Czy wielodzietność jest patologią?

Często się teraz słyszy, że mieć dziecko to głupota, nieodpowiedzialność, ciemnota i ogólnie – „wpadka.” A co dopiero, jeśli ma się tych dzieci…kilkoro?

 

Moi rodzice oboje pochodzą z wielodzietnych (ale nie patologicznych!) rodzin. Mój tata miał pięciu braci i dwie siostry, a moja mama – pięć sióstr i brata. I zawsze uważałam, że to wielka frajda mieć tyle cioć, wujków, sióstr i ciotecznych braci. Pamiętam z dzieciństwa te urokliwe Wigilie w domu mojej śp. Babci, kiedy to do stołu zasiadały co najmniej 24 dorosłe osoby – nie licząc całej gromady dzieciaków.

 

I wyobrażam sobie też, jakie upokorzenia przeżywała moja piękna i wykształcona Mama, kiedy jechała rodzić swoje TRZECIE (a nie dziesiąte!) dziecko i musiała wysłuchiwać niewybrednych komentarzy w rodzaju: „Te na tej wsi to takie ciemne są, że nie wiedzą, kiedy przestać rodzić!” Mam dwóch braci – i wcale nie uważam, żeby nas było za dużo!

 

Miałam także nauczycielkę od pdż-tu (przysposobienia do życia w rodzinie), która mówiła żartem o sobie, że jest antyreklamą swojego przedmiotu, miała bowiem ośmioro dzieci. Była to jednak jej zupełnie świadoma decyzja – ona i jej mąż zawsze pragnęli mieć liczną rodzinę. I co komu do tego?!

 

A ja się zastanawiam, dlaczego „wielodzietność” tak często, że już niemal automatycznie, kojarzy nam się z jakąś patologią? Czy „nowoczesna” rodzina w stylu „on, ona i piesek” nie jest w istocie bardziej „patologiczna”?

26 odpowiedzi na “Czy wielodzietność jest patologią?”

  1. Wydaje mi się, że popularność modelu 2+1 zawdzięczamy przede wszystkim słabej sytuacji ekonomicznej. Pozdrawiam

    1. Chciałabym, żeby tak było. Jak wszystkie jednak proste wyjaśnienia, i to chyba jest za proste. Jak bowiem wytłumaczyć niską dzietność i starzejące się społeczeństwa także w bogatych krajach „starej Unii”? Czy nie jest to jednak kwestia mentalności, w której dzecko staje się „problemem” lub znakiem prestiżu – „mamy już willę, basen i samochód, to teraz „zrobimy” sobie jeszcze dziecko!”?

  2. Dlaczego patologia ja mam 2 siostry i brata i jest cudownie , zawsze można liczyć na pomoc wsparcie . Oczywiście cudowne święta rodzinne imprezy no i świadomość że jest na świecie ktoś z kim łączą cię nierozerwalne więzy krwi . Ja swijemu synowi odebrałam to doświadczenie życiowe i jest jedynakiem szkoda , do tej pory prosi mnie o rodzeństwo a ma 13 lat .

    1. No, cóż, różnie w życiu bywa…Mam krewną, w której rodzinie zdarzył się poważny konflikt serologiczny i bała się mieć więcej dzieci, choć córka prosiła ją o rodzeństwo przez wiele lat – i nawet trudno ją (ciotkę) za to winić. Ja sama jestem niepełnosprawna i wiem, że wychowanie więcej niż jednego dziecka będzie wielkim wysiłkiem dla mnie i – przede wszystkim – dla moich najbliższych. A jednak nie chciałabym, żeby Antek był jedynakiem.

  3. Ja mam czwórkę rodzeństwa. Ale kiedyś zostałam obrażona przez pewnego chłopaka. Zapytał mnie, ile mam rodzeństwa, odpowiadając mu, odrzekł, że „to niemożliwe, jak można być takimi rozmnażającymi się królikami, to już patologia”. Nie przytłoczyło mnie to, wręcz odwrotnie – od tamtej pory coraz częściej chwalę się, że mam 4 rodzeństwa, jestem z wielodzietnej rodziny z wielkim psem.Z moim partnerem także planujemy kilkoro dzieci, nie chcemy poprzestać na jednym :).

    1. To żenujące, jakimi hipokrytami okazują się ludzie szermujący hasłami o „prawie do prywatności” i „swobodnego kształtowania własnego życia seksualnego” – okazuje się, że wg nich „planowanie rodziny” może przebiegać wyłącznie w jedną stronę – uznawaną przez nich za właściwą…

    2. czytając wasze komentarze mam wrazenie ze moja rodzina jest podwojnie wielodzietna:) mam 7 siostr i 3 braci w wieku 5 -29 lat i jestem bardzo szczesliwa!!! nie wyobrazam sobie zeby bylo nas mniej. kocham ich wszystkich i wiem ze w kazdej chwili moge na nich liczyc, rodzice dobrze nas wychowali i dalej wychowują i dziekuje im za ten trud. a ludzie ktorzy nie chca miec dzieci lub maja jedno to jest prawdziwa patologia nawet nie wiedza jak rania dziecko ktore niegdy nie bedzie mialo rodzenstwa. pozdrawiam wszystkich !

      1. Wiesz, mimo wszystko myślę, że to zależy od RODZICÓW tych dzieci – jeśli nie mają w sobie tyle miłości (oraz po prostu „sił i środków”) aby pokochać tak dużą gromadkę – to niech lepiej mają jedno… Dokładnie tak, jak mówiła moja pani od pdż-tu – zresztą szczęśliwa matka ośmiorga dzieci: „Pamiętajcie, że każdy powinien mieć tylko tyle dzieci, ile będzie w stanie pokochać.”

  4. Mam 2 siostry, i chociaż często są uciążliwe (młodsze :p), to cieszę się że je mam. Moja matka jest jedynaczką i mówi, że bardzo żałuje. Jeśli tylko kogoś stać na posiadanie większej liczby dzieci (psychicznie i fizycznie) i będzie je wszystkie kochał, to niech je ma.

    1. Masz rację – ale przecież zdarza się, że ktoś ma JEDNO dziecko i nawet tego nie kocha… Tak więc (jak sądzę) miłość rodzicielska nie zależy bezpośrednio od liczby dzieci…

  5. A ja podzielam zdanie autorki blogu, nas w rodzinie też jest 3 (tylko!), moja mama ma 4 braci, a tata jest jedynakiem. Więc dostrzegam diametralne róznice z tej strony – gdzie rodzina większa i kuzynów dużo, i rodzinna atmosfera. W grupce zawsze raźniej, i choćby te wigilie… gdzie zbiera sie dużaaaaa rodzina!!! A jedynacy mają inaczej…. Ja lubię rodziny wielodzietne, i sama chętnie bym taka chciała mieć. Czynnik ekonomiczny? Mam nadzieję i wiarę, że uda się to pogodzić. Bo dziecko nie musi mieć 'niewiadomo’ czego, snobów mamy dużo w społeczeństwie…. (oczywiście nie wszyscy nimi są), dziecko uczy się dzielić rzeczami materialnymi, i napewno zaznaje więcej miłości, kiedy ma tyle bliskich. I żadna patologia, a szczęście !!! : )))

  6. hmmm…uważam że Wielodzietnośc to nie jest patologia;) sama mam 7 rodzeństwa…i moja mama radzi sobie dobrze z wychowaniem i wogóle nigdy nie narzekaliśmy na jakiś niedostatek czy coś w tym rodzaju:) Wiadomo że w życiu jest raz lepiej a raz gorzej,ale nie zamieniłabym za nic tego co mam::P

  7. kiedys moze wielodzietnosc nie byla patologia, w obecnej sytuacji ekonomicznej rodzice powinni brac odpowiedzialnosc za swoje decyzje i kazde dziecko powinno byc swiadomym wyborem

    1. Kiedyś sytuacja ekonomiczna wcale nie była lepsza niż obecnie (a raczej przeciwnie:)) – inna była tylko „lista priorytetów.” Dzieci były często (przyznaję, że nie zawsze) wartością samą w sobie, dziś zaś są coraz częściej (przyznaję, że nie zawsze) rodzajem jeszcze jednego „gadżetu”, na który możemy sobie (ewentualnie) pozwolić, kiedy już mamy WSZYSTKO INNE.

  8. Wielodzietność jest patologią – jeśli dotyczy biedoty, która płodzi i rodzi dzieci bez opamiętania w myśl „Bóg dał to i wyżywi”. Ludzie , którzy mają za co wychowywać dzieci powinni mieć ich dużo.

    1. Masz rację – tyle że biednym w „opamiętaniu” przeszkadza czasami niewiedza, przemoc i alkohol – a bogatym – egoizm. Skutkiem tego często ci, którzy w ogóle nie powinni mieć dzieci, mają ich za dużo, a ci, którzy mogliby im dać szczęście, miłość i dobrobyt, nie chcą mieć ich wcale. 🙁 Inna sprawa, że czasami Bóg sprawia, że i w nędzy rodzi się prawdziwy „diament” – jak Beethoven, który był synem alkoholika. Jednak takie „cuda” zdarzają się zbyt rzadko, by na nie liczyć.

    2. W dzisiejszych czasach, gdy z dnia na dzień można stracić środki do życia trudno byłoby z całą pewnością stwierdzić, że kogoś na dzieci „stać”. Czy zatem a priori nieodpowiedzialnym jawi się każde na wielodzietność ukierunkowane rodzicielstwo?
      Dobrze sytuowana rodzina w krótkim czasie może być wyszydzana przez otoczenie, jako patologiczna.

      1. Mnie zastanawia już samo „kryterium dochodowe” – od jakiego momentu można stwierdzić, że nas „stać”?:) Stać – na co? Na wakacje na Hawajach, bonę do dziecka ze znajomością czterech języków, ciuszki od najlepszych projektantów? Coś mi się zdaje, że gdyby nasi rodzice rozumowali w ten sposób, NIKT z nas nie miałby okazji się urodzić. Dziecko nie powinno być po prostu kolejnym „dobrem” (najpierw willa, samochód, a potem,ewentualnie…), lecz zawsze, przede wszystkim, owocem miłości. I tutaj warto jasno powiedzieć, że nieodpowiedzialne jest każde rodzicielstwo, w którym brak tego elementu – wielodzietne czy nie. Tak, jak u mojego sąsiada, który doczekał się dziewiątki dzieci, zmuszając żonę do współżycia po pijanemu…

  9. Stary post, ale może dotrzesz do tego komentarza ;-)Wielodzietność jest kojarzona z patologią z powodu stereotypów, ale nie oszukujmy się Albo, bardzo rzadko takie dzieci są planowane. W patologicznych rodzinach (alkohol, narkotyki itd.) dzieci rodzą się na potęgę, bo „rodzice” bladego pojęcia nie mają, co zrobić, żeby tak nie było…I proszę nie wypisuj bzdur, że związek para plus piesek to patologia, niby dlaczego? Bo nie rozmnażają się? Może tego nie chcą (tak też się zdarza, jestem tego żywym przykładem, albo nie mogą, wtedy takie oskarżenia bolą najbardziej) i nie jest to żaden egoizm, a uczucie, że nie czuję się na to gotowa. Ostatnio rozmawiałam o tym z jedną panią psycholog. Przez nagonkę: „Bo jak ja mogę nie chcieć”, zaczęłam wierzyć, że coś ze mną nie tak. Nic bardziej mylnego, jestem jak najbardziej tak, bo nie rodzę tylko po to, żeby zadowolić otoczenie, rodzinę, spełnić swój obowiązek itd. Stwierdziła (owa psycholog), że ma wiele pacjentek, które chciały swój obowiązek spełnić, nie będąc na to nawet gotowe (materialnie, a co dopiero emocjonalnie), to są prawdziwe ludzkie tragedie, których nikomu się nie życzy… O tym się za głośno nie mówi, bo jak to? W kraju gdzie kult Matki Polki jest wszechobecny, jakaś kobieta nie chce (chciała) mieć dziecka? Ano nie chciała, teraz żałuje, ale dziecko to nie zabawka… Dlatego też myślę, że moja decyzja jest jak najbardziej normalna ;-). Może kiedyś ją zmienię…ale nie sądzę.Pozdrawiam

    1. Minko, szanuję Twoją decyzję (moja pani od pdż-tu, która zresztą miała ośmioro PLANOWANYCH dzieci mówiła, że każdy powinien mieć tylko tyle dzieci, ile jest w stanie pokocha) – ale zapewniam Cię, że znam wiele rodzin typu 3+ gdzie dzieci są szczęśliwe i kochane. A jeśli razi Cię „nagonka” na osoby bezdzietne, to pomyśl, że tak samo czują się matki wielu dzieci, wyzywane od „idiotek”, „ciemnych bab” i „królic”. Ja bardzo pragnęłam mieć dziecko, mimo że jestem niepełnosprawna? Szaleństwo? Głupota? Nieodpowiedzialność?:) A kto powinien decydować o tym, komu przyznać „prawo” do posiadania dziecka? Może utwórzmy specjalny urząd (na wzór adopcyjnych) – i rozpatrujmy podania? Jestem pewna, że odpadłabym we przedbiegach…Myślisz że to SF? Ależ skąd – tak już jest w Chinach, gdzie na drugie (i kolejne) dziecko trzeba mieć specjalne pozwolenie – a za „niezarejestrowane” płaci się horrendalnie wysokie grzywny… A o „rodzinie z pieskiem” napisałam nieprzypadkowo. Żona pewnego znanego aktora chciała mieć drugie dziecko, on jednak nie czuł już potrzeby ojcostwa, więc dla załagodzenia „kobiecej fanaberii” kupił jej pieska. Osobiście też znałam chłopaka, który bardzo pragnął mieć dzieci, ale jego żona była innego zdania – i całą swoją miłość przelała na zwierzątko. Zdarzają się małżeństwa, które tak walczą o opiekę nad pupilem przy rozwodzie, jak inni o opiekę nad dzieckiem. To właśnie miałam na myśli. Sądzisz, że to jest zupełnie normalne? Nawiasem mówiąc, małżeństwo bezdzietne może być równie „patologiczne” jak to mające 12 dzieci. Ani brak dziecka, ani jego posiadanie nie gwarantuje szczęścia rodzicom. Martwi mnie, kiedy niektórzy ludzie uważają, że dziecko „uzdrowi” ich małżeństwo (a znów inni łatwo zrzucają na „bachory” winę za każdy kryzys:)). Dziecko to tylko dziecko, mały człowiek, zbyt mały, by na jego barki zrzucać problemy rodziców. I powinno być chciane DLA NIEGO SAMEGO a nie z innych powodów.

  10. Sądzę, że liczba posiadanych dzieci powinna ściśle korelować z możliwościami (i tu niestety głównie finansowymi )rodziców. Nie jest sztuką narobić dzieci bo „fajnie jest”. Sztuką jest zapewnić każdemu z tych dzieci godne życie ( wychowanie, wykształcenie, rozwijanie zainteresowań i talentów, języki obce, ubranie, leczenie, szczepionki, jedzenie, psa, kota czy złotą rybkę). Okrutnym jest powoływanie do życia dzieciaka, który na każdym kroku będzie miał trudniej niż jego rówieśnik z mniej licznej rodziny. Eksperci wyliczyli,że na jedno dziecko od narodzin do otrzymania dyplomu magistra na państwowej uczelni (teoretycznie bezpłatnej, ale akademik i jedzenie trzeba sobie jednako opłacić) kosztuje ok 800 tys zł. Gdy ktoś ma 5 dzieci musi mieć też sporo kasy

    1. Zgoda, Just, ale NIE JEST też tak, że ci, którzy w życiu „mieli wszystko” (oczywiście chodzi o wszystko to, co można kupić za pieniądze…) zawsze „wychodzą na ludzi” i zawsze są w życiu szczęśliwi… Wielu wielkich ludzi pochodzi z niezamożnych rodzin. Czasami lepiej jest, kiedy człowiek nie ma w życiu „za łatwo”, wiesz?

  11. W programach z serii „dzieci wiedzą lepiej” jakaś dziewczynka mówi „można mieć troje, czworo dzieci, ale na cholerę?”. Sama się tego nie nauczyła – może zrobiła to matka, która w odróżnieniu od wielodzietności, jest chodzącą patologią?

Skomentuj ~just Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *