Święci Bracia Niewierzący…

Jakiś czas temu jeden z najbardziej znanych blogerów w sutannach, ks. Wojciech Szubzda (którego blog i ja czasem chętnie odwiedzam – patrz ramka obok), popełnił post o ateistach, z którego można było wywnioskować, że niewiara w Boga może skutkować totalną degrengoladą moralną – bo skoro (argumentował ten kapłan) wszystko kończy się wraz ze śmiercią, to najlepiej po prostu „poużywać sobie życia.” Mam niejasne wrażenie, że gdzieś kiedyś coś już o tym pisałam, niemniej postanowiłam poniżej zamieścić moją odpowiedź na ten tekst.


Drogi księże Wojciechu,

pozwolę sobie zauważyć – „z pewną taką nieśmiałością” – że wniosek „hulaj dusza, piekła nie ma” to na pewno nie jedyny wniosek, który da się wyciągnąć z założenia (w które zresztą NIE WIERZĘ), że Boga nie ma. Można także wysnuć z tego wniosek, że skoro mamy tylko to życie, tu i teraz, to warto je przeżyć jakoś sensownie. Prawda?

Ateiści, oczywiście, mają tę przewagę (ale i problem) że sami dla siebie są „ostateczną instancją” – dobre jest dla nich zatem to, co sami w sumieniu uznają za dobre (czytałam o jednym, który z Dekalogu uznawał jedynie dwa przykazania – nie zabijaj i nie kradnij. I do dziś nie mogę pojąć, co złego jego ateistyczne sumienie widziało np. w zakazie kłamstwa albo zdradzania żony…) i – we własnym pojęciu – odpowiadają za swoje czyny tylko „przed sobą i historią” (a nie przed jakimś tam „śmiesznym dziadkiem z brodą”;)).

ALE czyż sam Kościół nie naucza, że każdy człowiek ma w sumieniu wpisane pewne podstawowe „prawa naturalne” które to nakazują mu czynić dobro, a unikać zła? Nie rozumiem, czemu to akurat niewierzący mieliby je łamać częściej, niż wierzący? Zresztą nawet wówczas na ich korzyść działałaby również „nieznajomość Prawa Bożego” (wiadomo, że zawsze mniejszą winę ponosi ten, kto działał w nieświadomości…) – cóż w takim razie należałoby powiedzieć o tych, którzy ZNALI je w najdrobniejszym szczególe, a nawet mieli strzec (jak papież Aleksander VI Borgia, na przykład) – a mimo to radośnie łamali wszelkie prawa ludzkie i Boskie?

Czemu to czynili w takim razie? Czy dlatego, że TAK NAPRAWDĘ nie wierzyli w pośmiertną nagrodę i karę (przepraszam, że tak upraszczam, ale część ateistów sądzi, że wierzymy w Boga jedynie ze strachu przed karą i w nadziei na nagrodę… ) – a zatem dokładnie tak samo jak ateiści w księdza ujęciu – czy może raczej dlatego, że uważali, że zawsze będą mogli się „duchowo zresetować” (wyspowiadać) a Bóg miłosierny i tak im wszystko wybaczy?

Proszę księdza, znałam wielu szlachetnych i prawych ateistów – i paru naprawdę niegodziwych wierzących (z których ja jestem pierwsza:)). I naprawdę NIE WIERZĘ , że dobry Pan Bóg miałby „wpuszczać ludzi do nieba” raczej na podstawie świadectwa chrztu i bierzmowania, aniżeli tego, co za życia CZYNILI. Czy Ten, który powiedział: „Byłem głodny, a daliście Mi jeść…” (Mt 25,35nn) nie powiedział też: „Nie każdy, kto Mi mówi „Panie, Panie” wejdzie do Królestwa Niebieskiego” (Mt 7,21)? Serdecznie pozdrawiam. – Alba

  

26 odpowiedzi na “Święci Bracia Niewierzący…”

  1. Przeczytałem …przez przypadek.Chyba jestem …tym no… ateistą.Nie wierzę w boga 🙂 I paradoksalnie jest mi z tym bardzo dobrze./tu mógłbym powiedzieć dlaczego, etc&etc./Ale moralność mam akurat taką, że taki kościół katolicki mógłby ogłosić mnie świętym, i to jeszcze za życia /czego oczywiście nie chcę/.Najbardziej śmieszą mnie jednak prymitywnie przemądrzali księża /’wyprane’, bezmyślne poglądy, brak samodzielnego myślenia, nagminne krzywdzenie społeczeństwa/.Gorąco popieram samodzielne poznawanie wszystkich religii, tolerancję wobec innych wyznań, szczególnie zaś tak zwalczanego u nas islamu.Uważam, i jest to raczej obiektywny pogląd, że islam jest o wiele lepszy od chrześcijaństwa.

    1. Sądzę, że TAK SAMO, jak NIE WSZYSCY ateiści są z gruntu zepsuci i amoralni, tak też nie wszyscy księża są prymitywni, ograniczeni i nietolerancyjni. To po pierwsze. Po drugie, co się tyczy tego, która religia jest „o wiele lepsza” (czy też „gorsza”) od której – nigdy nie ośmieliłabym się czynić takich porównań. Bo CO właściwie chcemy porównywać – talibów do tych „chrześcijan” którzy w Aleksandrii rozerwali na strzępy filozofkę Hypatię tylko za to, że nie wierzyła tak samo, jak oni? Czy może islam Awerroesa i Awicenny z chrześcijaństwem Edyty Stein i Alberta Schweitzera? Widzisz, religie to rzeczywistość zbyt złożona, żeby je tak łatwo oceniać. Po trzecie wreszcie – cieszę się, że mnie „przypadkiem” odwiedziłeś. Dziękuję i zapraszam ponownie.:)

  2. Droga Albo, zaglądam od dawna, czytam z przyjemnością i milczę. A właściwie milczałam do dziś. Kobieto, gratuluję – tolerancji, miłości bliźniego, pokory, mądrości.

    1. Oj, nie chwal mnie już tak, nie chwal, Gośko, bo będę jeszcze bardziej pyszna, niż jestem… Ale żeby teraz nie wyjść na fałszywie skromną, odpowiem: jeśli naprawdę tak o mnie myślisz, to… Bogu niech będą dzięki!:)

  3. Zawsze mnie zastanawiają teksty typu „gdybym nie wierzył w Boga, to z miejsca poszedłbym kogoś zgwałcić, okraść czy zabić – w końcu co mi zależy?” u osób wierzących (pomijam tekst „wpadłbym w depresję”, bo w to akurat jestem w stanie uwierzyć, że wiara może być dla kogoś placebo połączonym z różowymi okularami;) ). To trochę tak, jakby obecnie nie liczyli się z drugim człowiekiem, ale niestety muszą, bo „wielki brat patrzy i obserwuje”. Kolejna sprawa, gdy mówi to ksiądz, który ponoć ma być autorytetem dla wiernych – i dziwić się później, że niektórzy wierzący uosabiają ateistów z marginesem moralnym, „bo jak się nie chodzi na niedzielną sumę, to skąd można wiedzieć, jak żyć?”.Cieszę się, że „popełniłaś” ten post. Tak sobie myślę, na ile wynika on z tego, że sama jesteś nieco „niepoprawna religijnie” ;)) choć z drugiej strony – czy to ważne „czemu” ktoś robi dobrą robotę dla innych?? :)pozdrawiam

    1. Drogi Adku, cieszę się że przyszedłeś. (Dawno Cię tu nie było!) Ale jeśli wzmianka o mojej „religijnej niepoprawności” miała być ładniejszą formą zapytania mnie, czy aby nie myślę tak tylko dlatego, że obecnie Kościół ma mnie w nosie… 😉 – to muszę Cię rozczarować – ja ZAWSZE tak myślałam (zresztą nie zapominaj, że w swoim burzliwym życiu byłam także ateistką:)) – również jako bardzo żarliwa uczennica katolickiej szkoły. Co więcej, tam także uczono mnie tego. A jako osoba wierząca sądzę, że sprowadzanie Boga do roli „strażnika moralności” raczej Mu ubliża, niż Go wywyższa – i wstyd mi, jeśli istotnie w ten sposób mówią o Nim nawet księża. Stwórca (jeśli przyjmujemy Jego istnienie) w tej kwestii już zrobił, co mógł, dając nam wszystkim sumienie. A jeśli czynimy dobrze jedynie ze strachu przed Bogiem, jesteśmy najpodlejszym rodzajem niewolników. Chociaż sądzę, że (mimo wszystko) teistom jest ŁATWIEJ zachowywać się moralnie – my w końcu wierzymy, że jest Ktoś, kto nam w tym dopomaga. (W języku religii takie „dodatkowe wspomaganie” nazywa się łaską:)) 🙂 Tym większym szacunkiem darzę tych ateistów, którzy potrafili przejść przez życie godnie, kierując się jedynie samym „czystym” głosem sumienia – i tym większą odpowiedzialność ponosimy my, wierzący, jeśli mimo wszystko zachowujemy się jak świnie…

  4. Albo, a ja się z Tobą jednocześnie zgadzam i nie zgadzam. Zgadzam, bo poszczególne stwierdzenia są prawdziwe, jak choćby to, które jest podstawą Twojego rozumowania, że (używając języka kościelnego) każdy człowiek, niezależnie od tego, czy wierzący, czy niewierzący, wyposażony jest w sumienie, poprzez które przemawia do niego nie kto inny, lecz sam Bóg. Jednocześnie zaś się nie zgadzam, bo użyłaś takiej konstrukcji tego tekstu, by sugerował, że poziom etyczny człowieka w żadnym stopniu nie zależy od tego, czy jest osobą wierzącą, czy nie. To, że wśród niewierzących można wskazać przykłady osób o bardzo wysokim poziomie etycznym, a wśród wierzących wyjątkowe kanalie, nie dowodzi, że poziom etyczny nie zależy od tego, jaka jest czyjaś wiara. Tak dokładnie zgodnie z moim światopoglądem, to nie ja czynię dobro – czyni je Chrystus posługując się moją osobą. Każdy niezależnie od tego, czy jest wierzący, czy nie, będąc wyposażony w głos sumienia, może się poddawać działaniu Chrystusa. Umówmy się jednak, że niezależnie od wszystkich innych spraw pragnienie tego oddania ma wpływ na to, na ile rzeczywiście się Mu oddajemy. Człowiek wiary, będzie tego pragnął, człowiek nominalnie wierzący, ale de facto nie będący człowiekiem wiary, już niekoniecznie, a np. wojujący ateista na pewno tego nie będzie wręcz chciał (ale oczywiście nie każdy ateista jest wojującym ateistą).

    1. Wiedziałam, Leszku, że coś takiego napiszesz. (W końcu znamy się już jakiś czas:)). I absolutnie nie chciałabym, żebyś Ty albo ktokolwiek inny pomyślał po przeczytaniu tego tekstu, że ja myślę (o, co za ładna piętrowa konstrukcja!:)), że „tak naprawdę wiara w Boga nie jest nikomu do niczego potrzebna, bo i bez niej można być dobrym człowiekiem.” Owszem, można – ale DLA MNIE owa „ważność” wiary w życiu człowieka nie na tym polega, że „muszę być grzeczna, bo jak nie, to Bozia się na mnie wkurzy.” (Czytałam u prof. Miodka o księdzu, który takimi słowy uspokajał niesforne maluchy na mszy:)). A jak będę posłuszną dziewczynką to mi „Bozia” da w zamian wieczystego „cukierka”. Nie – chociaż, jak już pisałam Adkowi, uważam że i tak mamy pewne fory w stosunku do ateistów, bo Bóg, polecając nam czynić to, co należy, daje nam jednocześnie łaskę, byśmy mogli temu podołać. Przygotowując ten post natknęłam się na piękną myśl Stanisława Lema (zresztą przecież ateisty):”Ten, kto nadwątla czyjąś wiarę, nie gasząc jej nawet, odbiera mu cenność, której niczym nie potrafi zastąpić.” Dla mnie samej owa absolutna niezastępowalność wiary polega na tym, że jest ona nieporównywalną z niczym relacją z Żyjącą Osobą. I dopiero z tego wynika cała „moralność” – jeżeli czynię to, co trzeba, to nie dlatego że się boję kary – czynię to z miłości do tej Osoby. Etyczne postępowanie nie jest tu pierwszą racją wiary („wierzę, bo bez tego ani rusz nie wiedziałabym, co mam robić”) jest wobec niej wtórne: „Postępuję właściwie, ponieważ wierzę, że tego pragnie Ktoś, kto mnie kocha.” Uff, mam nadzieję, że wyraziłam to w miarę jasno – bo niektóre rzeczy tak trudno opisać słowami…

      1. Bardzo to ładne „muszę być grzeczna, bo jak nie, to Bozia się na mnie wkurzy.” Szkoda, że nie znałem, bo bym mówił swoim dzieciom;)

    2. Sumienie to jest sumienie i nikt przez niego nie przemawia. Takie samo sumienie ma katolik, protestant, ateista czy wierzacy w cudowny kamień.

  5. Zajrzałem pod adres bloga ks. Wojciecha i po chwili poszukiwań znalazłem wpis z 29 października – zgrubsza odpowiadający Twojemu, Albo, opisowi. Zgrubsza, gdyż nie znalazłem tam sformułowania o tym, że ateiści kierują się zasadą „hulaj dusza, piekła nie ma”. Ani taki, ani podobny pogląd tam nie pada. Może pojawia się gdzieś w innych wpisach, ale nie szukałem… Moje zastrzeżenia budzi jednak coś innego: przedstawianie przekonań ateistów, oraz wszystkich niewierzących, jako głupie. Zarzut intelektualnych braków u oponentów – jest przejawem braku szacunku dla nich. A jeśli by tak było – po co wogóle zajmować się „głupimi poglądami”? Chociaż ks. Wojciech przyznaje, że sam był ateistą, w żaden sposób nie wpływa to na treść jego wpisu. Możemy więc przeczytać tam: „Oczywiście nie wykluczam, że znajdują się również święci ateiści, którzy do ostatnich chwil życia trwają w swojej wierze dobrze czyniąc, mimo tego, że są świadomi bezsensowności życia. Nie chcę pastwić się nad ateistami, bo sam przez cztery lata nim byłem i wiem jakie to piekło wierzyć, że moje życie ma tyleż znaczenia co bytowanie zwierzęcia.”Nie jest więc tak, że ateista czytający ks. Wojciecha zostanie w ten sposób zachęcony do refleksji, że pozna powody, dla których miałby przyjąć stanowisko bliższe myśleniu księdza. Tak samo dla ks. Wojciecha fakt istnienia ateistów nie stanowi motywu do zastanowienia. Skoro „śmiech to zdrowie” – pośmiejmy się dzisiaj z ateistów… Taki chyba był cel wprowadzenia pod koniec tekstu „litanii” względnie „zbioru aktów strzelistych” – jako modlitwy dla ateistów… Znacznie bliżej jest mi do Twojego, Albo, sposobu wyrażania swoich poglądów (bo nie różnią nas przekonania. Wszyscy troje: ks. Wojciech, Ty i ja – jesteśmy wierzący). Mam jednak wrażenie, że potrzeba jest pewnego doprecyzowania. Bo w końcowym akapicie podejmujesz temat naprawdę ważny: podstawy naszego zbawienia. Nie można sprowadzać wiary do posiadania „świadectwa chrztu i bierzmowania”. Nie jest też tak, że to nasze dobre uczynki będą przepustką do nieba. Chociaż nie należy wykluczać ze zbawienia niewierzących w Boga (a w szczególności w chrześcijańskiego Boga) – to również nie ma podstaw by twierdzić, że w kwestii zbawienia wiara nic nie wnosi…A zatem po kolei: „Przeto nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, [w tej] sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz” (Rz. 2,1)Osądzając postępowanie innych ujawniamy nasze własne przekonania dotyczące dobra i zła. Wszyscy mamy na ten temat jakieś przekonania – i wszyscy łamiemy je. Ten ateista o którym, Albo, pisałaś, łamie te dwa przykazania Dekalogu, z którymi się zgadza! Czy my, chrześcijanie (ale też żydzi i muzułmanie) jesteśmy lepsi? Ani trochę! Łamiemy bowiem nie dwa, a dziesięć przykazań, do tego umiemy grzeszyć „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”, a ów ateista zapewne jedynie uczynkiem :).Jeśli nasze dobre czyny miałyby, jak gaz w baloniku, unieść nas do nieba, to mogłoby się tak stać jedynie w przypadku, gdy balonik jest cały. Tymczasem każdy nasz grzech to nowa dziura. Nie jest ostatecznie ważne ile znajdziesz u siebie tych „dziur” i jak duże one będą – wszelki gaz już uleciał. Jesteśmy grzesznikami – i chociaż to pojęcie z języka religii – grzeszymy wszyscy, nawet ci, którzy z religiami nie mają nic wspólnego. „Wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz. 3,23) Jako grzesznicy – na zbawienie nie zasługujemy. Możemy być zbawieni – poprzez „ułaskawienie”. Ułaskawić nas może Jezus, Boży Syn, który jako jedyny przeżył życie bez grzechu, a niezasłużoną śmierć na krzyżu przyjął jako sprawiedliwą karę za grzechy wszystkich…Tylko On może człowieka ułaskawić: albo na sądzie ostatecznym, gdy powie: „Daliście mi jeść…” (a przy tym pominie przy tym te sytuacje, gdy miłosierdzia nie okazaliśmy), albo już teraz, gdy przez wiarę uznamy Go za swego Zbawiciela…Wiara to nie kwestia metryk ani „aktów strzelistych” bez przełożenia na nasze życie. Wiara to nie opowiedzenie się po właściwej stronie w dyskusji o tym, jak powstał świat. Chrześcijańska wiara – to Chrystus żyjący naszym życiem. Tu i teraz.

    1. Rabarbarze, mój post NIE JEST (ani w zamierzeniu nie miał być:)) rozbiorem logicznym całego tekstu ks. Wojciecha, ani żadnej jego części – jest po prostu odrobinę bardziej rozbudowanym moim komentarzem do niego (który, gdybyś poszperał, znajduje się również pod tamtym artykułem). Wszystkie zatem użyte tu sformułowania pochodzą wyłącznie ode mnie – i jedynie ja ponoszę za nie odpowiedzialność. Podobnie, jak Ty odniosłam wrażenie, że choć ksiądz deklaruje, że był (podobnie jak niżej podpisana) przez pewien czas ateistą, w jego artykule jakoś dziwnie mało zrozumienia dla ich życiowej postawy. Działa to zresztą w obydwie strony – już dawno zauważyłam, że często najbardziej zaciekle wojującymi ateistami są ci, którzy kiedyś byli żarliwie wierzący (a niektórych podejrzewam nawet o stan duchowny:)). Człowiek zawsze lubi sobie udowodnić, że skoro teraz odkrył prawdę, to wcześniej potwornie się mylił…Tymczasem nawet sam tytuł mojego posta jest nieco nieścisły – ponieważ sądzę, że nie ma ludzi, „którzy nie wierzą w nic” (a jeśli nawet są tacy, to oni dopiero stoją na krawędzi tej rozpaczy, którą ks. Wojtek przypisał wszystkim ateistom, a nadto i sobie w tym okresie swego życia). W normalnych warunkach WSZYSCY w coś wierzą – choćby w samych siebie, w miłość do żony, w postęp ludzkości lub w sztukę… I czymkolwiek jest ta ich wiara, ona właśnie nadaje sens ich życiu. Ja na przykład mając lat kilkanaście niezachwianie wierzyłam w to, że nadejdzie taki czas, kiedy po pierwsze (dzięki nauce) sama wszystko zrozumiem, a ponadto, że ta nauka odpowie z czasem na wszelkie pytania, jakie moglibyśmy sobie postawić. 🙂

    1. Wiesz, co – może niezbyt to „ortodoksyjne” ale dla mnie WIARA i MIŁOŚĆ (wraz z NADZIEJĄ) – stanowią jedność. Bo Bóg jest Miłością. „Każdy kto miłuje, zna Boga.” – powie św. Jan. A od siebie dodam: „zna” Go, choćby nawet w Niego nie wierzył (i, co za tym idzie, Go nie kochał – bo nie można kogoś kochać nieświadomie).

  6. Kiedyś byłam w biurze świadkiem burzliwej dyskusji na temat „wiary”… Chodziło o to, że zgorszony postępowaniem córki szef opowiadał o tym, jak to sobie na studiach „przygruchała” chłopaka. A on, o zgrozo, młodzieńca nie zna i nie wie, czy (cytuję) „chodzi ten chłystek do kościoła”. Zgorszenie było straszne, no bo po co jej ten chłopak – wiadomo o co mu chodzi, co oni tam wyprawiają etc. W dodatku studenci to przecież zaraz ateiści… Wolałam nie zabierać głosu, bo i tak byłam tam postrzegana jako co najmniej dziwak. Ale kiedy już parę osób dziewczynę potępiło współczując szefowi, to zaczęli mnie wypytywać co ja sądzę, a szczególnie o tym „chodzeniu do kościoła”. No to im powiedziałam: „Ja też nie chodzę 'do kościoła’, jeśli już to na mszę, a jak dla mnie to mógłby być nawet szaman indiański byle dobry człowiek”. A co! Skoro lubią się gorszyć, niech się gorszą dalej 😉

    1. A, niech się gorszą… Mnie uczyli, że „tylko gorszy się gorszy!”:) A i szamani indiańscy czasem bliżsi byli wiary w Boga Jedynego (którego zwali „Wielki Duch” – Manitou) niż konkwistadorzy, którzy ich chcieli „nawracać.”

  7. Dziękuję Albo za ten tekst. Natychmiast przypomniała mi się piosenka A. Sikorowskiego ( Pod Budą) :MOJE WYZNANIEMoże to jeszcze nie tak blisko lecz kiedy już się zrównam z nocą To mimo wszystko mimo wszystko będziesz miał Panie ze mną kłopot Zaczną pokładać się ze śmiechu Twoi niebiescy buchalterzy gdy stwierdzą brak poważnych grzechów oprócz niechęci do pacierzy To prawda rzadko się modliłem lecz szedłem zawsze prosta drogą żadnej istoty nie skrzywdziłem nie miałem żalu do nikogo Córkę uczyłem kochać ludzi i cieszyć się promieniem słońca z jedną kobietą chcę się budzići być z nią razem aż do końca Kilka piosenek napisałem lecz nie dla sławy czy z próżności może w ten sposób komuś dałem chwilę wytchnienia, szczyptę nadziei, łut radości Może to jeszcze nie tak blisko lecz kiedy już się zrównam z nocą To mimo wszystko mimo wszystko będziesz miał Panie ze mną kłopot Ciekawe czy najwyższa władza wnet mnie postawi pod pręgierzem i czy tak bardzo jej przeszkadza ten jeden drobiazg, że nie wierzę Dlatego rzadko się modliłem lecz szedłem zawsze prostą drogą żadnej istoty nie skrzywdziłem nie miałem żalu do nikogo Córkę uczyłem kochać ludzi i cieszyć się promieniem słońca z jedną kobietą chcę się budzić i być z nią razem aż do końcaKilka piosenek napisałemlecz nie dla sławy czy z próżnościmoże w ten sposób komuś dałemchwilę wytchnienia,szczyptę nadziei, łut radości Na tym zakończę swe wyznanie liścik cokolwiek za obszerny ciekawe co z nim zrobisz Panie – Ja – Twój poddany – choć niewierny.Myślę, że człowiek albo jest CZŁOWIEKIEM albo nie…Spotkałam wielu bardzo prawych ateistów i bardzo wrednych wierzących – bywa różnie.Pisz proszę jak najczęściej, fajnie się Ciebie czyta. Pozdrawiam ! :))

    1. Dziękuję, Halszko, za tak miły komentarz – i piękną piosenkę Andrzeja Sikorowskiego – tej akurat nie znałam, choć Autora bardzo cenię i lubię. Wiesz, ja mocno wierzę, że „po tamtej stronie” otworzą się nam wszystkim oczy i wtedy już wszystko będziemy wiedzieli. I często mówię, że być może szlachetni ateiści będą najbardziej ZDZIWIONYMI spośród wszystkich zbawionych. Natomiast co się tyczy częstotliwości moich wpisów, to staram się pisać jedynie wtedy, gdy uważam, że mam coś do powiedzenia. Niestety ostatnio odczuwam pewną pustkę wewnętrzną – i muszę chyba przestać pisać, żeby zacząć… czytać. 🙂

  8. Albo, dzięki za ten wpis. Doceniam, że unikasz czarno-białego patrzenia. Są ludzi dobrzy i ludzie źli, wybitni i ograniczeni, uczciwi i nieuczciwi i niekoniecznie należy na to nakładać kryterium wiary z założeniem, że ze względu na nią wierzący należą wyłącznie do pierwszych grup z tych przeze mnie wymienionych. Mnie z moim światopoglądem chyba bliżej do agnostyka niż ateisty, ale odnośnie wartościowania, o którym piszesz ta subtelna różnica nie ma znaczenia. Nie mniej jednak z tego faktu nie wywodzę twierdzenia, że wszystko mi wolno, bo granice moich wolnych wyborów stanowi wolność innego człowieka i wewnętrzny obowiązek niekrzywdzenia drugiego. Dlatego nie lubię jak robi się z ateisty pierwotnego luda, który ogranicza się do zaspokajania własnych instynktownych, więc z gruntu podstawowych, potrzeb. Miło, że Ty się, ku tej tendencji również nie skłaniasz.

  9. Własnie po to mamy sumienie, żeby sie nim kierowac. Ateiści maja swój zdecydowany swiatopogląd, ale to nie znaczy, ze w nim zawiera sie niemoralność, zło i zagrożenie dla reszty swiata. faktycznie wielu wierzących reprezentuje te własnie cechy: zdradzają, kłamią itd. nie zapominajmy też o całej wielkiej grupie ochrzczonych, którzy z kolei nie maja nic wspólnego ani z ateizmem ani z wiarą. pozdrawiam

    1. Wierz, co – zło, niegodziwość i grzech nie mają wyznania…Również niektórzy ateiści grzeszą, choć inaczej to nazywają. 🙂

  10. Tak się kiedyś zastanawiałem… czy człowiek wcześniej bardzo religijny, który przestał wierzyć w Boga, stanie się mniej wrażliwy na swoje postępowanie pod względem etycznym. Dość powszechnie, zwłaszcza ze środowisk kościelnych, słyszy się argumentację podobną do tej przytoczonej z przemyśleń księdza Wojciecha: „Bóg jest gwarantem utrzymania człowieka w moralnych ryzach”. Ale czy doświadczenie nie mniej pokazuje, że właśnie powoływanie się na Boga stwarza w nas poczucie usprawiedliwienia naszych czynów? Także tych wątpliwych moralnie. Może to wiara w Boga właśnie jest powodem do wypaczania sumień – odpusty, etyka kodeksowa, odgórne decydowanie za nas, co jest dobre, a co złe…, lub niezachwiane przekonanie, iż działamy „w imię Boga”.http://www.kilkakwestii.blog.pl/

    1. No, cóż – skłonność do szukania usprawiedliwień dla własnego postępowania (oraz do różnych niezachwianych przekonań) NIE JEST domeną jedynie ludzi wierzących. 🙂 Ateiści usprawiedliwiają się np. działaniem „w imię” prawdy, wolności, sprawiedliwości, NARODU czy też postępu i szczęścia ludzkości. Prawda?:)

Skomentuj ~Gecko Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *