Ucieczka z Krainy Czarów.

Ostatnio pewna „życzliwa” Czytelniczka napisała mi w złości:”Jesteś chora psychicznie, idź się leczyć!” Oczywiście, nie mogła wiedzieć, że być może wcale nie pomyliła się aż tak bardzo…

Przeżyłam w swoim życiu pewien „epizod psychotyczny”  – ciężką (bo połączoną z halucynacjami) postać depresji poporodowej. A jednak, gdy lekarze zaczęli mi powtarzać jak mantrę, że „to może być schizofrenia” (lub, w najlepszym razie, epilepsja) i że będę całe życie skazana na branie leków, które mnie tylko otępiały (a jasny umysł jest wszak moim jedynym bogactwem…) powiedziałam sobie, jak John Nash Jr. („Piękny umysł”), że przecież musi być jakiś inny sposób!

Odstawiłam leki, wypoczęłam – i wszystko wróciło do normy,co pozwala mi przypuszczać, że nie była to jednak schizofrenia, a jedynie przejściowe zaburzenia związane z porodem i skrajnym wyczerpaniem. Od tamtej pory minęło już 1,5 roku i nie wydarzyło się nic, co kazałoby mi zwątpić w stan mego umysłu.

No, cóż – przez chwilę byłam „po drugiej stronie lustra” i wróciłam stamtąd wysiłkiem własnej woli. Nigdy, przenigdy nie chciałabym tam znowu wrócić (a podejrzewam, że jak już ktoś się dostanie na dobre w tryby „machiny psychiatrycznej” to bardzo trudno mu udowodnić swoją „normalność”) i szczerze współczuję tym,którzy nadal nie mogą się stamtąd wydostać…

Powie ktoś: „Każdy psychotyk powtarza, że jest zdrowy.” Zgoda. Ale jak w takim razie udowodnić (sobie) własną „normalność”?:)

Myślę, że spektrum zachowań, które mieszczą się w granicach „normy” jest dosyć szerokie – wielu ludzi ma jakieś dziwactwa, fobie, czy choćby jakiś własny „wewnętrzny świat.” (Mój ostatni spowiednik opowiadał mi o swoim koledze, który tak panicznie bał się…pająków, że nie był w stanie spędzić nocy pod jednym dachem z choćby jednym z nich.)  Czy zatem powinniśmy LECZYĆ się wszyscy? Czy może, o ile ktoś nie szkodzi swoim postępowaniem sobie i/lub innym, lepiej pozwolić mu żyć tak, jak chce?

Postscriptum: A jeśli objawy występujące u części chorych mają bardzo wyraźny rys „religijny” („odwracające się krzyże”; „diabelskie twarze”,itd.) i nie poddają się „tradycyjnemu” leczeniu, to może przynajmniej niektórym z nich pomógłby kontakt z egzorcystą? Większość księży, którzy się tym zajmują, ma także całkiem solidne przygotowanie z zakresu psychiatrii – i często współpracują z lekarzami.

Można oczywiście nie wierzyć w możliwość opętania człowieka przez złego ducha (choć jest to zjawisko, które znają niemal wszystkie kultury i religie) – ale czy to takie ważne, w co się wierzy, jeśli coś obiektywnie POMAGA choremu?

I jeszcze artykuł „w tym temacie” od mojego przyjaciela: <style type=”text/css”></style>

http://www.sfora.pl/Wszyscy-jestesmy-chorzy-psychicznie-a11384 

77 odpowiedzi na “Ucieczka z Krainy Czarów.”

  1. Nikt nie jest tak naprawdę „normalny” bo zawsze u kogoś występować mogą w jakimś okresie nerwice itp. Panuje też dziwny stereotyp „chorego psychicznie”. „Chory psychicznie” stało się obelgą i kojarzy się ludziom wyłącznie z człowiekiem widzącym nieistniejące postacie lub biegającym z siekierą po ulicy. Często stosuja to jako obelgę katolicy, w tym księża w odniesieniu do niewierzących – nie wierzysz, nie zgadzasz się z Kościołem – jesteś chory psychicznie. Słyszałem nawet o księdzu, który domagał się zaświadczenia od psychiatry od człowieka chcącego dokonać apostazji. W przeciwieństwie do chorych psychicznie, groźni to są akurat głupcy…

    1. Ateisto, nigdy nie spotkałam się z tym, by ktoś uważał „niewierzącego” za „nienormalnego” – ale skoro tak mówisz, to wierzę Ci na słowo, tym bardziej, że bywały i przypadki odwrotne – światli lekarze radzieccy sprawnie wyłapywali niektórych „teistów”, aby osadzić ich w psychuszce. Natomiast co do zaświadczenia poczytalności przy apostazji…Myślę, że przy tak ważnym życiowym kroku jakim jest radykalna zmiana światopoglądu przede wszystkim sam zainteresowany powinien się upewnić, że wie, co robi, i że robi to z właściwych pobudek. Ale ocena tego, mam wrażenie, nie powinna należeć do osób trzecich, a tym bardziej do psychiatry. No, chyba, żeby ktoś przyszedł na plebanię i powiedział, że kosmici nakazali mu dokonać aktu apostazji…W każdym przypadku, jak sądzę, człowiek powinien być w pełni świadomy swoich czynów…Nawiasem mówiąc, s. Faustyna Kowalska z racji swoich wizji Jezusa też była badana przez lekarzy – podobnie jak np.o. Pio – co może przeczyć teorii, że „wierzący są gotowi uwierzyć w każdą bzdurę.”:) Jeśli chodzi o głupców, masz rację – w przeciwieństwie do chorych psychicznie oni są groźni nie tylko dla siebie…

      1. > Myślę, że przy tak ważnym życiowym kroku jakim jest radykalna zmiana światopoglądu przede wszystkim sam zainteresowany powinien się upewnić, że wie, co robi, i że robi to z właściwych pobudek.Dlaczego nikt się nie przejmuje wolą, świadomością decyzji itd. gdy zapisuje się kogoś do Kościoła tzn. chrzci się niczego nieświadome dziecko? Skoro do zapisania nie jest potrzebna ani zgoda ani świadomość zapisywanego, to nie większe wymagania powinny też w sumie dotyczyć wypisywania.> No, chyba, żeby ktoś przyszedł na plebanię i powiedział, że kosmici nakazali mu dokonać aktu apostazji…Wtedy też nie powinno to nikogo obchodzić. Gdyby ktoś przyszedł i powiedział, ze chce zostać ochrzczonym, bo tak mu podpowiedziała matka boska, to raczej nikt w kurii by się nie zastanawiał nad psychiatrą.Akt woli to akt woli.Pełna zdolność do czynności prawnych jest odbierana zwykle gdy ktoś zagraża sam sobie swoimi decyzjami. Motywowanie apostazji kosmitami do takich przypadków nie należy.

        1. Attonie, wówczas decydują o tym rodzice dziecka – podobnie jak w wielu innych przypadkach. Jednak, gdy dziecko ma więcej, niż 7 lat, także jego zgoda jest wymagana do przyjęcia sakramentu chrztu. O ile wiem, ateiści w naszym kraju nie są zobowiązani pod karą stosu do chrzczenia swoich pociech? Żydzi dokonują obrzezania niemowląt w 8. dniu życia – ale to Cię, naturalnie, nie bulwersuje, bo ostrze Twojej krytyki zwraca się tylko i wyłącznie przeciw katolicyzmowi. 🙂 A mnie się wydaje, że rodzice MAJĄ PRAWO wychowywać dzieci nawet w wierze w krasnoludki, jeśli mają takie życzenie – tak samo, jak mają prawo przekazać mu swój ateistyczny światopogląd. Dziecko zawsze przecież może to przyjąć lub odrzucić.Ps. Nie tylko katolicy chrzczą niemowlęta, ale także Kościoły wschodnie i spora część protestantów. Chrzest dorosłych (lub młodzieży) praktykują m.in. baptyści.

          1. > Attonie, wówczas decydują o tym rodzice dziecka – podobnie jak w wielu innych przypadkach.Jeżeli rodzice mogą zapisać dziecko bez jego świadomości, to tym bardziej więc nie powinno się robić problemów z wypisaniem.> Żydzi dokonują obrzezania niemowląt w 8. dniu życia – ale to Cię, naturalnie, nie bulwersuje, bo ostrze Twojej krytyki zwraca się tylko i wyłącznie przeciw katolicyzmowi. 🙂 Polska nie jest sklerykalizowana przez Żydów a to nie jest blog żydowski. Dlaczego wiec mam pisać o Żydach?> A mnie się wydaje, że rodzice MAJĄ PRAWO wychowywać dzieci nawet w wierze w krasnoludki, jeśli mają takie życzenieNie mieszaj prawa do wychowania z formalnym zapisywaniem gdzieś.Mowa z resztą była o różnicy między wymaganiami przy zapisaniu i przy wypisaniu.> Dziecko zawsze przecież może to przyjąć lub odrzucićSwiatopogląd tak – formalne członkostwo już niekoniecznie. M.in. z przyczyn o których pisałem. To zaś na rękę Kościołowi – bo mimo, że w kraju jest coraz więcej własnowierców i ateistów, nadal pozostaje „89% katolików”.

  2. Wydaje się, że podstawową wartością jest bycie człowiekiem wolnym i spełnionym, a wszelkie nieszczęścia biorą się z z braków w/w cech. W sumie co to jest normalność? 🙂 Z drugiej strony człowieka chyba od zawsze ciągnęło w inne stany świadomości, toteż namiętnie palił (i w inny sposób w siebie pakowal) co się tylko dało. O ile ta odskocznia była miła…

    1. Mój stan poporodowy z pewnością miły NIE BYŁ – był przerażający. Wiem także, że nie wszystkie „odmienne stany świadomości” wywoływane przez narkotyki należą do przyjemnych…

      1. no ja nie wiem, bo jedyny „narkotyk” na jaki sobie pozwoliłem to była nikotyna :)w sumie to ciekaw jestem jakis odmienych stanow świadomości, ale niestety nie mam na to czasu 😛 Zreszta szkoda byloby mi marnowac rzeczywistosci, ktora daje dostatecznego kopa 😛

        1. Ja to też wiem tylko z opowieści innych, Cyniku – zbyt sobie ceniłam jasny umysł, żeby się narkotyzować. Tym bardziej więc przerażało mnie w tym stanie poporodowym, że nie jestem w stanie odróżnić swoich snów od rzeczywistości. Nie byłam na to przygotowana.A co do palenia: pewien ksiądz, któremu powiedziałam, że nigdy nawet nie spróbowałam papierosa, myślał, że go oszukuję…:)

  3. Albo jesteś mądra i wartościowa. Nie znam Cię, jednak czytam każdy nowy temat, chociaż nie komentuję. I pytam tę „życzliwą” (jak ją nazywasz), czy osoba chora psychicznie miałaby tylu czytelników i niejednokrotnie polecane posty przez Onet?Bądź dalej taka jaka jesteś i pisz nie tylko dla siebie, ale też dla Twoich wiernych czytelników.Pozdrawiam

    1. > czy osoba chora psychicznie miałaby tylu czytelników i niejednokrotnie polecane posty przez Onet?Dlaczego miałaby nie mieć (osoba chora psychicznie)?

        1. Ale czy to, co sądzą o mnie INNI zmienia jakoś to, kim naprawdę JESTEM?:)Nie przejmuj się tak…A może ten post zwróci uwagę niektórych na zbyt pochopne używanie pewnych słów?(Jak „psychiczny” czy „wariat”).Nawiasem mówiąc, choroby psychiczne nie są „gorsze” ani też „bardziej wstydliwe” niż np. weneryczne – pierwsze dotyczą „ciała” drugie „duszy”- choć mój położnik słusznie powiedział, że kobieta prędzej się przyzna, że miała rzeżączkę, niż depresję poporodową. No, więc ja się przyznaję, doktorze Zydlewski. I to nie do rzeżączki.:) Byłam chora – ale już nie jestem.Bogu dzięki.

    2. Normalność jak sama nazwa wskazuje, to nie wykraczanie poza normę. W życiu społecznym obowiązują pewne normy prawne i obyczajowe, mamy też normy życia chrześcijańskiego. Myślę, że normalność, choć trudna do zdefiniowania jest chyba tym, co się określa mianem przeciętności…. Za komuny zwłaszcza w osławionym ZSRR, psychiatryki były pełne ludzi normalnych, bo antykomunistę, czy też wierzącego w Boga traktowano jak wariata ale takie tam były wówczas normy społeczne narzucone przez obłąkańczy reżim. Na szczęście chrześcijanie mają jasny i uniwersalistyczny system norm dany nam przez Boga, odporny na wszystko i niezależny od każdego, nawet najbardziej obłąkańczego systemu polityczno – społecznego.

      1. > Na szczęście chrześcijanie mają jasny i uniwersalistyczny system normPo pierwsze – nie jest to uniwersalny system norm bo jest oparty o religii (a ta nie zdominowała całego świata).Po drugie – błędem już jest mówienie o normach chrześcijańskich, bo normy (różne) wyznaczają konkretne wyznania.

        1. Zgoda, Attonie – a jednak i ateiści (czasami) mówią o UNIWERSALNYCH WARTOŚCIACH lub normach etycznych, takich jak np. nie zabijaj, choć samą uniwersalność takiej normy można podważyć na dwa sposoby: 1)nie jest ona obowiązująca np. w plemionach kanibali (co najwyżej jako „nie zabijaj członka własnego plemienia” a i to nie zawsze) 2) nawet w cywilizacjach, które (zasadniczo) normę tę uznają, dopuszcza się szereg wyjątków – np. dotyczących zabijania w obronie własnej, na wojnie, zabijania przestępców czy dzieci niepełnosprawnych. A jednak po to społeczeństwa tworzą MORALNOŚĆ, aby wierzyć, że jej zasady będą przestrzegane przez wszystkich członków (albo przynajmniej przez większość). Sam dobrze wiesz, że nawet gdyby – co zapewne jest Twoim ukrytym marzeniem – udało się wykorzenić z ludzkich umysłów to, co Richard Dawkins nazywa „wirusem Boga” – moralność wcale by nie zniknęła. I dlatego ateiści wcale NIE SĄ ludźmi amoralnymi (choć i wśród nich i wśród „wierzących” mogą trafić się jednostki głęboko amoralne). Ps. Jak to jest, że czymkolwiek byśmy nie rozmawiali, to rozmowa prawie zawsze schodzi na temat KK?:) Były, wprawdzie, w środowiskach ateistycznych próby utożsamiania przeżyć religijnych ze zjawiskami z zakresu psychopatologii – ale nie sądzę, abyś posuwał się aż do takich wniosków?;) Zresztą, nawet jeśli z Twojego punktu widzenia jako teistka jestem osobą „niespełna rozumu” to przecież nikomu w ten sposób nie szkodzę, prawda? Nawet Tobie.:) Zresztą o Jezusie również wielu mówiło, że „postradał zmysły.” Tak więc znajduję się w bardzo dobrym towarzystwie.:)

          1. > Zgoda, Attonie – a jednak i ateiści (czasami) mówią o UNIWERSALNYCH WARTOŚCIACH lub normach etycznych, takich jak np. nie zabijaj, choć samą uniwersalność takiej normy można podważyć na dwa sposoby:W Polsce bardziej ateista niż teista moze mówić o wartościach uniwersalnych, bo to ateista nie jest podporządkowany jakiejś doktrynie. Teiści w większości to wyznawcy doktryn, własnowierców jest niewielu – o ile ich wiara zakłada uznanie uniwersalnych norm.> 1)nie jest ona obowiązująca np. w plemionach kanibali (co najwyżej jako „nie zabijaj członka własnego plemienia” a i to nie zawsze)Tak samo właśnie interpretowane są tego typu zasady w chrześcijaństwie np. katolicyzmie. Katolik nie może zabijać – czymś dobrym jednak do niedawna jeszcze było zabijanie innowierców (i ile nadal nie jest), dobre jest zabijanie ludzi na wojnie itd.W katolicyzmie właśnie „nie zabijaj” nie „kradnij” są interpretowane inaczej niż powszechnie – uniwersalne np. „nie zabijaj” dotyczy wszystkich równo.

          2. Uspokoję Cię – zabijanie innowierców NIE JEST dobre :), a na wojnach wszelkich…no, cóż, walczy zapewne tyle samo teistów co i ateistów. Chociaż wojna, sama w sobie, także NIE JEST dobra – ale nie odważyłabym się powiedzieć np. Powstańcom Warszawskim, że walczyli „niesłusznie.” Obrona samego siebie, swoich bliskich, itp. jest zawsze sprawiedliwa, o ile odbywa się adekwatnymi środkami. Dlatego np. sprawcy linczu we Włodowie powinni ponieść słuszną karę. Powinni unieszkodliwić napastnika, ale go nie zabijać.

          3. > Uspokoję Cię – zabijanie innowierców NIE JEST dobre :),Oficjalnie niby nie, a jednak osoby pokroju Stepinaca stojące na czele zbrodni są dziś w Kościele czczone i wyświęcane.> Powstańcom Warszawskim, że walczyli „niesłusznie.” Nie chodzi o słuszność walk, ale o to, ze zabicie kogoś na wojnie nie ma wg katolicyzmu w sobie niczego złego.

          4. Niezupełnie, ateisto: zabijanie jest ZAWSZE złem (nawet, jeśli robisz to w obronie własnej), a jednak stopień Twojej winy jest inny, kiedy trwa wojna a Ty jesteś żołnierzem, niż wtedy, gdybyś poszedł zamordować Twego sąsiada we śnie. Tak samo z innymi rzeczami, uważanymi za złe. Zła jest kradzież, ale jeśli robisz to z głodu, stopień Twojej odpowiedzialności jest znacznie mniejszy, niż gdybyś włamał się do banku i zrabował milion dolarów. Prawda?Ogólnie rzecz biorąc: tym większa wina, im większa odpowiedzialność, a tym większa odpowiedzialność im większa świadomość.Chociaż każdy, w ramach własnej odpowiedzialności, musi starać się, by popełniane przez niego zło było jak najmniejsze. Tak więc żołnierz, który dopuszcza się zbrodni wojennych nie może się tłumaczyć „wykonywaniem rozkazów” (bo są rozkazy, których nigdy nie powinien wykonać, nawet za cenę własnego życia) – mimo że większą odpowiedzialność ponosi jego dowódca. Tak samo wydaje mi się, że abp Paetz ponosi większą odpowiedzialność za to, co robił, niż gdyby chodziło o zwykłego proboszcza („Komu wiele dano, od tego wiele żądać będą!”); a za profanację świątyni bardziej powinni odpowiadać wierzący niż ateiści – ci pierwsi mieli większą ŚWIADOMOŚĆ tego, co robią. Podobnie zresztą z aborcją – trudno tak samo oceniać kobietę, której skutecznie wmówiono, że jest to zabieg podobny do wycięcia kurzajki, oraz tę, która dokładnie wiedziała, że chce się „pozbyć bachora.”

          5. > Niezupełnie, ateisto: zabijanie jest ZAWSZE złem (nawet, jeśli robisz to w obronie własnej),Nie. Kościół nie uznaje mniejszego zła – czyli zła koniecznego, usprawiedliwionego. Zabicie w obronie własnej jest nijakie i tyle.> trudno tak samo oceniać kobietę, której skutecznie wmówiono, że jest to zabieg podobny do wycięcia kurzajki, oraz tę, która dokładnie wiedziała, że chce się „pozbyć bachora.”Nie – to już jest usprawiedliwianie głupoty. W ten sposób pochwalasz głupotę sugerując, że głupi jest mniej winny, bo jest mniej świadomy zła, które czyni. Sugerujesz też w ten sposób, że lepiej być mniej świadomym, empatycznym itd.

          6. Ależ oczywiście, że mniej świadomy jest mniej winny – to dlatego żaden sąd w cywilizowanym kraju nie skaże na więzienie mordercy, którego uznano za niepoczytalnego, albo dziecka poniżej 13. roku życia – z uwagi na mniejszą świadomość właśnie (lub jej całkowity brak). Również Kościół uznaje, że aby zaistniał „grzech” to najpierw musi być jego świadomość – dlatego poleca się spowiadać dopiero dzieciom od 8-9 roku życia (w Kościele prawosławnym – od siódmego). A że Kościół UZNAJE mniejsze i większe zło, to prosty przykład w kategoryzacji grzechów na „lżejsze” i „cięższe” . Co ciekawe, tego podziału nie zna Cerkiew Prawosławna, dla której wszystkie grzechy mają jednakowy ciężar. Za to nasi bracia prawosławni pozwalają małym dzieciom (do 7 r.ż.) przystępować do Eucharystii bez spowiedzi właśnie ze względu na „nieświadomość grzechu.”

          7. > Ależ oczywiście, że mniej świadomy jest mniej winny – to dlatego żaden sąd w cywilizowanym kraju nie skaże na więzienie mordercy, którego uznano za niepoczytalnego, Niepoczytalność to co innego niż czysta głupota.> A że Kościół UZNAJE mniejsze i większe zło, to prosty przykład w kategoryzacji grzechów na „lżejsze” i „cięższe” .To nie jest zło konieczne jak samoobrona. Każdego z tych grzechów można uniknąć z własnej woli.

          8. Można…ale ODPOWIEDZIALNOŚĆ i tak jest różna…Zależy to także od „siły woli” – inna będzie „wola” u narkomana, który zabił, szaukając pieniędzy na działkę, a inna u wyrachowanego mordercy, który to wszystko dokładnie zaplanował. Przecież nawet najzupełniej LAICKIE systemy prawne rozróżniają „zabójstwo” i „morderstwo”, zabójstwo w afekcie zaś od morderstwa ze szczególnym okrucieństwem – choć we wszystkich przypadkach chodzi przecież o jedno i to samo:odebranie życia drugiej osobie. Jesteś niezwykle surowym SĘDZIĄ, Attonie (mam nadzieję, że wobec siebie samego też…) – ja jednak nie chciałabym się dostać pod osąd Twojej sprawiedliwości…

          9. Żeby wyznawać wartości uniwesalne, nie trzeba być ” podporządkowanym ” żadnej doktrynie, wystarczy być przyzwoitym człowiekiem. Wartości chrześcijańskie nigdy nie stały w żadnej opozycji w stosunku do wartosci uniwersalnych. Nauka Chrystusa jest zawsze aktualna i będzie do końca świata. Przypisywanie wartościom chrześcijańskim jakichś „demonicznych” właściwości jest dowodem nie tylko braku wiedzy w tej materii, ale również wyjątkowo złej woli.

          10. > Żeby wyznawać wartości uniwesalne, nie trzeba być ” podporządkowanym ” żadnej doktrynieGdzieś napisałem, że trzeba?> wystarczy być przyzwoitym człowiekiem. O ile praktyka zasad i nauk wyznawanej doktryny nie stoi w sprzeczności z normami powszechnymi.> Wartości chrześcijańskie nigdy nie stały w żadnej opozycji w stosunku do wartosci uniwersalnych. Stały. Według ogólnie przyjętych praw człowieka np., prześladowanie ludzi czy godzenie w ich wolność wyznania są czymś złym.Wartości uniwersalne mówią, że nawet zwierzę zasługuje na humanitarne zabicie. Chrześcijanie zaś twierdzą, że nie ma różnicy między zwierzęciem a np. kamieniem, więc można nawet nad nimi się znęcać.> Nauka Chrystusa jest zawsze aktualna i będzie do końca świata. Mowa tu o chrześcijaństwie a nie chrystianizmie.> jest dowodem nie tylko braku wiedzy w tej materii, ale również wyjątkowo złej woli.Nie jest dowodem – choć byś tego bardzo chciał.Nie wystarczy napisać „to jest dowodem” by coś nim się stało.

          11. Przeciez te wartości sa uniwersalne i trudno na ten temat dyskutować. Trudno powiedzieć ze człowiek nie idzie mordować bo jest wierzący (tak jakby niewierzacy mordował bez mrugnięcia okiem), nikt nie kradnie bo jest wierzący (a niewierzący kradnie jak kruk), postawa człowieka wcale nie zalezy od wiary czy niewiary, może być człowiekiem dobrym lub złym i to wszystko. Byc może jest jeszcze jedno, wierzący nie kradnie bo sie boi kary boskiej, niewierzacy nie kradnie bo nikogo sie nie boi tylko poprostu ma takie zasady.

          12. Olu!No teraz zrobiło mi się przykro! Jestem osobą wierzącą i wcale nie dlatego nie kradnę,że boję się kary! Wiem, co mówię, bo jak nie wierzyłam też nie kradłam!!!

          13. To w ogóle znaczne uproszczenie, że wierzący robią coś jedynie ze strachu przed karą lub w nadziei na „wieczną nagrodę.” To tak, jakby stwierdzić, że niewierzący nie popełniają przestępstw jedynie z lęku przed więzieniem. Wiara w Boga to coś innego: nie powinna opierać się na strachu, lecz na MIŁOŚCI.

          14. Ja też nie kradnę tylko z tego powodu, że jestem uczciwy i wcale nie dla tego jestem uczciwy, że boję się kary, bo kary też się nie boję. Chrześcijaństwo jest religią miłości i radości a nie strachu przed karą. O tych ciągłych „lękowych” motywacjach mogą w kółko mówić tylko ci, co nie mają zielonego pojęcia o istocie chrześcijaństwa.

          15. Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego najwięcej o naszym rzekomym „strachu przed Bogiem” mówią nie kaznodzieje (to już nie te czasy, kiedy z ambon ziało grozą i ogiem piekielnym…), ale ateiści? Może niektórym z nich przedstawiano w dzieciństwie obraz Boga karzącego („jak będziesz niegrzeczny, Bozia Cię pokarze!”) – to i nie dziwota, że odrzucili takie wyobrażenia…

          16. Ateizm bywa też czasem wynikiem braku rozwoju w wierze i poprzestania na poziomie katechizmu dla podstawówki. Wiara też wymaga wiedzy a wiedza wspomaga wiarę a im większa wiedza tym bardziej wierze jest pomocna. Doskonałym tego przykładem jest ks. prof. Michał Heller.

          17. > Ateizm bywa też czasem wynikiem braku rozwoju w wierze i poprzestania na poziomie katechizmu dla podstawówki.Raczej nie. Taki człowiek pozostanie płytko wierzącym lub kimś na granicy wierzącego i agnostyka. Ateizm częściej wynika z zainteresowania się ową „wiarą”.Z resztą co to jest rozwój w wierze? Rozwijać można wiedzę duchową, religijną, świadomość itd. Rozwój wiary (zawierzenia) to raczej działanie uwsteczniające.> Doskonałym tego przykładem jest ks. prof. Michał Heller.Heller jest przykładem propagandy Kościoła (absurdalne już naginanie nauki do wierzeń i wierzeń do nauki) i jego słabości:http://ateistaa.blog.onet.pl/Zeby-nauka-nie-przeczyla-relig,2,ID315893333,nJeżeli już są przykłady, to na przykład dla moich racji podam Tomasza Węcławskiego.

          18. Ateisto – powiem tylko: nauka NIE JEST W STANIE przy pomocy swoich metod dowieść „absurdalności” jakichkolwiek stwierdzeń religijnych, z kolei jakakolwiek religia nie zdoła podważyć twierdzeń naukowych. Jeżeli często (po obydwu stronach) popełnia się ten BŁĄD to dlatego, że obydwie stają się IDEOLOGIAMI. Wiara szuka dla siebie naukowych uzasadnień, a z kolei nauka (widzę to coraz wyraźniej jako naukowiec) bardzo pragnie stać się „jedyną religią nowych czasów” a uczeni – jej nieomylnymi kapłanami, którzy znają odpowiedzi na WSZELKIE dręczące ludzkość pytania. A jeśli nawet nie znają, to na pewno poznają wkrótce…”I pogrzebią stary świat…”. lalala…

          19. A czasem bywa i odwrotnie. Znam ateistów którzy Biblię znają bardzo dokładnie ale znam i wielce poboznych którzy Biblię widzieli….na wystawie w księgarni (i tak jest przewaznie)

          20. Wiem, że tak bywa, Olu – kiedyś, gdy z moim kolegą-byłym animatorem zaczęliśmy dyskutować o Biblii na uczelni, zapytano nas natychmiast, czy jesteśmy Świadkami Jehowy – jak gdyby katolikowi „nie wypadało” znać Pisma Świętego – ale nie wiem, czy tak jest „przeważnie.” Młodsze pokolenie, wychowane na pielgrzymkach i oazach zna je znacznie lepiej, niż ich rodzice i dziadkowie. I nie jestem pewna, czy wystarczy znać tekst „na wyrywki” (i we wszystkich możliwych interpretacjach:)) – czy nie lepiej, nawet nie znając tak dobrze, wcielać w życie to, co się z Biblii zrozumiało (byle nie „oko za oko – ząb za ząb”:))? Wiesz, ja sama sobie ciągle zadaję pyanie, czy naprawdę WIERZĘ w to, co o Biblii WIEM. Przy czym „wierzyć” nie znaczy tylko teoretycznie „przyjmować do wiadomości” ale także próbować według tego żyć. Sama dziwiłaś się, że wychwalam katolickie nauczanie, a jednak żyję inaczej…

          21. Ale zauwaz jedno, ile jest młodych wychowanych na oazach i pielgrzymkach? Ja znam osobiście jednego, miał iść do seminarium, poszedł na normalne studia techniczne i chyba na pielgrzymki juz nie chodzi. Jeżeli chodzi o pielgrzymki przypomiał mi się taki fakt z dalekiej przeszłości. Jeszcze na studiach mieszkałam z taka psiapsiółka od piaskownicy. Jednego roku postanowiła pójść na pielgrzymkę, fakt że z chłopakiem. Napisała list do matki o przyzwolenie (były takie czasy). Matka, kobieta wyjątkowo pobozna odpisała jej krótko i zwiężle – nie pozwalam, bo możesz wrócić nie taka jak poszłaś, nic dodac nic ując.A co do znajomości Biblii, no cóż jak się z kimś dyskutuje to powinno się wiedzieć o czym a nie argumentować – bo tak.

          22. Ale akurat o Biblii często wypowiadają się ludzie, którzy niewiele o niej wiedzą (jak Doda) – i im mniej wiedzą, tym bardziej są przekonani o słuszności własnych poglądów…:)

          23. > To w ogóle znaczne uproszczenie, że wierzący robią coś jedynie ze strachu przed karą lub w nadziei na „wieczną nagrodę.”Tak jednak często bywa. Sami z resztą katolicy, księża i katolickie media oczerniają ateistów uzasadniając to, że muszą być ludźmi złymi, bo nie boją się kary boskiej. Sami więc jesteście sobie winni stereotypu robiącego z was prymitywów (prymitywów, bo to prymitywny prekonwencjonalny stopień rozwoju moralnego – żebyś nie doszukała się znowu w tym obrazy).> Wiara w Boga to coś innego: nie powinna opierać się na strachu, lecz na MIŁOŚCI.Wiara w Boga jednak głównie opiera się na strachu (zwłaszcza przed pośmiertną pustką) a potwierdza to Kościół walczący często ze wszystkim co ten strach niweluje.

          24. No, tak…Sami jesteśmy sobie winni… Twoje odpowiedzi stają się coraz bardziej przewidywalne…

          25. To powiedz mi do dlaczego jest wprowadzony element diabła, piekła, kar piekielnych, wiecznego potępienia i innych

          26. Jeśli to było pytanie do mnie, Olu, to odpowiem, że jeśli wierzymy w niebo – stan wiecznego przebywania z Bogiem, to musi być także i „piekło” – stan wiecznego oddalenia od Boga, chociażby dlatego, że Bóg nikogo nie będzie „ciągnął do nieba” na siłę. A co, jeśli ktoś NIE CHCE przebywać z Nim?:) Pomyśl także o „sprawiedliwości”: o tych wszystkich ludziach, o zbrodniarzach, którzy tu na ziemi uniknęli słusznej kary za swoje uczynki…Czy nie byłoby „sprawiedliwie”, gdyby na tamtym świecie otrzymali to, na co zasłużyli? Niemniej trzeba pamiętać także o tym, że „sprawiedliwość Boża” może być czymś zupełnie innym, niż nasze ludzkie pojęcie tego, „co się komu należy”, ponieważ Bóg jest wielką miłością. I może wielu „porządnych ludzi” będzie zdziwionych, spotkając się w zaświatach np. z Hitlerem?Ks. Maliński pisał, że miłość Boga jest tak wielka, że obejmuje nawet Jego „czarne anioły”…A jeszcze z innej strony, Olu, dobrze wiesz, że piekło nie jest czymś, co się zaczyna dopiero po śmierci. Nie bez racji przecież mówi się, że ktoś „zgotował komuś piekło na ziemi.” Jeśli ktoś krzywdzi lub nienawidzi innych, nie potrafi przebaczyć – to już TERAZ znajduje się w piekle – ponieważ piekło jest stanem wiecznej samotności, nienawiści i egoizmu…

          27. Jeśli ateista nie kradnie, to czy tego chce czy nie chce, przestrzega przykazania ” nie kradnij” podobnie jak uczciwy teista. Uczciwość nie wymaga żadnych dodatkowych przymiotników albo się jest uczciwym albo nie…..

          28. > Jeśli ateista nie kradnie, to czy tego chce czy nie chce, przestrzega przykazania ” nie kradnij” Przestrzega zasad współżycia społecznego, prawa państwowego itd. > Uczciwość nie wymaga żadnych dodatkowych przymiotników albo się jest uczciwym albo nie…..Dobry katolik będzie klerykałem, będzie więc domagał się np. by Kościół finansowali wszyscy obywatele. Będzie więc domagał się by państwo pomogło mu okradać innych. Dobry np. ateista może nie stosować tej zasady tak wybiórczo.

          29. No, widzisz – ja się nie domagam, by Kościół był współfinansowany przez wszystkich obywateli – tak więc nie jestem „klerykałką” nawet wg Twojej definicji. 🙂 Natomiast znam antyklerykałałów, którzy się domagają, by „Kościół finansował” szkoły, szpitale, domy dziecka (co i tak w pewnej mierze robi) choć sami nigdy nie dali ani grosza „na ubogich”. To tak na zasadzie: „Kościół ma – to niech DA!” (…JA NIE MUSZĘ…) Taka postawa nie jest ani na jotę sprawiedliwsza od finansowych roszczeń Kościoła.

    3. Nie przejmuj się – tamta osoba chciała mnie tylko obrazić. Nie sądzę, bym była „chora psychicznie” – niemniej znam kilka takich osób i muszę Ci powiedzieć, że często znacznie odbiegają od obraźliwego stereotypu „wariata” – nierzadko są to osoby tak inteligentne i tak wrażliwe, że uciekają w swój wewnętrzny świat, ponieważ ten zewnętrzny je przeraża. Co pamiętam z tego krótkotrwałego doświadczenia, to przejmujący strach, że nie sposób odróżnić jednego (wewnętrznego) świata od drugiego (zewnętrznego). Po prostu nie wiesz, co jest prawdziwe – i musisz się dopiero uczyć mozolnie to rozróżniać. To mniej więcej tak, jakbyś śniła na jawie… Szczerze współczuję tym, którzy latami pozostają w takim stanie. Z drugiej strony – leki mogą ich zamienić w nieczułe kukły, a ich sny bywają piękne i bogate. (Choć mnie się śniły tylko koszmary).Kiedyś gdzieś przeczytałam, że również „Alicja w Krainie Czarów” jest halucynacją jej autora, powstałą pod wpływem bardzo silnej migreny…A zobacz, ilu ludzi nadal to czyta…:)

      1. Od lat jest to dla mnie bardzo relaksujaca i antydepresyjna lektura, zwłaszcza w znakomitym przekładzie A.Marianowicza. Niestety inne przekłady nie sięgają tych wyżyn….

        1. Masz rację.Ciekawe, że ma to na Ciebie wpływ „antydepresyjny.” Kto wie, może takie było właśnie zamierzenie autora? Słyszałam wprawdzie o tej książce opinie, jakoby była to „literatura pedofilska” (a autor podkochiwał się w małej Alicji, córce swoich przyjaciół), ale nie za bardzo w to wierzę.”Dla czystych wszystko jest czyste, wszystko zaś jest nieczyste dla skalanych i niewiernych; [sami] mają zbrukane i dusze, i sumienia.” (Tt 1,15 w przekładzie Biblii Warszawsko-Praskiej).

          1. Nic mi o tym nie wiadomo, z treści ksiązki to nie wynika, zresztą jak ktoś chce psa uderzyć to kij zawsze znajdzie. Nota bene Antoni Marianowicz dziennikarz, tłumacz i satyryk był Żydem i aż dziw bierze, że go jeszcze antysemici nie obsmarowali, tak jak to zrobili z Brzechwą, czy też Leśmianem…

          2. Tak jak pisałam – kto ma sam nieczyste sumienie, ten łatwo doszuka się czegoś u innych, choćby najniewinniejszych…

          3. Tak jak pisałam – kto ma sam nieczyste sumienie, ten łatwo doszuka się czegoś u innych, choćby najniewinniejszych…

  4. Podobną sytuację przeżyłem nie dawno tylko odwrotną . Dwa szpitale nie mogłyznaleźć przyczyny bólu , wszystko miałem w normie a ja nie mogłem chodzić ani leżeć (pas lędźwiowy) . Domyśliłem się przez trzy dni sam robiłem sobielewatywę wypadały dosłownie kamienie i ból stopniowo się zmniejszał po dwóchtygodniach znikł . Czy też jestem nienormalny ? Bo sam się wyleczyłem ?Własny rozum jeśli się ma to jest nienormalność przecież!!!Podziwiam !

    1. Więzy łączące nasze ciało i duszę są dużo bardziej skomplikowane, niż nam się zdaje.:) Wiele chorób dręczy nas bez medycznie uchwytnej przyczyny (choroby psychosomatyczne) – i wówczas medycyna nader chętnie sięga po wytłumaczenie chorobą psychiczną, co czasami ma opłakane skutki. Czytałam o facecie, którego latami leczono na schizofrenię, której wcale nie miał (omal nie umarł). Pewna amerykańska antropolog przekonująco udowodniła także, że Annelise Michel (której historia posłużyła za kanwę filmu „Egzorcyzmy Emily Rose”) umarła nie tyle z winy „ciemnych księży” którzy się za nią modlili, co z powodu zatrucia lekami na padaczkę. Oczywiście, skrajna nieufność do osiągnięć nowoczesnej medycyny, jaką przejawiają niektóre wyznania protestanckie, nadmiernie wierzące w możliwość „cudownych uzdrowień” też jest sama w sobie niebezpieczną patologią.

      1. Cuda ze swej istoty zdarzają się rzadko, choć w koronikach medycznych jest wiele uzdrowień, których nauka nie jest w stanie wyjaśnić, choć może kiedyś wyjaśni. Będąć chrześcijaninem racjonalistą, podchodzę do różnych „cudownych” zjawisk raczej z głębokim sceptycyzmem.

        1. Dogmatyk, który nawet ludzi ocenia klasyfikując ich tak jak narzuca doktryna, nie może być raczej racjonalistą.

          1. Attonie, w moim odczuciu „dogmatykiem” jest każdy, kto trzyma się sztywno pewnych z góry przyjętych założeń. 🙂 A na temat klasyfikowania ludzi chyba nie powinien wypowiadać się ten, który sam uporczywie dzieli ich na „katolików” (uosabiających wszystko, co najgorsze w historii ludzkości) oraz całą resztę, nieustannie maltretowaną i poniżaną przez tych pierwszych?:)

          2. Dogmatami chrześcijańskimi i ich uzasadnianiem zajmuje się teologia dogmatyczna. Jest na ten temat sporo literatury do przestudiownia również dla ateistów, jeśli mają do tego odpowiednie predyspozycje umysłowe. A co do tego czy ktoś jest dogmatykiem czy nim nie jest, żaden internetowy ateista nie posiada ani wystarczających kompetencji ani wystarczającej wiedzy, by to oceniać.

          3. Doimatyzm, jak już mówiłam, nie jest związany bezpośrednio z żadną konkretną religią – jest to po prostu pewnego rodzaju „nastawienie umysłowe” polegające na niemożności zmiany swego stanowiska – i zagraża to zarówno wierzącym, jak i ateistom. Także Atton posiada pewne własne „dogmaty” których jednak nie ośmieliłabym się tu definiować, by nie być znów oskarżona o obrażanie go (choć osobie tak „prymitywnej”, jaką z złożenia, jako katoliczka jestem, nie powinno chyba sprawiać różnicy, czy kogoś urazi, czy nie?:))

  5. Obserwuję na wszystkich forach i blogach, że każdy kto wypowiada się, jest okopany na swoich, z góry upatrzonych, pozycjach. Dodatkowo gniazda karabinów maszynowych i obowiązkowo zasieki. Czy z perspektywy oblężonej twierdzy, jesteśmy w stanie zobaczyć rzeczywistość taką jaka jest, a nie taką jaka myślimy, że jest albo chcielibyśmy żeby była?

  6. Jest coś takiego,jak skłonność do dziedziczenia pewnych chorób,ale my wszyscy ludzie na całej ziemi jesteśmy chorzy.Otrzymaliśmy to w spadku po naszych pra rodzicach.Każdy choruje w różnym stopniu,ale choruje i nic nie może na to poradzić.Ktoś kto nie zdaje sobie z tego sprawy w chwili poirytowania wytyka innym,że żle się mają.Proszę nie brać sobie do serca tych perwersyjnych uwag Pani Aniu.Dla mnie pisze Pani od serca do serc.Pozdrawiam

    1. Coś w tym jest, pani Tereso. Mój ukochany lekarz, któremu w dużym stopniu zawdzięczam to, kim dzisiaj jestem, mawiał często, że medycyna nie zna ludzi zupełnie „zdrowych” – są tylko niedokładnie przebadani…A wiadomo, że zawsze łatwiej nam zobaczyć źdźbełko w cudzym oku, niż belkę we własnym.

  7. Cóż, tak do końca to chyba nikt normalny nie jest, ale rzeczywiście – niektóre fobie, długotrwałe depresje czy lęki wymagają pomocy specjalisty. Wiem to na pewno, bo sama miałam arachnofobię przez długie lata, a mój syn – ADHD. Bez interwencji profesjonalistów nie wyszlibyśmy z tego, bo takie problemy przekraczają nasze możliwości leczenia. Inna sprawa to czasami podstępne działanie psychiatrów i psychoanalityków – wszak od naszych zwichnięć zależy ich byt. Co do opętań – sprawa to wciąż kontrowersyjna, a i to trzeba by podkreślić, że dziwnym trafem większość tych przypadków trzyma się konkretnej religii z jej konkretnymi dogmatami…

    1. No cóż, szatan na pewno z największym uporem będzie walczył z tym, co jest dla niego najgroźniejsze, czyli z chrześcijaństwem. Jest wiele przykładów skutecznego działania chrześcijańskich ( nie tylko katolickich) egzorcystów, którzy ludzi opętanych doprowadzili do narmalności. Psychiatrzy i psycholodzy byli całkowicie bezradni…..

      1. Wiem o tym. Niemniej przypadki opętań zdarzają się w różnych kulturach – i wszędzie symptomy są zdumiewająco podobne. Nie zamierzam tu udowadniać, że szatan nie walczy z chrześcijaństwem, ale sądzę, że walczy przede wszystkim przeciwko CZŁOWIEKOWI, niezależnie od jego wiary. To, czy ludzie w niego wierzą, czy nie ma w tym wypadku znaczenie drugorzędne. Paweł VI powiedział nawet, że być może największym zwycięstwem diabła w naszych czasach jest to, że ludzie dziś w niego nie wierzą. Spójrz na przykład na tą „psychologizację zła” o której już kilkakrotnie pisałam. Prawie już nie ma starych, dobrych „cudzołożników” – wokół sami erotomani. Złodziei sklepowych wypierają budzący współczucie „kleptomani.” Innymi słowy: nawet, jeśli zdarzyło Ci się zrobić coś obiektywnie złego, to przecież nie Twoja wina!Winna jest jakaś Twoja „mania”, w ostateczności zaś – winni są INNI (np. Twoi „toksyczni rodzice” albo nieprzyjazne społeczeństwo, które Cię do tego „zmusiło” – to akurat ulubiony argument feministek). Ty sam za nic nie odpowiadasz – jesteś ofiarą, a nie sprawcą. Albo człowiekiem chorym, któremu należy współczuć, a nie karać.

        1. Pomieszanie dobra ze złem, lub zło pod pozorami dobra, to ewidentne przykłady działania szatana. Oczywiście niewiara w jego istnienie najwyraźnie dodaje mu „powera”, stąd tyle wszędzie zamieszania z poplątaniem….

    2. Wydaje mi się, że nie masz racji w kwestii opętań – niedawno czytałam świetną pracę amerykańskiej antropolog Felicitas D. Goodman, która dowodzi, że jest to fenomen znany różnym religiom i kulturom, poniekąd doświadczenie ogólnoludzkie. Wiem na pewno, że taki stan jest znany religii żydowskiej, muzułmańskiej, kulturom afrykańskim i prekolumbijskim. Fakt, że wszyscy słyszeliśmy o opętaniach tylko w kontekście chrześcijańskim, wynika po pierwsze z dominacji tej religii w naszym kręgu kulturowym, a po drugie – z kultury masowej („Egzorcysta”, „Omen”, „Egzorcyzmy Emily Rose”).

      1. Ciekawe czy opętanie zdarza się bezwyznaniowcom i ateistom. Opętany ateista….. to byłby niezły kawał, jaki by mu wyciął szatan, w którego istnienie nie wierzy……

        1. Myślę, że zdarza się to czasami – aczkolwiek stan niewierzącego w takim wypadku może pogarszać fakt, że będzie on szukał innych przyczyn swego stanu – no, i w konsekwencji leczył się na nieistniejące choroby. Zresztą problem ten nie dotyczy tylko ateistów. Podobno aż 52% „teistów” na świecie nie wierzy w istnienie piekła i szatana. Gabrielle Amyot, Francuzka, która zanim trafiła do egzorcysty przeszła (bezskutecznie) chyba wszystkie możliwe terapie (była wierząca na pograniczu agnostycyzmu, a kler, modlitwy itp. wydawały jej się „wyznacznikami ciemnoty”), a księża, do których się w końcu zwróciła, aby wyjść na „nowoczesnych” i „niezabobonnych” odsyłali ją, twierdząc, że jest nienormalna („ma pani wszystko, taka młoda, piękna kobieta – czym się pani martwi?”) a nawet, że wiara w szatana jest „herezją.” A przecież nawet nasz przyjaciel Atton zapytany, co ksiądz (albo „klecha”) powinien robić w życiu, odpowiedziałby zapewne, że „odprawiać modły.” Co więc im szkodziło się za nią POMODLIĆ?!

          1. Atesta pewnie by też uznał, że ksiądz modlący się za ateistów bezzasadnie marnuje czas……

          2. Pewnie tak…Ale czy miałby rację, to już zupełnie inna historia…Nie wydaje mi się, by jakakolwiek modlitwa była zupełnie bezowocna, ani, tym bardziej, by mogła komuś zaszkodzić…

  8. „Czasami trzeba zatracić siebie aby odzyskać duszę”. Bywa, że „szaleństwo” jest drogą do wewnętrznej przemiany. Jung, który był także znawcą Księgi Przemian „I Cing”, pisał o takich sytuacjach gdy człowiek dochodzi do pewnej psychicznej granicy, a następnie dokonuje się zwrot o 180 stopni. Niestety, jedni wychodzą z tego mocniejsi, a inni upadają głębiej w ciemność.

  9. Albo! Depresja nawet w najcięższej postaci NIE JEST chorobą psychotyczną! Na miłość Boską, kto w Ciebie wmówił taką bzdurę, na jakich „lekarzy” trafiłaś???? A co dopiero taka „depresja” przy której wystarczy odpocząć i już jest dobrze. Prawdopodobnie wyjątkowo ciężko przebiegał u Ciebie „syndrom dnia trzeciego”, ale to NIE MA NIC WSPÓLNEGO Z DEPRESJĄ. Chyba, że na skutek wyjątkowo ciężkiego przechodzenia przez „syndrom dnia trzeciego” kobieta zapadnie na depresję. Ale depresja jest chorobą PSYCHICZNĄ, nie PSYCHICZNO-PSYCHOTYCZNĄ. Podobnie jak nerwica a w przeciwieństwie do schizofrenii na przykład. Ręce opadają jak się czyta coś takiego (oczywiście nie mam na myśli Ciebie, tylko tych, którzy tak trafnie Cię „zdiagnozowali”). Pozdrawiam.PS. Na pewno nie jesteś osobą chorą psychicznie, ale wydaje mi się (podkreślam, wydaje, bo co ja mogę stwierdzić na podstawie kilku Twoich wpisów, więc z góry przepraszam za to, co napiszę), że zdradzasz pewne objawy mitomanii. (Mitomanka, to kobieta która święcie wierzy w to, co sama wymyśli, więc nie kłamie, opowiadając o sobie coś, co nigdy nie miało miejsca. Nie uważam się za wyrocznię, jeszcze raz przepraszam. Nie stwierdzam też, że jesteś mitomanką, tylko, że zdradzasz pewne objawy mitomanii. Jeszcze raz przepraszam, ale uwierz mi, nie ma takiego cudu, jak ciężka postać depresji, czy choćby epizodu depresyjnego – lepsze byłoby określenie: elementy depresyjne – który ustanie „sam z siebie” po „wypoczęciu”. Depresja to ciężka choroba i żaden pacjent sam sobie z nią nie poradzi. Z ciężką postacią syndromu dnia trzeciego też nie. Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam).

    1. Co do mitomanii, myślę, że zdradzałam jej symptomy we wczesnym wieku dojrzewania – teraz jednak staram się z całych sił nie konfabulować. I, dobrze Ci radzę, nie staraj się diagnozować ludzi na podstwie FORM DZIAŁALNOŚCI ARTYSTYCZNEJ, takich jak blog, bo nikt z nas się nie ostanie po stronie „normalnych”.:) Zapewniam Cię, że WSZYSTKO co zostało tu opisane, przytrafiło mi się naprawdę – i nie staram się w żaden sposób zapełniać „luk pamięciowych” – mimo że jestem również świadoma (i Ty także powinnaś być:)) że nie jest to „pamiętnik pisany do szuflady” w którym można sobie pozwolić na nagą szczerość bez żadnych osłonek. Jest to zatem prawda – choć na pewno nie „cała prawda” ponieważ, mimo wszystko, nie jestem ekshibicjonistką. Ps. Tak z czystej ciekawości: co, Twoim zdaniem, w tym blogu sobie „wymyśliłam” i co „nigdy nie miało miejsca”? Bo zdarzało mi się czytać np. komentarze w stylu:”Ten blog jest na wskroś religijny, niemożliwe więc, abyś była żoną byłego księdza. Nie zdziwiłabym się, gdybyś był(a) księdzem lub zakonnicą.” Czy Ty też tak uważasz?:) Niestety, muszę Cię rozczarować: moje życie przerosło moją bujną wyobraźnię…

    2. Ps. Nie mam pojęcia, czym było to, co dane mi było przeżyć – i prawdopodonbnie lekarze też nie wiedzieli – zaczęło się to jak typowy „baby blues” – od przechodzenia od euforii do płaczu, ale niestety na tymn się nie skończyło. Wkrótce dołączyła do tego bezsenność, niepokój, nadmierne pobudzenie, urojenia ksobne (zaczęło mi się wydawać, że wszyscy wokół o mnie mówią, itd) a w końcu halucynacje – myślałam, że lekarze, którzy w rzeczywistości próbowali mi jakoś pomóc, są „Obcymi” którzy mają zamiar zamknąć mnie we wnętrzu gumowej lalki – kaleczyłam więc sobie ręce, żeby się przekonać, czy nie jestem z gumy…Wystarczy? A jednak prawdą jest, że wszystkie te objawy ustąpiły równie nagle, jak się pojawiły. Możesz to nazwać „cudem”, jeśli chcesz. Później przeczytałam, że coś takiego nazywa się w klasyfikacji „ostrym i przemijającym zaburzeniem PSYCHOTYCZNYM” – zresztą taki wpis figuruje i w mojej karcie wypisowej ze szpitala.

      1. Ps2:Wiem z lektur, że nasz mózg może tworzyć „fałszywe wspomnienia” rzeczy, które w rzeczywistości nigdy nam się nie przydarzyły (i potwierdzono to doświadczalnie) – ale, po pierwsze jak w takim razie można być pewnym własnej biografii?:)A po drugie, jeśli to jest powszechnie występująca cecha naszego umysłu, skąd wiadomo, kto ma szczególną skłonność do mitomanii? Choć zdaję sobie sprawę, że z racji uszkodzenia mózgu ja jestem bardziej na nią narażona – spotkałam w życiu kilkoro ludzi z moim schorzeniem, którzy wiele konfabulowali – i być może ja sama nie jestem inna. Na tym blogu jednak staram się trzymać fantazję na wodzy – i pisać prawdę, przynajmniej tak, jak ją w danym momencie subiektywnie widzę. Jedyne retusze dotyczą „formy artystycznej” i tu może się zdarzyć, że np. połączyłam dwa różne zdania tej samej osoby w jedno, żeby lepiej brzmiało. I tyle.

Skomentuj ~mar49 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *