Rozmyślania nad życiem i śmiercią.

Tym, co mnie zawsze uderzało w (rozgorzałym ostatnio na nowo) sporze pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami kary śmierci, jest przede wszystkim daleko posunięta NIEKONSEKWENCJA obydwu stron.

Oto bowiem mamy jednej strony „obrońców wszelkiego życia ludzkiego”, którzy jednak nie czują oporów przed odebraniem go innej osobie w majestacie prawa, jeżeli w ich mniemaniu sobie na to „zasłużyła”. Mamy tu zatem dość radykalnie przeprowadzany podział pomiędzy „życiem niewinnym” (które bezwzględnie podlega ochronie) i życiem zbrodniarza, który najwidoczniej przez swe uczynki sam się pozbawił swoich ludzkich praw (?).

Gwoli uczciwości, wypada jeszcze dodać, że taki punkt widzenia znajduje dość mocne podstawy w Biblii. Pismo Święte mówi przecież: „Jeśli kto przeleje krew ludzką, przez ludzi ma być przelana krew jego.”, jakkolwiek to „prawo odwetu” jest znacznie ograniczone – Biblia odróżnia np. umyślne morderstwo od przypadkowego zabójstwa (i ten drugi przypadek nakazuje karać wygnaniem, a nie śmiercią). Natomiast użyte w przykazaniu Dekalogu hebrajskie słowo rasach” odnosi się zawsze do sytuacji morderstwa, popełnionego, jak byśmy to dziś powiedzieli, z premedytacją (ale już niekoniecznie np. do zabicia wroga na wojnie…).

Natomiast na drugim biegunie mamy przeciwników kary śmierci, którym jednak ich przywiązanie do „ogólnoludzkich humanitarnych wartości” nie przeszkadza „w imię wolności jednostki” przyzwalać na zabijanie „niewinnych” płodów ludzkich albo też osób, których życie zostało z różnych przyczyn uznane za „mniej wartościowe.”

Co charakterystyczne, na ogół gromko domagają się oni, aby (wbrew logice) rygorystycznie oddzielić dyskurs o aborcji i eutanazji od dyskusji o karze śmierci – choć w istocie we wszystkich tych przypadkach chodzi o odpowiedź na dwa podstawowe pytania:

1. Kim jest człowiek? Co ostatecznie decyduje o naszym człowieczeństwie? Inaczej mówiąc; czy „bardziej” człowiekiem jest płód ludzki, czy stuletni starzec? Morderca czy malutkie dziecko? Osoba niepełnosprawna intelektualnie czy geniusz? (Dla mnie oni wszyscy nie różnią się w swoim podstawowym człowieczeństwie – natomiast wśród niektórych przeciwników kary śmierci możemy się spotkać np. z taką paradoksalną sytuacją, że w każdym przypadku embrion ludzki wydaje im się większym „zagrożeniem”, niż największy nawet zbrodniarz – i można odnieść wrażenie, że chętniej wyszliby na ulicę demonstrować swój sprzeciw wobec zabijania zwierząt, niż wobec aborcji…)

2. Czy – i kiedy – mamy prawo pozbawić życia istotę ludzką? W obronie własnej, w obronie ojczyzny (np. na wojnie), za karę, z litości (eutanazja), czy może jeszcze dla jakichś innych przyczyn? (i w tym miejscu, w moim przekonaniu, powinno się też mieścić pytanie o aborcję. Powinno ono brzmieć nie tyle – „CZY płod ludzki jest człowiekiem?” – bo jak dotąd nauka nie dostarczyła nam żadnych przekonujących dowodów na to, że tak nie jest – co: „W imię jakich racji możemy poświęcić życie tego człowieka dla innego człowieka?”. Pisałam tu już zresztą o tym.)

Natomiast jeżeli o mnie chodzi, to jestem konsekwentnie pro life, czyli zarówno przeciw aborcji i eutanazji (a zwłaszcza, jeżeli traktuje się je w kategoriach „podstawowych praw obywatelskich”! ), jak i przeciwko karze śmierci. I wydaje mi się, że jest to dosyć rozsądne stanowisko…

2 odpowiedzi na “Rozmyślania nad życiem i śmiercią.”

  1. Ja również jestem konsekwentny i opowiadam się za (możliwością wymierzania) kar śmierci dla morderców. Dlaczego? Człowiek, który dokonał agresji i pozbawił życia niewinną osobę, automatycznie zrzekł się wszystkich praw, które przysługują wolnej jednostce, w takim samym stopniu, w jakim sam pozbawił wszelkich praw jednostkę zabitą przez siebie. Jednak ponieważ podstawową funkcją kary powinno być wyrównanie krzywd, w wypadku pozbawienia kogoś życia/w którym powrót do stanu sprzed morderstwa nie jest możliwy/ o losie mordercy decydowaliby jego krewni, którzy mieliby wybór – skazanie go na dożywotnie więzienie plus dożywotnią pracę z tytułu odszkodowania za śmierć ich krewnego albo karę śmierci.Można oczywiście argumentować, że prawo do życia takiej jednostki jak morderca jest „niezbywalne”. Ale idąc tropem takiej logiki można równie dobrze uznać, że niezbywalne jest prawo do własności kogoś, kto spowodował straty i dlatego nie można go zmuszać do zapłaty grzywny. Kto inicjuje agresję, musi się liczyć z tym, że w ten sposób sam pozbawia się praw. Dlatego osoby zabijającej kogoś w obronie własnej nikt rozsądny nie nazwie „mordercą”. Adekwatna odpowiedź na agresję nie jest agresją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *