Dojrzewać…

To oczywiste, że każdy ma prawo do własnych decyzji, zwłaszcza w tak intymnej sprawie jak rodzicielstwo (dotyczy to zresztą nie tylko nieposiadania dzieci, ale również ich POSIADANIA – czy wiecie, na jakie epitety narażają się ludzie, którzy mają więcej niż dwoje-troje dzieci? „Mnożą się jak króliki!” – to chyba najłagodniejsze z nich. A co komu do tego?!), ale…

1) Stwórca, czy jak kto woli, Matka Natura, nie bez kozery tak to ustalił(a), że możemy mieć dzieci tylko do określonego wieku – i potem nagle kobieta 45-letnia lub nawet starsza domaga się „cudu” od nauki, bo ona chce mieć dziecko! Bo ona wreszcie „dojrzała.” Ona może i dojrzała, ale jej ciało już „przejrzało”…

I czy to naprawdę dobrze, kiedy dziecko ma „dziadków” zamiast rodziców? Myślę, że (mimo wszystko) lepiej nie odkładać takich decyzji w nieskończoność. „Wszystko ma swój czas – i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem” – jak mówi Pismo.

2) Paradoksalnie, świat współczesny, który jest pełen niedojrzałych typów płci obojga (czytałam o takim, który powiedział, że kiedy skończył 40 lat, zrozumiał że jego dzieciństwo już się skończyło! Rozumiecie, dzieciństwo mu się skończyło!!! No, to teraz przez kolejnych 40 lat będzie pewnie nieodpowiedzialnym młodzieniaszkiem? A, co tam – wolno mu! Ustatkuje się chyba po osiemdziesiątce… ) ma istnego fioła na punkcie „dojrzałości.”

Ludzie „chodzą” ze sobą po 20 lat, bo „jeszcze nie dojrzeli” do ślubu – a kiedy już wreszcie do tego „dojrzeją” to na ogół się…rozstają.

Tak samo z dziećmi. Tak naprawdę my nigdy nie jesteśmy na to „gotowi”- dziecko jest zawsze zaskoczeniem, nowością – i wszystkiego uczymy się „w praniu.” „Na narodziny dziecka świat nigdy nie jest gotowy.” – napisała Wisława Szymborska. A więc jeśli czekasz aż będziesz „gotowy”/ „gotowa”, to… możesz się nigdy nie doczekać!

Z wiekiem zresztą jest chyba coraz trudniej. Człowiek nabiera pewnych przyzwyczajeń… I w końcu owocuje to postawami typu: „Kocham swoje życie takim, jakim jest i nie pozwolę sobie go zrujnować ciążą!”

Podobno nasze społeczeństwo musi jeszcze „dojrzeć” do modelu „no kids.” No, tak… A kiedy już wreszcie do tego dorośnie, to zacznie…wymierać?:)

Postscriptum: Badania historyczne dowodzą, że na przestrzeni ostatnich 200 lat „okres dojrzewania” młodzieży wydłużył się o co najmniej 5-7 lat. Wynika z tego, że nieszczęśni rodzice są teraz zmuszeni o wiele dłużej niż przed wiekami znosić kaprysy swoich wiecznie „niedorosłych” dzieci…

51 odpowiedzi na “Dojrzewać…”

  1. Hehe… No tak nie da się nigdy być w 100% gotowym ale w końcu nie o samą gotowość tu chodzi co właśnie o naszą dojrzałość, zapomnienie o takim naszym „ego” i otwarcie się na drugiego człowieka i piękno cudu narodzin. 🙂 Pozdrawiam cieplutko… 🙂

    1. Masz rację – jako mama 18-miesiącznego chłopczyka już dawno odkryłam odpowiedź na pytanie, dlaczego dzieci – nawet te najbardziej upragnione – tak bardzo nas czasami…denerwują. To dlatego, że samą swoją obecnością domagają się od nas miłości i uwagi – i nieustannie wytrącają nas z naszego jakże przyjemnego egoizmu. Dziecko (zwłaszcza małe) nie chce i nie może „zaczekać” – jego imię brzmi: „TERAZ!”

  2. Dojrzeć ale do czego? Co to właściwie dzisiaj znaczy? Chcemy mieć wykształconych, z praktyką itd pracowników, ale żeby zbytnio nie myśleli samodzielnie. Cenimy wyżej teorie od praktyki, nie dawno wymyślono, że w karetce pogotowia musi byś osoba ze średnim wykształceniem, ponad dwadzieścia lat praktyki nie miało znaczenia. Kiedyś technik mógł mieć uprawnienia budowlane (projektowanie, wykonawstwo, nadzór) teraz minimum mgr. W podstawówce uczyli po maturze. Lekarz po studiach, bez specjalizacji jest nikim w kontrakcie z NFZ. Dojrzałość do zawodu została drastycznie odsunięta, więc co się dziwić młodym, że nie biorą odpowiedzialności za siebie, im się NALEŻY (o czym ich informują kolorowe gazety) korzystanie z życia od najmłodszych lat, a rodzice im nie powinni tego zabraniać (i tutaj wchodzi opinia „większości”).

    1. W moim rozumieniu człowiek „dojrzały” to taki, który jest gotowy do podejmowania swoich zadań w społeczeństwie – ale masz rację, że próg tej dojrzałości (tzw. społecznej) drastycznie się dziś przesuwa w czasie. W dawnych czasach kobieta 16-letnia i 18-letni mężczyzna byli uważani za dostatecznie przygotowanych nawet do tego, by samodzielnie władać państwem. A dzisiaj mamy i 40-latków, którzy nadal są „młodzi, zdolni i dobrze się zapowiadający”…

        1. Tak, Tadeuszu! Pamiętasz takiego łyżwiarza, Filipowskiego? Ten to się prawie wyłącznie „dobrze zapowiadał”:)

      1. Czlowiek dojrzały, to człowiek odpowiedzialny za siebie i innych i umiejący ponosić konsekwencje swoich nietrafnych wyborów.

        1. No, właśnie… Pisałam już coś o tym w poście o „konsekwencjach”: tak długo, jak długo chronimy nasze dzieci przed konsekwencjami ich błędnych decyzji, nie pozwalamy im dorosnąć. Czy kiedy mamusia załatwia pokątną aborcję córeczce tylko dlatego, że ta się „zapomniała”, albo kiedy tatuś wycisza sprawę synka, który jechał po pijanemu – pozwalają oni młodym ludziom zachować się naprawdę dojrzale? A przecież oboje czuli się już dostatecznie „dorośli” – ona, aby uprawiać seks, a on, żeby prowadzić samochód…

          1. W tym sęk, że są ludzie, którzy nigdy nie dojrzewają a wiek nic tu nie ma do rzeczy. Syndrom Piotrusia Pana podobno wcale nie jest taki rzadki. Gdyby się przyjrzeć statystykom wypadków na drogach po pijaku w naszej ojczyźnie odnoszę wrażenie, że ten syndrom u Polaków ma się całkiem dobrze…

          2. Masz rację, niektórzy nigdy nie dorastają – tylko zabawki mają coraz droższe…

      2. „W moim rozumieniu człowiek „dojrzały” to taki, który jest gotowy do podejmowania swoich zadań w społeczeństwie ” I PONOSIĆ KONSEKWENCJE SWOICH ZADAŃ, DECYZJI. To jest DOJRZAŁOŚĆ.

  3. Młodzi ludzie nie tylko dłużej dojrzewają, ale są też bardzo wyrachowani w planowaniu swojej przyszlości. Wszystko jest skrupulatnie przemyslane, ale często trudno w te plany wpisać dziecko. Czy to brak dojrzałości, czy może raczej wygoda i skupienie się na wytyczonych celach? Na szczeście nie jest to,chyba aż tak zatrważające zjawisko. Wystarczy przejrzeć blogi o dzieciach. Pozdrawiam!P.S. Z powodu wyjazdu, pracy i dostępu do bardzo wolnego internetu zaglądam rzadziej, ale nie znikam! Pozdrawiam!

    1. No, tak, Pioanko – chyba nie bez racji moja nauczycielka od pdż-tu mawiała, że jedyne naprawdę „zaplanowane” dzieci, to te, które się nigdy nie urodziły. Bo czy można, tak do końca, ZAPLANOWAĆ sobie drugiego człowieka? A w praktyce nierzadko bywa tak, że zawsze coś jest od dziecka pierwsze i ważniejsze: najpierw musimy skończyć studia…jedne…drugie…podyplomowe…potem pierwsza praca…mieszkanie…dom…samochód…no, i przecież musimy się jeszcze trochę wyszaleć, zanim „ubierzemy się w pieluchy”…zobaczyć kawałek świata… No, i kiedy już wreszcie to wszystko jest zrobione, gotowe i ukończone, często okazuje się, że mamy już „wszystko” – oprócz dziecka właśnie… Ktoś kiedyś powiedział, że najpierw my nie chcemy mieć dzieci – a potem one nie chcą nas…

  4. moja babcia zawsze powtarza że dzieci i pieniędzy nigdy nie jest za dużo. a co do innych spraw – myślę, że tak jest – kiedyś moi rodzice związali się w wieku 25 lat. a ja chyba nie jestem jeszcze gotowa na związek małżeński mimo iż już przekroczyłam tę ich rocznicę. ale uważam też, że dzieci powinny się urodzić między 20 a 35 rokiem matki bo ona ma jeszcze dużo siły aby wychować szkraby. im później tym chyba gorzej dla dojrzałych rodziców.

    1. Myślę, że czasami jednak dzieci może być „za dużo” – ale nie powinien to być argument za tym, żeby nie mieć ich wcale. Natomiast jest faktem, że po 35. roku życia wzrasta ryzyko wystąpienia niektórych chorób genetycznych – oraz dosyć szybko zmniejsza się płodność (szczególnie u kobiet, ale również u mężczyzn) – tak więc może się okazać, że na „późne rodzicielstwo” będzie dla takiej pary po prostu za późno. Sądzę, że nie można wahać się w nieskończoność – w życiu każdego człowieka MUSI nastąpić taki moment, kiedy już WIE, co chciałby zrobić ze swoim życiem (związać się z kimś, czy poświęcić się karierze, mieć dzieci czy ich nie mieć, itd.). U jednych następuje to w okolicach dwudziestych urodzin, u innych – po trzydziestce. Wydaje mi się jednak, że pewną nieprzekraczalną granicę powinien tu stanowić 40. rok życia. O czterdziestolatkach powinniśmy móc powiedzieć, że są to ludzie w pełni dojrzali.

      1. Anna, podziwiam Twój optymizm, ja bym był ostrożny z tymi „dojrzałymi” po czterdziestce. Bywają tacy, którzy nigdy nie będą w stanie dojrzeć i są ludzie bardzo młodzi i bardzo dojrzali. Wiek pewnie jest tu jakimś miernikiem, ale nie do końca.

        1. Masz rację – nawet Biblia mówi, że „sędziwością u ludzi jest mądrość i liczbą lat się jej nie mierzy” (por. Mdr 4,8-9) oraz, że nie ma nic gorszego od „starca odartego z rozumu.” (Syr 25,2). Pismo Święte zna jednak lepszy od wieku wyznacznik dojrzałości. Jest to „wydawanie OWOCU”. „Przeznaczyłem was na to, byście szli i owoc przynosili” – mówi Jezus do swych uczniów (J 15,16). I mam nadzieję, że patrząc kiedyś wstecz na własne życie będę mogła powiedzieć, że przyniosło ono dobre owoce…Życie człowieka niedojrzałego to życie „bezowocne”, takie, które nie pozostawia po sobie żadnego trwałego śladu.

          1. Wiesz, miałam kiedyś koleżankę, która po studiach poślubiła chłopaka, którego przygotowywała do matury. I myślę, że z nich dwojga to on był bardziej dojrzały…:)

      2. Ps. Pocieszające jest jednak, że niektóre badania wskazują, że „późne dzieci” bywają bardziej inteligentne, niż ich rówieśnicy, którzy mają młodych rodziców.

      3. ja też uważam, że lepiej dziecko mieć przed 35 rokiem życia bo niestety taka jest nasza genetyka. ale czasami rodzice wpadną po 35 roku i to też nie jest ich wina. winą jest to, że kobiety za długo czasem czekają z rodzicielstwem a później mają pretenje do Boga, losu, do ludzi i do świata

        1. Dziecko (nawet nieplanowane) nigdy nie jest niczyją „winą”. Chrzestnej matce mojej mamy macierzyństwo przydarzyło się w wieku 48 lat – i oboje z mężem byli przerażeni, bo mieli już w domu trzech dorastających synów, a tu nagle…noworodek! Tymczasem w ileś tam lat później właśnie to nieoczekiwane dziecko stało się dla nich błogosławieństwem, kiedy trzej jego starsi bracia zginęli w tragicznym wypadku…

  5. Na całe szczęście, oprócz 45 letnich kobiet, które dojrzały do macierzynstwa i chcą mieć dzieci, są jeszcze 45 faceci, którzy wcale nie chcą mieć dzieci w tym wieku

    1. Dlaczego „na szczęście”? To chyba na nieszczęście dla tych kobiet?:) Czytałam też, że coraz więcej MĘŻCZYZN chce mieć dzieci, podczas gdy kobiety w odpowiednim wieku wolą „realizować się zawodowo.” Oczywiście, są tacy, którzy nigdy nie „dojrzewają” ani do ojcostwa ani nawet do stałego związku. Na jakimś forum znalazłam zwierzenia takiego 45-latka, który stwierdził, że umawia się wyłącznie z niepełnoletnimi dziewczynami, bo tylko one nie mówią o ślubie…

        1. Pewnie masz rację – bo po cóż by tak młoda dziewczyna „szlajała się” z facetem, który mógłby być jej ojcem? Ale czym to się, w zasadzie, różni, od prostytucji z udziałem nieletnich? Będę zresztą niedługo pisała o tym zjawisku…

          1. Takie, jakie się tutaj zdarzają, niestety. Mam tylko nadzieję, że to nie mnie tym razem puściły nerwy?:)

  6. Ad.1. Wszystko ma swój czas, ale coraz częściej kobieta chce i stara się mieć dziecko a nie może, nie ze swojej winy. Często udaje się dopiero po 10, 12 latach starań kiedy właśnie jest „na granicy” wieku. I co ma zrobić? Odpuścić, skoro tyle czasu walczyła? Tylko nie mów mi, że jeśli kobieta nie zajdzie w ciążę do trzydziestki to znaczy że nie stworzona do macierzyństwa bo Cię pogryzę ;-)Ad 2. A to że świat jest pełen niedojrzałych gówniarzy to zgadzam się. I to jeszcze jeden dowód na to że lepiej mieć dziecko w bardziej dojrzałym wieku a nie jako 18-20 latka. Za bardziej dojrzały wiek uważam kilka lat przed trzydziestką. A w ogóle co to za określanie wieku dojrzałości człowieka…. Jeśli ludzie ze sobą chodzą po 20 lat i twierdzą że nie dojrzeli jeszcze do ślubu to jest zwykła ściema. To jedynie znaczy że jest im po prostu wygodnie bez ślubu, że go nie chcą albo jest im do niczego nie potrzebny. Ja jestem przygotowana na dziecko od wielu lat i nie mogę się go doczekać ale niestety…. Ja należę do tych kobiet które muszą o nie walczyć. I w życiu nie powiedziałam i na pewno nie powiem że kocham swoje życie takim, jakim jest i nie pozwolę sobie go zrujnować ciążą! Dla mnie to jakaś kompletna bzdura! Ja pier….nicze, przecież dziecko wnosi do życia radość a nie je rujnuje! rwrrrr….

    1. Nie, nie powiem, że kobieta po trzydziestce widocznie nie jest stworzona do macierzyństwa – z tej prostej przyczyny, że i ja, kiedy pojawił się Antoś już przekroczyłam tę „magiczną granicę” – a miałam już za sobą wiele lat bezowocnych pragnień i zaglądania do cudzych wózków…Tak więc wierz mi, że ja WIEM, jak to jest. Natomiast co do obecnej „epidemii bezpłodności” to chyba jest to choroba cywilizacyjna – zanieczyszczenia środowiska, stres, „sztuczna” żywność i antykoncepcja hormonalna – wszystko to pewnie przyczynia się jakoś do rozregulowania naszych organizmów… Irytuje mnie, kiedy wmawia się młodym kobietom, że ciąża jest NAJGORSZĄ rzeczą, jaka mogłaby je spotkać i że trzeba koniecznie się przed nią „zabezpieczać” wszelkimi dostępnymi środkami – no, więc one się zabezpieczają przez większość swego dorosłego życia, a kiedy wreszcie zdecydują się odstawić te wszystkie środki, często są wielce zdziwione, że dziecko nie pojawia się „na pstryknięcie palcami” (na różnych forach możesz przeczytać wątki typu: „współżyjemy od 8. miesięcy bez żadnych zabezpieczeń i nic!!!”) – bo przecież (w)mówiono im, że wystarczy tylko dmuchnąć i już się jest w ciąży… TY wiesz, że jest to nieprawda. Powodzenia w staraniach życzę! Tylko pamiętaj, że dzieci są (na ogół) „owocem miłości” – ważne, by nie zdominowały całkowicie relacji dwojga ludzi, jak to się czasem zdarza parom „walczącym” o poczęcie. Przede wszystkim się kochajcie – a wtedy, może, będzie z tego dziecko (tym czy innym „sposobem”).

      1. Coś z tym wszystkim jest nie tak. Pokolenie naszych rodziców, czy dziadków żyło w dużo gorszych warunkach, niejednokrotnie w biedzie przed i powojennej, już nie mówiąc o wojnie, a rodziny były wielodzietne i jakoś się na ogół wszyscy wychowywali. Teraz rodzina wielodzietna zwykle stanowi dowód „zacofania” i braku edukacji seksualnej i nie raz zasługuje jedynie na politowanie.

        1. Na pewno coś jest nie tak – chociaż nie do końca rozumiem, co. Może chodzi o to, że DZIECKO przestało być „wartością samą w sobie” jaką było przez wieki, a stało się jedynie „dodatkiem” (i to niekoniecznym) do innych dóbr? „Jak już będziemy mieli to…, to…i jeszcze tamto…to wtedy zrobimy sobie dziecko.” Zatem ci, co mają dużo dzieci automatycznie spadają na sam dół drabiny społecznej – no, chyba, że są bardzo, bardzo bogaci i stać ich na taką „fanaberię” (jak Brad Pitt i Angelina Jolie, na przykład). Bo dziecko to dzisiaj coś w rodzaju luksusowego „gadżetu” albo „długoterminowej inwestycji.” I tutaj dochodzimy do punktu drugiego: lista rzeczy, które uważamy za „absolutnie konieczne dla szczęścia naszego dziecka” niezmiernie się dziś wydłużyła. Myślisz, że mojemu synkowi przeszkadza, że ma markowych ciuszków i zabawek? NIE! Ale niech no tylko pójdzie do przedszkola (szkoły), a na pewno „uczynni” koledzy uświadomią mu, bez czego jest się totalnym zerem… I tego się najbardziej obawiam…

          1. Tak, jakoś tak wszystko powoli schodzi na psy. Musi być to lub tamto a jak nie ma, to totalny obciach. Obawiam się, że za jakiś czas może sam fakt narodzenia dziecka już będzie obciachem.

          2. Wcale tego nie wykluczam – na blogu Tomasza Terlikowskiego (na stronach Frondy) jest taka katastroficzna wizja świata przyszłości („Operacja Chusta” to się nazywa…), gdzie dzieci rodzą się tylko albo z matek zastępczych (przez in vitro) albo z klonowania. Bo przecież wszystko musi być dokładnie i naukowo zaplanowane – nic nie można pozostawić dla „nieprzemyślanych działań reprodukcyjnych.” Z tego samego powodu w tym świecie aborcja jest prawnie nakazana dla wszystkich osób poniżej 18. roku życia – „dzieci” trzeba chronić przed skutkami ich działań za wszelką cenę… Momentami obraz jest trochę przejaskrawiony – jak zwykle na „Frondzie” – ale mimo to wart przemyślenia.

          3. A właśnie przed chwilą przeczytałam, że pewna 72-letnia Brytyjka nagle poczuła, że mogłaby być matką – i postanowiła poddać się zapłodnieniu in vitro przy użyciu komórek pochodzących od osób trzecich…Ciekawe, gdzie była i co robiła, kiedy był czas po temu… Stare, polskie przysłowie mówi: „Zródź, babo, dziecko – a babie sto lat!”

      2. Wiem, kochana że to nie ty powiedziałaś – to powiedziała nijaka neli rokita i jeszcze kilka głupot dołożyła do tego co mi się w głowie nie mieści [http://muszekla-i-ty.blog.onet.pl/bezplodnosc-to-wynik-aborcji,2,ID382753675,n] i tak mi się skojarzyło ;-)Ty jesteś za inteligetna na takie bzdury 😉 A z tym co napisałaś w komentarzu zgadzam się w 100%buziaki i ide się troche „postarać” :D:D:D:D

        1. A, tak, pamiętam – że bezpłodność to wynik wcześniejszej aborcji…Co za bzdura! Jestem zdecydowanie przeciwna przerywaniu ciąży (poza wypadkami absolutnej konieczności), ale akurat TE kobiety, które się starają o dziecko są ostatnimi, które by to zrobiły (choć nie wykluczam, że bezpłodność może się pojawić jako powikłanie poaborcyjne – są to jednak jednostkowe przypadki, których nie należy uogólniać). A było tam jeszcze coś o tym, że najlepszym sposobem na dziecko jest pójść na spacer z mężem (kochanie, od dziś nie spacerujemy!:)), i że jak się ma 20 lat to wystarczy przejść obok mężczyzny, żeby zajść w ciążę.:) Strach doprawdy wyjść na ulicę! 🙂

          1. Mówi się, że głupich nie sieją – sami się rodzą… Po mojemu, to ona jest zaledwie na granicy normy intelektualnej, nie ubliżając nikomu…

  7. Wiesz, można nie być gotowym i być dojrzałym i na odwrót, bo jakkolwiek to brzmi dziecku trzeba zapewnić coś poza miłością. Przede wszystkim spokojny dom, w którym może wzrastać i się rozwijać. Może materialne podejście, ale innego nie mam, bo dziecku nie wolno zrobić krzywdy powołując je na świat. Bo nawet nie planując a współżyjąc jest to plan… I tu trzeba być odpowiedzialnym…A co powiesz na kobiety, które są gotowe i uważają, że ich partnerzy też i stawiają ich przed faktem dokonanym?

    1. „Zrobić krzywdę powołując je na świat” w kochającej – niechby i biednej! – rodzinie?! Wybacz mi, ale nie rozumiem takiego podejścia…”Krzywdę” to można zrobić dziecku w rodzinie patologicznej, ale poza tym?! I co to w ogóle znaczy „zapewnić dziecku wszystko”? Wszystko to, co można dostać pieniądze? Myślę, że to dużo…za mało! Kiedy dziecko wie, że jest kochane, to już ma wszystko…co najważniejsze! Mój tata, który jest pedagogiem specjalnym (ze specjalnością resocjalizacja) twierdzi, że większość znanych mu narkomanów pochodziła z bardzo „dobrych” tj. zamożnych rodzin. Niczego im nie brakowało – poza miłością. Natomiast co do kobiet, które stawiają swoich mężczyzn „przed faktem dokonanym” uważam, że jest to skrajnie nieuczciwe. Dziecko to NIE JEST „wyłączna sprawa kobiety” lecz WSPÓLNA sprawa kobiety i mężczyzny. Nasz synek (dzięki NPR) był tak dokładnie zaplanowany, że kiedy go poczęliśmy, mój mąż pocałował mnie w brzuch i powiedział małemu: „Do zobaczenia za dziewięć miesięcy!”

      1. Nie unoś się. Zauważ, że napisałam spokojny dom. A czasem tego nie ma, bo rodziny nie stać na własne cztery kąty, choćby to była materac na podłodze. A wszystko to właśnie miłość, szacunek i świadomość, że się będzie to dziecko kochało. Też jestem pedagogiem, też resocjalizacja. I zapewniam Cię, że nie potrzeba by mi było willi z basenem dla dziecka. Ale wszystko co trzeba to pojęcie względne i prosiłabym o nie ocenianie przez pryzmat ogółu ludzkości. Jak niczego innego pragnę dziecka. Ale wiem, że teraz zrobiłabym mu krzywdę. Bo nie mamy gdzie zamieszkać tak, żeby nie słyszało awantur. Zarzucisz mi pewnie wygodnictwo, może… Ale krzywdę można też zrobić na wiele innych sposobów, a miłością nie wykarmisz rodziny.

        1. A stare przysłowie mów i- „gdzie bieda drzwiami się wciska – miłość kominem ulata”. Powinno być chyba ulatuje :-). Angel masz rację. Odpowiedzialność nakazuje zbudować najpierw gniazdo a potem starać się o potomstwo. Byle tej budowy nie przedłużać a jakieś gadżety ;-).

          1. Tak, bo niektórzy to by chcieli mieć to gniazdo złotym puchem wysłane. 🙂 Kiedy byłam małą dziewczynką, nie miałam bardzo wielu rzeczy: lalki Barbie i markowych ciuszków, ba, nie miałam nawet łazienki ani własnego pokoju… (rzecz dziś prawie nie do pomyślenia). A mimo to wcale nie uważam, by moi rodzice „zrobili mi krzywdę” powołując mnie na świat. Jest jeszcze inny aspekt tej sprawy. Kiedyś zastanawialiśmy się z P. czy nie postąpiliśmy pochopnie, decydując się na dziecko właśnie teraz, a nie „kiedy już się trochę dorobimy” – bo kiedy zaszłam w ciążę, mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu i nie mieliśmy wiele więcej, poza własną pracą. I wtedy mój mąż powiedział: „Pomyśl, gdybyśmy poczęli dziecko w innym momencie, to nie byłby już Antoś! Byłoby to, oczywiście, nasze dziecko, ale już zupełnie INNE!.” Wynika z tego, że każda taka „chwila wyboru” ma niepowtarzalne konsekwencje. Za każdym razem jest to JEDNO konkretne dziecko. I może Bóg (przy naszej wydatnej pomocy:)) pragnął mieć właśnie Antka, a nie na przykład Zosię?

          2. Ale mieliście wynajęte mieszkanie. Nie pochwalam takiej beztroski aby najpierw zaciążyć a potem dopiero się zastanawiać co dalej. Dzieci to nie zabawki. Potrzebują bezpieczeństwa. Ja też miałam ubogie dzieciństwo i zbyt wcześnie stałam się dorosła. Czasem zazdroszczę własnym dzieciom. One mają prawdziwe dzieciństwo. Nie widzą mamy, która się gryzie skąd wziąść na chleb. Dlatego myślę, że Angel jest właśnie odpowiedzialną Osobą. Angel – uszy do góry. Podobno ( a ja tego wielokrotnie doświadczyłam) gdy się czegoś bardzo pragnie – cały Wszechświat nam sprzyja !!

          3. Izo, ale czy z tego automatycznie wynika, że JA jestem nieodpowiedzialną osobą?:) Będąc niepełnosprawna, brałam pod uwagę, że mogę nigdy (więcej) nie mieć dzieci, że taka „szansa” może się już nie powtórzyć – wiedziałam również, że im będę starsza, tym prawdopodobieństwo donoszenia ciąży i urodzenia ZDROWEGO dziecka będzie spadać (nieznacznie, ale jednak). Widzisz, „odpowiedzialność” niejedno ma imię.

          4. Ps. A zbyt „materialistyczne” podejście do kwestii wychowywania dzieci doprowadza czasami do naprawdę dramatycznych sytuacji, jak wtedy, gdy „opiekunowie społeczni” umieszczają dzieci w „placówce państwowej” tylko dlatego, że sądzą, że ich rodzice „nie mają warunków” by je wychowywać. Do takich „warunków koniecznych” by być dobrym rodzicem coraz częściej należy np. łazienka w domu. Nie jestem pewna, czy dzieci naprawdę wolą kafelki w „bidulu”… Moja mama ma koleżankę, której bratu i jego żonie bardzo długo odmawiano „przyznania” dziecka do adopcji pod tym jedynie pretekstem, że w ich domu chłopczyk nie będzie miał własnego pokoju (musieli zdecydować się na przebudowę budynku…). No, jasne – przecież wszyscy wiedzą, że nasze „radosne Domy Dziecka” to hotele kategorii „S.”

          5. Popadamy ze skrajności w skrajność. Są różne rodzaje patologii. Zbyt wiele moje oczy widziały niestety. Widziałam patologie u nuworyszy i u biedoty w slamsach. Zgadzam się. dziecko potrzebuje miłości ale samym powietrzem nie wyżyje. Mi też się nie podoba materialna strona życia. Może trzeba być jednak samotnym aby nie martwić się o jutro. Ja mam troje dzieci i wiem ile z mężem musimy się napracować i namartwić aby dzieci miały dzieciństwo. Nie żyją w złocie i puchu bo jestem przeciwna materialistycznemu podejściu. Ale wiesz ile kosztują buty dla dorastającej panny, której co sezon stopa się wydłuża ? Ile książki do szkoły? Przecież nie odmówię dziecku sfinansowania wycieczki szkolnej. Bo niby w imię czego? Dlatego uważam, że dzieci powinny rodzić się z miłości ale odpowiedzialni rodzice mają OBOWIĄZEK dołożyć wszelkich starań aby ich dzieciństwo było w miarę beztroskie. Czasy mamy nieciekawe dlatego czasem nie dziwię się, że młodzi zwlekają z rozmnożeniem się albo poprzestają na jednym. Jeśli to jest z wygody to dla mnie glupota ale jeśli z przyczyn niewydolności finansowej jestem w stanie to zrozumieć.

        2. Niczego Ci nie zarzucam, ani się nie unoszę. Skoro mówisz że nie możesz TERAZ mieć dziecka, no, to nie możesz – Twoja sprawa. Czemu się przede mną tłumaczysz? Ale „żeby nie słyszało awantur”, powiadasz… Mój tata długo pracował w policji, a myśmy mieszkali w zagrzybionym mieszkanku na tyłach posterunku (bez bieżącej wody i CO) – mając za sąsiadów głównie alkoholików. Awantury więc były pewnie w dzień w dzień, tyle że za ścianą. Musiały być, jeżeli tata był ciągle wzywany na „sąsiedzką interwencję” – ale ja tego nie pamiętam – zawsze czułam się w moim domu dobrze i bezpiecznie. Nasi rodzice jakimś cudem zdołali nas odizolować od tego, co działo się za ścianą. „Miłością nie wykarmisz dziecka”, powiadasz. Zgoda, ale wydaje mi się, że jeśli ludzie naprawdę kochają swoje dzieci, to zrobią WSZYSTKO, żeby „niczego” im nie brakowało. Wiem, że żyliśmy raczej skromnie – ale byłam tak bardzo kochanym dzieckiem, że NIGDY nie odczułam żadnego braku. Wiesz, kiedy mój tata odszedł z policji, pracował przez pewien czas jako opiekun bardzo bogatej 10-letniej dziewczynki. To dopiero było biedne dziecko. Spod szkoły zabierali ją ochroniarze, a całe dnie spędzała w zasięgu monitoringu i z opłacanymi do opieki nad nią ludźmi – bo jej rodzice i dziadkowie, zajęci swymi interesami, panicznie bali się porwania małej dla okupu. I kiedy mój tata, chcąc ją trochę rozerwać, opowiadał jej, że jeździ ze swymi dziećmi na wycieczki po Polsce, słuchała tego jak bajki o żelaznym wilku…Tak, ona na pewno nie słyszała pijackich awantur zza ściany – ale śpiewu ptaków w lesie też pewnie nigdy nie słyszała. Miała spokojny dom. Aż za bardzo…

          1. Mówimy o tym samym, ale w innych słowach… Nie tłumaczę się, chciałam wyjaśnić jedynie. I nie do końca o za ścianą mi chodziło…

          2. A, to trzeba było tak od razu… Mniejsza o dziecko – WY też nie powinniście żyć w takim wrogim otoczeniu. Przynajmniej nie dłużej, niż to konieczne.

Skomentuj Antonia0 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *