W oparach nienawiści.

Początkowo zamierzałam ten post poświęcić wyłącznie Kai Godek, ponieważ – mimo że NIE POPIERAM niektórych jej pomysłów (o tym, dlaczego uważam całkowity zakaz aborcji za nieskuteczne „budowanie domu od komina” pisałam na tym blogu już tyle razy, że nie mam ochoty raz jeszcze powtarzać całej argumentacji) i wypowiedzi (szczególnie oburzyła mnie ta, że rzekomo „nie wiadomo, kiedy był gwałt” – zawsze mi się wydawało, że to akurat wiadomo bardzo dobrze: gwałt jest wtedy, kiedy jedna ze stron nie wyraziła zgody na seks. Proste, prawda?) – to jednak skala nienawiści, okazywanej tej kobiecie w Internecie mnie przeraziła.

Internauci życzą jej śmierci w męczarniach albo gwałtu zbiorowego… Nierzadko z podtekstem rasistowskim („A niechby ją zgwałciło kilku brudasów…”). Nazywają ją babsztylem. Debilką.  Bezmózgiem. Twierdzą, że jest brzydka i odrażająca („ten, co ją puknął, szybko zrozumiał swój błąd”). Wyzywają od dziwek, kurew, suk…

Rzecz ciekawa, feministki, zazwyczaj tak wyczulone na wszelkie przejawy seksizmu, w tym przypadku milczą jak zaklęte. Bo wprawdzie nie wolno tak mówić o żadnej kobiecie – ale jeżeli ta kobieta nazywa się Kaja Godek, to już można. A nawet należy…

Ponieważ więc nikt się jakoś nie kwapi, aby jej bronić – wygląda na to, że muszę to być ja. Mimo, że – jak już mówiłam – nie podzielam jej radykalnych poglądów…

I błagam, nie mówcie mi, że „sama sobie na to zapracowała.” Moim zdaniem NIKT nie zasłużył sobie na takie słowa. Nikt.

Oczywiście, nie brak i takich, którzy „jedynie” żądają, by pani Godek zajęła się osobiście wszystkimi niepełnosprawnymi dziećmi w Polsce. Jakby to była wyłącznie JEJ wina, że się urodziły – i jakby nie było prawdą, że – przynajmniej formalnie – w Polsce na razie jeszcze nie ma bezwzględnego zakazu przerywania ciąży. I jakby nie miała WŁASNEGO niepełnosprawnego dziecka pod opieką…

Jest to o tyle interesujące, że od przeciwników usypiania zwierząt nikt jakoś nie żąda, by przyjęli pod swój dach wszystkie bezdomne psy i koty…

Ba, są i tacy, którzy wręcz powątpiewają, czy „ta Godek” rzeczywiście takie dziecko – nazywane też czasem pieszczotliwie „mongołem” – posiada… I tutaj mamy wśród internautów dwie frakcje: tych, którzy twierdzą, że powinna się z nim więcej „pokazywać” – i tych, którzy kategorycznie odsyłają ją „do domu.”

Odnoszę wrażenie, że byłaby krytykowana niezależnie od tego, który wariant zdecydowałaby się wybrać. Już widzę te teksty w rodzaju:” Idiotka, lansuje się na chorobie swego dziecka! Obrzydliwość!”  Druga zaś opcja podejrzanie przypomina mi tych, którzy podczas pamiętnego Strajku Matek w Sejmie wołali, że te wyrodne kobiety należałoby pozbawić praw rodzicielskich: jakichś protestów im się zachciewa!  A powinny siedzieć w domu i opiekować się w cichości swoimi ciężko chorymi dziećmi…

Tym chciałabym tylko powiedzieć, że rodzice  niepełnosprawnych dzieci są ludźmi jak wszyscy inni – i mają prawo tak samo jak wszyscy angażować się w sprawy, które uważają za ważne. Mają prawo mieć swoje zainteresowania i pasje. Nawet, jeżeli my ich nie podzielamy.

Jak napisałam wyżej, początkowo miał to być tylko post w obronie Kai Godek (podkreślam: jej samej, jako osoby, kobiety i matki – niekoniecznie wszystkich jej poglądów, ponieważ moim zdaniem niektórych z nich obronić się nie da).

Ale teraz każdy dzień przynosi coś nowego – i ze smutkiem i przerażeniem dostrzegam także, że taka „bezinteresowna nienawiść ” zaczyna dotykać coraz to nowych grup ludzi. Seniorów – bo wchodzą do sklepów bez kolejki. Lekarzy i ratowników medycznych (których jeszcze do niedawna wszyscy oklaskiwali jako bohaterów). A nawet ich dzieci. Rzekomo „roznoszą zarazę”…

Że już nawet o księżach i siostrach zakonnych wspominać nie warto. Dowiedziałam się ostatnio z Sieci, że ich „zas…nym obowiązkiem” (żadne tam bohaterstwo, skąd!) jest iść na ochotnika pracować w DPS-ach, które dotknęło zakażenie.   Wysyłane „do roboty!” i wyzwane od „nierobów i darmozjadów” są nawet te siostry, które same są już stare i schorowane.  Co tam! Przecież wiadomo, że najłatwiej rozporządza się CUDZYM życiem, zdrowiem oraz miłosierdziem.

A jakby dla równowagi – media doniosły o pewnym proboszczu spod Wrześni, który, zirytowany widać komentarzami niektórych internautów, postanowił ich napomnieć z iście „chrześcijańską miłością”:  „Hejka, pedalskie jebaki… Popaprańcy… Sperma do łba uderza.” A chwilę później obdarzył swoich oponentów ślicznym mianem „zboków”. Po prostu brak słów. Taki język jest niegodny nie tylko kapłana – jest poniżej poziomu jakiegokolwiek kulturalnego człowieka…

No, cóż. Dochodzę do wniosku, że choć ta epidemia w wielu ludziach wyzwoliła najszlachetniejsze odruchy – w innych związany z nią strach obudził wszystko, co najgorsze…

21 odpowiedzi na “W oparach nienawiści.”

  1. Na jednym z blogów systematycznie przychodził ktoś o nicku Apostata, pisząc przy ostatniej wizycie Kamień stworzył człowieka a człowiek wymyślił bogów. ZE STRACHU. i tak się boicie tego wiecznego piekła do dziś. tymczasem mamy XXI wiek i ludzie latają w kosmos. Tymczasem na ziemi wiara katolicka zrobiła piekło. … Pokorne katoliczki pokroju godek chcą niektórym kobietom i ich upośledzonym płodom zdemolować życie.
    Odpisałem mu tak:
    Oj Ty latający w kosmosie człowieku, gdybyś zobaczył miłość, jaka jest w tych upośledzonych płodach, jak to nazywasz, to może stałbyś się Człowiekiem?
    (czego Ci życzę)
    Naprawdę masz się czego uczyć od tych upośledzonych płodów… Oj, masz…
    No i przestał przychodzić.

    1. To nawet dosyć zabawne… Jak można „zdemolować życie” komuś przez sam fakt, że chce się, aby żył? Rozumiem, że aborcja sprawi, że te upośledzone dzieci i ich matki będą żyły długo i szczęśliwie? Natomiast z tą miłością to naprawdę różnie bywa. Niektóre niepełnosprawne dzieci są nią wręcz przepełnione… Jak te z Zespołem Downa. Jak mój synek z Zespołem Aspergera. Ale bywają też dzieci agresywne, albo tak ciężko chore, że tę miłość bardzo trudno w nich dostrzec. Kochanie dziecka, które nie potrafi w żaden sposób odwzajemnić miłości rodzica, jest niekiedy bardzo ciężkim krzyżem. I mam żal do społeczności, że takim rodzicom nikt nie pomaga. To oni zwykle piszą do Kai Godek dramatyczne listy w rodzaju:”Pani Kaju, czekamy – może zajmie się pani moją 17-letnią niechodzącą córką, która mentalnie jest na poziomie dwulatka, abyśmy mogli trochę odpocząć?” Listy, dodajmy, bez odpowiedzi. Ale ta druga strona też przypomina sobie o takich ludziach tylko kiedy trzeba ich historią przywalić pro-liferom w łeb… Zachodzę jednak w głowę… Skoro Kaja Godek ma rzekomo „psi obowiązek” wspierać takich rodziców – to kto powinien wspierać takie osoby, jak ja? Może ci, co tak gromko wołają, że „Aborcja jest OK!”? Bo dla mnie wcale „OK” nie była. Co więcej, uczyniła mnie matką dziecka ze spektrum autyzmu. Mój synek mógłby być zdrowy… Mógłby być zdrowy…

      1. „(szczególnie oburzyła mnie ta, że rzekomo “nie wiadomo, kiedy był gwałt” – zawsze mi się wydawało, że to akurat wiadomo bardzo dobrze: gwałt jest wtedy, kiedy jedna ze stron nie wyraziła zgody na seks. Proste, prawda?) ”

        Czy ja wiem?
        A te słynne aktorki, które po wielu latach sobie przypomniały, że zostały zgwałcone przez producentów, reżyserów, itp.?

        1. Emmo, zapewniam Cię, że gdybyś kiedykolwiek została zgwałcona, czego Ci oczywiście nie życzę (tak tak – „porządnym kobietom”, takim jak Ty też czasami się to zdarza, nie tylko słynnym aktorkom…) – WIEDZIAŁABYŚ, że to się stało wbrew Twojej woli. Niezależnie od tego, co o tym myśleliby inni. Oczywiście, wprowadziłabym rygorystycznie przestrzegany okres przedawnienia tego typu zbrodni – bo po 20 czy 30 latach rzeczywiście trudno czasami dociec prawdy. Daruj, ale w Twoim wpisie pobrzmiewa charakterystyczny dla Ciebie złośliwy ton:”Gwałty NIE ISTNIEJĄ. To tylko te niemoralne kobiety fałszywie oskarżają mężczyzn, aby na tym zarobić, usprawiedliwić siebie albo im dopiec.” Emmo. Z faktu, że czasem ktoś kogoś fałszywie oskarży o jakieś przestępstwo, NIE wynika wcale, że „wszystko to ściema.” I życzę Ci raz jeszcze, byś nigdy nie musiała się o tym przekonać na własnej skórze.

    1. Oj, Leszku, Leszku… Naprawdę potrzebujesz dowodów, że cenię sobie Twoją obecność – nie tylko tu na blogu, ale i w moim życiu? Powiedz mi, co powinnam zrobić, byś poczuł się chciany i potrzebny?

  2. Podzielam oburzenie, chociaż mam wątpliwości, czy warto cytować te wszystkie inwektywy pod adresem Kai Godek. Jej ekstremalne poglądy w sprawie niedopuszczalności aborcji i zadeklarowana tu niezgoda na zakaz przerwania ciąży z gwałtu nasunęły mi refleksję na temat gwałtu małżeńskiego (pojęcia praktycznie w Polsce nieużywanego). Czy w takiej sytuacji dopuszczalna byłaby decyzję o aborcji? Pytam jako zwolenniczka sensownie ograniczanego prawa do takiej decyzji – której mimo wszystko bym nie wykluczała

  3. Nie lubię wulgaryzmów – tym razem jednak zdecydowałam się zacytować je w całości, ponieważ kiedy tego nie robiłam, w dyskusjach byłam identyfikowana jako „zwolenniczka tej Godek” i podobnie obrażana. Ludziom czasami trudno pojąć, że można bronić godności osoby, nie podzielając jej poglądów. Co do gwałtu małżeńskiego… Mój spowiednik, filozof i etyk, zawsze mi powtarzał, że gwałt, nawet w małżeństwie jest zawsze gwałtem. Małżeństwo nie daje nikomu „prawa do korzystania” z ciała drugiej osoby (mimo że jest wiele krajów, które nie mają pojęcia gwałtu małżeńskiego w swoim prawodawstwie). Co do prawa do aborcji w takiej sytuacji… Przypomina mi się tutaj moja sąsiadka, która na skutek małżeńskich gwałtów urodziła 11 dzieci, zanim doprowadziła do tego, że jej mąż trafił za kratki za znęcanie się nad rodziną. I jestem przekonana, że w takiej sytuacji nawet najbardziej żarliwie wierząca kobieta powinna mieć pełne moralne prawo do stosowania wszelkich środków antykoncepcyjnych. Bo trudno raczej oczekiwać od gwałciciela, żeby chciał respektować „jej naturalny rytm płodności” czy nawet założyć prezerwatywę (notabene, zdarzało mi się czytać na niektórych forach „katolickich” jakoby kobieta musiała się bronić przed stosunkiem w prezerwatywie niemal tak, jak przed gwałtem). Papieska Akademia Życia swego czasu orzekła, że kobieta ma prawo do obrony nie tylko przed gwałtem, ale także przed nasieniem gwałciciela. Zamiast więc rozważać kwestię: „Czy dziecko poczęte z gwałtu ma prawo do życia?” – ja bym wolała, by do poczęcia w takich przypadkach w ogóle nie dochodziło. Tym bardziej, że przecież sam Kościół kładzie ogromny nacisk na „godność przekazywania życia ludzkiego”. A jakąż „godność” posiada gwałt? Najlepiej zatem uniknąć i aborcji i poczęcia. A jeśli to możliwe – również samego gwałtu.

    1. Dziekuję za odpowiedź…- długą, lecz wymijającą 🙂 . To oczywiste, że “najlepiej uniknąć i aborcji, i poczęcia. A jeśli to możliwe [sic!] – również samego gwałtu”. Ale gwałty małżeńskie się zdarzają i stosowanie lub niestosowanie antykoncepcji niczego tu nie zmienia. Podobnie jak to, że “Kościół kładzie ogromny nacisk na godność przekazywania życia ludzkiego”. Moje pytanie nie dotyczyło Kościoła i jego stosunku do antykoncepcji, lecz PRAWNEJ sytuacji kobiety gwałconej przez męża. Obawiam się, że nawet w warunkach obecnego “kompromisu” nie miałaby najmniejszych szans na udowodnienie gwałtu, o ile w ogόle uznano by, że ciąża w obrębie legalnie zawartego małżeństwa może być kwalifikowana jako wynik przestępstwa (co najwyżej mężowskiego “grzechu”).
      Tak więc ponawiam pytanie: co wtedy, gdy zgwałcona żona zachciałaby poddać się aborcji?

    2. „A jakąż “godność” posiada gwałt? Najlepiej zatem uniknąć i aborcji i poczęcia. A jeśli to możliwe – również samego gwałtu.”

      Albo, gdybyś tak dowiedziała się, że jesteś owocem małżeńskiego gwałtu, czy popełniłabyś samobójstwo?
      Zakładam, że nie. Podobnie jak 99% zwolenników aborcji.
      Albo, tak bezkrytycznie podchodzisz do tych opowieści o ofiarach gwałtu mających prawo do aborcji.
      Chyba wiesz, że to zwykły pic na wodę, fotomontaż. Służy to zmiękczeniu społeczeństwa, uciszeniu wyrzutów sumienia, tam gdzie jeszcze trwa opór przeciwko tej zbrodni. Bo tam gdzie aborcja staje się „najświętszym prawem człowieka”, nikt już nie opowiada bajeczek o zgwałconych mających prawo do aborcji, o ciężkiej sytuacji życiowej, materialnej. Nie opowiada, bo nie musi tego robić.

      Ta słynna sprawa w USA…Jane Roe po wielu latach przyznała, że żadnego gwałtu nie było.
      Słynna polska „Agata” też(jak się okazało)zaszła w ciążę ze swoim chłopakiem(dobrowolnie).
      Więc sama widzisz, że z tymi gwałtami bywa różnie. Niezależnie co mówi na ten temat Papieska Akademia Życia, filozof, etyk.

      „Mój spowiednik, filozof i etyk, zawsze mi powtarzał, że gwałt, nawet w małżeństwie jest zawsze gwałtem. ”

      Ale właściwie dlaczego on to powtarzał?

  4. Powtarzam raz jeszcze: dla mnie (i chyba dla naszego prawa też) nie ma różnicy, czy gwałci mąż czy sąsiad. Gwałt to gwałt. A w przypadku gwałtu (jakkolwiek wydaje mi się niesprawiedliwe, że karzemy inną istotę za czyn zwyrodnialca) – kobieta ma prawo dokonać aborcji. Sądzę, że problemem jest raczej niska zgłaszalność/wykrywalność tego typu przestępstw – niż brak możliwości przerwania ciąży…Wyznanie, że się zostało zgwałconą jest zawsze potwornie trudne, lecz chyba jeszcze o wiele trudniejsze, kiedy sprawcą jest osoba bliska. Co nie oznacza, jakobym uważała, że aborcja w jakimkolwiek wypadku jest rzeczą dobrą i błogosławioną. Uznaję jednak, że to nie jest sprawa mojego sumienia. Na własnym noszę (i do końca życia nosić będę) ciężar następstw niedoszłego wymuszonego na mnie zabiegu. To i tak dosyć jak na moje siły. Czy taka odpowiedź nie wydaje się już pani „wymijająca”?

    1. Problem ze zgłaszalnością tego typu przestępstw bierze się m.in. z panującego w Polsce przekonania, ze gwałt małżeński to oksymoron, a już ciąża w wyniku takiego gwaltu na pewno nie pochodzi z przestępstwa. Kobiety, w takiej sytuacji, co jest zrozumiałe, po prostu nie chcą urodzić nieplanowanego dziecka. Gdyby motywowały to gwałtem, sąd salomonowym wyrokiem (teoretycznie) skazałby za gwałt męża, a kobiecie kazał urodzić kolejne dziecko tego samego wszak ojca. Dlatego prawo do aborcji na wczesnym etapie (do 12-go tygodnia, jak to jest przyjęte w prawie wielu krajów) powinno być sprawą sumienia kobiety i jej partnera, a nie przedmiotem legislacji państwowej.
      I tu powtórzę za Panią. „Co nie oznacza, jakobym [i ja] uważała, że aborcja w jakimkolwiek wypadku jest rzeczą dobrą i błogosławioną”.

    2. „Powtarzam raz jeszcze: dla mnie (i chyba dla naszego prawa też) nie ma różnicy, czy gwałci mąż czy sąsiad. Gwałt to gwałt. A w przypadku gwałtu (jakkolwiek wydaje mi się niesprawiedliwe, że karzemy inną istotę za czyn zwyrodnialca) – kobieta ma prawo dokonać aborcji”

      Otóż nie, nie ma tak dobrze. Gdy zgwałci słynny reżyser, to gwałt może być ciekawym doświadczeniem.
      „Kobieta ma prawo dokonać aborcji”… Ciekawa ewolucja.

      1. Gwałt nigdy nie jest „ciekawym doświadczeniem.” Przynajmniej dla mnie. Masz jakieś inne doświadczenia w tym w tym względzie, Emmo? Z faktu, że uznaję, że ludzie mają prawo do złych, tragicznych, błędnych nawet decyzji, NIE wynika jeszcze, że je pochwalam, Emmo. Dla mnie KAŻDA aborcja jest tragedią. Ale nie unikniemy tego, każąc kobiety więzieniem. Tylko okazując im wsparcie, pomoc i miłosierdzie, ZANIM jeszcze taką decyzję podejmą. A także potem. Tylko Bóg zna serce człowieka. Dlatego ja nie będę niczyim sędzią. Wiem z własnego doświadczenia, jak potwornej presji mogą być poddawane kobiety w tej sprawie. Nie każda jest na tyle silna, by się przed tym obronić. Dlatego jako społeczeństwo powinniśmy im w tym POMAGAĆ, a nie straszyć karami.

        1. No a może coś na temat?
          Popełniłabyś samobójstwo wiedząc, że jesteś owocem gwałtu?
          Tak czy nie?
          Coś Cię ten „gwałt małżeński” szczególnie ekscytuje.
          Wydaje się mi, że kiedyś byłaś przeciw aborcji.

          1. Nie,Emmo, nie popełniłabym samobójstwa niezależnie od okoliczności swego poczęcia. Moje życie ma wartość niezależnie od zbrodni, jaką popełniono by na mojej matce. I tak, jestem PRZECIW aborcji – ale i przeciw karaniu jej więzieniem także. Nie tędy droga do tego, by wszystkie dzieci były chciane i kochane. A może szczerość za szczerość, Emmo. Ty nie wierzysz, że gwałty małżeńskie w ogóle istnieją, prawda?

      2. Poza tym, zdaje się Emmo, że w tym wypadku rozmawiałam z Ewą o zapisach istniejącej ustawy antyaborcyjnej. Nasze prawo nie rozróżnia pomiędzy gwałtem małżeńskim a jakimkolwiek innym. W przypadku, gdy ciąża jest wynikiem czynu zabronionego, USTAWA zezwala kobiecie na podjęcie takiej decyzji. Kropka. Moje poglądy na aborcję nie uległy zmianie.

        1. „Poza tym, zdaje się Emmo, że w tym wypadku rozmawiałam z Ewą o zapisach istniejącej ustawy antyaborcyjnej. Nasze prawo nie rozróżnia pomiędzy gwałtem małżeńskim a jakimkolwiek innym.”

          Prawo, ustawa, co to znaczy?
          Zgodne z prawem było niewolnictwo, pańszczyzna, tortury, obozy koncentracyjne.
          Tak wiele znaczy dla Ciebie prawo pozwalające zabijać ludzi?

  5. Nigdy nie słyszałam, by sąd w Polsce
    wyrokiem NAKAZAŁ jakiejkolwiek kobiecie urodzenie dziecka… Natomiast gdyby motywowała to gwałtem małżeńskim, z pewnością mogłaby liczyć na większe zrozumienie, niż w przypadku pani, która (choć mam nadzieję, że takie przypadki są jednak rzadkie) po prostu „woli” aborcję od antykoncepcji. Problem jaki mam z tzw. aborcją „na żądanie” polega na tym, że obawiam się, że akceptacja dla podejścia „nie musisz mieć do tego żadnego poważnego powodu” prowadzi nieuchronnie do trywializowania aborcji, zrównania jej w świadomości społecznej z zabiegiem kosmetycznym, z „wyborem” w rodzaju – taki kolor włosów czy inny? Tłumaczenie, że aborcja w każdym przypadku jest niezwykle poważną decyzją (dlatego odrzucały mnie wypowiedzi Katarzyny Bratkowskiej, która w programie TV deklarowała, że „przerwie sobie” ciążę w Boże Narodzenie, po prostu na złość chrześcijanom i pro-liferom. To z pewnością nie jest coś, co nadaje się na happening…) – powinno jednak zadziałać lepiej, niż zakazy.

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *