Którzy we łzach sieją…

Chciałam początkowo zatytułować ten post „Robinson ciężarny” albo jakoś tak. 🙂 Bo przecież nieprawdą jest, jakobym poczynając dzieciątko uczyniła to ze smutkiem czy jakoś szczególnie niechętnie – raczej przeciwnie.:)

 

nocą ciemną światu na złość

obnosiłam bujną nagość

nocą ciemną nocą złotą

uczyniłam to z ochotą

nocą złotą noca ciemną

miły mój nie zostal ze mną…

Jeden z moich przyjaciół powiedział mi niedawno: „Myślałem, że kiedy spełnisz swoje marzenie o dziecku, będziesz szczęśliwa…” – i… oczywiście, że jestem, jestem szczęśliwa (zwłaszcza, kiedy ostatnio usłyszałam opowieść o pewnym młodym, zdrowym małżeństwie, które z niewiadomych przyczyn od siedmiu lat nie może się doczekać potomstwa – teraz wiem, że miałam naprawdę wielkie szczęście, zachodząc w ciążę z P, mimo że tak rzadko się widujemy…) tylko że ten, który we mnie „zasiał” to dziecko, jest kapłanem – i tak naprawdę teraz dopiero widzę, że kochając go dotknęłam jednocześnie czegoś, co jest ode mnie większe i ważniejsze, czego do końca nie ogarniam – i przed czym muszą ustąpić moje najsłuszniejsze nawet żądania…

Żądania? Jakie znowu żądania?! Ja nie mam prawa stawiać mu żadnych żądań, żadnych wymagań… Kocham go i wiem na pewno, że jestem kochana – ale jednocześnie jestem zupełnie SAMA (oczywiście, jeśli nie liczyć dzieciątka, którego serduszko rytmicznie stuka z prawej strony mojego coraz twardszego brzucha… I nie mam nawet mężczyzny, który by czule kładł na nim rękę…). „Robinson ciężarny…”

I nie śmiem już nawet marzyć, że to się kiedyś zmieni. To jest zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe…Chociaż, jak napisał William Blake, jeden z moich ulubionych poetów:

„Wtedy gdy siejąc łzy gorzkie lejemy –

żniwa stanowią dla nas wszystkich święto…”

Oby, oby…

24 odpowiedzi na “Którzy we łzach sieją…”

  1. Jakiś czas temu powiedziałam Ci, że jesteś mi bliższa niż sądzisz, pamiętasz? Wiem, co czujesz. Wiem o strachu. Wiem o lęku przed tym, co powie rodzina, co powiedzą ludzie, bo to mała miejscowość. Co powie Kościół? I jak dać sobie radę z tak wielkim wydarzeniem, jak urodzenie i wychowanie dziecka? Wiem, co czujesz. Wiem. I wiem, że to może być wspaniałe. Zobaczysz. Będzie ciężko wiele razy. Ale miłość do dziecka to jest coś nieprawdopodobnie dodające siły. Zobaczysz.

    1. Cieszę się, że przyszłaś. 🙂 Ale, wbrew pozorom, nie chodzi tu tylko o miłość do dziecka – już Ci kiedyś napisałam, że dziecko kocha się raczej ze względu na mężczyznę, z którym się je ma – i dlatego, że jest owocem naszej miłości – najpiękniejszą, najdoskonalszą istotką, jaką sobie można wyobrazić. I, pomimo wszystkich trudnych dni, wiem, że nie jestem sama (chociaż chwilowo jestem!) – moje dziecko nie jest „panieńskie”, ma ojca, który je kocha tak samo, jak ja (a może nawet trochę bardziej…:))

        1. …. tyle, że nie do końca się ze wszystkim zgadzam, ponieważ, jeśli pozwolisz na wyrażenie mojego zdania, uważam, że dziecko albo się kocha bezgranicznie, bez względu na ojca, bez względu na stosunek matki do tego ojca, bez względu na to czy jest panienskie czy nie, albo się go nie kocha. Jeśli nie pojawi się bowiem uczucie miłości macierzyńskiej, to nie ma właściwie znaczenia, z kim się spłodziło maleństwo, nie ma znaczenia, czy się kocha tego mężczyznę czy nienawidzi. W mediach często propagowany jest taki obrazek, że kobieta, która zaszła w ciążę z kimś kogo nie kocha albo wręcz nienawidzi, albo nawet nie wie, kim jest ojciec jej dziecka, odrzuca własne dziecko. Ale to media. Z moich doświadczeń i obserwacji wynika jednak, że to niestety (niestety – dodane dla romantyków) i na szczęście nie ma żadnego znaczenia. Mało tego. Wiem również, że i mężczyzna może pokochać nie swoje dziecko tak bardzo jakby było z jego krwi i jego kości.Więc pojawia się pytanie i od razu proszę o wybaczenie, że je zadaję, ale… – na ile fakt, że jesteś w ciąży jest tak naprawdę narzędziem manipulacji?

          1. Gdybyś miała rację z tą „bezgraniczną miłością do dziecka”, do każdego dziecka, nie byłoby sporów o aborcję w przypadku gwałtu (bo czyż to dziecko nie powinno być także „ukochanym dzieckiem swojej matki”, bez względu na wszystko?), dzieci niechcianych i porzuconych. Zarzucasz mi „romantyzm” (a cóż to za zarzut?!) a sama mu także ulegasz, tyle, że w innej wersji. Moja ciąża jako narzędzie manipulacji…no, cóż, nie sądziłam, że potrafisz być tak bezmyślnie okrutna… NIGDY w ten sposób nie myślałam! Po prostu to, że spodziewam się dziecka postawiło przede mną masę problemów, których nie rozwiążę sama, choćbym się nie wiem jak zawzinała. Byłaś kiedyś niepełnosprawna? Nie. Wiec proszę, nie wypowidaj się w takim tonie o czymś, o czym nie masz pojęcia. Równie dobrze ja mogłabym Ci powiedzieć, że Twój „pan” Tobą manipuluje – i byłoby to przypuszczalnie tak samo bliskie „prawdy.”

          2. Co do ojców, którzy nie są „biologiczni” masz oczywiście rację – ale sądzę, że dokładnie ten sam mechanizm dotyczy adopcyjnych matek. Czytałam o przypadkach, kiedy kobiety zaczynały karmić przysposobione dzieci własną piersią, bo zdołały „przekonać” śwój organizm, że jest to ich własne dziecko. Tym niemniej, wydaje mi się, że jednak łatwiej jest pokochać „kość z własnej kości”, na przykład dlatego, że mamy całe 9 miesięcy, by zżyć się z maleństwem przed jego urodzeniem. I miedzy innymi dlatego mi przykro, że P. nie może (na razie) dzielić ze mną tego doświadczenia.

          3. Kochana Albo, bardzo mi przykro, że tak odebrałaś moje słowa, ale jeśli pozwolisz od razu je tu doprecyzuję. Otóż o bezgranicznej miłości do dziecka napisałam, że albo się pojawia, albo nie. Więc nie przeczy to Twojemu argumentowi co do aborcji i odrzucania dzieci. U kobiet w ciąży w różnych okresach pojawia się ten moment, gdy zaczynają kochać (jeśli się pojawia). U mnie to było na początku trzeciego miesiąca. Wcześniej przeżyłam dwa miesiące takiego piekła, że nie chciałabym drugi raz tego przeżyć. Ale od tego trzeciego miesiąca moje dziecko stało się dla mnie najważniejsze i tak jest do dziś, i pewnie będzie zawsze.Co do romantyzmu, to nie zarzucałam go wcale Tobie. Nawet nie pomyślałam w ten sposób. To było stwierdzenie ogólne.Piszesz, że byłam w wypowiedzi bezmyślnie okrutna. Hmm… okrutna może trochę, ale w bardzo przemyślany i celowy sposób. Więc bezmyślnie na pewno nie.I nie. Nie byłam niepełnosprawna, gdy w całkowitej samotności, po pierwszym roku studiów poczęłam dziecko, nie miałam gdzie mieszkać, zbierałam suchy chleb wyrzucany przez ludzi by mieć co jeść, nie miałam pracy i wychowywałam swoje maleństwo, odbierając po raz kolejny wypowiedzenie z wynajętego mieszkania czy akademika, bo „kąpiele maleństwa zużywały za dużo prądu” albo „w nocy płakało”. Nie, nie byłam, gdy nie mogłam liczyć na nikogo oprócz siebie, gdy nie miałam się gdzie podziać. Ale przeżyłam. I wiem, że się teraz bardzo lękasz. Wiem, że potrzebujesz wsparcia. Potrzebujesz pomocy i Twoja sytuacja rzeczywiście jest trudna. I jednocześnie jestem pewna, że Twoje życie ma szansę wspaniale się ułożyć. Naprawdę możesz być szczęśliwa, choć czasem, gdy masz takie chwile jak ostatnio, mogłaś w to nie wierzyć. I to niezależnie od P., choć z całego serca Ci życzę, by to było z nim.I ostatnia rzecz – stwierdziłaś, że prawdopodobnie mój Pan mną manipuluje. Nie prawdopodobnie, ale na pewno. I ja sobie zdaję z tego sprawę i jestem szczęśliwa, że robi to tak dobrze. Bo nie wiem czy wiesz, każdy człowiek manipuluje drugim człowiekiem. Już sama teoria komunikacji zakłada, że nie można skontaktować sie z drugim człowiekiem nie wywierając na niego wpływu. Pytanie brzmi tylko czy manipuluje się kimś dla jego dobra czy zła. Ja jestem szczęśliwa, że jestem manipulowana tak a nie inaczej.

          4. No więc dobrze, przyjmij, jeżeli chcesz (choć to zupełnie nieprawda) że manipuluję P. „dla jego własnego dobra” i zostaw mnie w spokoju, dobrze? A co do Twego „pana” to mam czasami wrażenie, że on manipuluje Tobą przede wszystkim dla własnego dobra i własnej przyjemności – choć, oczywiście, dla Ciebie trochę mniej lub bardziej subiektywnego dobra z tego również wynika. Ale ponieważ nie jestem w takim związku i w takiej sytuacji jak Ty, nie będę się na ten temat wypowiadać tak kategorycznie – bo mogłabym Cię zranić lub dotknąć. A co do „teorii trzeciego miesiąca” to szczerze mówiąc, do mnie się ona nie odnośi. Ja kochałam Okruszka od pierwszego momentu, kiedy się pojawił – ponieważ wiem dokładnie, kiedy to nastąpiło…

          5. o.k. Zostawiam Cię zatem w spokoju. Życzę Ci wspaniałych chwil, miesięcy, lat z P. i Okruszkiem. Życzę wiele siły i wielu życzliwych i dobrych ludzi na Twoje drodze. Życzę pokonania tego dysonansu, który targa Tobą teraz, ale na pewno to się wyciszy i zaznasz spokoju ducha. I życzę Ci wielkiej świadomości, że jesteś kochana przez Boga. Bóg jest tak wielką miłością, że radość Twojego poczęcia, Twojego związku musi Go cieszyć. Pozdrawiam Cię serdecznie i już znikam.

          6. Nie mówiłam o tym, żebyś się całkiem wyniosła, tylko przestała mi zarzucać rzeczy, które nie są prawdziwe. Sądzę, że także nie lubisz, gdy ludzie wypowiadająna Twój temat autorytatywwne opinie, które nie mają nic (albo niewiele) wspólnego z rzeczywistością). Myślę, że trzeba być bardzo ostrożnym w ocenianiu zachowań i motywów innych ludzi. Wiem, że jestem kochana przez Boga. To jedna z niewielu rzerczy, w które nigdy nie wątpiłam.

          7. Ps. A Ty, czy sobie wyobrażasz swoje szczęście „niezależnie od pana”? Pomyśl, gdyby miał Cię nigdy więcej nie dotknąć – czy nadal byłabyś w stanie udzielać komukolwiek takich chłodnych, mądrych rad? Więc przyjmij do wiadomości, że dla mnie coś takiego, jak szczęście bez P. nie istnieje…Tak długo na niego czekałam…Przeszłam przez piekło, aby dość do miejsca, w którym jestem teraz. Moje dziecko jest oczywiście ważne i kochane (nawet bardzo! opowiadałaś 10-dniowemu płodowi bajki na dobranioc i mówiłaś, że ze wszystkich sił pragniesz, aby był silny i zdrowy? Ja mówiłam! Więc proszę, nie wmawiaj mi, że za mało kocham swoje dziecko! Umarłabym, byle tylko ono mogło przeżyć.) ale mimo wszystko nie jest wszystkim, czego kobiecie potrzeba do szczęścia. Zawsze się oboweałam tego, że będąc samotną matką tak skoncentruję wszystkie swoje uczucia i pragnienia na dziecku, że zagłaszczę je na śmierć. Nie będę taką matką. To źle?

          8. To bardzo dobrze. Bardzo dobrze Albo. Masz rację w pełni. I jesteś cudowną osobą. To, że w ogóle tu się u Ciebie odezwałam, to dlatego, że chciałam wesprzeć kogoś, kto ma w sobie wielki potencjał miłości i kto akurat chwilowo potrzebował, moim zdaniem oczywiście, jakiegoś wsparcia. Ale teraz wiem, że popełniłam omyłkę. Przepraszam Cię. Usuń moje komentarze jeśli chcesz. I wybacz, że wkroczyłam na Twój grunt. Życzę Ci wszystkiego co najlepsze. I przepraszam.

          9. Nie, to ja Cię przepraszam. Jestem ogólnie rozdrażniona, to wszystko. I niczego nie będę usuwać. Wpadaj, kiedy chcesz.

          10. Smutno mi coraz bardziej, z powodu Albo Twojej zlości (może nieadekwatne okreslenie), ale tak ją odczytuję. Niewolnica (chociaz dumna 🙂 ) z tego co ja odczytuję nie atakuje Ciebie, ale Ty masz prawo się złościć, miotać i denerwować, masz takie prawo i nawet pewnie odrobinę Ci to pomaga. Boże jak ogromna musi być Twoja tęsknota za P, jak wielka niemoc i bezradność. Jak miłośc która przynosiła radość i siłę, jak teraz boli. Dlaczego ludzie spotykaja się i kochają w najmniej odpowiednim dla siebie momencie, dlaczego piekna milość i nawrażliwsze uczucia muszą tak boleć?Nie umiem na to wszytsko znależć odpowiedzi i nawet Jej nie szukam. Postaraj się Albo uspokoić, Twoje dziecko czuje i płoszy się jak jesteś w takim stanie swojej duszy. Poleż, włącz muzykę, może z Kimś zaufanym porozmawiaj w 4 oczy, realnie. Jesteś nie wiem zrób coś, albo niech P coś zrobi, bo mnie to przeraża….Pozdrawiam Cię ciepło i posyłam troszkę dobrych myśli.B.

          11. To nie zlość, to raczej bezradnośc. Ja jestem bardzo silną osobą i jedyne, co mnie tak naprawdę doprowadza do pasji, to poczucie własnej bezsilności – jak właśnie teraz…Ale nie martw się, to minie, minie na pewno.

  2. Albo jestem z Tobą, wiesz o tym doskonale, ponieważ pisałam niejednokrotnie o tym w swoich komentarzach, ale przyznaję rację Dumnej Niewolnicy. Sama chyba zaczynasz się gubić w sytuacji. I nie piszę tego złośliwie, tylko po to, byś przemyślała co piszesz. W jednej notce piszesz, że kochasz P, za chwilę wydaje się, że jesteś zawiedziona, bezsilna i kierujesz ku Niemu swoją nienawiśc, sama przyznałaś, że gdyby słyszał powiesiłby się….Mam mieszane odczucia, nie wiem, czy tak naprawdę Ty chcesz tego dziecka, bo znów w jednym z komentarzy piszesz, że dziecko kocha się raczej ze względu na męzczyznę z którym się Je ma i chyba błędnie porównujesz tutaj miłośc z gwałtem w wyniku, którego również powstaje nowe zycie.Tylko w przypadku miłości, ma się przed oczami najcudowniejsze chwile, kiedy tworzyło się nowe zycie a w przypadku gwałtu, najczarniejsze – nawet nie jestem w stanie wyobrazić sobie jakie.Co mnie też uderza, że w każdej z ostatnich notek podkreślasz swoją niepełnosprawność, jakby to miało usprawiedliwoać Twoje i P zachowania.Nie atakuję Cię, bo wiem jaka jest miłośc do Kapłana i jak Ona boli, ale decyzję podjęliscie wspólnie o Nowym Zyciu i powinnaś ze wszytskich sił kochać i akceptować to życie, a ja mam po osttanich Twoich notkach i komentarzach naprawdę mieszane uczucia.Pozdrawiam ciepło.B.

    1. Mam właśnie nadzieję, że się jeszcze nie pogubiłam – a jeżeli piszę to wszystko, to po to, by właśnie porządkować swoje myśli i swoje emocje… Tak, jak kapłaństwo może mieć (i ma!) swoje kryzysy, tak też ma je i miłość do kapłana – i ja właśnie jeden z takich momentów przechodzę. Ale to, że jestem czasem na niego wściekła i rozżalona, nie oznacza jeszcze, że go nie kocham. Po prostu jestem bardzo zmęczona – i nie bardzo wiem, skąd mam brać siły, bo on (chwilowo) nie bardzo może mi pomóc. Może mnie tylko wysłuchać – chociaż to też jest dużo…Ale nie martw się, mam nadzieję, że to już niedługo minie. A co do Fasolki, to najpiękniejsze, co mi się w życiu przydarzyło – tym bardziej męczy mnie i martwi, że muszę ją ukrywać, zamiast być z niej dumna i szczęśliwa…

      1. Aha, i nie wydaje mi się, żebym tłumaczyła coś moją niepełnosprawnością – po prostu nagle odkryłam, że niektóre rzeczy są dla mnie trudniejsze do wykonania, niż dotychczas sądziłam – i że P. bardzo przydałby mi się tutasj, choć, z drugiej strony, nie chciałabym go sobą absorbować ponad potrzebę.

        1. Wierzę, że wszytsko się ułoży, wiem, że napewno martwisz i niepokoisz się reakcją Mamy, ale też wierzę, że mimo tego, iż wpadnie w złośc – jak sądziś, może przytuli Cię pewnego dnia do serca.Spróbuj się wyciszyć, chociaż cholernie wiem, jakie jest to trudne, chociażby ta TĘSKNOTA.Pomodlę się dzisiejszej nocy o siłę dla Was.Pozdrawiam Ciepło i przesyłam pozytywne fluidki :-)PS. Czy mogę Cię zlinkować u mnie na blogu?

          1. Reakcja mojej Mamy nie jest obecnie moim głównym problemem – choć na to przytulenie do serca raczej bym nie liczyła – ona dotąd zrobiła to trzy, może cztery razy w moim życiu. 🙂 To już prędzej mój tatuś, choć on z kolei będzie się martwił („jak ty, córeczko, sobie poradzisz?”), a jemu też chciałabym tego oszczędzić. Najgorsza chyba jest ta tęsknota, mam czasem wrażenie, że wysysa ze mnie wszystkie inne uczucia, nawet miłość do dziecka i do P. I jeszcze, czasami, to poczucie bezradności, kiedy nie mogę sobie z czymś poradzić (ostatnio nie mogłam zejść ze schodów – miałaś kiedyś takie parszywe wrażenie „uwięzienia we własnym domu”?)

          2. Masz rację, powinnam się wyciszyć, odpocząć – bardzo chciałabym wyjechać gdzieś na rekolekcje…Oczywiście, że możesz mnie dodać do linków. I nie martw się – jutro przyjedzie P., to mi doda trochę sił… Boże, jaka ja się czuję stara 🙂

  3. uciekł jak każdy ksiądz zrobił sobie dobrze i uciekł- to u nich naturalne. wiem coś o tym ponieważ mam już dwójke dzieci z księdzem i za każdym razem biło tak samo. jednak nie mogę narzekać bo mi też było dobrze.

    1. Nie, nie uciekł. Jest ze mną i już pozostanie. I nie „jak każdy” – bo wydaje mi się, że każda historia tego typu jest inna. A swoją drogą – skoro masz już dwoje dzieci z księżmi…rozumiem raz…mogłaś się pomylić…ale za drugim razem? Nie bałaś się zaangażować? Czy aż tak bardzo lubisz kapłanów? 🙂

Skomentuj Dumna_niewolnica Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *