Rewolucja w Kościele?

Nie, nie zamierzam tym razem pisać o teologii wyzwolenia, ani o kapłanach takich, jak były salezjanin Jean-Bertrand Aristide, obalony dyktator Haiti, którym Ewangelia pomyliła się z marksizmem i którzy na skutek tego postanowili „wyzwalać” swoje (uciśnione, nie powiem…) owieczki z karabinem na ramieniu.

Jest prawdą, że zdecydowanej większości ludzi Kościół kojarzy się raczej z obroną tradycyjnych wartości (czasami za wszelką cenę) – bardziej więc z „konserwatyzmem” niż z REWOLUCJĄ.
Nie da się też ukryć, że żyjemy w świecie, który zazwyczaj utożsamia WARTOŚĆ z NOWOŚCIĄ – tak więc ten ksiądz, ten papież, ten Kościół „niczym nowym nas już nie zaskoczy.”

Ale, jak tu już kiedyś pisałam, reformowanie Kościoła (ta mała „rewolucja w Kościele”) powinno być zawsze trochę”na odwyrtkę” – bo autentyczna odnowa jest w nim zawsze powrotem do źródeł, do początków, do Ewangelii. Ewangelia to przecież Dobra Nowina – tylko kłopot w tym, że po dwóch tysiącach lat chrześcijańskiego nauczania to często dla nas już ani dobra, ani nowina…

I cały problem polega na tym, żeby tę „starą” prawdę opowiadać stale na NOWY sposób. Bo ona przecież jest „rewolucyjna” – weźmy np. na serio naukę o tym, żeby miłować nieprzyjaciół, nadstawiać drugi policzek, a zło dobrem zwyciężać.

Czy możecie wyobrazić, jak bardzo by się zmienił świat, gdyby naprawdę ci, którzy pragną sprawiedliwości zostali zaspokojeni, płaczący-pocieszeni, a „cisi” zaczęli rządzić na tej ziemi? Bo na razie to (to też jest Biblia, tylko że Stary Testament) „nie ci waleczni w walce zwyciężają; tak samo nie mędrcom chleb się dostaje w udziale, ani rozumnym-bogactwo”, prawda? 🙂

A mnie się marzy… nie, nie „kurna chata”… 🙂 

Marzy mi się taki Kościół, który – bez moralizowania, ale i bez zdrady swoich fundamentalnych przekonań – umiałby po prostu wyciągnąć rękę nawet do tych, którzy jakoś „nie dorastają” do jego wymagań: do niewierzących i „inaczej wierzących”, niepraktykujących, rozwiedzionych, homoseksualistów, bezdomnych, narkomanów, prostytutek, chorych na AIDS i nawet (niechby i na końcu) do swoich „upadłych” kapłanów…

W taki właśnie Kościół „powszechny” wierzę i taki Kościół kocham. A przecież to do tych wszystkich, którzy są „ostatnimi”, którzy „się źle mają” Ewangelia jest adresowana w pierwszym rzędzie.

To by dopiero była REWELACJA! 🙂 

17 odpowiedzi na “Rewolucja w Kościele?”

  1. Zaczęłaś od rewOLUcji, a zakończyłaś na rewELAcji; widzę, że mocno wątpisz w to, że kiedyś zobaczysz taki kościół. A przecież masz choćby ks. Drozdowicza i wielu innych, którzy akurat tak nie są znani.

      1. Wiem, że są tacy księża – i chwała Bogu za to! Ale…czy nie do tego samego Kościoła należą ci, którzy protestowali przeciwko ośrodkom dla chorych na AIDS, zakładanym przez księdza Nowaka, ci, którzy wyprosili ze świątyni niewidomą dziewczynę z psem-przewodnikiem („bo to bydlę jeszcze tu napaskudzi!”), albo ci, którzy po śmierci prof. Geremka stali na ulicy z transparentem: „Dzięki ci, Boże, że go od nas już zabrałeś!” ? Niestety, i to są moi bracia i siostry. Pewien ksiądz, zajmujący się duszpasterstwem osób, żyjących w związkach niesakramentalnych, opowiadał kiedyś, że był przerażony, gdy pewne małżeństwo powiedziało mu, że od innego księdza usłyszało, że w ich stanie to nawet modlitwa jest grzechem! Bardzo bym chciała, żeby takie sytuacje się nie zdarzały…

    1. Nie, nie wątpię Leszku – ja nadal mocno wierzę w to, że kiedyś taki będzie – mimo, że (niestety) w Kościołach protestanckich to „otwarcie” kończy się często rezygnacją z pewnych ideałów. Z radością witam też tych wszystkich, którzy – jak u nas ks. Wojtek Drozdowicz albo ks. Arkadiusz Nowak, czy s. Małgorzata Chmielewska, a gdzie indziej np. Chiara Lubich i ks. Guy Gilbert są już teraz „wiosną” takiego Kościoła. O ostatnim z wymienionych przygotowuję nawet specjalny post, niestety, jest w nim jakiś błąd (wirus?) i nie da się wyświetlić. Może Onet coś na to poradzi.

  2. Benedykt XiV powiedział, że postępowi technicznemu nie dorównuje postep molarny. Wiedza i doświadczenie człowieka gromadzi się przez stulecia. Następne pokolenia korzystaja z odkryć poprzedników. Niestety za tym nie podąża postęp moralny, gdyż wyboru między dobrem i złem każdy człowiek musi podjąć sam, nizależnie od doświadczeń zdobytych przez jego poprzedników. Wiedza sie kumuluje, zaś umiejętność wybory dobra nie.Dlatego wciąż wybuchaja nowe wojny, nowe konflikty „o miedzę”, mimo tego że wiele juz pokoleń doświadczyło jakim złem jest wojna. Używa sie wciąż doskonalszej broni, nowoczesnych taktyk ale problemy moralne wciąż są te same.Właśnie dlatego Kościół będzie zawsze potrzebny człowiekowi, aby wspierać, uczyć i pomagać w podejmowaniu wyborów między dobrem i złem.pozdrawiam

    1. Papież ma rację! 🙂 To tylko marksiści wierzyli (a niektórzy wierzą nadal), że wystarczy tylko zmienić rzeczywistość zewnętrzną – prawa, stosunki społeczne czy gospodarcze, żeby samoistnie powstał też „nowy człowiek.” Są także „scjentyści” , którzy sądzą, że już niedługo nauka rozwiąże wszystkie (lub prawie wszystkie) problemy ludzkości – i nastanie raj na ziemi… Tymczasem samo pojęcie „postępu” jest dyskusyjne, nawet, jeżeli chodzi nam tylko o postęp naukowo-techniczny. Przede wszystkim, nie przebiega on równomiernie (równocześnie) na całym świecie – można nawet powiedzieć, że nasze oszałamiające osiągniecia są ograniczone tylko do najbogatszych społeczeństw. A cena, jaką trzeba za ten postęp zapłacić i tak bywa wysoka – żeby wymienić tylko choroby cywilizacyjne i zanieczyszczenie środowiska. A kiedy pojęcie „postępu” przenosimy na ludzkie zachowania, robi się już tylko gorzej. Czy eutanazja starych, chorych i niepełnosprawnych to postęp, czy regres? Albo wymiana partnerów, poligamia czy choćby (najbardziej z nich niewinny) naturyzm?

      1. Eutanazja to tylko czubek góry lodowej problemów medycznych, które wywołuje współczesna medycyna i postęp.

    1. I słusznie się odnosili. Trzeba rozeznac, co jest dobre, co nieodpowiednie, co niebezpieczne. Nie powinno się w Kościele przyjmować kazdej nowinki bez relfeksji, bo zycie duchowe nie jest jak fryzura nie musi być modne, nowocześne. Niektóre grupy Odnowowe powodowaly rozłam w parafiach i odchodziły od nauczania Kościoła.

      1. Znam to o koniecznosci rozeznawania. Nie jestem laikiem-przeszlam formacje w kosciele. Na poczatku odchodzily do Zielonoswiatkowcow, albo nie wiadomo gdzie…….Ale to nie znaczy, ze pomimo tego iz Grupy Odnowy istnieja ladnych pare lat, nadal bac sie ich, uwazac za komiczne i tylko temu co znam holdowac , a inni rto be…..Znam babcie, ktore biegaly do ksiedza , pomimo tego ze on na spotkaniach byl i mu gadaly, ze ludzie z Odnowy sie zle modla.

        1. Nie dziwię się babciom, bo na modlitwach odnowowych dziwne rzeczy się dzieją 😉 To jest inna religijność niż spotykana na codzień. Ludzie mogą się gorszyć, gdy słyszą modlitwę językami. Pamiętam mój pierwszy kontakt, myślałm, że jestem w domu wariatów i dziwiłam się, że proboszcz takich czubków na teren kościoła wpuszcza bez obstawy ;-)PS. Myślę sobie, że dobrze że owe babcie do księdza poszły, bo szukały pomocy autorytetu.

      2. Tak, Pismo Św. mówi, że trzeba rozeznawać, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe. Wszystko badać, ale to, co szlachetne – zachowywać. 🙂 Bo nadmierna nieufność może z kolei prowadzić do podejścia właściwego dla Radia Maryja: „A po co nam jakieś nowinki, czy nie wystarczy wierzyć tak, jak ojce i praojce wierzyli?” A mnie się marzy Kościół, w którym jest miejsce i dla kółek różańcowych, i dla grup Odnowy. A co do rozłamów – to oczywiście wiele zależy od roztropności prowadzących.

        1. Sądzę, że nie tylko o roztropność prowadzących chodzi. Potrzebna jest Łaska i łączność z Kościołem.

    2. Myślę, że często ta nieufność bierze się po prostu z NIEZNAJOMOŚCI. Zdarza się nawet, że poszczególne ruchy kościelne patrzą „wilkiem” na siebie nawzajem. Kiedy byłam animatorką Oazy i prowadziłam spotkanie modlitewne na Diecezjalnym Kongresie Ruchów Katolickich, po wszystkim podchodzili do mnie moi przyjaciele ze wspólnoty Odnowy (do której również należałam) i zdziwieni pytali: „Jak to, to u was Duch Święty też działa?!” 🙂 Dużo złego się słyszy zarówno o Odnowie, jak i o Neokatechumenacie – ja należałam do obydwu i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że (na ogół) nic strasznego się tam nie dzieje. Codziennie dziękuję Bogu, że dał mi doświadczyć różnorodności Kościoła w wymiarze szerszym, niż tylko jedna grupa czy wspólnota – coś takiego najskuteczniej chroni przed sekciarstwem, które jest zawsze zamknięciem się w sobie i myśleniem typu: „Zbawienie tylko u nas!”

  3. Witaj! Przeczytałam dziś dużo z Ciebie. Czasami jakbym czytała siebie- myślę podobnie, czasami jesteś ( dla mnie) zbyt skrajna- i myślę, że to jest piękne!

  4. Są takeei oddolne ruchy, tyle ze ich wsparcie przez Hierarchie polega na „nieprzeszkadzaniu”. Gdzieś u mnei lezy notka o Kościele i Hierarchi

    1. Nie przeszkadzać to za mało – warto byłoby jeszcze zrozumieć i pomagać. 🙂 Jak się gdzieś dokopię do tej notki u Ciebie, to na pewno przeczytam.

Skomentuj gabriela13@autograf.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *