Niekochani bracia…

Przyznam się, że nigdy nie mogłam zrozumieć tego swoistego „egocentryzmu” z jakim niektórzy Homo sapiens odnoszą się do swoich „braci mniejszych.”

A przecież Jezus mówił,że Ojciec Niebieski troszczy się nie tylko o ludzi, ale także o wróble… (Mt 10,29)

Tymczasem, o ile stosunkowo łatwo – jak pisał mój „mistrz”, znakomity historyk Paul Johnson – przychodzi nam wyobrazić sobie, że Bóg otacza opieką nas wszystkich, to już sposób, w jaki widzi On np. każdą z osobna pszczołę w roju, pozostaje Jego słodką tajemnicą. 🙂

Ks. Twardowski kiedyś napisał taki wiersz:

Drzewa po kolei wszystkie niewierzące,
ptaki się zupełnie nie uczą religii,
pies bardzo rzadko chodzi do kościoła.
Naprawdę nic nie wiedzą – a takie posłuszne…

Tymczasem ludzie (jeśli są religijni,powołują się przy tym na nakaz „panowania” nad naturą z Księgi Rodzaju) zachowują się tak, jakby Ziemia została im dana w wyłączny „zarząd” a nie tylko powierzona w czasowe użytkowanie.

Nawet sobie nie wyobrażacie, jakiej histerii potrafią dostać pobożni skądinąd ludzie, jeśli do świątyni przypadkiem dostanie się pies czy jakiekolwiek inne stworzenie Boże. I to nawet wtedy, gdy „jak Pan Bóg przykazał” służą one człowiekowi, np.jako przewodnicy niewidomych czy niepełnosprawnych.

Zachowują się tak,jakby zwierzę było „nieczyste” z samej swej natury, mimo że – jak mówi Pismo 🙂 – Bóg przecież nie brzydzi się niczym, co stworzył (Mdr 11,24). Chociaż, jak tak się przyglądam historii naszego gatunku, to myślę, że tylko Jego „anielskiej cierpliwości” zawdzięczamy, że jeszcze nie zmienił zdania…

Znany warszawski duszpasterz, ks. Piotr Pawlukiewicz, kiedyś powiedział, że jeżeli „cmentarze dla zwierzaków” uznać za pewną przesadę, to o ileż bardziej – wyrzucanie martwego pupila np. do zsypu, jakby był zwykłym śmieciem, a nie stworzeniem, w którym – podobnie jak w nas samych – było „tchnienie życia” (Rdz 7,15), pochodzące od Boga.

A propos – przypomina mi się tu zabawna anegdotka.

Pewien facet przyszedł do księdza z zapytaniem, czy mógłby urządzić swemu pieskowi chrześcijański pochówek.
– No, coś, pan, psu?! – obruszył się ksiądz – My tu nie chowamy psów! Ale niech pan idzie do tych sekciarzy, o, tam, na górce…Może oni?
– Dziękuję, pójdę i zapytam. Ale zapomniałem księdzu powiedzieć, że z okazji jego pogrzebu chciałem dać 100 tysięcy dolarów na potrzeby parafii…
– Zaraz, niech pan zaczeka!Nie powiedział mi pan także, że pański piesek był katolikiem…

A co ze „zbawieniem” zwierząt, które przecież nigdy nie zgrzeszyły? Czy w niebie będzie dla nich miejsce?

Myślę, że najrozsądniejszej odpowiedzi na to pytanie udzielił pewien mój spowiednik, który stwierdził, że to wyłącznie sprawa Stwórcy, co zamierza uczynić ze swymi stworzeniami, a nam, ludziom, nic do tego. Wydaje mi się jednak, że Pan Bóg lubi słuchać śpiewu ptaków…:)

A Mark Twain kiedyś powiedział, że Bóg stworzył człowieka, ponieważ rozczarowała Go małpa…;)

25 odpowiedzi na “Niekochani bracia…”

  1. Mój były kierownik duchowy powiedział mi pewnego razu, kiedy dyskutowaliśmy na temat tego co się stanie ze zwierzętami potem… Stwierdził, że nie mają one duszy, więc obojętnie jak mocno je kochamy nie pójdą do nieba. Ja oczywiście nadal mam swoje zdanie co do tego. Uważam, że i tak wszystko okaże się po tej drugiej stronie. Myśle podobnie jak ty, że On lubi słuchać śpiewu ptaków. Pozdrawiam ;]

    1. Mówiąc ściśle (za Arystotelesem) twierdzi się, że nie mają one duszy „rozumnej” (czy też „nieśmiertelnej”), którą my posiadamy. A co z nimi będzie „potem” – to już tylko Bóg jeden wie…:) Zastanawia mnie w związku z tym jeszcze jedna kwestia – dlaczego ludzie coraz częściej zakładają cmentarze dla swoich ulubieńców, natomiast sami chcą być „rozsypani” w powietrzu, wodzie lub na „łąkach pamięci”, tak, by nie pozostał po nich żaden widzialny ślad?

      1. To faktycznie ciekawe zagadnienie… Właśnie: dlaczego? Myśle, że nie będzie tutaj jednej odpowiedzi. Mnie osobiście przeraża wygląd zmarłej osoby, jej ciało, które jest zimne i twarde. Często myśle nad kremacją swojego ciała po śmierci (dziwne, że zastanawia się nad tym nastolatka), chociaż z drugiej strony ja bym oddała najpierw sprawne organy (tzn. wiadome, że osobiście już tego nie zrobie…) aby ktoś inny mógł z nich skorzystać. Może właśnie ludzie, którzy w tych czasach dążą do ideału przerażeni są myślą, że po śmierci ich ciało zjedzą robaki, że będzie się rozkładać? Jednak to tylko moje takie przemyślenia, być może mylne.

        1. Myślę, że to całkiem roztropne podejście do sprawy (zwłaszcza te organy do przeszczepu:)), ale zastawia mnie właśnie powracająca popularność kremacji. W kulturach przedchrześcijańskich (m.in. rzymskiej, słowiańskiej i germańskiej) było to poniekąd „konieczne” ponieważ wierzono, że ciało jest tylko „więzieniem duszy”, z którego należy ją uwolnić, by mogła powędrować w zaświaty. Czyżbyśmy dzisiaj też tak uważali? Egipcjanie, co ciekawe, mieli pogląd przeciwny – uważali, że jeśli zginie ciało, umiera także dusza – więc starali się je zachować na wieki. Czasami balsamowali również zwierzęta, aby mogły towarzyszyć ludziom także na tamtym świecie. Przez długie wieki chrześcijaństwa rozsypanie czyichś prochów uważane było za najcięższą karę (podobno spotkało to również zwłoki Hitlera), a teraz robimy sobie to sami…Zwyczaj ten ma jeszcze jedną, bardziej makabryczną odmianę – prochy zmarłego poddaje się obróbce i…przekształca w sztuczny diament. Czyżby ludzie, nie wierząc już w nieśmiertelność na „tamtym” świecie, próbowali sobie ją zapewnić na tym?

          1. O tych diamentach czytałam… Jak dla mnie to jakiś obłęd…Cóż… są różni ludzie. Poza tym jeszcze jeżeli chodzi o te łąki pamięci (czy jak im tam…) to skąd mamy wiedzieć, czy to aby na pewno tam są prochy naszych krewnych, a nie kogoś innego?

          2. No, tak – sądzę, że są to miejsca, w których jakoś bardziej „ogólnie” czci się pamięć tych, którzy są tam…rozsypani. I pomyśleć, że w czasach „Antygony” (i dużo, dużo później też!) pozostawienie kogoś bez grobu było karą za najcięższe zbrodnie…Może ma to też związek z powracającym panteizmem, że ludzie chcą się „rozpłynąć w przyrodzie.” Bez śladu. Ale skoro tak, to dlaczego budują nagrobki swoim zwierzętom? To nielogiczne.

  2. Przyroda i zwierzęta to także stworzenie Boże, nad którym Bóg polecił nam panować, co nie znaczy, że wolno niszczyć i znęcać się nad nimi. Z drugiej strony, ludziom często bardziej żal zwierzęcia niż człowieka, co też jest pewną skrajnością. Natomiast co do”tchnienia życia”, to jest ono dane wszelkiemu stworzeniu, natomiast Duch Boga zamieszkuje tylko w człowieku i to pod warunkiem, że człowiek uwierzył w Boga i Jego Słowa. Na pewno, to co Bóg daje nam do opieki, z tego nas będzie rozliczał. Daleka jestem od nazywania zwierząt czy roślin „braćmi mniejszymi”, również w postawie Jezusa nie zauważam nic takiego. Jest to o tyle niebezpieczne, że może prowadzić do nadużyć i skrajności. Faktem jest jednak, że człowiek niszczy i znęca się w imię wygody, dobrobytu i zwyczajnej podłości. Pozdrawiam serdecznie.

    1. Tak, jest wiele osób, które zdają się bardziej kochać zwierzęta niż ludzi. Takich się boję (sam Hitler był wegetarianinem!) – jest to postawa, o której Jezus mówił jasno:”niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucić psom.” (Mt 15,26). Z drugiej strony, można z dużą dozą prawdopodobieństwa powiedzieć, że jeśli ktoś źle się odnosi do zwierząt, nie będzie także dobry dla ludzi. Sama nie jestem jaroszką (uważam, że jedzenie mięsa jest zjawiskiem NATURALNYM w przyrodzie – było mi bardzo szkoda pewnego kota, którego pan-wegetarianin w imię wyższych wartości odzwyczaił od mięsnej diety. Ciekawe, co by na to powiedział ten kot, gdyby mógł mówić?), niemniej jestem przeciwna np. polowaniom dla sportu i noszeniu naturalnych futer – w naszych czasach nie jest to już konieczne. Staram się także bez potrzeby nie zrywać roślin. Kwiaty najpiękniej wyglądają w swoim naturalnym środowisku.

      1. Jeżeli tak mogę się wtrącić…Ja sama jestem wegetarianką od 5 lat, taką która nie spożywa także ryb. Mam psa, ale nie katuje go zieleniną, wręcz przeciwnie, to samo mój żółw wodny. Uważam, że to moja prywatna sprawa czy jem mięso czy nie, innym w talerze nie zaglądam. Staram się być dobrym człowiekiem, dążyć do świętości… Ostatnio zaczynam coraz bardziej poważnie zastanawiać się nad swoim powołaniem. Niby wszyscy jesteśmy w jakimś sensie podobni, ale w dużej mierze różnimy się. Uważam także, że zdanie: ,,Jesteś tym co jesz”, które kiedyś usłyszałam (a pasuje do nawiązanego tematu) jest zupełnie nieadekwatne do rzeczywistości.

        1. I ja również nie mam zamiaru zaglądać Ci do talerza, tym bardziej, że sama wolę nabiał i soję od szynki, a ryb prawie w ogóle nie jadam. Św. Paweł mądrze radzi:”Ten, kto jada [wszystko], niech nie pogardza tym, który nie [wszystko] jada, a ten, który nie jada, niech nie potępia tego, który jada; bo Bóg go łaskawie przygarnął.”(Rz 14,3). I tego się trzymajmy!:)

  3. Proszę wybaczyć, ale na temat Boga się nie będę wypowiadać, na tematy religijne też. Przyczyny osobiste. [koktajl-zycia]

  4. Kocham zwierzęta ale to co obecnie obserwuję to jakaś paranoja.Ludzie przelewają uczucia – zamiast na innych ludzi czy członków wlasnej rodziny -na psy i koty.Cmentarze dla zwierząt to gruba przesada tak samo jak odziewanie pieska w buciki i kożuszek co wpędza mnie w osłupienie.W osłupienie wpędziła mnie zeszłego roku pewna Pani na plaży.Nie dość ,ze weszła tam z psem (sorry ale ja jakoś nie mam ochoty leżeć w psich odchodach na plaży) i corką to do córki odzywała sie jak do „przysłowiowego psa” a do psa jak do najukochańszego dziecka!!Ludziom coś się w głowach pomieszało.I dodam jeszcze ,że widok psich kup na chodnikach i skwerach jest dla mnie nie do przyjęcia.Właścielom psów nie przeszkadza ,że muszą rownież iść slalomem między psimi kupami ??Coś obrzydliwego.Nie mam teraz psa bo doszłam do wniosku ,ze ja już się kup nazbierałam i z pieluch i papmersów po trojce dzieci.Więc wystarczy.Po psie ,który nie jest przecież moim potomstwem zbierać nie będę.A postepować jak reszta niechlujów nie mam zamiaru!! I najważniejsze-ja mam kogo kochać i jestem kochana więc nie mam potrzeby przelwać uczuć macierzyńskich na czworonoga :-)).Za to uwielbiam obserwować zdziczałe koty przez okno , biegające po lesie sarny, śpiewajace ptaki w moim ogrodzie :-)).Ja im nie przeszkadzam a one mi też.

    1. A słyszałaś, że zwierzęta mają nawet swój własny dzień „wszystkich świętych” (1 października) i „dzień zaduszny” (2 października)? 🙂 Podobno w Hollywood, gdzie coś takiego jak „przyjaźń” w ogóle nie istnieje, a partnerów zmienia się szybciej, niż role, wszystkie ciepłe uczucia przelewa się na pieski, kotki…które mają nie tylko swoich fryzjerów, ale nawet psychoterapeutów i wróżki.:) A „nowoczesna rodzina” to on, ona i piesek, o opiekę nad którym na rozprawie rozwodowej potrafią się kłócić tak zażarcie, jak inni o dziecko.Pamiętam jeszcze z czasów PRL-u jak pewna paniusia oddała swego kotka pod opiekę mojej babci, przykazując, by karmić go wyłącznie surową rybą i cielęciną. Moja śp. Babcia, która zresztą bardzo kochała zwierzęta, oburzyła się:”Co?!Moje wnuki nie jedzą takiego mięsa, a ja miałabym tym karmić KOTA?!” I po kilku dniach demonstracyjnego głodowania kiciuś polubił mleko…:) Też bardzo lubię koty, a kiedy byłam malutka, miałam oswojonego kogucika-miniaturkę, który siedział mi całymi dniami na ramieniu, ponieważ wtedy jeszcze nie chodziłam.

  5. Uważam że jeśli ktoś chce pochować zwierzaka ma prawo. W książkach nieraz czytałam o dzieciach kopiących mogiły pupilom- to wzruszające. Ale mam wrażenie ze na cmentarzach to niektórzy robią interes. A dowcip o którym wspominasz to przykład tego, smutny, ale chyba prawdziwy

    1. Masz rację, jest coś bardzo wzruszającego w tym, jak dzieci chowają swoich martwych przyjaciół – sama to robiłam jako mała dziewczynka. Każde stworzenie ma prawo zostać pogrzebane.Nie podoba mi się tylko dorabianie do tego „ludzkiej” ideologii i ten cały biznes, o którym wspominasz.

  6. > A co ze „zbawieniem” zwierząt, które przecież nigdy nie zgrzeszyły? Czy w niebie będzie dla nich miejsce?Zdaje się, że wedle katolickiej doktryny nie mają duszy. Co wiec zbawiać?

    1. 🙂 Po pierwsze, czego zdaje się nie raczyłeś zauważyć DLATEGO ujęłąm ten „kłopotliwy” wyraz w cudzysłów – po drugie zaś z tą „dusżą” w katolickiej doktrynie sprawa nie przedstawia się wcale tak prosto. W pewnym sensie (za Arystotelesem, od którego przejął ten pogląd Tomasz z Akwinu, a za nim KK) „duszę” posiadają wszystkie organizmy żywe – nawet rośliny, bo jest to po prostu samo „życie” które w nich jest. I tak, mówi Arystoteles, rośliny posiadają „duszę wegetatywną”, czyli coś, co pozwala im rosnąć i się rozmnażać. „Dusza” zwierząt daje im jeszcze zdolność poruszania się i odczuwania; natomiast ludzie posiadają jeszcze rozum i wolną wolę, co Arystoteles nazywa „duszą rozumną”. Ostartnie odkrycia naukowe podważają nieco ten tradycyjny podział arystotelesowski, ponieważ przypuszcza się, że nawet rośliny mogą mieć pewne odczucia, natomiast o zwierzętach wiemy, że przynajmniej „wyższe” z nich posiadają „intelekt” w mniejszym lub większym stopniu. Teologia większości wyznań chrześćijańskich (i nie tylko) naucza, że podstawowa różnica pomiędzy „duszami” ludzi i zwierząt polega na nieśmiertelności (gwoli uczciwości muszę dodać, że nie wierzą w to np. Świadkowie Jehowy). W buddyzmie np. dusza ludzka może się wcielić w ciało zwierzęcia (co jest zdaje się uznawane za karę), z czego wnoszę że zwierzęta nie posiadają wg buddystów „takich samych” (własnych) dusz jak nasze – ale może się mylę. Pogląd o wędrówce dusz stoi zresztą u podstaw wegetarianizmu buddyjskiego i szacunku do wszelkiego „życia” w tej tradycji (ciekawe, jak buddyści zapatrują się na aborcję?:)). Istoty bezgrzeszne, a takimi są zwierzęta – tam, gdzie działa tylko instynkt, nie może być mowy o „winie”- nie potrzebują „wybawienia.” Natomiast NIE JEST WYKLUCZONE, że Bóg może zechce je „odtworzyć” w jakiś sposób w tym „nowym wymiarze”, w który wierzę, a który chrześcijanie (zresztą nie tylko oni) nazywają przyszłym światem.:)

      1. Oprócz tego sam Nowy Testament zawiera kilka dosyć zagadkowych stwierdzeń na ten temat. Jezus, na przykład, polecił swoim uczniom głosić Ewangelię nie tylko ludziom, ale „wszelkiemu stworzeniu” (Mk 15,16) – co podobno próbował realizować w praktyce św. Franciszek :); a św. Paweł dodaje:”Całe stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się [w nas]synów Bożych.” (Rz 8,19). Pierwszy fragment wydaje się wskazywać na to, że „odkupienie” przez Jezusa w jakiś sposób obejmuje wszystkie „stworzenia” – a drugi, że być może stworzenie zostanie w jakiś sposób „wybawione” od ludzi, którzy teraz je gnębią – gdy staniemy się wszyscy „synami Bożymi.”

        1. > Oprócz tego sam Nowy Testament zawiera kilka dosyć zagadkowych stwierdzeń na ten temat. Jezus, na przykład, polecił swoim uczniom głosić Ewangelię nie tylko ludziom, ale „wszelkiemu stworzeniu”Co to ma do rzeczy? Pisałem o katolicyzmie, nie Arystotelesie czy Ewangeliach.

          1. Może dla Ciebie nie ma to nic do rzeczy, niemniej KATOLICKA nauka w tej sprawie opiera się głównie na poglądach Arystotelesa. Mimo wszystko – dziękuję za Twój wnikliwy komentarz. 🙂

      2. > W pewnym sensie (za Arystotelesem, od którego przejął ten pogląd Tomasz z Akwinu, a za nim KK)Arystoteles to nie KK. Tomasz z Akwinu zaś uważał, ze zarodek staje się człowiekiem po paru dniach – skoro więc w tej kwestii KK się go nie trzyma, to dlaczego miałby się trzymać w innych?> W buddyzmie np. dusza ludzka może się wcielić w ciało zwierzęcia W buddyzmie nie ma czegoś takiego jak dusza.Ze strony katolickiej słyszałem wiele razy argumenty mówiące o tym, że zwierzęta nie czują i nie myślą, nie cierpią. Co najwyżej mają automatyczne odruchy wyglądające jakby je coś bolało. Katolik więc może robić ze zwierzęciem co chce, włącznie ze znęcaniem się nad nim.Wymownym tego przykładem był choćby papież w futrze z gronostajów i odpowiedzi jego obrońców odpowiadających różnego rodzaju ekologom czy obrońcom zwierząt.

        1. Trzyma się go również w kwestii zarodków, zapewniam Cię – w tamtym sporze o „inkarnację duszy ludzkiej” chodzi o coś innego. W buddyzmie nie istnieje pojęcie „duszy”? Jesteś pewien? Nie wiedziałam, że jesteś również znawcą buddyzmu – równie wnikliwym, jak KATOLICYZMU. A jęsli chodzi o koncepcję „zwierzęcia jako nieczułego mechanizmu” to jest ona KARTEZJAŃSKA, a nie chrześcijańska. To Kartezjusz uważał, że zwierzę jest czymś w rodzaju „samoistnie poruszającego się robota”, zatem nic się nie stanie, jeśli – w celu zdobycia jakiejś wiedzy – np. wywiercimy mu dziurę w głowie. Mimo to – dziękuję za Twój cenny komentarz.:)

          1. Papież Benedykt jest – jak tu już pisałam – zwolennikiem powrotu do „tradycji” w wielu kwestiach, tak więc i w kwestii ubioru zapewne. Mam tylko nadzieję, że nie każe się w końcu nosić w lektyce i całować w stopę, jak jego dawni poprzednicy. 😉 Zapominasz jednak, że pojedyńczy katolik, choćby nawet był papieżem, to jeszcze nie cały KATOLICYZM. Papieżami byli i otwarty Jan XXIII i lękliwy Pius XII i rozpustnik Aleksander VI Borgia…Który z nich, według Ciebie, uosabia cały Kościół? Bo moim zdaniem każdy…i żaden z nich. 🙂 Teraz papieżem jest kard. Ratzinger, który z wiekiem, jak się zdaje, coraz bardziej tęskni do Kościoła naszych dziadków i pradziadków. Ale on jest teraz i przeminie… jak wszyscy przed nim. A to, czym jest DLA MNIE chrześcijaństwo nie zależy od tego czy innego papieża – i od jego osobistych poglądów na zabijanie niewinnych gronostajów. O ile wiem, KATOLICY nie są w tej sprawie związani żadnym dogmatem. Dziękuję wszakże za Twój jakże cenny komentarz.:)

        2. A co do „duszy” w buddyzmie to sprawa też jest odrobinkę bardziej skomplikowana, niż by się zdawało – już pomijam tu fakt, że istnieją pewne rożnice pomiędzy poszczególnymi tradycjami. Oczywiście „dusza” podobnie jak każdy inny byt, mnie i Ciebie nie wyłączając, należy do „maya” – świata złudzeń, z którego należy się wyzwolić (nie wiem zatem, czy wyzwolenie w ujęciu buddyjskim nie polega jedynie na dążeniu do nieistnienia, które samo w sobie jest jedynym REALNYM stanem). Niemniej „karma” jest to rodzaj pewnej „duchowej energii” która „przechodzi” z jednego wcielenia na inne i nadaje mu kierunek. Przyjmij zatem, że ilekroć piszę o „duszy w buddyzmie” mam na myśli właśnie KARMĘ. Jednak „przeciętni buddyści”, o ile zdołałam się zorientować, intrpretują te dosyć abstrakcyjne założenia nieco bardziej konkretnie – czytałam kiedyś historię pewnej rodziny, w której narodził się chłopiec, co do którego wszyscy byli przekonani, że jest „inkarnacją” zmarłego dziadka.

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *