Dlaczego aborcja NIE jest OK?

Naprawdę miałam nadzieję, że aborcyjna nawalanka, która jakiś czas temu znów przetoczyła się przez Polskę, już trochę przycichła. Ale nie. Oświecone panie redaktorki z Wysokich Obcasów uznały, że pora znowu zamieszać w tym kociołku.

Otóż postanowiły nam uświadomić, że wszyscy, którzy uważają, że aborcja powinna być „rzadka” – jak np. Hillary Clinton – są w wielkim błędzie. Bo najnowsza feministyczna narracja jest taka, że aborcja to normalna sprawa. A aborcyjny „dream team” – uśmiechniętych, atrakcyjnych dziewczyn – zamierza sprzedawać pigułki poronne, jakby to były cukierki.  Zero pytań, zero problemu.

Dramatyczne decyzje? Niełatwe wybory? A skąd! Narracja płaska jak naleśnik, żadnych trudnych dylematów, wątpliwostki nawet tyciej. Pigułeczka dla szanownej pani? Uśmiech, proszę! Uśmiech! Uśmiech!Uśmiech!

W takiej radosnej tonacji nie mieszczą się wypowiedzi wielu kobiet – i to z forów bynajmniej nie katolickich!- które mówią przy tej okazji o fizycznym bólu (tak, tak – nawet „bezpieczna aborcja farmakologiczna” BOLI, i to czasami bardzo: „myślałam, że umieram” – bardzo często się w tych historiach powtarza), smutku, samotności, poczuciu, że nie było innego wyjścia… Najgorszym – a nie najwspanialszym dniu w życiu. I że wprawdzie wtedy myślałam, że to najlepsze rozwiązanie, ale teraz już tak nie uważam. Co tam, opowieści tych kobiet nie pasują do kolorowego obrazka, więc się je usunie poza margines „powszechnego kobiecego doświadczenia.” Najwyżej, w razie czego, powie się im, że to był przecież ich własny, świadomy wybór – a my umywamy rączki.

Cóż jeszcze – nie tylko „aborcja jest OK!” A  kto śmie twierdzić inaczej, ten z pewnością „stygmatyzuje kobiety, które aborcji dokonały!” Słyszałam już taką argumentację, choć jest kompletnie od czapy.  Z faktu, że uważam np. palenie papierosów za rzecz złą, nie wynika wcale, że chciałabym karać czy też przymusowo reedukować palaczy. Mogę uważać, że ktoś dokonał w swoim życiu złego wyboru – nie każdy wybór jest automatycznie dobry przez sam fakt, że był mój własny – a jednocześnie spróbować go zrozumieć i nie potępiać. Z mojego osobistego doświadczenia wynika zresztą, że „stygmatyzowane” ze wszystkich stron to są raczej kobiety, które choćby myślą o oddaniu dziecka do adopcji. „Masz prawo” usunąć ciążę – ale NIE MASZ PRAWA powiedzieć: nie dam rady/nie chcę wychowywać tego dziecka. Sądzę, że wiele aborcji ma swoje źródło w takim właśnie powszechnym podejściu do adopcji… Więcej: „dokonanie aborcji czyni Cię wyjątkową!”

No, cóż – prof. Dębski kiedyś opowiadał o przypadku pewnej polskiej feministki (niewymienionej z nazwiska) która stwierdziła, że „dopiero gdy dokonała aborcji, poczuła się w pełni kobietą.” Profesor, którego trudno chyba uznać za skrajnego pro-lifera, skwitował to zdanie powiedzeniem, że „normalna kobieta by tak nie powiedziała.” Rozumiem jednak, że zmierzamy właśnie w tym kierunku – a prof. Dębski awansował niniejszym na „antyfeministę”?

A ja ze swej strony chciałabym zapytać, która kobieta ma prawo czuć się BARDZIEJ wyjątkowa. Czy ta, która sama wychowuje niepełnosprawne dziecko – a tak jest w 80% przypadków, co też można uznać poniekąd za pokłosie poglądu – „Twoja ciąża-Twoja sprawa!”? Czy ta, która po każdej „wpadce” łyka cudowną, aborcyjną pigułkę? Ta pierwsza to frajerka, Matka Polka – a ta druga to bohaterka feministycznej nowej ery?

Dotychczas – i ja się z tym zgadzałam – wszystkie feministki świata twierdziły zgodnie, że należy OGRANICZAĆ liczbę aborcji, np. przez edukację i antykoncepcję. Ale teraz niech mi ktoś wyjaśni, ale tak, żebym zrozumiała: po co ograniczać coś, co uważa się za zjawisko ze wszech miar pozytywne?

I wreszcie – to irytujące podejście „ilościowe” do problemu: „Dokonałaś aborcji? Nie musisz się przejmować, jedna na trzy kobiety zrobiła to samo!”

Jestem przekonana, że co najmniej 30% Polaków od czasu do czasu bija dzieci – czy to znaczy, że mogą się czuć zupełnie w porządku? I ciekawe, co by było, gdyby ktoś zrobił okładkę z napisem „KLAPSY SĄ OK”? Nie? Ale dlaczego nie? Przecież jakaś część ludzi z pewnością tak uważa – a redaktorki WO uczenie nam wyjaśniają, że ich radosna narracja jest skierowana wyłącznie do kobiet, które z aborcją nie miały najmniejszego problemu. Zapewniam, że jest wielu rodziców, którzy podobnie bezstresowo podchodzą do dania dziecku klapsa (choć ja sama się do takich nie zaliczam).

I jeszcze coś: często słyszałam argument, że „aborcja jest OK-ponieważ w większości cywilizowanych krajów świata jest legalna.I właśnie dlatego jest OK, że jest legalna.” Pominę na razie fakt, że jest to dowód, który sam się zapętla-z przesłanki ma wynikać wniosek, a z wniosku przesłanka. Ryzykowne jest jednak stwierdzenie: wszystko, czegokolwiek prawo nie zabrania, jest dobre.Bo zakazana (w większości krajów świata) nie jest np. prostytucja, niewielu jednak uzna ją za zjawisko zdecydowanie pozytywne…

Poza tym, jakkolwiek by na to nie spojrzeć, panie z „aborcyjnego dream teamu” wprowadzają do obrotu środki, które u nas są nielegalne -a zatem, przynajmniej formalnie, popełniają przestępstwo…

Że co? Że jest to usprawiedliwione, jeśli kierujemy się szlachetnymi intencjami? W takim razie proszę przestać także oskarżać Chazana…

 

Sama Gazeta Wyborcza chyba uznała, że koleżanki z redakcji kobiecej nieco przeholowały – bo w tym samym numerze publikuje wywiad z wyżej wspomnianym profesorem Dębskim pod znamiennym tytułem: „ABORCJA NIE JEST OK. Ale dziś ciężkie wady genetyczne są nieuleczalne.”

OK, a zatem dyskusja wraca na dawne  tory. Nikt już rzekomo nie twierdzi, że aborcja jest fajna, miła i cool. Że jest nic nie znaczącym zabiegiem, po prostu jedną z metod antykoncepcji. Ale bywają dramatyczne sytuacje (jak gwałt czy choroba matki lub dziecka) kiedy może się wydawać mniejszym złem. I znowu w internetowych dyskusjach pojawiają się – wałkowane już wcześniej tysiące razy – teksty w stylu: „nikt z Was z nie wie, co czuje zgwałcona kobieta!” OK.

Tylko że… przy tym błyskawicznym ( by nie rzec – panicznym) odwrocie na z góry upatrzone pozycje nikt jakoś nie zauważa, że pomiędzy powiedzeniem: „Aborcja to trudny wybór, ale…” – a „aborcja jest spoko!” (uśmiech!uśmiech!uśmiech!)  jest różnica tak wielka, jak rów oceaniczny…

POSTSCRIPTUM: Naczelna WO teraz tłumaczy, że  hasło ABORCJA JEST OK „zostało źle zrozumiane” i że „pracują nad doprecyzowaniem znaczenia słów.” No, dobrze, pani redaktor – proszę mi zatem wyjaśnić, które z tych trzech słów w feministycznym dyskursie znaczy coś innego, niż mi się wydaje? „Aborcja”, „jest”  czy może „OK”?  Nie lepiej przyznać, że hasło było po prostu głupie? Albo, zamiast wikłać się w piętrowe tłumaczenia, które i tak nikogo nie przekonują – odważnie wziąć to na klatę – i twardo trzymać się pierwotnej wersji?

34 odpowiedzi na “Dlaczego aborcja NIE jest OK?”

  1. Tytuł i ilustracja rzeczywiście ekstrermalnie idiotyczne. Ale to reakcja na równie ekstremalną nowomowę ruchu pro-life: “mordowanie dzieci”, “dzieciobójstwo”, “prenatalny holocaust” (że o „aborcjonaziźmie“ czy “nazi-feminiźmie” nie wspomnę).
    Prawo do wczesnej aborcji oraz dostępność środków wczesnoporonnych nie powinny stanowić problemu w kraju tak katolickim, jakim wydaje się być Polska. Nie tylko zmniejszyłoby to aborcyjne podziemie, ale pozwoliło na świadome decyzje rzeczywiście zgodne z uformowanym przez wiarę sumieniem, a nie z ustawowo narzuconym zakazem.

    1. Lekarstwem na jeden ekstremizm nigdy nie powinien być inny ekstremizm.To po pierwsze.Po drugie, widziałam już dziś w Internecie „codziennik feministyczny” którego autorki twardo zarzekają się, że będą powtarzać to idiotyczne, jak powiedziałaś, hasło.Tak długo, aż, jak rozumiem, bzdura stanie się prawdą? Przez takie działania radykalne feministki same strzelają sobie w stopę.Nigdy nie zdobędą poparcia większości kobiet. Po trzecie aborcja NIE JEST (i nigdy nie była) kwestią wyłącznie „sumienia ukształtowanego przez religię.” Znałam wielu niewierzących, którzy są przeciwni lekko traktowanej aborcji -jak np.Oriana Fallaci.Hipokrates nie był chrześcijaninem.

      1. Nie chodziło mi o “lekarstwo”, lecz o reakcję – “ekstremalnie idiotyczną”, czyli równie chorą. To po pierwsze. Po drugie rzecz nie w poparciu większości kobiet dla hasła “Aborcja jest OK”, a wręcz przeciwnie: w możliwości osobistego wyboru – także na rzecz jej kategorycznego odrzucenia.
        Po trzecie, sumienie może być ukształtowane różnie i niekoniecznie przez religię, ale to zawsze oznacza, że wyborów nie traktuje się lekko. Rzecz w tym, żeby taki wybór w ogóle istniał. Tylko wtedy powoływanie się na Boga jako “dawdę wolnej woli” ma jakikolwiek sens.

        1. Mnie się nie wydaje, by w dyskusji na temat aborcji w ogóle było konieczne powoływanie się na Boga. 🙂 Oczywiście, NAJŁATWIEJ sprowadzić dyskusję do:” dla Ciebie GRZECHEM jest aborcja i jedzenie mięsa w piątek, a dla mnie NIE – i co mi zrobisz?” Tę strategię („aborcja to kwestia przekonań religijnych – i kropka!”) od lat stosowały niektóre polskie feministki – dlatego teraz są tak zdziwione oporem nawet środowisk liberalnych i lewicowych. W pewnym sensie KAŻDE prawo ogranicza JAKOŚ tam naszą wolność wyboru: NIE WOLNO jeździć bez pasów nawet we własnym samochodzie, przebiegać przez jezdnię na czerwonym świetle, a aborcji nawet w najbardziej liberalnych krajach można dokonać maksymalnie do 24 tygodnia, a nie na przykład do 38, choćby nawet ktoś W SWOIM SUMIENIU był święcie przekonany, że „dopóki się nie urodzi, to jeszcze nie człowiek!” Czy zatem prawo WYRĘCZA sumienie? i tak i nie. TAK – bo słyszałam już wielu, zbyt wielu, ludzi mówiących, że „skoro prawo tego nie zabrania, to MUSI być dobre samo w sobie.” A przecież niektóre kraje zezwalają np. na miękkie narkotyki, a inne ich zabraniają. Jak z tego wyciągnąć ostateczny wniosek – narkotyki są OK, czy nie?:) I NIE, nie ogranicza wolności naszego wyboru. Bo wciąż MOGĘ wybrać coś zakazanego, np. wsiąść po pijanemu za kierownicę. Wybór ZAWSZE należy do mnie. I tylko ja poniosę tego konsekwencje. ZAWSZE. A skoro już o Bogu i wolnej woli mowa – to czy Bóg, dając ludziom w Raju wolną wolę i ustanawiając jednocześnie „prawo” (zakaz) ODEBRAŁ im wolność wyboru? Jak widać nie – bo i tak zrobili to, czego chcieli. 🙂 Tyle że ISTNIEJĄ w życiu wybory dobre i wybory trochę gorsze (czy wręcz złe). Kiedy ktoś wsiada po pijaku do tego samochodu, to też jest jego wybór. Z tym, że KONSEKWENCJE mogą być różne. Hasło takie jak:”Aborcja jest OK!” mówi natomiast, że aborcja ma same plusy. Żadnych minusów. Nigdy. Dlatego jest kłamliwe. Jak przemowa węża w literackim opisie raju. On też przedstawiał Ewie wyłącznie plusy swojej propozycji:”Staniecie się jak Bóg!”- prawda, że kuszące? 🙂 Nie dodał tylko, ze ceną za to będzie nagość, ból, wygnanie z raju i ciężka praca. Chcę tylko powiedzieć, że każda decyzja w życiu ma swoje konsekwencje. Dlaczego w przypadku aborcji miałyby one być jedynie pozytywne?

          1. Ależ tematem dyskusji o dopuszczalności aborcji nie jest grzech, lecz o prawo stanowione przez (deklaratywnie) świeckie państwo. Wiadomo, że takie prawo ogranicza wolność i że pod tym względem bywa różne w różnych systemach i kulturach (tego akurat nie trzeba mi wyjaśniać).
            Chodzi o to, by (zwłaszcza wczesnej) aborcji nie traktować jak dzieciobójstwa, bo nim nie jest. Gdyby była, to “klauzula sumienia” dla lekarzy i farmaceutów byłaby zbyteczna, a niedoszłe matki należałoby skazywać na długoletnie więzienia, jak to się czyni w przypadkach uśmiercania dzieci narodzonych. Na takie rozwiązania nawet Kościół się nie zgadza, co najwyżej grożąc ekskomuniką.
            Aborcje były, są i będą, dopóki będą się zdarzać genetyczne wady płodu, gwałty i niechciane ciąże – także u kobiet gwałconych (np. w czasie snu) przez własnych mężów – co jest wciąż nagminne. Trudno wymagać czy oczekiwać, żeby w tym ostatnim przypadku kobieta ciągała męża po sądach, gdzie i tak uznano by ją za “nienormalną” (bo dla patriarchalnej mentalności naszego społeczeństwa pojęcie “zgwałcenia własnej żony” to oksymoron).
            I tu się w pełni zgadzamy, że “Wybór ZAWSZE należy do mnie. I tylko ja poniosę tego konsekwencje. ZAWSZE.” Moralne konsekwencje, rzecz jasna, bo o karnych wszak nikt nawet słyszeć nie chce. No, może z wyjątkiem prof. Chazana, ale i on protestowałby, gdyby zarzucono mu świadome seryjne dzieciobójstwo (wszak przysięga Hipokratesa obowiązyła go i przed religijnym nawróceniem).

        2. „Zgwałcenie własnej żony” to oksymoron? No, popatrz, popatrz, a mnie mój spowiednik, filozof i etyk, uczył, że GWAŁT JEST ZAWSZE GWAŁTEM, niezależnie od tego, czy w małżeńskim łóżku, czy w ciemnym zaułku. I, jeśli mogę prosić, spróbuj w rozmowie ze mną wystrzegać się słów-wytrychów w stylu „patriarchalne polskie społeczeństwo.” Jest to tak samo fałszywe, jak np. „katolickie polskie społeczeństwo.” (To samo „katolickie społeczeństwo”, które ma w…nosie nauczanie papieża Franciszka np.w sprawie uchodźców, powszechnie się rozwodzi i akceptuje antykoncepcję, choć nie aborcję?Już o braku miłości bliźniego i powszechnym niemal donoszeniu na siebie nawet nie wspomnę).Patriarchalne i to jak cholera to są np.kraje arabskie (choć tam kobieta może dokonać aborcji a nawet dzieciobójstwa, o ile jej mąż wyrazi na to zgodę). Niekoniecznie Polska, gdzie „dania mężowi w pysk” nikt nie uznaje za przemoc, a w 99% przypadków sądy po rozwodzie ustalają matkę „jedyną dysponentką dziecka” (skoro była już tak łaskawa, że SOBIE je urodziła-a mogła przecież SOBIE spokojnie wyskrobać – to je SOBIE teraz ma na własność…Pewien mój znajomy ojciec usłyszał, iż nie może wychowywać swego dziecka po rozwodzie, ponieważ go…nie urodził.No, tak-poród jest argumentem, który załatwia wszystko…Słyszałam także od zaprzyjaźnionych tatusiów argumenty z sali sądowej w stylu -„matka jest tylko jedna!”-rozumiem, że ojców za każdym razem może być wielu?:)) sprowadzając ojca do płatnika alimentów. Nie neguję przemocy i chamstwa niektórych mężczyzn, jednakże po prostu ostrożniej przy mnie proszę z tym „patriarchatem.” Ale do rzeczy. Owszem, nie rozmawiamy o grzechu.Chciałabym tylko przypomnieć, że wcale nie zamierzałam tu wplatać tego wątku-to Ty zaczęłaś o tym, że Bóg dał ludziom wolną wolę. 🙂 No, to Ci odpowiedziałam, że ta zabawa polega na tym, że MOŻEMY wybrać dobrze i mądrze, ale MOŻEMY też wybrać głupio i źle.Jak nie przymierzając kobitka, która SAMA leci ekstracugiem do ołtarza z facetem zboczeńcem i pijakiem, choć wszyscy wokół jej tłumaczą, żeby wzięła sobie na wstrzymanie.To już nie te czasy, gdy można było kogoś zmusić do małżeństwa.Sama dziewczyna tak wybrała, sama poniesie tego konsekwencje. (Ps.Ja je również ponoszę jako żona księdza, choć na szczęście nie są one tak drastyczne.Ale to nie jest wina „Kościoła”, papieża czy księdza proboszcza-tylko NASZEGO własnego świadomego wyboru:)).

          1. Nie rozmawiamy nawet o tym, czy aborcja powinna być PRZESTĘPSTWEM.Moim zdaniem -poza przypadkami szczególnie drastycznymi, jak aborcja dziecka zdolnego do życia (dla mnie to równa się dzieciobójstwu) -nie. Aborcja na ogół sama w sobie jest dostatecznie bolesnym doświadczeniem.Nie trzeba jeszcze tej kobiecie (a często i mezczyźnie) dokładać. Ktoś powinien chyba ponieść odpowiedzialność w wypadku, gdyby dziecko przeżyło aborcję, ale w następstwie tego urodziło się niepełnosprawne.Bo tu nie do końca jest tak, że nie ma w tym niczyjej winy.Dziecko mogło przyjść na świat zdrowe, lecz w wyniku naszej decyzji zostało okaleczone. Nieco podobnie jest w przypadku, gdy matka ćpa w ciąży lub pije alkohol.Tu jednak mam większe wątpliwości, bo NIE MOŻNA przecież kobiety ubezwłasnowolnić na 9 miesięcy ciąży. Ona też ma prawo do własnych, głupich, złych wyborów. Gdyby-co nie daj Boże -karalność za każdą aborcję jednak kiedyś weszła w życie, proponuję, by całkowitą odpowiedzialność za każde przerwanie ciąży z gwałtu ponosił gwałciciel.Przecież gdyby nie było gwałtu, nie byłoby i aborcji, prawda?

          2. Jednakże hasło „ABORCJA jest OK!” NIE MÓWI o tych wszystkich etycznie trudnych dylematach, o których pisałam.Nie jest nawet żadnym „zaproszeniem do dyskusji”.Nie.Ono stwierdza, jednoznacznie, że aborcja jest czymś DOBRYM.Zawsze. Niezależnie od okoliczności.Choćbyś ją stosowała co miesiąc przez 20 lat zamiast antykoncepcji. Z takim podejściem ja się zgodzić nie mogę i nie zgodzę się nigdy.Przykro mi.

          3. Tak na mnie naskoczyłaś, że chyba muszę się wytłumaczyć. Przepraszam za użycie – przy Tobie – słów wytrychów w stylu “patriarchalne polskie społeczeństwo”. Skąd mogłam wiedzieć (przecież się nie znamy) że Cię to tak osobiście dotknie? To zresztą nie moja, lecz wielu socjologów opinia, a (liczne nawet) wyjątki tylko ją potwierdzają. Także te sądowe – widzące w kobiecie wyłączną rodzicielkę i opiekunkę dzieci. Taka dyskyminacja ojców, to przecież nic innego jak patriarchalizm a rebours (bo przecież nie „matriarchalizm”).
            Co do „wolnej woli”, to nie ja o niej zaczęłam, lecz odniosłam się do Twojego wcześniejszego komentarza, gdzie napisałaś: „Zgodnie z moim światopoglądem Bóg dał człowiekowi prawo do popełniania błędów. Do złych i głupich decyzji także.”
            Nie mam spowiednika, ale też nie byłby mi on potrzebny do wyjaśniania, czym jest gwałt. Bo nie o definicje spowiedników i etyków tutaj chodzi, lecz o mentalność sporej części społeczeństwa (płci obojga). Cieszy mnie, że sama wybrałaś mądrze, a nie „[j]ak nie przymierzając kobitka, która SAMA leci ekstracugiem do ołtarza z facetem zboczeńcem i pijakiem, choć wszyscy wokół jej tłumaczą, żeby wzięła sobie na wstrzymanie.” Pomijając emocjonalny opis, to wcale nie jest takie proste – po ślubie zachowania narzeczonych często się zmieniają – i przypomina (patriarchalistyczne) oskarżanie ofiar gwałtu o „prowokowanie” gwałciciela strojem lub makijażem (czyli zawsze wina „tych głupich” kobiet). Nigdzie też nie twierdzę, że to „wina Kościoła” (chociaż historycznie ma on swój udział w kształtowaniu patriarchalnych wzorców i przekonań), pretensje mam do koniunkturalnie ulegających religijnej presji polityków i do opiniotwórczych publicystów – za ich manipulatorską nowomowę.

          4. Ewo. „Naskoczyłam na Ciebie”? Gdzie? Nie mam zwyczaju naskakiwać na swoich Czytelników. 🙂 Nawet jeśli czasami bardzo mnie korci. Wówczas biorę kilka głębokich wdechów, edytuję swój komentarz i łagodzę jego wymowę. Jeśli zatem coś Cię uraziło, to przepraszam. Nie miałam ani takiego zamiaru ani takiej świadomości. Ufff. Ale mi się dostało. I teraz ja się muszę tłumaczyć. 🙂 Wyjątki – W ŻADNEJ SPRAWIE nie potwierdzają jednak reguły, tylko zmuszają do jej przemyślenia. (DLA PRZYKŁADU: „Każdy facet to potencjalny gwałciciel, przemocowiec i pijak!” – otóż NIE KAŻDY – bo np. MÓJ nie!:)) Tak samo zresztą NIE KAŻDA feministka to „zgorzkniała stara panna, której brakowało chłopa” I NIE KAŻDY ksiądz to „łasy na kasę pedofil.” I tak dalej, i tak dalej. Nawet jeśli myśli tak „znaczna” – jaka dokładnie? – część społeczeństwa.). „Patriarchalizm a rebours” to właśnie jest matriarchalizm, chyba że ja się nie znam. W krajach NAPRAWDĘ patriarchalnych prawa do dziecka po rozwodzie przysługują WYŁĄCZNIE ojcu. Co zresztą jest tragedią dla wielu kobiet, które weszły w związki z mężczyznami z takich kultur. I tak, wiem, że ludzie po ślubie często się zmieniają. I nie winię za tę przemianę ofiar przemocy. Mam tylko nadzieję, że nie uważasz, że ta niekorzystna z reguły zmiana może dotyczyć tylko jednej – męskiej – płci. I NIGDZIE w moim komentarzu nie padło zdanie – którego się tak usilnie dopatrujesz – że te „głupie kobiety same są sobie winne.” Zrobiłaś ze mnie prawie obrończynię gwałcicieli… A ja jedynie nie zakładam, że LUDZIE (płci obojga) zawsze wybierają mądrze, dobrze, rozsądnie. Że każdy wybór to dobry wybór. Czasami widać z góry, na kilometr, że nic dobrego z tego nie wyniknie – a ludzie i tak wikłają się w pewne sytuacje. I tak, masz zapewne rację, że emocjonalnie podchodzę do tematu. Bo poznałam bardzo wielu mężczyzn skrzywdzonych przez złe, lekkomyślnie zawarte związki z kobietami. I owszem, im też można powiedzieć, że SAMI tak głupio wybrali. I nawet czasami im to mówię. 🙂 Bo chyba nigdy nie pojmę, dlaczego w kwestii wyboru samochodu czy komputera większość mężczyzn kieruje się tym, „co on ma w środku.” Natomiast jeżeli chodzi o wybór życiowej partnerki, to zadziwiająco wielu z nich poprzestaje, że się tak wyrażę, na ocenie walorów zewnętrznych. A potem żałują… W każdym razie wcale nie zawsze jest tak, że jesteśmy tylko – my, kobiety i mężczyźni – ofiarami niezależnych od nas okoliczności. A już na pewno nie jest tak, że mężczyzna w tym układzie może być tylko sprawcą, nigdy ofiarą. Przy czym, mężczyźni, którzy doświadczają – czasami rażących – niesprawiedliwości, a nawet przemocy ze strony kobiet – są na z góry słabszej pozycji. Bo stereotyp (tak WIEM – utrwalony przez tysiące realnych przypadków…) pokazuje coś przeciwnego: to słaba i bezbronna kobieta zasłania się przed ciosami naładowanego testosteronem agresora – NIGDY odwrotnie. Teraz na topie jest temat przemocy ekonomicznej. To oczywiście tragedia, gdy „niepracujące” kobiety są całkowicie uzależnione finansowo od dobrej woli partnera. Z pewnością potrzebne jest prawo, które zabezpieczałoby je we właściwy sposób. Lecz ja znam równie wiele rodzin, w których mężczyzna może mocno oberwać po głowie – i to najzupełniej dosłownie – jeśli ośmieli się sobie „przywłaszczyć” choćby 100 złotych ze swojej wypłaty, zamiast pokornie i posłusznie oddać ją w całości żonie. To też jest jakiś rodzaj przemocy ekonomicznej, prawda? Podobnie jak wtedy gdy – pozwól że wrócę jeszcze na chwilę do tematu, który mi bardzo leży na sercu – sędzia zasądza alimenty w wysokości 3000 złotych miesięcznie od mężczyzny, który zarabia 3700 – i argumentuje, iż „ze swoim wykształceniem, na tym stanowisku, to pan MÓGŁBY zarabiać nawet 5 tysięcy złotych…” Jeśli nawet facet nie płaci nie dlatego, że nie chce, tylko zwyczajnie nie ma z czego, to i tak przylgnie do niego społecznie negatywna etykietka „alimenciarza.” A robi się wręcz tragicznie, gdy niektóre „wyłączne dysponentki dzieci” uzależniają kontakty ojca z dziećmi od spłaty zadłużenia…

          5. A ponieważ widzę, że – Z MOJEJ WINY – trochę odbiegłyśmy od głównego tematu dyskusji, chciałabym Ci zadedykować dwa cytaty. Pierwszy z Marii Wiernikowskiej: „Uważam, że kobiety powinny CIESZYĆ SIĘ z menstruacji. Na przykład dlatego, że udało się nie zajść w ciążę.” (A przypominam, że napisała to osoba, która publicznie przyznała się do kilku aborcji…). A drugi z „katolickiej” (cokolwiek to znaczy:)) włoskiej autorki Constanzy Miriano: „Czasami wiadomość o ciąży jest równie przyjemna, jak cios w szczękę.” Chcę, żebyś wiedziała, że jestem tego świadoma. I że nie napisałam tego wszystkiego, co napisałam „zbałamucona obecnie panującą męską cywilizacją.”:) Co zaś do roli Kościoła w kształtowaniu pewnych wzorców i przekonań, to nie sądzę, by ona była jednoznacznie negatywna. Kościół ZAWSZE np. podkreślał znaczenie świadomej zgody obu stron – co nie jest wcale takie oczywiste w wielu kulturach…

          6. Przeprosiny obustronnie przyjęte, więc odważę się na jeszcze jedną “obronę” idiotycznie, zaiste, brzmiących konstatacji, które mi zadedykowałaś (sic!). Nie znam kontekstu zacytowanych zdań, więc mogę tylko zgadywać, o co chodziło autorkom tych wypowiedzi. Zapewne o to, że nie każda kobieta pragnie / powinna pragnąć macierzyństwa. Sama znam kobiety, które nigdy nie chciały być matkami, co nie przeszkada dwóm z nich być wspaniałymi nauczyczelkami, a jednej – lekarzem pediatrą. Bo lubią dzieci i potrafią z nimi pracować. Znam też takie, które za dziećmi nie przepadają i z tego powodu świadomie matkami nie zostały (z osób publicznie znanych należała do nich Maria Czubaszek).
            Ponieważ deklarujesz się jako wierząca katoliczka, nie muszę chyba dodawać do tej listy zakonnic, które nawet jeśli instynkt macierzyński odczuwają, wybierają wbrew niemu powołanie zakonne. Dlaczego ich wybór zasługuje na szacunek, a tamte już niekoniecznie? Przecież biologia w obu przypadkach zdecydowała tak samo, więc zgodnie z “prawem naturalnym” kobieta jest przede wszystkim “stworzona” do macierzyństwa?
            Wracając do cytatów, być może (znów ten brak kontekstu) manifestuje się w nich personalistyczny, tj. bardzo ludzki (bo już nie tylko biologiczny) bunt przeciwko owemu “prawu naturalnemu”. Bunt jak najbardziej uprawniony, chociaż (i właśnie dlatego że) zdecydowanie “mniejszościowy”.
            Z aborcją nie musi to mieć nic wspólnego, nawet jeśli dość często ma, zwłaszcza w społeczeństwach zdominowanych przez doktrynę katolicką (“grzeszność” antykoncepcji i związane z nią utrudnienia w dostępie do skutecznych środków ).

          7. Po pierwsze, NIE WYDAJE MI SIĘ, by owe konstatacje brzmiały „idiotycznie” – ja się z nimi ZGADZAM i dlatego je tutaj umieściłam, poniekąd na zgodę. Nie każda kobieta MUSI być matką (podobnie jak nie każdy mężczyzna – ojcem). NIE MA takiego przykazania/przymusu. Ja szanuję taki wybór. Ludzie zawsze mają wybór (wyjątkiem jest gwałt – i tu bezsprzecznie NALEŻY uczynić wyjątek nawet w sprawie aborcji/antykoncepcji – właśnie w imię normy personalistycznej: kobieta zawsze jest osobą, człowiekiem, a nie „narzędziem do celu” – urodzenia dziecka – podobnie zresztą mężczyzna). Kontrowersje dotyczą tylko tego, DO KIEDY wolno podjąć decyzję. Przed zajściem w ciążę (antykoncepcja, sterylizacja – uważam, że powinna być legalna – abstynencja seksualna), w trakcie ciąży (aborcja) czy może już nawet po porodzie (dzieciobójstwo, za którym „do pewnego momentu” opowiada się już część liberalnych etyków). Moja pani od „przysposobienia do życia w rodzinie”, osoba świadomie wielodzietna i taka, która z pewnością bardziej ode mnie zasłużyła na określenie „wierząca katoliczka”, mawiała, że każdy powinien mieć TYLKO tyle dzieci, ile czuje, że będzie w stanie pokochać (i godnie wychować, dodam od siebie). Co więcej, również papież Paweł VI twierdził, że małżonkowie MOGĄ nie pragnąć poczęcia dziecka w określonym czasie, a także że powinni ŻĄDAĆ od nauki PEWNOŚCI w tym zakresie. „Prawo naturalne” NIE JEST TOŻSAME z „naturalną możliwością” (gdyby kobiety rodziły dzieci co roku przez około 20-25 lat swojej płodności, liczba ich dzieci bardzo szybko przekroczyłaby ich możliwości, że tak powiem, logistyczne) – a nawet nie zawsze z „prawem natury” (prawem natury jest np. że osobniki słabsze umierają – zatem najbardziej „naturalną” rzeczą pod słońcem byłaby eutanazja takich osób jak ja). Prawo naturalne to – żeby ująć najprościej – pewna niewielka zresztą liczba rzeczy, co do których wszyscy (a przynajmniej większość ludzi) na świecie intuicyjnie czują, że „nie są OK.” Np. kradzież lub znęcanie się nad słabszym od siebie. Być może także aborcja. Co do mojego katolicyzmu… Wiesz, ja jestem jak kot. Zawsze chodzę trochę własnymi drogami (inaczej nie byłabym żoną księdza:)). I zawsze taka byłam. Jestem zdania, że KK w wielu kwestiach ma rację – i na ile mogę, staram się tej racji logicznie bronić. Jednakże kwestia antykoncepcji nie wydaje mi się jedną z takich spraw. Nie jest to zresztą dogmat wiary, więc można o tym dyskutować. Kiedyś jeden z moich Czytelników mądrze zauważył, że do niedawna (w erze przed szczepionkami i antybiotykami) liczebność rodzin była regulowana przez wysoką śmiertelność niemowląt. Skoro już tak nie jest, musimy radzić sobie z tym inaczej. Można mieć pewne zastrzeżenia co do środków hormonalnych (nie są obojętne dla zdrowia) lecz środki barierowe/mechaniczne w połączeniu z obserwacją cyklu (tzw. metoda FAM) nie budzą we mnie zastrzeżeń moralnych. Płodność jest dla mnie pozytywną wartością, lecz na pewno nie jest ważniejsza, niż zdrowie i życie. Kolejna ciąża mnie zabije, po prostu. I zapewniam Cię, że nie jestem w tym podejściu odosobniona – papież Franciszek właśnie powołał komisję do przemyślenia tradycyjnego „katolickiego” nauczania o antykoncepcji. Papieska Akademia Życia (pisałam już o tym) wypowiedziała się również POZYTYWNIE o użyciu przez kobiety zgwałcone antykoncepcji postkoitalnej – o ile nie chodzi o środki o działaniu bezpośrednio poronnym. Szczerze mówiąc, przeraża mnie obecne zrównywanie przez część polskich katolików WSZYSTKICH pigułek antykoncepcyjnych z poronnymi. Są nawet tacy, którzy WBREW oficjalnej nauce Kościoła (papież Franciszek nie bez powodu mówi o trójce jako „optymalnej” liczbie dzieci w rodzinie – jego mama po czwartym porodzie ciężko zachorowała) odrzucają nawet NPR jako „grzeszne.” Chciałabym jednak dodać, iż nowoczesne metody NATURALNEJ antykoncepcji (takie jak komputery cyklu) nie muszą oznaczać „antykoncepcji nieskutecznej” (tak samo, jak nielegalna aborcja nie zawsze oznacza aborcję zagrażającą życiu i zdrowiu kobiety…). Dla mnie sprawa jest prosta: każda metoda, dzięki której kobieta nie zaszła w niechcianą ciążę, jest skuteczna w jej przypadku. I wierz mi, byłabym NIEZMIERNIE szczęśliwa, gdyby aborcji dokonywały TYLKO kobiety żyjące w „społeczeństwach zdominowanych przez doktrynę katolicką”, stosujące „nieskuteczne” metody naturalne… Przecież takich jest na świecie nieznaczna mniejszość.

          8. No, to sie zgadzamy. Dla mnie też te cytaty nie są – co do treści – idiotyczne, jedynie tak “brzmią” z winy niefortunnie dobranych sformułowań. Wracając do “idiotycznego” tytułu i zdjęcia (napisy na koszulkach roześmianych pań), to przecież nie on jest w tym artykule najważniejszy. Autorkom chodzi o dostęp do wczesnej (maksymalnie do 12-go tygodnia) aborcji farmakologicznej, powszechnie w UE stosowanej, którą polski rząd uważa za przestępstwo (do Kościoła nie mam o to pretensji, dopóki nie ingeruje w świeckie prawodawstwo).
            To “OK” też zresztą nie jest żadną pochwałą czy “propagowaniem” aborcji. Fatalnie dobrany skrót myślowy jest wynikiem stygmatyzacji aborcji oraz kobiet, które się jej “dopuściły”. Chodzi o rzekomo oczywistą czy wręcz naturalną “traumę poaborcyjną”. Nie cierpiały na nią kobiety w czasach przed ukonstytuowaniem się ruchu pro-life – rozmawiałam na ten temat z niejedną. Jeśli nawet niektóre z nich po kudziesieciu latach nabawiły się “traumy”, to nie w wyniku aborcji, lecz owej pro-liferskiej nowomowy zrównującej aborcję z dzieciobójstwem. Co więcej, znam całkiem sporo osób, które NIE przyszłyby na świat, gdyby ich matki nie dokonały przerwania wcześniejszej ciązy (no, chyba że są “reinkarnacjami” swojego abortowanego “rodzeństwa”). Sama do nich należę, więc mogę się tylko przychylić do powiedzenia, że “niezbadane są wyroki Boże”.
            To wciąż nie znaczy, że “aborcja jest OK’ (podobnie jak nie jest OK wyrwanie zęba), tylko, że prawo do takiej decyzji i otwarte, niestygmatyzowane o niej mówienie jest czymś czego powinniśmy się domagać. Nie każdy/każda musi od razu ogłaszać to publicznie, ale ukrywanie takich faktów przed najbliższymi lub przed lekarzem, z obawy przed moralnym potępieniem, na pewno zdrowiu (szeroko rozumianemu) nie służy. Aborcje zaawansowanego płodu, (o ile w grę nie wchodzi życie/zdrowie matki) zdarzają się rzadko, i głownie tam, gdzie dostęp do wczesnej terminacji ciąży jest prawnie ograniczany. “Aborcja” już po porodzie to po prostu (nie tylko logiczna) aberracja jakichś pojedyńczych pseudo-etyków, a nie żaden postulat “części liberalnych etyków”. W tym miejscu mam ochotę zaprotestować tak samo, jak Ty po mojej wzmaince o “patriarchalnym polskim społeczeństwie.”
            O “prawie naturalnym” nie będę dyskutować, bo takowe po prostu nie istnieje (stąd mój cudzysłów). Prawo jest wytworem i elementem kultury/cywilizacji, a nie natury. Każde prawo, także biblijny Dekalog, jest prawem kiedyś ustanowionym – właśnie po to, żeby okiełznać naszą zwierzęcą naturę. To oczywiste, że KK ma w wielu kwestiach rację, z tym każdy cywilizowany człowiek się zgodzi, bo są to racje podzielane przez wierzących i niewierzących (np. przykazania od 4-go w góre), nawet jeśli są często łamane (biblijny Jahwe też łamał swoje własne przykazania 🙂 ). Jednak w wielu kwestiach tej racji Kościół JUŻ nie ma, żeby wspomnieć stosunek do “praktyk” homoseksualnych czy dozgonną nierozerwalność małżeństwa (oczywiście mam na myśli stosunek do nich niekatolików).
            P.S. Nie bardzo rozumiem, co to znaczy, że jesteś “żoną księdza” (pytam, bo co najmniej dwukrotnie o tym wspominałaś).

    2. Wiesz dlaczego tak wielu ludzi – nawet takich, których nigdy wcześniej bym o to nie podejrzewała -ma problem z tym hasłem? Bo prawie wszyscy gdzieś tam intuicyjnie, podświadomie czujemy, że odebranie życia innej żywej istocie (darujmy sobie tym razem dyskusję, od kiedy płód ludzki jest człowiekiem-wystarczy stwierdzić, że po około 3 tygodniach jest już na pewno żywym organizmem -wczesnej aborcji dokonuje się do końca tygodnia dziewiątego) nigdy nie jest tak do końca i bezdyskusyjnie w porządku.Że coś tu jest nie tak. Na przykład aborcja zawsze trochę „uszkadza” kobietę – jeśli już nie emocjonalnie, to fizycznie. Nawet, jeśli mamy ku temu poważny powód.Dlatego trudno mi sobie raczej wyobrazić koszulki np. z napisem:”Ekstrakcja zęba jest OK!” lub”Praca w rzeźni jest OK!” Bo większość ludzi rozumie, że obie te rzeczy oznaczają raczej coś niemiłego, niż szczególnie fajnego. Nie tak dawno wielkie oburzenie wywołał chłopczyk, który w jakimś programie kulinarnym dla dzieci wyznał, że gdy dorośnie chciałby zostać rzeźnikiem. A przecież wielu ludzi nadal je mięso i ktoś to musi robić, prawda? Zapewne wywołałby podobne reakcje, gdyby powiedział, że chce zostać lekarzem ginekologiem po to, ABY WYKONYWAĆ ABORCJE.Być może jest to część tego zawodu, lecz wątpię, by dla kogoś zdrowego psychicznie była to podstawowa motywacja. Jak to powiedział kiedyś prof.Dębski:”Tego nikt nie lubi robić.My też nie lubimy.” Podstawową motywacją jest zawsze ratowanie życia i zdrowia kobiet.A i owszem, jeśli można, również ich dzieci.W Polsce zresztą lekarze (w tym sam Dębski) ratują wiele dzieci, które w innych krajach są bez wahania kwalifikowane do aborcji.Np.wykonują operacje kardiologiczne na małych serduszkach tych „nieludzi.”

      1. Swoją drogą, ciekawe co by było, gdyby ktoś wypuścił serię koszulek z hasłem: „Picie w ciąży jest OK!” Nie sądzę, by to kogoś zachwyciło.Bo przecież wszyscy doskonale wiemy, że NIE JEST OK.Ale…właściwie dlaczego nie? Przecież spożywanie napojów alkoholowych NIE JEST (przynajmniej na razie jeszcze nie jest) nielegalne dla osób pełnoletnich.A nawet kobieta w ciąży, jak już mówiłam, ma prawo do głupich i złych wyborów -i czemu ją za to „potępiać”? Że ma to niekorzystny wpływ na płód? A kto by się tam przejmował „takim czymś, co to nawet nie wiadomo, czym jest”? Prawo kobiety do upicia się w 4 D powinno chyba być ponad tym?
        Najwyżej potem, w razie czego, zrobi sobie aborcję…No, więc o co chodzi? Pytam teoretycznie, jako zaprzysięgła abstynetka.Czemu to aborcja ma być zawsze „cacy” ale już picie w ciąży zawsze „be”?

        1. „Są nawet tacy, którzy WBREW oficjalnej nauce Kościoła (papież Franciszek nie bez powodu mówi o trójce jako “optymalnej” liczbie dzieci w rodzinie – jego mama po czwartym porodzie ciężko zachorowała”

          Więc to co mówi Bergoglio to dla Ciebie oficjalna nauka Kościoła? Zabawne..
          Mama zachorowała…

          1. Oficjalna nauka Kościoła, Emmo, jest taka, że odpowiedzialne rodzicielstwo i naturalna regulacja poczęć nie są niczym złym. I jest tak już co najmniej od Piusa XII, który odwiedzając rzymskie szpitale zobaczył, co zbyt częste porody robią z kobietami. Natomiast jeśli chodzi o papieża Franciszka, to Twój cynizm i brak współczucia mnie przerażają. Mama „Bergolgia” jak go z uporem nazywasz, została po czwartym dziecku częściowo sparaliżowana – nie była to zatem żadna „drobna” przypadłość jak utrata zębów czy nietrzymanie moczu. Nie wiem, czy masz w planach macierzyństwo, Emmo (ba, bywają chwilę, że powątpiewam, czy w ogóle jesteś kobietą). Ale z całego serca Ci życzę, żeby nigdy nie spotkało Cię to, o czym z takim lekceważeniem się wypowiadasz. Mam też nadzieję, że Twoja mamusia cieszy się dobrym zdrowiem. Ps. Wiesz, kto powiedział, że kobiety powinny rodzić jak najwięcej dzieci – nawet kosztem własnego życia? Nie, nie żaden z przedsoborowych (a więc zawsze dobrych i świętych) papieży. To był Marcin Luter. Nie spodziewałam się, że się z nim zgadzasz, Emmo.

    1. A ja NIE.:) Zgodnie z moim światopoglądem Bóg dał człowiekowi prawo do popełniania błędów.Do złych i głupich decyzji także.Kiedy ktoś wsiada po pijanemu do samochodu czy skacze na główkę do basenu to też jest jakaś jego decyzja, prawda? I też głównie on będzie ponosił jej konsekwencje -dokładnie tak samo jest w przypadku aborcji.I do brania narkotyków czy palenia papierosów też raczej „nikt nikogo nie zmusza.” Ja tylko mam nadzieję, że wolno mi będzie w dalszym ciągu mówić, że niektóre decyzje są po prostu głupie i złe.Tylko tyle. Myślę też ostatnio wiele o sprawie sprzed kilku lat.14-letniej Agaty z Lublina, dla której feministki bohatersko „wywalczyły” aborcję (której chciała bardziej jej matka, niż sama małolata).Mimo, że później wyszło na jaw, że dziewczyna wcale nie została zgwałcona, zaliczyła po prostu nastoletnią wpadkę ze swoim chłopakiem.Czy ktoś się potem interesował, jak ona poradziła sobie z tym doświadczeniem w tak młodym wieku? Nie. Najważniejsze, że udało się przerwać ciążę. Radujmy się.Hosanna. Może się zdarzyć, że jesteś za młoda na dziecko.Ale nigdy nie jesteś zbyt młoda, żeby mieć aborcję.Aborcja przecież jest cool…:(

    2. Pewna feministka, której myśl ostatnio znalazłam, powiedziała tak:”PRAWO DO WYBORU aborcji jest OK. Ale sama aborcja nie jest OK.Ani super.Ani cool. Ani gicior.” I ja się zasadniczo z nią zgadzam.

      1. Doprecyzowuję: Zgadzam się z tym, że aborcja NIGDY nie jest super ani cool. A wybór aborcji jest według mnie zazwyczaj złym, a czasem tragicznym wyborem. Ale człowiek ma prawo nawet do błędów i złych, głupich wyborów.

    1. Jako osoba, która dorywczo wykonuje w/w zawód, stanowczo protestuję przeciwko myśli zawartej w ostatnim zdaniu.:) SĄ jeszcze na świecie mądrzy i dobrzy dziennikarze.Na nieszczęście coraz ich mniej i mniej. Toteż i świat wokół jakby coraz bardziej głupieje.

      1. To nie jest żadne „nieszczęście”, tylko logiczna prawidłowość. Sam byłem dziennikarzem przez wiele lat. Dałem sobie spokój, bo z tego po prostu nie da się wyżyć – konkurencja darmowych blogów, vlogów, itd. doprowadziła ten biznes do stanu śmierci głodowej – jakość dziennikarstwa po prostu MUSI się pogarszać. I bardzo dobrze. Coś umiera, by coś innego mogło żyć i rozkwitać. Oby sczezło jak najszybciej, bo umiera bardzo niepięknie…

  2. Co do „traumy, której wcześniej nie było” to nie wierzę, że jest to tylko wina „tych strasznych pro-lifersów”, a aborcja, sama w sobie, jest tak naturalna i oczywista jak oddychanie. Myślę, że trauma, która teraz zdarza się częściej niż dawniej to także, przynajmniej po części, skutek większej wiedzy (świadomości). Świadomości tego, że to nie jest „zygota-zygota – zygota – dziewięć miesięcy „zygota” – bum! – poród!” Babcia jednej z moich Czytelniczek (jak wiele kobiet w jej pokoleniu, gdy antykoncepcji praktycznie u nas nie było) dokonała aborcji, lecz mówiła, że gdyby WTEDY wiedziała, że płód to nie jest (jak jej powiedziano) „zwykła galaretka”, to by tego nie zrobiła. Ks. Sowa, którego bardzo lubię. cenię i szanuję, często mówi, że wynalazek USG przysporzył więcej przeciwników aborcji, niż wszystkie kazania razem wzięte. Gdy zobaczysz na ekranie DZIECKO które ziewa albo próbuje possać palec u nogi, nigdy już nie powiesz, że chodzi o „kurzajkę.” I niestety aborcje na świecie są nie tylko „wczesne” – w wielu krajach można je wykonać bez podania przyczyny w 22, 24 tygodniu ciąży. To mit, że ciążę przerywa się głównie/wyłącznie w stadium „czterech komórek”. Tym bardziej, że potrzeba co najmniej 2-3 tygodni by kobieta w ogóle zorientowała się, że jest w ciąży. A w tym czasie życie nie stoi w miejscu – przeciwnie, bardzo szybko się rozwija. Pomiędzy „zapłodnioną komórką” a płodem, na przykład 8-tygodniowym jest ogromna różnica…I, aha, będę to powtarzać tak długo aż uwierzysz – nigdy, nigdy-przenigdy nie stygmatyzowałam żadnej kobiety po aborcji. Tym bardziej, że sama o mały włos to zrobiłam. Wprawdzie zmuszana przez innych i podle szantażowana („jeśli tego nie zrobisz, Twoja matka umrze – przez Ciebie!”) – ale zawsze. WIEM zatem co to znaczy znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. A że jestem żoną księdza?:) To proste.Mój mąż był księdzem. Zakonnikiem, salezjaninem. Postawiłam wszystko na jedną kartę, zakwestionowałam wiele rzeczy, w które wcześniej wierzyłam (także po to, by nasze dziecko mogło żyć – bardzo wątpię, by mi pozwolono być samotną matką). I na ogół nie żałuję. Mam nadzieję, że on też nie. 🙂 Wiary w Boga nie straciłam. Apostazji nie dokonałam. Przeczytaj bloga od samego początku. 🙂 Ależ byłam wtedy zakochana… 🙂 Mój mąż jest wspaniałym mężczyzną. I to (między innymi) Kościół ukształtował go takim.

    1. Na miły Bóg, a gdzie ja (czy ktokolwiek inny o podobnych do moich poglądach) sugeruje, że “aborcja jest tak naturalna i oczywista jak oddychanie”? Doceniam Twoją sztukę ironizowania, ale w tym przypadku ociera się ona o manipulatorstwo.
      Po pierwsze, nikt o zdrowych zmysłach tak nie myśli, a już na pewno nie kobieta decydująca sie na terminację niechcianej ciąży. Nawet jeśli nie ma obiekcji natury moralnej, taka decyzja podejmowana jest ze świadomością ryzyka, jakim jest każda interwencja w zdrowy organizm.
      Po drugie, od niedawna powszechne USG, owszem, pozwala zobaczyć rozwijający się płód w poszczególnych jego stadiach, ale „DZIECKO które ziewa albo próbuje possać palec u nogi”, to już stadium, którego ani nasza dyskusja, ani inkryminowany artykuł (o aborcji farmakologicznej) nie dotyczy. I nieprawdą jest, że w czasach naszych babć wyobrażenie płodu to była “zwykła galaretka”. W każdym podręczniku położnictwa można było znależć ilustracje kolejnych stadiów rozwijającej się ciąży, więc lekarze (także z praktyki) wiedzieli, jak one wyglądają, a pacjentki mogły być o tym dokładnie informowane. Z tego, co mi wiadomo, ginekolodzy w państwowych szpitalach takich konsultacji udzielali i zawsze aborcję, przynajmniej ze względów medycznych, odradzali. Jak było w prywatnych gabinetach, trzeba by zapytać prof. Chazana lub jego ówczesne pacjentki.
      Po trzecie, nie dyskutujemy tu o aborcji „w wielu krajach [gdzie] można je wykonać bez podania przyczyny [sic!] w 22, 24 tygodniu ciąży”, lecz o prawie do WCZESNEJ aborcji w UE i odmawianiu go kobietom w naszym kraju.
      Albo (masz piękne – i chyba rzadkie – imię), nie oskarżam Cię ani nie posądzam o stygmatyzowanie kobiet po aborcji. Ale inni, w tym liczni dziennikarze i lekarze (księży wyrozumiale pomijam), nie przebierają w słowach potępienia i „świętego oburzenia”, nawet wtedy, gdy chodzi o wyznanie sprzed wielu, wielu lat (casus Marii Czubaszek). Nie trudno więc sobie wyobrazić, jak to wygłąda w kręgach rodzinnych, sąsiedzkich czy towarzyskich.

      1. Może być bez sic! Aborcja na każde żądanie jest legalna w Wielkiej Brytanii do 24, a w Holandii do 22 tygodnia. A jeśli istnieją poważne przyczyny, to i później. Dziecko z Downem nie przyjdzie na świat nawet w 37 tc, jeśli rodzice sobie tego nie życzą. To nie ja, to prof. Dębski – zakładam, że on wie, o czym mówi.Także w Polsce takie ciąże są terminowane (na ogół farmakologicznie) aż do 24 tc. Tym się tłumaczy, że niektórzy ludzie jednak przeżywają aborcję. To, że pacjentki „mogły być informowane” nie oznacza, iż rzeczywiście zawsze BYŁY informowane. A nawet jeśli, to często – dla komfortu psychicznego – wolały nie przyjmować tej wiedzy do wiadomości. Jak moja matka, która, gdy jej wyjaśniłam, że ludzki zarodek ma bijące serce od 4 tc, zaczęła na mnie krzyczeć: „G… ma, a nie serce! Skończ z tą obrzydliwą demagogią!” Później dowiedziałam się, że sama przeszła aborcję. Gdy urodziłam się z porażeniem mózgowym, była tak przerażona kolejną ciążą, że ją usunęła. Powiedziała mi, sądząc, że tak łatwiej mnie przekona, że „aborcja to nic takiego.” Nie, nie potępiam jej. Rozumiem ten strach. Raczej SAMA czuję się winna. Poniekąd zmusiłam moją matkę do takiej decyzji. No, i gdybym nie była niepełnosprawna, moje rodzeństwo – zapewne zdrowe – mogłoby żyć. Sama rozumiesz, że DLA MNIE aborcja nie może być OK. Płód 12-tygodniowy zaś (na którym jeszcze można wykonać aborcję farmakologiczną) wygląda tak: https://www.youtube.com/watch?v=B5dZJBcr5GQ
        Ma już ręce, nogi i głowę.
        Nawiasem mówiąc, pigułki poronne można połknąć i później – z tym, że wiąże się to po pierwsze z większym ryzykiem dla kobiety (masywny krwotok), a po drugie z większym odsetkiem „niepowodzeń.” Zawsze mnie zastanawiało, co oznacza słowo „niepowodzenie” w kontekście aborcji. Czy naprawdę urodzenie żywego i zdrowego dziecka można wtedy uznać za życiową porażkę?I błąd w sztuce medycznej? Skomplikowane to… „Alba” to nie moje imię, lecz pseudonim, wymyślony dla mnie przez mojego męża na samym początku naszej wspólnej przygody. Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że jest to także nazwa białej szaty, którą kapłan wkłada pod ornat. A oznacza dosłownie „biała”, „czysta.” Był to piękny komplement ze strony mego męża – ponieważ ja sama wcale się taka nie czułam.

        1. ” Mama “Bergolgia” jak go z uporem nazywasz, została po czwartym dziecku częściowo sparaliżowana ”

          No cóż, biedna kobieta. Powinna poddać się pięciokrotnej aborcji, wszak Bóg jest miłosierny, na pewno by jej wybaczył. I Jorge Mario nie szalałby w Kościele, i przeludnienie byłoby mniejsze, i zmiany klimatyczne nie tak dramatyczne.

          A w ogóle ciekawe czy Bergoglio miałby takie same poglądy na ilość dzieci w rodzinie gdyby sam był czwartym dzieckiem, nie pierwszym.

          „To był Marcin Luter. Nie spodziewałam się, że się z nim zgadzasz, Emmo.”

          Ten sam co tak chciał odnowić Kościół?

          1. Emmo, czy Twój przedsoborowy Kościół pozwala życzyć komuś śmierci w tak obrzydliwy, cyniczny sposób? Nawiasem mówiąc, ten „szalejący Bergoglio” ZAWSZE wypowiadał się zdecydowanie przeciwko aborcji – co NIE MUSI wcale oznaczać nieprzemyślanego rodzicielstwa. Ale to Ciebie wcale nie obchodzi, prawda? Nie pasuje do obrazka „szatana z rogami”, jaki sobie wykreowałaś… I tak, Emmo, Bóg JEST miłosierny – i odpuszcza NAWET grzech aborcji, jeśli się go szczerze żałuje. Od zawsze zdesperowane kobiety przerywały ciążę – i od zawsze Kościół rozgrzeszał te, które pragnęły pojednania z Bogiem. Wolałabyś, żeby wysyłał je od razu na stos, Emmo?

        2. ” Dodatkowego smaczku dodaje fakt, że jest to także nazwa białej szaty, którą kapłan wkłada pod ornat.”

          O ten smaczek chodzi. Chyba raczej nie pokochałabyś P., gdyby nie był księdzem…

          „A oznacza dosłownie “biała”, “czysta.” Był to piękny komplement ze strony mego męża – ponieważ ja sama wcale się taka nie czułam.”

          Prawie jak w”Rodzinie Borgiów” Puzo:
          „Bo posiadać ciebie Julio, to jak odprawiać Mszę Świętą”

          1. Przykro mi to mówić, Emmo, ale ZUPEŁNIE mnie nie znasz. Oddałabym WSZYSTKO za to, żeby tylko on nie był księdzem. NIE jestem typem kobiety, dla której sutanna stanowi fetysz. Pokochałam jego – jako człowieka i jako mężczyznę, nie tego księdza, którym był.

Skomentuj emma Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *