W tych rzadkich chwilach, kiedy on śpi obok mnie, śpi spokojnie.
Uśmiecha się lekko przez sen i szuka mojej bliskości, wolny od tych wszystkich niepokojów, które w tym czasie dręczą moją duszę.
Bo ten piękny mężczyzna, który mnie z taką czułością trzyma w objęciach, szarga przeze mnie swoje kapłaństwo – i chyba nawet o tym nie wie. Jest w tym taki czysty, święty i niewinny.
Jednoczy się ze mną w jedno ciało (język hebrajski ma na to piękne określenie – mężczyzna i kobieta „stają się jedną istotą ludzką”) z takim samym radosnym zapamiętaniem, z jakim powinno się celebrować święte obrzędy. My tak właśnie CELEBRUJEMY naszą miłość…
Wiem, że „wystudzeni” kapłani znajdują sobie rozmaite drogi ucieczki przed pustką we własnym sercu – dla wielu (zbyt wielu!) jest to alkohol, pieniądze, hazard, pornografia… On znalazł ucieczkę w mojej miłości. Lepiej to, czy gorzej? Nie wiem…
Bo ja…kim ja w tym wszystkim jestem? Jego (przyszłą) żoną czy po prostu kochanką? A może – matką jego dziecka? Bo może rośnie już we mnie owoc naszej miłości, tak łagodnie we mnie wkołysany…
Na łożu swym nocą szukałam
umiłowanego mej duszy.
Szukałam go – lecz nie znalazłam,
wołałam go – lecz mi nie odpowiedział…
Zaklinam was, córki jerozolimskie,
jeśli umiłowanego mego znajdziecie,
cóż mu oznajmicie?!
Że chora jestem z miłości…
Wygląda mi na to, że za bardzo lubisz się obwiniać. Jak to przez Ciebie szarga swoje kapłaństwo? Nie ma własnej woli, nie podejmuje własnych decyzji, że jest to przez Ciebie? I nie porównuj miłości do różnego rodzaju nałogów, bo tutaj nie ma czego porównywać. A kim Ty jesteś… czas pokaże, najważniejsze, że jesteś sobą.Pozdrawiam 🙂
Wbrew pozorom jest to coś bardzo podobnego jak uzależnienie – po prostu sposób na wypełnienie tej pustki, która powstaje w sercu człowieka "po Bogu." (On mówi, że "ocaliłam go przed nicością", wiesz?) I jestem chwilami tym przerażona, bo żaden człowiek, nawet ten najbardziej ukochany, nie ma prawa zajmować w sercu innego człowieka miejsca należnego tylko Bogu. Kimże ja jestem, aby stać na takim miejscu?! Wcale tego nie chciałam. Chciałabym, aby on mnie nadal kochał – ale żeby kochał mnie tylko jako człowieka, jak kobietę, a nie jak Boga! Nie zamiast Boga…I pragnę, by Boga kochał także. Tak, jak ja Go kocham.
i bardzo dobrze … jednego księdza mniej … !!! 🙂
tak sobie pomyślałam że zabrzmiało to troszkę brzydko … nie żebym księzy nie lubiała ..ale żal mi jak fajni chłopcy się marnują 😛 hehewww.nurglith.blog.onet.pl
Nie marnują się. Wielu z nich (ON też!) robi w sutannie wiele dobrego. Gdyby nie jeden kapłan, już bym dzisiaj nie żyła.
To jest prawie jak miłość… jednak PRAWIE robi wielką różnicę! p.s. zapytaj, czy rozdwojenie jaśni Go nie boli?
🙂 To JEST miłość Zbyszku, może niedoskonała i grzeszna, ale jednak mocna i prawdziwa. Co do rozdwojenia jaźni nie wiem jak JEGO – ale mnie to boli. Bardzo.
Bo to właśnie TAK powinno się celebrować małżeńską miłość.
Jak wielu to robi?
Ot, retoryczne pytanie.