Niepewne granice.

Powiem szczerze, że rozróżnienie Katechizmu Kościoła Katolickiego pomiędzy „zaprzestaniem terapii uporczywej” a „eutanazją” zawsze wydawało mi się słuszne i wystarczające. Czym innym jest bowiem wstrzyknięcie nieprzytomnemu pacjentowi trucizny (aktywna eutanazja czy tam „zabójstwo z litości”) niż odłączenie tego samego pacjenta od respiratora, jeśli wiadomo, że bez niego już nigdy samodzielnie oddychać nie będzie (zakończenie terapii).

Niestety, rozwój współczesnych technik medycznych sprawił, że nie jest to już takie proste. Na przykład w głośnej ostatnio sprawie 37-letniej Włoszki Eulany Englaro, znajdującej się od 17 lat w stanie śpiączki po poważnym wypadku samochodowym, która ma wkrótce zostać odłączona od odżywiania pozaustrojowego.

Zwolennicy eutanazji mówią tu o „prawie do godnej śmierci” (choć mam pewne wątpliwości, czy rzeczywiście powolne zagłodzenie nieprzytomnej kobiety może być uznane za „godne”), przeciwnicy – o „zabójstwie.” („A jak inaczej zdefiniować decyzję o tym, by nie dawać komuś jeść?” – pytał bp Javier Lozano Barragan)

A ja się zastanawiam, czy czasem żywienie przez lata przez sondę nie podpada pod pojęcie „terapii uporczywej” której można byłoby po prostu „zaprzestać”? I…nie wiem!

Sytuację komplikuje jeszcze fakt, że eutanazji domaga się ojciec ciężko chorej kobiety, który twierdzi – choć nie ma na to żadnych dowodów – że „taka właśnie byłaby wola jego córki.” Czy zatem nie mamy tu raczej do czynienia z „zabójstwem z litości” – tj. takim przypadkiem, kiedy to INNI są przekonani, że dla kogoś „byłoby lepiej”, gdyby już umarł?

I tak sobie myślę, czy nie byłoby najlepiej, gdybyśmy sami podpisywali stosowne oświadczenia („testamenty życia”) dotyczące tego, co chcemy, aby z nami zrobiono w podobnej sytuacji? Ucięłoby to przynajmniej wszelkie spekulacje typu: „co by powiedział, gdyby mógł mówić?”

Por. też: „Co naprawdę myślę o EUTANAZJI?”

32 odpowiedzi na “Niepewne granice.”

  1. I mnie się wydaje że taki testament życia to dobry pomysł. Ja bym wyraźnie zaznaczyła by mnie nie podtrzymywać w takim stanie i nie ratować jeśli bym miała żyć jak roślinka. Jestem przeciwan eutanazji bo to prowadzi do nadużyć. Uważam że jak ktoś chce zakończyć życie (bo ma np ciężką chorobę) niech to robi sam w miarę możliwości a nie obciąża cudze sumienie

    1. Masz rację, Erinti – zawsze mi się wydawało, że „prawo do eutanazji” po pierwsze może prowadzić do nadużyć (bo, tak jak napisałam, KOMUŚ może się wydawać, że „byłoby lepiej”, gdyby ktoś inny nie żył – i obawiam się, że i mnie ktoś kiedyś może chcieć tak „uszczęśliwić”) a po drugie powoduje przerzucenie odpowiedzialności na osoby trzecie – np. na lekarzy, których powołaniem jest przecież ratować ludzi, a nie ich uśmiercać. Jeżeli już ktoś chce odebrać sobie życie, to powinna być wyłącznie sprawa jego własnego sumienia – i nie powinien w to wciągać państwa, prawa, mediów, itd.

      1. oj to to- jak ktoś chce ze sobą skończyć- niech sam to zrobi a nie wysługuje się innymi i robi medialną szopkę.Dodam jeszcze jedno- załóżmy że uznamy że nie utrzymujemy na siłę kogoś przy życiu. Założenia są ok, ale…. Co jeśli ktoś wyliczy że nie opłąca się leczyć starszych ludzi? Lepsza 'godna śmierć’?

        1. No, właśnie, Erinti, dotknęłaś ważnego problemu – zawsze łatwiej i TANIEJ jest pozbyć się „uciążliwego pacjenta” niż długotrwale się nim opiekować…

  2. Na pewno testament życia jest dobrym pomysłem, ale nie ma gwarancji, że ktoś taki napisze, zanim znajdzie się w takiej sytuacji. Sądzę, że główną i jedyną kwestią w sprawie eutanazji czy też skrócenia przedłużania życia jest dobro tego pacjenta (bądź brak przeciwwskazań) – argumentem ważnym jest to, czy taka osoba nie cierpi, a nie to, czy robi to kłopot rodzinie, która musi ją odwiedzać, albo że „życie jako roślinka nie jest życiem”. Skoro osoba nie umarła, to znaczy, że trzeba ją podtrzymywać przy życiu, zresztą takie jest zadanie lekarzy. Obciążanie „wyciągnięciem wtyczki” osób trzecich jest jak wspomniałyście nie na miejscu. Pozdrawiam

    1. Masz rację, Adku, że ważniejsze jest dobro tego człowieka i brak cierpienia (warto tu dodać, o czym już pisałam w poście o eutanazji, że nie jest „zabójstwem” podanie środka przeciwbólowego nawet w zbyt dużej dawce, jeżeli naszym celem było złagodzenie bólu) a nie „odczucia” jakie w związku z tym mają inni ludzie, nawet najbliżsi. Niekiedy również ten nacisk na odłączenie pacjenta od aparatury ma, o czym wstydliwie się nie mówi, podłoże ekonomiczne. Opieka nad pacjentami w stanie terminalnym lub „wegetatywnym” jest po prostu bardzo kosztowna – i dużo taniej jest ją „zakończyć.” Mówiąc brutalnie:”po co ktoś taki ma zajmować łóżko?”

  3. Jak zawsze w takich wypadkach jest rozeznanie woli Bożej – to On zachował sobie prawo do decydowania o życiu – zarówno o jego poczęciu, jak i o chwili przejścia na tamta stronę. Dla każdego wierzącego najważniejsze jest więc zawsze rozpoznanie w modlitwie tej woli (przy tym spojrzeniu ten testament, który w pierwszym odruchu chciałe poprzeć, nie niest wcale najlepszym rozwiązaniem).

    1. Masz rację, Leszku, że dla osoby wierzącej dobrym rozwiązaniem jest w tym wypadku rozeznanie woli Bożej na modlitwie – bo wierzę, że w każdym przypadku autentycznie rozpoznana „wola Boża” jest równoznaczna z tym, co dla danego człowieka rzeczywiście najlepsze. Czasami po prostu trzeba zdecydować, czy podtrzymywać kogoś przy życiu ZA WSZELKĄ CENĘ, czy też może trzeba „pozwolić jej odejść do Domu Ojca”, jak to pięknie wyraził umierający papież. Że zacytuję raz jeszcze Katechizm Kościoła Katolickiego:”Nie zamierza się wówczas zadawać śmierci, przyjmuje się jedynie, że w tym przypadku nie można jej przeszkodzić.”

  4. Jako chrześcijanie mamy mniej niż inni ludzie powodów, aby kurczowo trzymać się tego życia.”Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1Kor. 15,19). Ponieważ jednak nasza nadzieja sięga jednak w przyszłość, moglibyśmy za Pawłem powiedzieć: „Dla mnie bowiem żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk” (Flp. 1,21).Z drugiej strony nikt z nas w obliczu śmierci nie jest wolny od silnych wzruszeń. To nie jest dziedzina, w którą jakikolwiek człowiek mógłby mieć prawo ingerować.Medycyna nie potrafi uchronić nas od śmierci, ale wypracowała możliwą do zaaprobowania definicję śmierci. Dzięki temu możliwe są na przykład transplantacje ludzkich organów. Skoro są wskazywane inne przypadki, rzekomo wymagające osobnego prawnego rozstrzygnięcia, oznacza to, że dotyczą one ludzi, których organizmy nie spełniają medycznej definicji śmierci.Załóżmy, że pojawia się możliwość sporządzenia „testamentu życia”. Natychmiast znajdzie to odzwierciedlenie w „produktach” ubezpieczeniowych (ubezpieczenia na życie i ubezpieczenia zdrowotne). Jeśli ktoś wybierze „opcję skróconą”, czyli rezygnację z uporczywej terapii, otrzyma zniżkę. Odwrotnie „opcja ful wypas” będzie kosztować drożej. Tak oto względy ekonomiczne stanowić będą nacisk, by wybierać to, co korzystne dla ubezpieczyciela, a nie dla nas. Jeśli ktoś wybrał wariant oszczędny – to czy warto go reanimować, podłączać mu kroplówkę, stosować drogie leki? Ponosić koszty, których ubezpieczyciel nie pokryje, bo „nie wchodziły w zakres ubezpieczenia”?Pozornie więc dyskusja dotyczy moralności, o prawo wyboru, w rzeczywistości chodzi o bezduszną ekonomię.

    1. Aż mnie ciarki przeszły…Straszna wizja.I chyba realna gdy do głosu dojdzie pokolenie eurosierot i pokolenie mp3.

      1. Tak, Izo, straszna – ale dzieci uczą się kochać od rodziców, a coraz rzadziej same są kochane – nawet, jeśli możemy im zapewnić „wszystko” (tzn. wszystko to, co można dostać za pieniądze). Ciekawe, prawda? A ponieważ „produktywnych” młodych ludzi będzie coraz mniej (demografia, demografia!), obawiam się, że nacisk ekonomiczny na eutanazję starych, chorych i niepełnosprawnych będzie stopniowo coraz większy.

    2. 🙂 Kiedy to przeczytałam, w pierwszym odruchu miałam ochotę przekornie zapytać, czy w takim razie chrześcijanie nie powinni popierać eutanazji i samobójstwa, skoro – jak wierzę „tak w życiu, jak w śmierci należymy do Pana.” (Rz 14,8). Tak zresztą wersety, które podałeś interpretowały niektóre sekty średniowieczne (np. katarzy), głosząc, że samobójstwo „doskonałych” członków jest najświętszym uczynkiem, jaki można popełnić. I tak sobie myślę, że coś bardzo złego dzieje się z naszą cywilizacją, jeśli stare, dobre „prawo do życia” coraz częściej jest zastępowane przez „prawo do śmierci.” Co do ekonomicznych – zwykle ukrywanych przed opinią publiczną – aspektów tego zjawiska, masz oczywiście rację.

      1. Najbardziej perfidna manipulacja dokonuje się wtedy, gdy ktoś przejmuje istniejące wcześniej pojęcie i nadaje mu nowe – często sprzeczne z pierwotnym – znaczenie, twierdząc, że przecież ta idea jest już bardzo stara… Przecież katolicyzm od dawna ma Patronkę Eutanazji (dosłownie Dobrej Śmierci), zatem stare bukłaki już są, wystarczy jedynie napełnić je nową, delikatnie „uwspółcześnioną” treścią…

        1. No, tak…Ja bym tu jeszcze dorzuciła „oddalający się horyzont” tj. stopniowe rozszerzanie pojęcia. W czasach Hipokratesa „eutanazją” (której zresztą ojciec medycyny surowo zabronił) nazwywano podanie trucizny na wyraźną prośbę pacjenta, teraz zaś jest nią także odłączenie od aparatury chorych w śpiączce, którzy przecież nie mogą wyrazić swojej woli, a nawet uśmiercanie ciężko chorych pacjentów wbrew ich woli, ale „dla ich dobra”. Dochodzimy zatem do punktu, gdzie „śmierć” jest uważana za coś lepszego od życia – a przecież instynkt samozachowawczy jest najsilniejszy ze wszystkich instynktów znanych w przyrodzie…

  5. Dawca zycia decyduje o istnieniu kazdego z nas.Nikt nie ma prawa podejmowac za Niego decyzji,jesli tak ,jest zabojca.Nikt nie moze Boga poprawiac,ani udoskonalac,a tym bardziej w ludzkich oczach stawac sie lepszym od Niego[bo ulzy komus w cierpieniu].Jezus tez cierpial i nie oczekiwal od nikogo litosci,pragnal,aby ludzie uwierzyli w Stworce i Jego zamierzenia.Nie ma zatem zadnego wytlumaczenia na usprawiedliwienie takich praktyk.

    1. Wiem, że masz rację – a jednak takie praktyki są tylko konsekwencją tego, że człowiek współczesny postawił się na miejscu Boga, w którego już nie wierzy. A przecież nawet jeśli się nie wierzy w Boga, nie można powiedzieć, że życie jest tak samo „naszą własnością” jak przedmioty, których używamy – chociażby dlatego, że nikt z nas sam nie pojawił się na tym świecie:życie, które mamy, przekazali nam nasi rodzice. Jest to więc nie tyle nasza „własność” co DAR, który został nam dany. A jeśli sami mamy rodzinę, to nasze życie w jakiś sposób „należy” także do niej. Pamiętam, że byłam wstrząśnięta, gdy dowiedziałam się, że żona Modiglianiego rzuciła się z okna z rozpaczy po śmierci męża – mimo że miała małe dziecko, a kolejne było „w drodze.” Zgoda – to „jej” życie i „jej” decyzja – ale jej dzieci nikt nie spytał o zdanie…

  6. Pamiętam głośną i bardzo podobną sprawę Terri Schaivo (nie wiem, czy dobrze napisałam/zapamiętałam nazwisko). Uznani polskie i światowe autorytety medyczne twierdziły, że nie nastąpiło u niej obumarcie pnia mózgu, a co za tym idzie, ona żyje. Kto ma odwagę ocenić, czy kobieta w stanie śpiączki nie będzie umierała w straszliwych, głodowych męczarniach? Kto ma odwagę podjąć decyzję na miarę hitlerowców (zagładzano na śmierć w obozach koncentracyjnych). Myślę, że (jakimś tam, choć niedoskonałym) rozwiązaniem jest właśnie stwierdzenie na 100% obumarcia pnia mózgu. Testament życia… Ja też jestem „za” myślę tylko, że człowiek inaczej myśli będąc zdrowy a być może inaczej w śpiączce. Mógł zmienić zdanie – ale już nikomu o tym nie powie.I jeszcze jedno, masz rację, Albo, trudno nazwać „godną śmiercią” powolne umieranie z głodu. Ale przecież zabicie Jej w inny sposób byłoby niehumanitarne, prawda? To już by była „niegodna śmierć”. Ech, paradoks.. Pozdrawiam.

    1. Ona wczoraj umarła, Domino. Słyszałam o tym dziś rano w radiu. Lekarze podobno dziwili się, że nastąpiło to „tak szybko” (a co, mieli nadzieję na dłuższą „godną agonię”?!) i nic nie mogę poradzić na to, że tak jakoś skojarzyło mi się to z Jezusem, co do którego Piłat też był zdziwiony, że „już umarł.” (Mk 15,44). Wygląda na to, że jej organizm był już bardzo wycieńczony i „kochający tatuś” jedynie przyspieszył to, co i tak pewnie wkrótce by nastąpiło. Ciekawe, czemu tak nagle zaczęło mu się spieszyć? I masz rację, NIKT nie jest w stanie powiedzieć, jak naprawdę wyglądało jej umieranie (podobnie jest z aborcją – skąd ta pewność, że potraktowane tak 10-12 tygodniowe płody „niczego nie czują”?). Jedyna pociecha w tym, że jej śmierć wywołała debatę w parlamencie na temat „testamentu życia” – nie wiedziałam, że Włochy jeszcze nie mają takich regulacji. Oczywiście, to fakt, że można najpierw coś podpisać, a potem zmienić zdanie – tak jest też w przypadku zwykłych testamentów. Przekonał się o tym Kazimierz Wielki, który nieopatrznie obiecał koronę synowi swojej siostry (Ludwikowi Węgierskiemu), ale zrobił to mając 29 lat i mógł mieć jeszcze uzasadnione nadzieje, że doczeka się synów. 🙂 I kiedy pod koniec życia zmienił zdanie i zaczął faworyzować wnuka, „Kaźka” słupskiego, okazało się, że na wszelkie zmiany jest już za późno. Bardziej złowieszcze jest to w przypadku „dobrowolnej decyzji” o eutanazji. Gdzieś tu już kiedyś pisałam o pewnym holenderskim dziadku, który podpisał taką zgodę, a potem się…rozmyślił. Ale „kochająca rodzinka” w końcu go do tego skłoniła: „No, co Ty, dziadek, nie wygłupiaj się – krewni przylecieli nawet z Kanady, żeby się z Tobą pożegnać, a Ty teraz robisz takie numery?!” No, i w imię miłości rodzinnej dziadek pokornie dał się uśpić w ustalonym terminie…

  7. Przerwanie uporczywej terapii to usunięcie uciążliwego człowieka, który nie da już zysku Kościołowi i nie wyprodukuje nowych katolików. Eutanazja zaś dotyczy szerszego grona osób. Pasterze nie chcą by owieczki same się zarzynały skoro jeszcze można sporo nastrzyc, więc tego zakazują.

    1. Wydaje mi się, że jest dokładnie odwrotnie – EUTANAZJA to pozbycie się kłopotu, ukryte pod płaszczykiem litości (zresztą czasami leci z tego niezła kasa dla klinik eutanazyjnych – to Cię nie razi? Że ktoś zarabia na zabijaniu?Rozumiem – Twój oświecony humanizm nie sięga aż tak daleko.:)). A samobójstwa zabrania nie tylko KK i nie tylko chrześcijaństwo. Ale Tobie wszystko z JEDNYM się kojarzy – jeśli nie można zaatakować księży, nie ma dyskusji. Już Ci kiedyś powiedziałam, że nienawiść zaślepia umysł…

      1. Odwrotnie ponieważ? Niech kliniki zarabiają – skoro jest na to popyt. Co w tym złego? To ciekawe, że w neutralnych słowach widzicie nienawiść tylko dlatego, ze są sprzeczne z propagandą KK, w największych oszczerstwach i obelgach księży widzicie zaś mądrość i miłość.

        1. Zacznijmy od tego irytującego zwyczaju – kto „wy”?! Czy ja kiedykolwiek zwracałam się do Ciebie per „WY ATEIŚCI, to tak zawsze…”? – to, co robisz, to jest zwykła i nieuprawniona generalizacja – nie dostrzegasz bowiem we mnie konkretnego człowieka – widzisz jedynie swój stereotyp KATOLIKA. Rozumiem: gdybyś choć na moment o tym zapomniał, to groziłoby Ci, że mógłbyś mnie nawet polubić, a na to, oczywiście, Twój „tolerancyjny” światopogląd nigdy Ci nie pozwoli.Po drugie, jeżeli w tym, że śmierć staje się zwykłym TOWAREM, a „zabijanie na życzenie” usługą, jak wszystkie inne, nie dostrzegasz nic dziwnego, to ja dziękuję za taką moralność… Ps. Pragnę poinformować, że z każdą kolejną wypowiedzią coraz bardziej zniechęcasz mnie do ateizmu w takiej wersji, jaką propagujesz.

          1. > Zacznijmy od tego irytującego zwyczaju – kto „wy”?! Czy ja kiedykolwiek zwracałam się do Ciebie per „WY ATEIŚCI, to tak zawsze…”?My ateiści nie jesteśmy związani żadnymi deklaracjami, że należymy do jakiejś formalnej ujednolicającej zbiorowości. Wy katolicy – tak.> Po drugie, jeżeli w tym, że śmierć staje się zwykłym TOWAREM, a „zabijanie na życzenie” usługą, jak wszystkie inne, nie dostrzegasz nic dziwnego, to ja dziękuję za taką moralność… No tak – moralne jest zniewolenie człowieka przez władzę albo jeszcze lepiej przez jakiegoś biskupa. Odebrać człowiekowi wszelką własność – w imię klerykalnych i socjalistycznych ideałów. Niech oni decydują jak ma żyć, kiedy umrzeć i którą ręką ma się podcierać.> Pragnę poinformować, że z każdą kolejną wypowiedzią coraz bardziej zniechęcasz mnie do ateizmu w takiej wersji, jaką propagujesz.Niewiele mnie to obchodzi. I tak jesteś przecież niechętna – czemu dałaś wyraz choćby w przyklejaniu mi obelg czy treści, których nigdy nie głosiłem, tylko dlatego, żeby ateistą czy antyklerykała ukazać w złym świetle – nawet jemu samemu.

          2. Nie jestem niechętna nikomu – nawet Tobie, choć nie chcesz tego zobaczyć. Jeżeli źle zrozumiałam Twoje myśli czy intencje, zechciej mi wybaczyć, mogę jednak wyrokować tylko na podstawie tego, co czytam. NIGDY nie twierdziłam, że „zniewolenie” kogokolwiek w imię jakichkolwiek ideałow (klerykalnych, socjalistycznych, nazistowskich, jakichkolwiek innych) jest moralnie dozwolone. (Jeżeli już zatem mówimy, o „przypisywaniu komuś poglądów, których ten ktoś nigdy nie głosił” to Ty mi to robisz bardzo często – a co tam, byle ta Alba pasowała mi do stereotypu!) ALE to nie znaczy, że teraz pokornie zgodzę się, że nie ma nic złego w sprzedawaniu i kupowaniu śmierci. Nie mogę, bo uważam, że życie i śmierć NIE są do kupienia lub sprzedania.

          3. > NIGDY nie twierdziłam, że „zniewolenie” kogokolwiek w imię jakichkolwiek ideałow (klerykalnych, socjalistycznych, nazistowskich, jakichkolwiek innych) jest moralnie dozwolone.Oddanie jednak człowiekowi prawa do do jego własnego życia uważasz za złe. Czyż nie?> Jeżeli już zatem mówimy, o „przypisywaniu komuś poglądów, których ten ktoś nigdy nie głosił” to Ty mi to robisz bardzo częstoPo pierwsze – deklarujesz się jako katolik. To znaczy, ze automatycznie podpisujesz się pod pewnymi poglądami. Dopiero po odbyciu osobistej rozmowy stwierdzić można, że nie pod wszystkim. Dalej jednak uważałaś, że nie jesteś antyklerykałem – więc nie dziw się, że uważam, że popierasz klerykalizm, skoro sama to deklarujesz. Jeszcze dalej – w swoim toku dyskusji pokazujesz, że jednak nie jesteś taka tolerancyjna – inaczej ocenisz księdza inaczej ateistę.

          4. Ateisto, nie uważam za złe oddania prawa do decydowania o własnym życiu lub śmierci w ręce człowieka – jednakże sądzę, że nie jest dobrze, gdy to prawo uzurpują sobie osoby trzecie. Nie jest również prawdą, że inaczej oceniam księza, inaczej ateistę. Przepraszam, jeśli kiedykolwiek odniosłeś takie wrażenie. Czy jestem „tolerancyjna”, nie wiem. A Ty się za takiego uważasz?

          5. > Ateisto, nie uważam za złe oddania prawa do decydowania o własnym życiu lub śmierci w ręce człowieka – jednakże sądzę, że nie jest dobrze, gdy to prawo uzurpują sobie osoby trzecie. Odebranie życia przez osobę trzecią to morderstwo. Mowa tu o eutanazji z woli pacjenta. Temu zaś jesteś zdaje się przeciwna. A może już nie?

          6. Odpowiem tak: nie uważam, by było to DOBRE rozwiązanie (Hipokrates z pewnością NIE BYŁ katolikiem, ani nawet wyznawcą jednego Boga, a też się temu sprzeciwiał), niemniej jednak nie potępiam samobójców (bo „eutanazję na życzenie” uważam za formę samobójstwa). Sama kiedyś, w chwili desperacji, chciałam taki czyn popełnić. Natomiast „handlowanie samobójstwem” uważam za moralnie odrażające. Jeśli już ktoś jest tak „szlachetny” że chce pomagać innym się zabić, niechże tego nie robi dla zysku – bo czy wtedy nie uprawia „propagandy śmierci”, chcąc mieć jak najwięcej klientów? I jeszcze coś – Rabarbar tu gdzieś napisał, że jako ludzie wierzący mamy mniej powodów, niż inni, by się kurczowo trzymać życia – bo przecież wierzę, że POTEM coś mnie czeka. Ale gdybym była ateistką i uważała, że mam tylko to jedno życie – to chyba byłabym tym bardziej przeciw eutanazji i samobójstwu…

          7. > Natomiast „handlowanie samobójstwem” uważam za moralnie odrażające. Jeśli już ktoś jest tak „szlachetny” że chce pomagać innym się zabić, niechże tego nie robi dla zysku Klinika to nie Kościół – nikt z góry nie wlewa tam pieniędzy dla podtrzymania jej istnienia. Musi ona zarabiać, żeby w ogóle funkcjonować.> I jeszcze coś – Rabarbar tu gdzieś napisał, że jako ludzie wierzący mamy mniej powodów, niż inni, by się kurczowo trzymać życia – bo przecież wierzę, że POTEM coś mnie czeka. Ale gdybym była ateistką i uważała, że mam tylko to jedno życie – to chyba byłabym tym bardziej przeciw eutanazji i samobójstwu..Jeżeli to życie to nieustające cierpienie to w imię czego ma się to przedłużać? Eutanazja będzie tylko ulgą. Nie widzę powodów by być przeciwko czemuś. To że ja czegoś nie użyję (teraz) nie znaczy, że mam odbierać całkowicie prawo do tego innym (i sobie w przyszłości). Dlaczego mam być przeciw odbieraniu ludziom jakiejś wolności i własności?

          8. Pytanie brzmi: czy mamy prawo zarabiać na WSZYSTKIM, na co tylko jest popyt?:)

  8. testament życia pewnie byłby dobrym rozwiązaniem, choć też pewnie nikt do końca nie miałby pewnosci czy osoba w decydującym momencie zdania by nie zmieniła. Czasem tak jest choćby z samobójcami. też o tym pisałam. Zapraszam http://kropla428.blog.onet.pl

    1. Masz rację – takiej pewności nikt nigdy DO KOŃCA miał nie będzie (mój tata, który był policjantem, opowiadał mi, że widział wielu powieszonych, którzy wyglądali tak, jakby w ostatnim odruchu próbowali jeszcze się ratować). Dlatego w wypadku jakichkolwiek wątpliwości należy taką osobę pozostawić przy życiu – ponieważ zakładam, że, mimo wszystko, życie jest lepsze od śmierci. Niestety, w naszej kulturze zaczyna coraz bardziej dominować przeciwne założenie. I to mnie przeraża.

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *