Gdy miłość odchodzi po ślubie…

Nasze babcie mawiały, że „miłość przychodzi po ślubie” – i bardzo często ona naprawdę przychodziła.

Natomiast jeżeli – jak to się powiada teraz – „miłość kończy się po ślubie,” to zaczynam podejrzewać, że nigdy tak naprawdę jej nie było.

Była może jakaś fascynacja, zakochanie, zauroczenie – ale nie miłość. Bo miłość nie powinna kończyć się wraz ze ślubem – ona się powinna wtedy dopiero ZACZYNAĆ.

Miłość dojrzała, rozumiana nie jako uczucie (a ludzie w dzisiejszych czasach żywią bezpodstawne przekonanie, że miłość polega na tym, aby być nieustannie zakochanym!), ale przede wszystkim PRACA nad sobą, aby każdego dnia coraz  lepiej kochać drugą osobę.

Jakże często bowiem kochamy nie tyle ją samą, co nasze o niej WYOBRAŻENIE! I stąd potem biorą się te odwieczne (głównie kobiece, ale nie tylko) złudzenia w stylu ” Wprawdzie to brutal i pijak, ale DLA MNIE na pewno będzie inny! Ja go zmienię!” oraz owo słynne „Zmienił (a) się po ślubie…”

Tymczasem na ogół bywa tak, że to nie ON się zmienił, ale ONA się zmieniła – a przede wszystkim zaczęła dostrzegać różne jego paskudne wady, których wcześniej nie chciała czy nie mogła widzieć.

Znałam taki skrajny przypadek, że (rzecz to rzadka!) nawet matka chłopaka tłumaczyła dziewczynie, że nie jest on dobrym materiałem na męża – panienka jednak była głucha na wszelkie perswazje. No i zgotowała sobie piekło na ziemi – na własne życzenie…

ON również czuje się zdegustowany tą nową dla niego sytuacją  – przecież dotychczas dziewczyna słodko na niego patrzyła i nieomal spijała każde słowo z jego ust – a teraz jest wiecznie nieszczęśliwa i ma pretensje…

Oczywiście, nie można powiedzieć, że każda kobieta ma to, na co zasłużyła – nikt przecież nie „zasłużył” na bicie i poniżanie – tym niemniej coś w tym jest…

Z podobnych powodów nie jestem także przekonana do życia wspólnego przed ślubem. Po pierwsze dlatego, że wprowadza do związku pewien element niepewności („jak mi coś nie podpasuje, zawsze będę mógł zamknąć za sobą drzwi…”) oraz udawania („na razie muszę być miła i słodka, ale za to potem…”). Po drugie zaś dlatego,  że nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć WSZYSTKICH sytuacji, jakie mogą nas spotkać w małżeństwie. (Skąd np. możesz wiedzieć TERAZ, że Twój długoletni „partner życiowy” nie zostawi Cię natychmiast, gdy tylko ulegniesz poważnemu wypadkowi?). Poza tym nie bardzo wiadomo, ile właściwie miałaby trwać taka „próba”? Pięć lat? Dziesięć? Dwadzieścia?

 

Czytałam o pewnej parze z Holandii, która „dojrzała do ślubu” dopiero po trzydziestu latach zgodnego pożycia – czy to już aby nie przesada?

 

20 odpowiedzi na “Gdy miłość odchodzi po ślubie…”

  1. Wyglada na to, że po ślubie przekraczamy jakąś magiczną granicę … Tak jakby ślub zwalniał nas z „obowiązku” dbania o siebie, pielęgnowania miłości… Mam wrażenie, że wielu ludzi myśli, że po ślubie wszystko „samo się” będzie działo – miłość też. Tymczasem zwłaszcza o to co już raz zdobyte trzeba „walczyć” i zdobywać to nieustająco …

    1. Ale ta granica istnieje jedynie w naszych umysłach… Jeżeli ktoś mówi, że ktoś inny „zmienił się po ślubie” to prawdopodobnie dlatego, że nigdy wcześniej nie był sobą…

      1. Czasem faktycznie tak jest, że dopiero po jakims czasie z człowieka „wychodzi” jego prawdziwa natura … Z drugiej strony bywa też tak że jak juz po ślubie to już nie ma o co walczyć, klamka zapadła i już jesteśmy na siebie „skazani”, więc po co się starać… Hm, a wtedy dopiero należałoby i walczyć i starać się by nie dopuścic do takich sytuacji jaką opisujesz …

  2. Moim zdaniem ludzie przed ślubem powinni się poznać dogłębnie i albo zaakceptować albo odrzucić. Po ślubie jest już na to za późno. Przysięga jest dla mnie rzeczą świętą. Pozdrawiam.(nakozetce.blog.onet.pl)

    1. A Ty naprawdę myślisz, że człowiek może dogłębnie poznać drugiego człowieka?:) Moi rodzice są ponad 35 lat po ślubie i twierdzą, że nadal się poznają…

  3. Mi sie wydaje, ze zycie ze soba przed slubem to jednak jest dobre wyjscie. Wtedy sprawdzamy, czy to ma sens. Gdyby nie takie zycie przed slubem ze soba.. moja mama bylaby dzis bardzo nieszczesliwa.. A o wiele latwiej rozstac sie z wolnego zwiazku niz z malzenstwa. Jesli ktos chce porozmawiac na ten temat to zapraszam na injustice@o2.pl chetnie pogadam (:

    1. No tak, a jak Cię zdradzi, czy pobije jako „nie mąż”, to co – mniej Cię boli? Mnie się wydaje, że w ten sposób nie da się „sprawdzić” niczego – drugi człowiek to nie samochód do „przetestowania” a miłość – to nie jazda próbna… Zauważyliście, że w dawnych czasach było (mimo wszystko – bo niedobrane, złe pary zdarzają się wszędzie i zawsze!) znacznie więcej szczęśliwych, trwałych małżeństw, mimo że ludzie niezwykle rzadko mieszkali ze sobą przed ślubem? Ciekawe, z czego to wynikało, co? 😉

  4. moj ojczym z moja mama……on byl w miare po slubie choc dobrze tego nie pamietam- byłam mała, ale potem zaczoł poniżac, krzyczeć i wtedy gdy mialam nascie lat pytalam sie sama siebie- dlaczego oni wciaz ze soba są. Gdy mialam 20 lat moja mama zaczeła walczyć o ” normalnosc”, jak dla mnie za pozno. Moja babcia sp. powtarzała, żebym za szybko nie podpisywałam papierka, mawiała, że jak kocha to bedzie bez ślubu. Od roku mam chłopaka, wszyscy mówili,ze niepasuje do mnie, mama stwierdziła, ze nic nie wyniosłam, z domu, nie mialam przykładu, ze on taki, itp. Ja uwazam, ze własnie on mnie uczy teraz,zycia w normalnosci, choc co do zycia na powaznie, to niema szans, chyba nie -nie tak, zeby byc razem tak na zawsze. Pomaga mi, a moj ojczym obecnie mieszka nad moja mamą i ona walczy o normalnosc,a jego dzieci, no coz- boja sie go i tu trzeba sobie odp. po co im był slub…

    1. Jeżeli miłość nie jest na zawsze, „na poważnie” to nie ma jej wcale. Wychowałam się w domu szczęśliwej miłości, więc niezupełnie potrafię zrozumieć, dlaczego ludzie tak panicznie boją się tego, co jako jedyne mogłoby uczynić ich szczęśliwymi. A mimo wszystko Ci współczuję – i najserdeczniej pozdrawiam.

  5. Najpierw niech wielu z nas sobie zada to pytanie …..czy zeczywiscie milosc byla przed slubem….czy tylko zauroczenie i zaslepienie…na milosc nigdy nie ma gwarancji tak jak na malzenstwo…przychodzi i odchodzi…..czy milosc istnieje zeczywiscie…czy tylko porzadamy drugiego czlowieka….????????????

    1. Mam nadzieję,że mimo wszystko istnieje 🙂 To m. in. przemysł pornograficzny i nasza współczesna kultura usiłują wmówić nam, że nie ma miłości – jest tylko pożądanie…

  6. Nie wiem czy cos takiego jak milosc wogole istnieje i jak ja zdefiniowac,ciagle o niej slysze o prawdziwej o udawanej o wiecznej i pierwszej ,drugiej ,dziesiatej ….ale mam wrazenie ze nigdy tak naprawde jej nie doswiadczylam …i to nie tylo takiej partnerskiej ( idiotyczne slowo tak samo pozbawione sensu jak nazywanie malzenstwa zwiazkiem partnerskim-partnera mozna miec do gry w tenisa do interesow ale w malzenstwie?) Nie jestem roweniz przekonana czy funkcjonuje cos takiego jak milosc pozwalajaca przejsc przez zycie u boku tylko jednego czlowieka,bo bycie z kims tylko z przyzwyczjenia uwazam za calkowicie pozbawione sensu,czlowiek jest zwierzeciemnawet jesli udaje samprzed soba ze ulegl tak znacznej ewolucji iz posiadania IQ stawia go ponad przecieta swiata zwierzat to mimo wszystko wieczny lowca a tzw milosc t pprostu reakcja chmiczna chormony ktore determinuja nasze dzialanie banalnie bo w celach prokreacyjnych,nauczylismy sie zagluszac te reakcje i nazywac je miloscia ….ale ta nauka odbila nam sie czkawka i przez to cierpimy…. absurd tych wywodow polega na tym ze ja jakby nie bylo rowniez homosapiens gdzies w glebi duszy chcialabym zeby bylo inaczej…. 🙂

    1. Jest inaczej! Dowód? Mimo wieloletnich badań nie udało się nam sztucznie wywołać uczucia miłości…(Wszystkie „lubczyki” i „afrodyzjaki” włącznie z tak modnymi ostatnio feromonami opierają się bardziej na wierze, niż na naukowych podstawach!) Człowiek jest zbyt skomplikowaną istotą, aby dało się ją opisać tylko przy użyciu terminów biochemicznych – to trochę tak, jakby próbować opisać „piękno” wyłącznie kategoriami z dziedziny fizyki. A Twojemu drugiemu założeniu, jakoby „nie dało się przeżyć życia przy boku tylko jednej osoby” przeczą tysiące przykładów szczęśliwych par małżeńskich – choćby moi rodzice…Człowiek w pewnym sensie oczywiście jest „zwierzęciem” i niekiedy kieruje się w życiu prostymi popędami – ale na szczęście jest także kimś więcej, niż zwierzęciem i nauczył się panować nad swoimi odruchami, co – znowu wbrew temu, co napisałaś! – wcale niekoniecznie musi prowadzić do frustracji. Trudno przecież powiedzieć, aby np. Dalaj Lama był człowiekiem z gruntu nieszczęśliwym, prawda? Miłość i przyzwyczajenie…Nie bardzo rozumiem, jak osoba postronna może stwierdzić „oni są ze sobą tylko z przyzwyczajenia” – ale nawet gdyby tak było, to czy nie może istnieć coś takiego jak „dobre przyzwyczajenie” – polegające na tym, że ludzie zżywają się ze sobą tak bardzo, że już nawet nie wyobrażają sobie życia z kimś innym? I czy to jest przyzwyczajenie, czy może właśnie dojrzała miłość? Ornitolodzy mówią, że bocian pozbawiony partnerki nie potrafi już założyć gniazda z inną samicą – czemu wśród ludzi nie miałoby być podobnie?

      1. Byc moze masz racje nie chce i nie bede polemizowac i negowac czegos z czystej przekory ,ja poprostu na swojej drodze nie spotkalam szczesliwej pary malzenskiej ,wszyscy dookola rozwodza sie a Ci ktorzy trwaja w zwiazku albo zdradzaja albo sa zdradzani ewentualnie to zgorzkniali frustraci ale nie chce generalizowac byc moze zdarzaja sie wyjatki i w tej kwestii ,tak sobie wymyslilam ze dobry zwiazek albo moze zwiazek majacy szanse na przetrwanie dluzej niz tylko „kilka chwil” to zwiazek oparty na przyjazni a nie na milosci li tylko….. „dobre przyzwyczajenie” podoba mi sie to okreslenie ,dobre przyzwyczajenia sa faktycznie pozytywnym zjawiskiem

        1. Oczywiście masz rację, że mąż powinien być najlepszym przyjacielem swojej żony – i vice versa. Moi rodzice zawsze to nam powtarzali – i mój starszy brat trwa w szczęśliwym związku małżeńskim od 13 lat – więc zapewne i w tej sprawie liczy się właściwy przykład ze strony rodziców. Przyjaźń jest jednym z komponentów dojrzałej miłości.

        2. Ja chyba jestem wyjątkiem ..naście lat po ślubie jest dalej fajnie jak na początku. Jak facet zmusza żonę do łykania tabletek to choćby kobieta nie wiem ja udawała, że jest OK to w głębi ma poczucie wykorzystania i takie pary muszą się rozwieść prędzej czy później.

  7. A czy kto kolwiek wie co to jest tak naprawde milosc??????Ja jestem po slubie 3 lata i tak naprawde przed slubem mialam watpliwosci czy to na pewno tak ma wygladc-moj maz od paru lat za granica wiec ja jako przykladna zona pojechalam za nim-zostawilam wszystko i wszystkich aby byc z nim-czy to jest milosc?Za to on pracuje calymi dniami zeby byl nam dobrze i niczego nie brakowalo itd.-czy to jest milosc z jego strony?Skad mozemy wiedziec co to jest milosc cz ktos ja kiedys zdefiniowal zeby ktos mogl powiedziec ze on to kochal-kocha-i bedzie kochal?Zanim poznalam mojego meza przez 7 lat wydawalo mi sie ze kocham Slawka-zawsze sobie mowilismy ze jezeli nie my razem to nikt inny-a tu ciach i milosc sie skonczyla,a moze to nie byla milosc?wiec co????????nikt nie wie co to jest milosc :/

    1. No, cóż, powołaniem męża i żony jest być RAZEM – dlatego małżeństwa na odległość moim zdaniem nie mają wielkich szans na przetrwanie. Tym bardziej, jeżeli wzajemną troskę o siebie, codzienne dzielenie się myślami i uczuciami zastępuje pragnienie, aby się tylko czegoś „dorobić.” Miłość nie jest czymś, co zostało nam dane „raz na zawsze”, jest raczej jak roślinka, która wymaga starannej pielęgnacji – a o to bardzo trudno, gdy jesteśmy z dala od siebie. No i potem bardzo często okazuje się, że ludzie mają już „wszystko” – pieniądze, piękny dom i samochód – tylko stracili siebie nawzajem…Po kilku latach rozłąki może się bowiem okazać, że jesteśmy dla siebie zupełnie obcymi ludźmi… I obawiam się, że właśnie to wam się przydarzyło. Przykro mi.

  8. Jak facet nie zmusza dziewczyny do seksu rzed ślubem ani do mieszkania na kocią łapę a po ślubie stosuje NPR to na 99% dożyją razem do końca swoich lat. Tak mało ale to jest za trudne dla wielu. Coś o tym wiem…

    1. To, co ma jakąkolwiek wartość, zawsze wymaga wysiłku – chociaż jako osoba, która od lat stosuje NPR uważam, że nie jest ono wcale bardziej „uciążliwe” od prezerwatyw czy pigułek, które też przecież należy brać codziennie o tej samej porze. Natomiast to, co piszesz może przeczyć modnej ostatnio teorii, że najlepsze małżeństwa to te, które (często przez wiele lat) „sprawdzały się” przed ślubem. Różnie to bywa. Pewna Hinduska, komentując różnice kulturowe, stwierdziła:”Wy, na Zachodzie podchodzicie do małżeństwa tak, jakbyście stawiali rozgrzany do czerwoności garnek na zimnej płycie. I on sobie wolniutko stygnie. My, na Wschodzie, stawiamy zimny garnek na gorącej płycie. I on się powolutku nagrzewa.”

Skomentuj ~sd Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *