Z pamiętnika młodej…desperatki.

Jakiś „silny człowiek” wywodził ostatnio na swoim blogu, że chęć odebrania sobie życia świadczy tylko i wyłącznie o tchórzostwie i słabości, a więc nie warto takich ludzi ratować, bo przecież nawet cudem odratowani nie poradzą sobie z dalszym życiem.

I jako niedoszła samobójczyni muszę to powiedzieć jasno i stanowczo: szanowny autor nie wiedział, o czym pisze.

Z moich własnych doświadczeń wynika, że samobójstwo jest często po prostu rozpaczliwym, ostatecznym krzykiem o pomoc – ostatecznym, bo inne, wcześniejsze sygnały pozostają na ogół niezauważone (i potem kochająca rodzinka się dziwi: „Dlaczego on to zrobił, przecież nic mu nie dolegało?” Dolegało, dolegało – i to zapewne od dawna, tylko że nikt o tym nie wiedział…).

Człowiek, który ma zamiar odebrać sobie życie, na ogół widzi przed sobą tylko „ścianę”: wydaje mu się, że jest to jedyne możliwe rozwiązanie jego problemu, bez względu na to, jak błahy może się ów problem wydawać osobom postronnym. Jasne, że nie wystarczy mu wtedy zabrać nóż albo odciąć ze sznurka – to nie jest żadna POMOC! Prawdziwa pomoc polega na wskazaniu mu innego wyjścia z beznadziejnej, jak mu się zdaje, sytuacji. A czasami wystarczy po prostu go wysłuchać.

Mnie bardzo wtedy pomógł mój spowiednik, ale oczywiście zaufany lekarz, psycholog lub po prostu ktoś bliski też może się okazać bardzo pomocny.

Ważne: proszę, nie potępiajcie niedoszłych samobójców! Nie wytykajcie ich palcami. Oni i tak mają ciężkie życie i (zazwyczaj) ogromne wyrzuty sumienia. Moja była wspólnota kiedyś urządziła taki „sąd” nade mną, że w końcu szczerze żałowałam, że mi się „nie udało.”

Wierzcie mi, że człowiek czuje się podle, gdy sobie pomyśli:”Jestem do niczego – nawet zabić porządnie się nie potrafiłam!”

14 odpowiedzi na “Z pamiętnika młodej…desperatki.”

  1. Myśle że nie można pomoc desperatowi/tce, jeżeli on/a nie chce. Taka osoba nie myśli racjonalnie. Czasami robi z igły widły. Np wzorowa uczenica panikuje w stylu -ja nie zdam! Jak to potratowac poważnie? Tym bardziej że potem „truje się” lekami które mogą spowodować co najwyżej ból brzucha. Trudno sie potem powstrzymać od złośliwych uwag o robienie cyrku. Ale razem z koleżankami zatrzymałyśmy prawde dla siebie i dałyśmy jej to czego chciała. Została „gwiazdą”. A potem jak znalazła chłopaka to już zupełnie zapomniał o swoich „wielkich problemach”. Żeby było jasne nie pisze, że każda dziewczyna której brak seksu wariuje i robi cyrk, bo sa ludzie któży maja naprawde ciężkie życie np. osoby niepełnosprawne lub ciężko chore.

    1. Anno-Katarzyno!Ponieważ sama byłam taką wnerwiającą „wzorową uczennicą, co zawsze panikowała” a NA DODATEK jestem niepełnosprawna, spróbuję Ci coś wytłumaczyć: „kujony” na ogół nie robią tego specjalnie – one naprawdę przeżywają ogromny stres (często większy, niż tzw. „olewusy”), bo poprzeczkę (w swojej głowie) mają ustawioną bardzo wysoko i za każdym razem boją się, że nie sprostają oczekiwaniom. A poza tym, bez względu na to, jak bardzo śmieszne wydają nam się CUDZE problemy (to ciekawe, że bardzo nie lubimy, gdy ktoś tak bagatelizuje nasze), nie należy lekceważyć żadnego wołania o pomoc czy o uwagę. Myślę, że ja sama nie zrobiłabym tego, co zrobiłam, gdyby w odpowiednim momencie ktoś ze mną po prostu POROZMAWIAŁ (prosiłam o to) – niestety, jak raz wszyscy byli bardzo zajęci…A co do leków to też niczego nie można lekceważyć – nawet te dostępne bez recepty mogą się okazać bardzo groźne, kiedy się je przyjmie w odpowiednio dużej dawce. Niedawno dowiedziałam się, że nawet poczciwy paracetamol przy przedawkowaniu niszczy nerki i wątrobę i może doprowadzić do śmierci – jest przy tym tak zdradliwy, że właściwe objawy poważnego zatrucia występują dopiero 2-3 dni po początkowych „bólach brzucha.”

  2. Trudno dyskutować z kimś kto to przeżył, samemu takich doświadczeń nie mając. Na pewno warto wyciągać pomocną dłoń. Prawo do potępiania kogolwiek nie mamy, każdy odpowiada za siebie i swoje życie. Pozdrawiam i dziękuję za wizytę u mnie 🙂

  3. Słońce niestety albo stety podpisuje się pod tym postem. Zgadzam się z tym, że każdy niedoszły samobójca powinien otrzymać pomoc… I wcale tutaj nie chodzi o robienie z „igły widły” tylko o coś głębszego… Pozdrawiam serdecznie,

    1. Z punktu widzenia postronnego obserwatora rzeczywiście może się wydawać, że wielu samobójców po prostu przesadza. Czytałam o mężczyźnie, który postanowił się powiesić, ponieważ…zepsuła się jego ulubiona wiertarka udarowa (czy coś takiego). Można by pomyśleć – cóż to za powód! A jednak myślę, że to była właśnie ta „kropla, która przepełniła czarę” czegoś, co w nim narastało i narastało od dłuższego czasu. Człowiek, który podejmuje taką decyzję, znajduje się (na ogół) w stanie takiego fizycznego i/lub psychicznego wyczerpania, że naprawdę wystarczy mu jakiś „drobiazg.” Inna sprawa, że – jak w moim przypadku – czasami taka „nieudana” próba uczy doceniać życie i pozwala nabrać dystansu do wielu pozornie ważnych spraw. A przy okazji dowiedziałam się, kto NAPRAWDĘ był moim przyjacielem, a kto tylko udawał…

  4. Witaj Albo, zaprosiłaś mnie na swój blog i aż się zdziwiłam, bo obie piszemy blog od stycznia 2007 r., a nasze ścieżki sieciowe chyba nigdy sie nie przecięły.Dla mnie samobójstwo jest porażka otoczenia, które nie dostrzegło, co sie dziejej z osoba obok. wiesz, czasem trzeba zlapać za kołnierz i na siłe zawieźć do szpitala psychiatrycznego, bo innego wyjścia nie ma. Czasem wynika tez z samotności, gdy naprawdę nie ma nikogo obok. Dla mnie ten temat jest nadzwyczaj smutny, bo miły 26-letni bloger popelnił rok temu samobójstwo. I w nas, co się z nim za pomca sieci kontaktowaliśmy, pozostał jakiś smutek, jakis żal, że nie udalo się nam nic zrobić.Uważam, że samobójstwo musi wynikać z depresji, inaczej dana osoba nie lubi nienawidzi swojegootoczenia, bo przeciez samobójca swoja decyzja krzywdzi rodzinę, znajomych, awet całkiem obcych ludzi, którzy mają zmartwienie. a jednak od osoby w depresji nie można wymagać w pelni racjonalnego osądu.Jeżeli juz miałas próbe samobójczą, to musisz sama zwracac uwagę na swój stan psychiczny, żeby nie doprowadzić się do cięzkiej depresji, tylko reagować i iść do lekarza, gdy widzisz dopiero pierwsze objawy, pogorsznei się nastroju, katastroficzne myśli.Mam nadzieję, ze cię nie uraża, że nieznajoma osoba od razu pisze tal bezpośrednio do ciebie.Pozdrawiam

    1. Mario-Doro, wiem, że czasami jest to wina „otoczenia”, a nawet, jeśli nie, to i tak bliscy tej osoby obwiniają się potem, że nic nie zauważyli, nie zrobili…Mój spowiednik mówił, że kiedy powtarzałam, że się „zabiję” początkowo nie brał tego poważnie – ileż to razy wszyscy wypowiadamy takie słowa, wcale nie mając tego na myśli? Ale czasami naprawdę nic nie można było zrobić – a żal i tak pozostaje, prawda? A o mój stan psychiczny nie musisz się martwić – u mnie to nie była depresja, tylko chwilowe załamanie nerwowe, związane z przeciążeniem fizycznym i psychicznym. Chciałam po prostu raz na zawsze „odciąć się” od wszystkich obowiązków, zostawić je za sobą. Przeszło mi, kiedy porządnie odpoczęłam.

  5. „Jakiś „silny człowiek” wywodził ostatnio na swoim blogu, że chęć odebrania sobie życia świadczy tylko i wyłącznie o tchórzostwie i słabości, a więc nie warto takich ludzi ratować, bo przecież nawet cudem odratowani nie poradzą sobie z dalszym życiem.”.Straszne.Za przeproszeniem – mógł to napisać tylko totalny pyszałek do tego ignorant.Napisał coś tylko aby napisać nie mając zielonego pojęcia o czym pisze.Pozostaje mu tylko współczuć.Ja znam problem samobójstw i w życiu bym takiego „gniota myślowego” nie napisała.

  6. Moim zdaniem wielu z nas miało w życiu chwile w których było o krok od takiej próby lub ją podejmowało. Niewielu jednak potrafi się do tego przyznać. Świat „twardzieli”? Nie sądzę, raczej świat pozorantów.Pozdrawiam.

  7. Masz rację w tym artykule, również proszę, nie potempiajcie niedoszłych samobójców, nie wiecie wtedy nawet, co mówicie….Trzeba to samemu przeżyć, aby zrozumieć sens….

Skomentuj ~Iza38K Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *