Rodzina, ach rodzina…

Niedawno przez blogi przetoczyła się dyskusja, czy rodzice powinni uczestniczyć w podejmowaniu osobistych decyzji przez ich dorosłe dzieci.

Pewna współczesna mistyczka twierdzi, że w piekle jest wiele kobiet, które się potępiły, ponieważ wtrącały się w małżeństwa swoich dzieci…

A ja myślę, że różnie to bywa – są takie „dzieci”, które posłuchały rodziców i teraz żałują, a są i takie, które nie posłuchały i…też żałują! Znałam faceta, który się nie ożenił dlatego, że żadna kandydatka nie wydawała się dość „dobra” jego siostrom – ale znałam także dziewczynę, której sama matka jej „ukochanego” perswadowała (to prawdziwa rzadkość!), że chociaż ona sama go urodziła, to jednak widzi, że jest nic niewart – i jakże później ta kobieta musiała żałować tego „piekła na ziemi”, jakie sobie zgotowała własnym wyborem…

Najmądrzejszą postawę w tej sprawie przyjęła chyba moja śp. Babcia, która mówiła swoim pięciu córkom: „To Twój mąż i Twój wybór – to nie ja będę z nim żyła, tylko Ty!” Niestety, jedynemu (i najmłodszemu) synowi postanowiła „dopomóc” w ożenku – i to zdaje się nie był najszczęśliwszy pomysł, ponieważ tamta dziewczyna wyszła za niego chyba tylko po to, „by nie zostać starą panną.”

Ja sama zaś – jak wiadomo – jestem osobą niepełnosprawną, a w przypadku takich osób temat „miłość/seks/małżeństwo” w ogóle nie istnieje w świadomości rodziców. Tak więc, gdy związałam się z P., nie tylko nie „konsultowałam” z nikim (poza moim spowiednikiem) tej decyzji, ale nawet nic nikomu nie powiedziałam… 🙂 To była moja jedyna szansa na własne życie – i zdecydowałam się ją wykorzystać bez oglądania się na rodzinę… I wcale tego nie żałuję!

Por. też: „Inna Wenus?”

11 odpowiedzi na “Rodzina, ach rodzina…”

  1. Ja to poszedłbym dalej w poszukiwaniu osób, które mogą pomóc w wyborze małżonki lub małżonka. I wcale nie musi to być wtrącanie się w zycie innych. Wszak miłosć jest ślepa i zakochany wielu aspektów w życiu wybranki lub wybranka nie dostrzega. A osoby bliskie mają szerzej otwarte oczy i widzą. Dlatego warto się wtrącać. Oczywiście nie można tego robić w sposób natrętny i irytujący, bo skutek bedzie odwrotny od zamierzonego.A tak na marginesie: jak wygląda współczesna mistyczka ???

    1. To chyba atawizm, że wybierając męża czy żonę staramy się znależć jakichś „wspólnych znajomych” i czegoś więcej o nim/o niej dowiedzieć. W niektórych kulturach przed zawarciem małżeństwa młodzi udawali się do jakiegoś szamana lub „wiedzącej kobiety”, by im powiedziała, jaka współna przyszłość ich czeka. 🙂 Instytucja „swatki” też podobno przeżywa swój cichy renesans. Mimo, że żyjemy w kulturze „indywidualistów” – z tych, co to „nikt nie będzie mi mówił, co ja mam robić!” – nadal czasami potrzebujemy mądrej i życzliwej rady. I od tego właśnie miałam spowiedników. 🙂 A co do współczesnych mistyków to – pomijając tych, którzy posiadają np. stygmaty (jak o. Pio), niczym szczególnym się nie wyróżnają. Ta, o której pisałam, nazywa się Gloria Polo i jest bardzo piękną Latynoską. 🙂

        1. Naprawdę warto – wydała drukiem bardzo ciekawe świadectwo. 🙂 Nie ze wszystkim się zgadzam, ale przeczytać warto.

    1. Anno, mam wrażenie, że pisałam już o tym co najmniej kilka razy – ale do Twojej wiadomości:MAM PORAŻENIE MÓZGOWE. 🙂 Czy, Twoim zdaniem, powinnam umieszczać informację o tym w każdym poście – a może wybić ją wielkimi czcionkami na głównej stronie bloga? Wtedy zapewne powiedziałabyś, że biorę Czytelników „na litość.” Wybacz, ale to nie w moim stylu. Nigdy nie wstydziłam się mojej niepełnosprawności, ale też nie uważam, by był to powód do dumy. Obawiam się jednak, że i ta moja odpowiedź nie zapobiegnie podobnym zarzutom w przyszłości. W tym celu musiałabym chyba zmienić nazwę bloga na http://www.porazonadolina.pl. Teraz lepiej?!

      1. Ale mimo wszystko to akcentujesz w komentarzach na innych blogach, w swoich postach. Skoro – jak sama twierdzisz – wspominałaś już o tym niejednokrotnie, po co odgrzewasz ten kotlet?

        1. Tylko dlatego, że w niektórych kontekstach jest to istotne. Ale nie rozumiem, co za różnica, o jaką niepełnosprawność chodzi…? Porażona mózgowo

        2. Przepraszam, Anno, jestem uszczypliwa, ale to dlatego, że nie wydaje mi się, bym PRZESADNIE podkreślała swoją niepełnosprawność – sądzę, że piszę o tym tylko wtedy, kiedy naprawdę trzeba. Wydaje mi się, że nie darzysz mnie sympatią – dlaczego?

    1. Zapewne mnie ucieszy. 🙂 Zawsze uważałam, że mimo wszystko lepiej, gdy człowiek (a tym bardziej kapłan) nie prowadzi „podwójnego życia.” Dzięki za link!

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *