew sobie…) – a dla innych, bo uparcie nie chcę posypać głowy popiołem, pójść do Canossy (i rozstać się z mężem, a dziecko oddać do sierocińca) wdziać włosiennicy, zamurować się w jednoosobowej celi o chlebie i wodzie i biczować się trzy razy dziennie (zamiast posiłków:)) przy akompaniamencie okrzyków: „Zgrzeszyłam, zgrzeszyłam, och, jak bardzo zgrzeszyłam!”:)

          19. wiesz, ale świadomość,że mimo różnic nie ma w nas złości,zajadłości (mimo odmiennego zdania)wystarczy:)A bywało już ,że jak czytałam niektóre komentarze, to załamywałam ręce;))Dziś miałam pod opieką wnusia(dwa miesiące -jestem padnięta:)Pozdrawiam,dobranoc:)

          20. Wstrętny Onet!:((( Chyba do nich znowu napiszę – choć od jakiegoś czasu nie odpowiadają na moje listy. Czuję się w związku z tym straszliwie namolną babą… ;(

          21. Napisz jeszcze raz, proszę! – to wina Onetu, na pewno!. Dziś były jakieś problemy z tym serwerem…:(

          22. No, to idź za ciosem, Kiro!:))) Wiesz, kiedy mam wątpliwości, czy Onet przepuści jakąś moją wypowiedź, wstawiam kropki w te słowa, które mogą wydawać się „podejrzane” – i CZASAMI to pomaga. Życzę powodzenia, bo naprawdę jestem ciekawa Waszych wypowiedzi…

          23. Nie mam pojęcia, co też zdrożnego mogły znaleźć w moim komencie TE DURNE PALANTY Z ONETU!!!!!!!!!!!

          24. Nie przejmuj się – moim zdaniem (jeśli rzeczywiście jacyś „oni” to robią celowo – a nie bezduszna maszyna…) oni po prostu nie rozumieją znaczenia niektórych słów…;) Kiedyś odrzucili mój komentarz, zawierający… sentencję łacińską!:) Przez moment pomyślałam też o tym, że może pojemność tego bloga się wyczerpuje… albo co. Ale w następnej chwili zrozumiałam, że to chyba nie to…:( Inaczej mówiąc – „głupia jestem jako wprzód.”:)

          25. Nie wiem czy to pomoże ale spróbujcie podzielić długie komentarze na dwa, trzy osobne. Też mi kiedyś nie przechodził komentarz, chyba trzy dni próbowałam, a w krótszych częściach poszedł – może oni tam jakieś ograniczenie ilości znaków mają?Pozdrawiam 🙂

          26. Kolejna próba ;-):Zgadzam się w stu procentach odnośnie Twojej wypowiedzi o fan.atyk.ach. Nooo, może w 99%, bo jednak fan.atycz.ny ateista stoi – według mnie – na NIECO lepszej pozycji niż fa.nat.yczny wierzący; łatwiej w końcu uwierzyć swoim zmysłom niż im nie wierzyć – a namacalnej i niepodważalnej obecności Boga (jak dotąd) nie stwierdzono. ;-). Niemniej nikt o zdrowych zmysłach – o ile nie jest zarozumiałym bu.cem – nie może na pewno wykluczyć istnienia Stwórcy.To samo myślę jednak także o tych, którzy uzurpują sobie prawo do przekazywania ludziom rzekomej woli Boga. Nie szanuję takich osobników, delikatnie mówiąc, i staram się ich omijać z daleka. Jak wszystkich mądral.ińsk.ich…Ja jestem istotą tak dalece pozbawioną „łaski” (czy może raczej genu ;-)) wiary, że nie odczuwałam jakoś nigdy tęsknoty za przynależnością do grona wierzących. Choć przyznam, że jakieś 2-3 lata temu zastanawiałam się nad powrotem na łono Kościoła. Dlaczego – sama nie wiem. ;-)Nadal zresztą lubię poczytać sobie od czasu do czasu opinię księży na różne tematy czy posprzeczać się z katolikami odnośnie np. antyk.oncepcji. 😉

          27. Cieszę się wraz z Tobą!:) Widzisz, mówiłam, że kropki czasami pomagają… Choć nie wiem, co złego jest w słowie „fan.atyzm”. 🙂 Ale może w ten sposób Onet włącza się w „walkę o pokój” w Internecie?

          28. Wiesz, ALBO, podejrzewam, że w imię politycznej poprawności rugują z wpisów absolutnie wszystko, co mogłoby się choćby troszeczkę kojarzyć z… muzułmanami. 🙂 Coraz więcej osób bowiem zaczyna zauważać „panoszenie” się niektórych wyznawców tej religii np. w Wielkiej Brytanii.Chwalisz agnostyków – co jest dla mnie bardzo miłe, ale… pamiętaj, że agnostyk to osoba, która – dzięki swej pełnej wątpliwości (lub raczej – niechęci do ostatecznych deklaracji) naturze – jest skazana na samodzielne kształtowanie nie tylko swego stosunku do wiary, ale i do moralności w ogóle. Ja np. jestem stuprocentową moralną relatywistką. 😉 Uważam, co prawda, pewne zasady za zgodne z naszą ludzką naturą („Nie kradnij”, „Nie zabijaj”), co stwarza możliwość powszechnej akceptacji owych zasad, lecz nie wierzę w to, żeby istniało obiektywne Dobro czy Zło. Każdy ma swoje sumienie i wg tego ułomnego sumienia osądza ludzi i siebie…

          29. Masz rację, Kiro – ale muszę Cię pocieszyć: to niebezpieczeństwo, o którym mówisz, dotyczy w równej mierze agnostyków, co i ateistów i wierzących… Mój spowiednik-filozof zawsze mi powtarzał, żeby pamiętać, że sumienie nie jest (wbrew pozorom) żadnym nieomylnym „głosem Boga” w nas – że jest ludzką władzą rozpoznawania dobra i zła – i jako taka może się mylić. Ale tak sobie myślę, że Stwórca dając nam takie narzędzie brał pod uwagę także jego niedoskonałość. Być może po to, by tym łatwiej móc przebaczyć nam ewentualne pomyłki. 🙂 W „Listach starego diabła do młodego” Lewis tak fajnie napisał, że zdaniem szatana najgorszą cechą „Wroga” [Boga] jest, że jest gotowy przebaczyć ludziom nawet te rzeczy, które On sam, obiektywnie, uważa za złe – dlatego tylko, że oni w swoim sumieniu uznali je za dobre. (Uważali je za słuszne.) 🙂 Jeśli chodzi o islam i polityczną poprawność, też przeczuwam, że coś może być na rzeczy: już tu gdzieś pisałam, że jeśli ktoś zamierza zniszczyć Koran (czego zresztą nie pochwalam!) to w oczach wielkich tego świata jest to „zniewaga dla całej społeczności muzułmańskiej” i coś, co domaga się przeprosin (nawiasem mówiąc, słusznie:)). Spalenie zaś Biblii na scenie to co najwyżej „akt artystyczny”, dość oklepany zresztą – i nie zawsze nawet godny wzmianki w wieczornych wiadomościach….

          30. No, dla mnie niemożność korzystania z obiektywnie wartościowych wskazówek odnośnie właściwej drogi ku Dobru nie jest wcale problemem. Cenię niezależność swojego sumienia. 😉

          31. Dla mnie też nie jest to problemem, Kiro – z mojego, teistycznego punktu widzenia, niezależność mojego sumienia jest warunkiem koniecznym, aby mogła zaistnieć ludzka wolność (czasami zastanawiałam się nad tym, czy aniołowie posiadają sumienie i czy mogą z niego w sposób wolny korzystać. Czasami wydaje mi się, że są one w jakiś sposób „zaprogramowane” na czynienie dobra – choć, z drugiej strony, Lucyfer się przecież zbuntował, prawda?:)). Problem z tym mają raczej niektórzy ateiści, gdy pytają, czy Bóg nie mógłby nas stworzyć z „wyłączoną” opcją złego wyboru. Na pewno mógłby – tylko czy wtedy bylibyśmy naprawdę wolni? Wątpię.

          32. No, widzisz – i tym razem się udało!:) Moje gratulacje! Wiesz, zawsze uważałam, że agnostycy są w trudniejszej sytuacji niż ateiści i wierzący – bo ZAWSZE łatwiej jest wyznawać swój światopogląd, gdy dzielisz go z całą grupą (stąd także ateiści, jak gdyby naśladując religie, tworzą różne stowarzyszenia i „grupy wsparcia”:)). Ale jednocześnie (i za to ich bardzo cenię) ich postawa „nic nie jest PRZESĄDZONE” nie zamyka im możliwości dialogu z jednymi i drugimi. Więcej nawet, uważam że to właśnie agnostycy mogą odrywać doniosłą rolę „katalizatora” który ułatwia wierzącym i niewierzącym zrozumienie siebie nawzajem. Nie chciałabym żyć w świecie, w którym nie byłoby agnostyków. Tak więc, Kiro – dzięki Bogu za takich ludzi, jak Ty!:) Ja sama, być może, jestem (trochę tak, jak Stanisław Obirek:)) pewnego rodzaju „religijną agnostyczką” czy może lepiej „katoliczką bez Kościoła.” I trochę mnie dziwi, a trochę zatrważa rola „wierzącej blogerki” którą mi przypisuje Onet, ilekroć mnie poleca (oraz niektórzy Czytelnicy, gdy do mnie piszą o swoich problemach:)) – jestem pewna, że w Sieci znalazłoby się wiele znacznie bardziej ode mnie wierzących osób. I bywam czasem przerażona, gdy to ja nagle „muszę” bronić stanowiska Kościoła (mimo że ten Kościół teraz nie za bardzo mnie kocha – wolałby raczej udawać, że takie osoby nie istnieją… to zapewne wiele upraszcza). No, ale skoro nie ma zbyt wielu ochotników… 🙂

          33. Noż cholera! Tyle razy próbuję wkleić swoją wypowiedź… Ciekawe, za którym razem mi się uda…

          34. O ile znam Miśkę, Kiro, to nie tak łatwo ją zgorszyć. :))) Natomiast i mnie się wydaje, że Twoi rodzice postąpili roztropnie. Tadeusz Bartoś, zanim jeszcze zaczął gwałtownie wypierać się tego, jak wcześniej żył i czego nauczał, mówił nam na przykład, że jego zdaniem najrozsądniejszym wyjściem dla buddysty w Europie jest żyć „jak chrześcijanin.” Ponieważ religie tak bardzo zrosły się cywilizacją i kulturą różnych części świata, że czasami nie sposób tego od siebie oddzielić. Dlatego np. siostry Matki Teresy nie noszą habitów, lecz takie samo sari, jak najbiedniejsze Hinduski – a gdybym, na przykład, zamieszkała w kraju muzułmańskim, także starałabym się nikogo nie szokować moim ubiorem czy sposobem zachowania – oczywiście na tyle, na ile byłoby to możliwe bez wyrzekania się mojej wiary i przekonań. Jeśli „tolerancja” ma być prawdą – powinna działać w obie strony: większość powinna wystrzegać się prześladowania mniejszości, a mniejszość – obrażania większości. Z tego względu antyreligijne hasła i obsceniczne gesty niektórych „wolnościowych” demonstracji wydają mi się równie wstrętne, jak agresywne wypowiedzi niektórych wierzących…

          35. Oczywiście, Miśko – ja również nie mam zamiaru zmuszać dzieci do niczego, czego sama nie praktykuję (praktykowałam – bo nie wiem, jak zdołam wyjaśnić Antkowi, że spowiedź może być rzeczą ważną i piękną, skoro ani ja, ani P. nie możemy z niej korzystać… Mam jednak stale nadzieję, że to się kiedyś zmieni.). Nie chciałabym, żeby mój syn kiedyś zadał mi pytanie: „Mamo, a jak będę duży, to też nie będę MUSIAŁ chodzić do kościoła?” Nie chciałabym, żeby „musiał.” Wolałabym, żeby CHCIAŁ. Żeby mógł zobaczyć w chrześcijaństwie to, co ja zobaczyłam… Każdy jednak człowiek ma WŁASNĄ drogę do Boga – i nie może tylko podążać śladem rodziców – nawet Jezus musiał sam odnaleźć drogę do „domu Ojca.” Chociaż zawsze sprawia nam to ból, tak jak Jezusowi i Maryi.

  13. Senyszyn to kolejny przykład, że można być mądrym i chamem zarazem. Nie przeczę – rzeczywiście trafnie ocenia niektóre sprzeczności w kościele katolickim. Problem w tym, że na ów kościół się uwzięła i wszystko generalizuje. Nie musi być wierząca, ale winna mieć szacunek do wiary (nie tylko katolickiej) i poglądów innych od jej własnych, a tego niestety jej brakuje.

    1. Nie sztuka być „tolerancyjnym” wobec poglądów tych, którzy myślą dokładnie tak samo jak ja (bo wiadomo że MY mamy zawsze rację – ONI się mylą:)).:)

  14. Język jest dosadny i mocny, trzeba to powiedziec, niektóre słowa rzeczywiście może nalazałoby przemysleć przed uzyciem, ale ja generalnie widze tyle hipokryzji, niesprawiedliwosci, obłudy, zakłamania itd itp w kosciele katolickim, ze w sumie jestem w stanie znieśc i to słownictwo. pozdrawiam 🙂

  15. Dzień dobry, Albo :-)Ponieważ muszę pędzić, nie zabiorę w tej chwili głosu w dyskusji. Ale ja tu jeszcze wrócę… ;-)Pozdrowionko

    1. Tak? 🙂 I pić wodę ze studni pewnie też… 🙂 A propos grzybów… Katechetka pyta dzieci, czy w czyimś domu bliscy modlą się przed jedzeniem. Zgłasza się Jaś: – My się czasem modlimy, proszę pani! Ale tylko wtedy, kiedy tata przyniesie z lasu grzyby!

Skomentuj ~Kira Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *