Tobiasz i Sara: MIŁOŚĆ, KTÓRA UZDRAWIA.

Biblijna historia Tobiasza i Sary mogłaby posłużyć nie tylko za kanwę filmowego romansu, ale nawet całkiem niezłego… horroru.

 

Oto bowiem Sarę, ukochaną jedynaczkę swego ojca, nawiedza zły duch, który zabija kolejnych pretendentów do jej ręki. Ponieważ zaś rzecz dzieje się nocą, w jej weselnych komnatach, nieuniknione stają się wkrótce podejrzenia, że to opętana przez demona dziewczyna sama morduje swoich narzeczonych.

 

(I tak sobie myślę, kochanie…Czy ci wszyscy mężczyźni, ci, których poznawałam w Internecie…czyż oni nie krążyli wokół mnie jak złe duchy?)

 

Zrozpaczona Sara postanawia w końcu się powiesić – przez wzgląd jednak na kochających ją rodziców odstępuje od tego zamiaru i zaczyna błagać Boga o ratunek i pomoc.

 

(I ja się modliłam tamtej nocy, gdy się poznaliśmy…Mówiłam Bogu, że umrę, jeżeli nic się nie zmieni…)

 

Tobiasz natomiast, którego Bóg przeznaczył Sarze na męża, ma inną zgryzotę. Jego ojciec nagle stracił wzrok, a ciężar utrzymania domu spadł na barki matki – młody człowiek udaje się więc za granicę, aby odebrać pieniądze, zdeponowane niegdyś u przyjaciela rodziny i w ten sposób wspomóc rodziców.

 

„I tej godziny modlitwa obojga została wysłuchana wobec majestatu Boga. I został posłany [anioł] Rafał, aby uleczyć obydwoje: Tobiasza [starszego], aby mu zdjąć bielmo z oczu, aby oczyma swymi znowu oglądał światło Boże – i Sarę, córkę Raguela, aby ją dać Tobiaszowi, synowi Tobiasza, za żonę, i aby odpędzić od niej złego ducha Asmodeusza…”

 

Towarzyszący Tobiaszowi w podróży „dobry anioł” Rafał opowiada mu w drodze całą historię Sary – i natychmiast, jak mówi Pismo, „jego serce przylgnęło do niej.” Pokochał ją jeszcze zanim ją zobaczył…Tak, jak Ty mnie, kochanie.

 

Gdy przybywają na miejsce, ojciec Sary jest przerażony natychmiastową deklaracją Tobiasza – ba, jest tak święcie przekonany, że i ten zalotnik zginie nagłą śmiercią, że nakazuje służbie wykopać w ogrodzie grób, aby  w razie czego można było pochować go po kryjomu. Brrr… (Kiedy zresztą okazało się, że narzeczeni „śpią spokojnie razem” i nic złego im się nie dzieje, przygotowana mogiła została równie dyskretnie zasypana jeszcze przed wschodem słońca…).

 

Młodzi jednak modlą się w tym czasie do Pana (pamiętasz, kochanie, jest to ten sam tekst, który czytaliśmy wspólnie podczas naszego pierwszego spotkania – bo zawsze chciałam, aby został przeczytany na moim ślubie, na tym ślubie, którego może nigdy miała nie będę…):

 

„Bądż błogosłowiony, Panie Boże ojców naszych,

i wszystkie Twoje dzieła niech Cię błogosławią na wieki!

Tyś stworzył Adama

i stworzyłeś dla niego pomocną ostoję – Ewę.

I z obojga powstał rodzaj ludzki.

A teraz nie dla rozpusty biorę tę siostrę moją za żonę

ale dla związku prawego.

Okaż mnie i jej miłosierdzie

i pozwól nam razem dożyć starości.”

 

I powiedzieli kolejno: „Amen. Amen.” A potem spali całą noc…

 

To miłość Tobiasza uleczyła Sarę (a także jego ojca) – a przez Ciebie, kochanie, „Pan nieba obdarzył mnie radością w miejsce mojego smutku.”

 

„Świt ocalił nas przed nocą –

słońce wschodzi nad polami!

Boso iść będziemy świtem –

w sobie zakochani…”

(Teatr „A”, musical Tobiasz)

 

19 odpowiedzi na “Tobiasz i Sara: MIŁOŚĆ, KTÓRA UZDRAWIA.”

  1. Ja poproszę więcej i więcej wszytskich historii biblijnych, których nie znam i nie znałam nigdy.Pozdrawiam cieplo

    1. Wystarczy, że weźmiesz Biblię do ręki i zaczniesz czytać…Pomału, kiedy pokonasz opory wobec starodawności języka, w którym jest pisana i zobaczysz jego piękno, jako dodatkowy ozdobnik tekstów, wczytaj się i staraj się zrozumieć, w kontekście ówczesnych czasów, warunków, w jakich żył wtedy człowiek, biorąc pod uwagę jego ówczesny poziom wiedzy, ówczesne zwyczaje kulturowe, charakter stosunków społecznych, itd,itp…
      Nie proś nikogo o historie biblijne, szukaj sama, a znajdziesz… i spotkasz Boga…:))

      1. A najpełniej spotkasz Boga w Ewangelii… Czyli Nowym Testamencie… Stary Testament nie jest bardzo dokładną chronologicznie historią , bo nie o to w tym wszystkim chodzi – jest cięgiem historii ludzkich ukazujących Boże działanie i interwencję w życie człowieka, Jego opiekę i Dobro, które niekiedy karci za sprzeniewierzenie, ale i nagradza za wierność Jemu… Po prostu Biblia jest świadectwem Bytu Najwyższego – Boga, który opiekuje się swoim dziełem i tworzy, cały czas stwarza…choć nie tak, jak na początku „czasów”… On po prostu jest, był i będzie – zawsze… I z fascynacji Bogiem powstawała Biblia, pod wpływem nagłych o;śnień, nagle otwartych nie do końca tajemnic…Tych uczuć doświadczali ci, którzy spisywali teksty biblijne, pod wpływem Ducha, posłanego w ich umysły od Ojca i Syna…Nie ma innego wytłumaczenia powstawania takich tekstów, dla których prawd uczniowie Jezusa i dalsi wyznawcy dawali się torturować i zabijać… Czyż dla bajek i legend byliby skłonni oddawać życie…???!!! Nie sądzę, bo nikt nie byłby tak niemądry…zwłaszcza z tych, którzy jeszcze mieli to szczęście dotykać, widzieć i słyszeć Mistrza… Ale i z tych nie wszyscy Mu dowierzali – Tomasz musiał palce włożyć w rany Zmartwychwstałego… Więc „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli…” – czego wszystkim życzę…:))

      2. Dzięki, Jano, ale ja znam i kocham Biblię…:) Wiesz, różnica pomiędzy Słowem a Znakiem (Sakramentem), jest mniej więcej taka, jak między listem miłosnym a pocałunkiem. Obydwa są znakiem miłości (Boga), ale jednak różnica między nimi jest wyraźna.:)

  2. Biblia jest pełna historii miłosnych, droga B., i jakoś zdumiewająco mało spośród nich jest tak „bogobojnych” by spodobać się ktosi 😉 – popatrz, nawet Jezus, kiedy rozmawia przy studni z Samarytanką (która miała 5 mężów, a ten, z którym była aktualnie, nie był jej mężem) nie mówi do niej: „O, ty, rozpustnico, wiem co zrobiłaś, żałuj za grzechy i nawróć się, bo jak nie…” Bo On jako jedyny zna ludzkie serca – no i jest miłosierny…

    1. A skąd o tym wiesz? 🙂 Pismo św. nic o tym nie mówi…Mówi natomiast, że spotkawszy Jezusa doznała wielkiej radości i „mówiła o Nim wszystkim, którzy byli w mieście”. Ta „jawnogrzesznica” stała się „apostołką”… Wiesz, dlaczego przyszła do studni w południe, kiedy był największy skwar i nikt (jeśli nie musiał) nie wychodził z domu? Bo ludzie nie mogli na nią patrzeć, ktosiu. Może tacy sami dobrzy, pobożni ludzie, jak Ty…

  3. zaczela wierzyc w Jezusa. Bog dokonal ewangelizacji. samarytanka poczula sie lepsza i zapragnela isc lepsza droga zycia.

    1. Nie poczuła się lepsza, ktosiu, poczuła się kochana taka, jaka jest. Nawet ze swoimi pięcioma mężami i z szóstym nieślubnym – bo zauważ, że Pan Jezus nie kazał go jej od razu „rzucać” – może On jeden wiedział, ile w tym było grzechu, a ile prawdziwej miłości…

      1. http://members.optusnet.com.au/~mpjaworski/P143.htm z tej strony to wszystko wiem;p Szkoda ze ty glebiej nie poznalas tej historii.Sens tej historii jest calkiem inny niz sadzisz. Po pierwsze zauwaz ze ta kobieta nawraca sie na Jezusa i nie wiemy czy dalej zyla z tym mezczyzna.Ale podejrzewam ze nie. Bo po spotkaniu Jezusa odkryla w sobie lepsze”ja” szla inna droga zycia, lepsza. Po drugie Jezus chcial zniesc podzialy miedzykulturowe. chcial aby zapanowala zgoda miedzy narodami. Po trzecie dokonal ewangelizacji. Pokazal nam jak mamy postepowac i glosic prawde o Nim.Nastepnym razem troche wiecej poczytaj o historiach ktore piszesz i nie wyciagaj pochopnych wnioskow.

  4. chyba raczej Ty. Bo nawet nie ma mowy w tej historii o jej mezach to ona sama przywoluje te fakty w myslach…

    1. Jest mowa. Przeczytaj uważnie tekst, zanim zaczniesz ze mną dyskutować. I to nie ona sama przywołuje pamięć o mężach, tylko Jezus mówi do niej: „Miałaś pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem.”

    1. Bóg nikogo nie krytykuje – potępia grzech, ale nigdy człowieka. Trochę inaczej niż ludzie, bo dla Ciebie np. moja miłość i mój grzech to jedno i to samo, a nawet ja sama i mój grzech – bo gdzieś tam napisałaś, że „grzech jest częścią Alby” – choć nie wiem, w jaki to miałoby być sposób? Zrósł się ze mną, czy co? 🙂 No, chyba, że uważasz, że moje dzieciątko jest tym „piętnem grzechu”, które wiecznie i niezmywalnie będę nosiła na sobie, bo nawet Miłosierdzie Boże nie ocali już takiej, jak ja. Kochałam się z księdzem, więc na pewno zasłużyłam na piekło. Wiesz, wielu bardzo pobożnych ludzi (sama tak robiłam jeszcze parę lat temu) powtareza frazes o tym, że „kochają grzesznika, a potępiają jego grzech” – ale w praktyce jedno miesza im się z drugim.

Skomentuj ~Beata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *