Unia jak Imperium?

Mniej więcej w I w. n.e. szybko rosnące Cesarstwo Rzymskie zaczęło odczuwać pierwsze braki „rąk do pracy” – czemu np. Oktawian August próbował przeciwdziałać poprzez swoistą „politykę prorodzinną.”

Sławiono małżeństwo, wielodzietność a nawet wprowadzono specjalny przepis „emancypacyjny” – Rzymianka, która dała „państwu” trzech synów, mogła odtąd występować oficjalnie bez opiekuna prawnego.
Jednocześnie z rozszerzaniem granic, Imperium podjęło wysiłki zmierzające do odgrodzenia się raz na zawsze od wrogich „barbarzyńców”, budując na granicach całe ciągi umocnień i obsadzając je legionami. (Podobnie zresztą uczynili w swoim czasie Chińczycy, wznosząc Wielki Mur).
Już z początkiem III wieku stało się jednak jasne, że wszystkie te wysiłki są dalece niewystarczające. Wielkie podboje skończyły się – strumień świeżych, tanich niewolników przestał płynąć. Próbowano się więc ratować przywiązywaniem chłopów do ziemi, zezwalaniem „w drodze wyjątku” na przyjmowanie barbarzyńców do armii, a w końcu –  pozwoleniami na osiedlanie całych plemion w bezpiecznych, rzymskich granicach.
I kiedy z końcem IV wieku zaczęła się epoka wielkich najazdów, okazało się, że nie bardzo jest komu bronić starego Imperium, ponieważ po obu stronach znajdują się często ludzie władający tym samym językiem…
I kiedy tak rozważam te historyczne wypadki, nieodparcie przychodzi mi na myśl analogia ze starzejącą się, sytą Unią Europejską. Na razie jeszcze jej kraje starają się bronić (nie zawsze cywilizowanymi metodami) przed napływem „nielegalnych imigrantów” z innych kontynentów – choćby ustawiając większą liczbę uzbrojonych strażników na swoich zewnętrznych granicach.
A jednak i oni będą musieli w końcu skapitulować, ponieważ prędzej czy później zabraknie tu rąk do pracy. A wówczas, cóż – nasza wspaniała cywilizacja przeminie, tak, jak wcześniej przeminęło Imperium Rzymskie.
Wiek XX bezsprzecznie należał do USA (a Europa, nawet „zjednoczona”, z trudem starała się dotrzymać Ameryce kroku). Dziś już wiadomo, że gospodarka Chin „dogania” Japonię, a niezadługo zapewne przegoni i Stany Zjednoczone.
Wydaje się zatem, że przyszłość należy nieodwołalnie do „Chińskiego Smoka” (niezależnie od tego, jak bardzo my-Europejczycy jesteśmy dumni ze swoich cywilizacyjnych osiągnięć…), którego cień już majaczy na horyzoncie.
Czy sądzicie, że dziś już nic nie możemy uczynić – i pozostaje nam jedynie biernie czekać na „wyrok Historii”?

   

53 odpowiedzi na “Unia jak Imperium?”

  1. Tak, czas na zmiany. Biała rasa (lider wyścigu) straciła orientację dokąd i po co jedziemy. Zresztą nie ma już ochoty na żadne zawody bo wszystko zdobyła. Ma wiele dóbr na lata złożonych. Teraz tylko jeść pić i używać. Brzuch urósł, włosy posiwiały – spokojna emeryturka się marzy. Niech inni teraz na mnie pracują i jeszcze mi dziękują że im pozwalam.Tak, wiele stuleci byliśmy panami świata. Najwyższy czas podzielić się władzą, a nawet zobaczyć jak to jest żyć pod butem żółtych, oliwkowych czy czarnych. Sprawiedliwość musi być.

    1. Wiesz, ja się zawsze bałam operować kategorią „rasy” – jakoś źle mi się to kojarzy. Jako historyczka wolę raczej mówić o naturalnym (?) przemijaniu cywilizacji – i sądzę, że teraz właśnie obserwujemy „początek zmierzchu” cywilizacji europejskiej (czy też szerzej: zachodniej). Ale tak sobie myślę, że nawet jeśli jest to normalny dziejowy proces, to my sami robimy wiele, żeby go jeszcze przyspieszyć… Nawiasem mówiąc, zdrajcy z Targowicy również usprawiedliwiali upadek Rzeczypospolitej tą samą „naturalną rzeczy koleją” – także nie chcąc widzieć, że sami jednak „troszeczkę” też się do tego przyczynili. Ps. Dziś rano słyszałam w radiu o człowieku, który nie tylko sam uczy się chińskiego, ale także zaczął go uczyć swoje dzieci. Nie wiadomo, czy właśnie tacy jak on nie myślą dzisiaj najbardziej perspektywicznie… W tej samej audycji powiedziano także, że w Chinach są MIASTA liczące 30 milionów ludzi! To mniej więcej tyle, ile wg szacunków będzie liczyła Polska w roku 2050. Ekonomiści są dziś już raczej zgodni – nigdy nie uda nam się dogonić „świata”. Za 50 lat Polska (jak i inne kraje Europy zresztą) będzie małym krajem starych ludzi.

  2. Ale co niby mamy zrobić? Walczyć o pierwszeństwo w swiecie, a jeżeli tak, to w jaki sposób? Kolejna wojenka… czy moze walka na plemniki? Oni ograniczają u siebie przyrost naturalny. Rodzina posiadajaca troje dzieci z reguły zyje bardzo biednie, jak nie na skraju tamtejszej nędzy…akurat tak sie sklada, że mam koleżankę z Chin i co nieco mi opowiada. jezeli chodzi o technologie isiłę robocza nastał ich czas. Ale to jakies takie dziwne, bo ta moja kolezanka jkest z wykształcenia kims kto zajmuje sie rynkami zbytu, firmami i….. jak co do czego przychodzi ( pomimo zachwalania i dumy z czolowej roli jej państwa w gospodarce swiatowej) kupuje rzeczy znanych europejskich firm, bo sa lepsze…..

    1. A poza tym…. mówi się cały czas o przeludnieniu. Jezeli chcemy się wyżywic zyc w jako tako nieprzeludnionej przestrzeni to musimy trochę zastanowić się nad przyrostem naturalnym.Niby nie są to sprawy nie do rozwiązania ale nie łatwo z nimi jest się uporać.

      1. Nie widzisz Maran kto trąbi o przeludnieniu? A samo to zjawisko tak zagraża ludzkości jak te wszystkie ptasie, świńskie i krowie pandemie, albo cyklon wywołany machnięciem skrzydła motyla w puszczy amazońskiej.Mnie się wydaje, że my (cyw. zach.) sami nakręciliśmy spiralę wyścigu szczurów, i sami padliśmy jej ofiarą. Wiadomo przecież, że lżej jest gonić niż być gonionym (znowu powracam do taktyki wyścigu polegającej na częstej zmianie prowadzącego:) Kto nas zresztą upoważnił do tego byśmy poczuwali się za „cywilizację wybraną”? Widocznie Pan Bóg chce wszystkim dać szansę wykazania się. Nasza kadencja po prostu wygasa.. w sposób naturalny.. I to nie z powodu przeludnienia tylko wyludnienia…

        1. Wiesz, Heniu, do napisania tego tekstu „natchnął” mnie głośny ostatnio casus usuwania Romów z Francji – ale czy nie inaczej postępuje się gdzie indziej np. z Albańczykami czy przybyszami z wiecznie głodnej Afryki? „Wracajcie w pokoju do domu, bracia!” – mówi im wszystkim zamożna (jeszcze) Europa, na ogół pomijając milczeniem fakt, że wielu z nich po prostu…nie ma dokąd wracać…

      2. Poważni demografowie i ekonomiści, Maran, mówią już dziś nie tyle o „przeludnieniu” co o nierównomiernym zaludnieniu i niezrównoważonym rozwoju – a to znacząca różnica. (Czy wiesz, że 80% światowych zasobów jest konsumowane przez 20% ludności? I te proporcje od lat się nie zmieniają. Raczej tylko najbogatsi stają się coraz bogatsi, a ubodzy coraz biedniejsi. A jedyna recepta, jaką „cywilizowany świat” od lat ma dla nich brzmi: „Przestańcie się mnożyć, do jasnej cholery! Nie będziemy karmić jeszcze waszych bachorów! Sami zdychajcie z głodu! Myśmy już dawno dali sobie na wstrzymanie – i popatrzcie, jaki mamy raj!”) Za jakieś 100-200 lat, a może nawet wcześniej, może się okazać, że pomiędzy nielicznymi gęsto zaludnionymi „enklawami” znajdują się ogromne, niezamieszkałe przestrzenie. Czytałam prognozę, która mówi, że Afryka (która wymiera najszybciej) stanie się w przyszłości ogromnym rezerwatem, w którym bogacze będą spędzać swoje wakacje… Co do polityki ludnościowej Chin to momentami jest ona wręcz przerażająca – te przymusowe „aborcje” (a właściwie zabijanie noworodków w ósmym lub dziewiątym miesiącu) i ustanawianie takich kar za posiadanie „nadliczbowych” dzieci, że zmuszają one rodziców do handlu swymi pociechami. Ale to także się na nich zemści – już teraz w Chinach brakuje kobiet dla nawet KILKU MILIONÓW mężczyzn – a wiadomo, że społeczeństwa bez kobiet wymierają. Może się więc okazać, że hegemonia Państwa Środka potrwa krócej, niż innych imperiów. A co nastąpi później – to jeden Pan Bóg raczy wiedzieć.

        1. Tak, bo jak nie usunie to potem (jeżeli to trzecia już ciąża ) klepią takie rodziny biedę. Inni zaczynają traktowac takowych ludzi jak dzieciorobów i spychają na margines społeczeństwa. Robia im problemy z pracą itd…. Wiesz co? Mówisz, że narody, czy tez kraje bez kobiet wymierają, poczekajmy- i na to znajdzie się sposób- juz tam w laboratoriach aż wrze, będą sterować płcia dziecka, które ma się narodzić. Znajdą i na to sposób. A jeżeli chodzi o przybyszów -emigrantów- to jest tak, ze kraj który zdecyduje się na przyjecie obcokrajowców potem ma spore problemy natury …hm… organizacyjnej tych ludzi. Z czasem,kiedy ludnosci napływowej jest duzo, robi sie chaos…trzeba maszynerie państwową mocno brać w ryzy, bo ogolnie bałagan powstaje. I tak np.: kiedys byłam Niemcy wydali nakaz ludziom będącym u nich a pochodzącym z krajów islamskich, posyłanie kobiet, żon do szkól językowych. Jeżeli taki powiedzmy Turek nie pozwoli zonie się uczyć, bądź tez Arab to brachu zwijaj manatki i jazda stąd, wracaj do siebie. No ogólnie fajnie… mozecie kobiety wyjśc na swiatlo dzienne, z zamknięć domów do ludzi. Różnie to z tym było, bo niekoniecznie ci mężowie zabraniali żonom edukacji. Czasami one nie chciały. Po co, skoro ona jest w Niemczech, a żyje w takiej enklawie ( dla swojego dobra i samopoczucia psychicznego), ze czuje się jakby była w Turcji. Pewnie… problem jednak zaczynał sie kiedy musiała udac się do lekarza. Ot chociazby ginekologa- niestety lekarzy tej specvjalności mówiących po arabsku, turecku…jest niewielu… No i wtedy szła taka kobiecina , a z boku mąż stał ( przy okazji wszystkie dzieciaki) i uczestniczył w badaniu, bo ona nie wiedziała o co jest pytana. To juznawet nie szlo o jej komfort psychiczny, ale tego lekarza. Co niektórzy uznali ową ustawę, za krzywdzącą i naruszającą ich godność. Moge tylko mówić jak to mniej więcej wyglada w Niemczech. Punkt widzenia zmienia się w zależności od miejsca siedzenia. Ogólnie , nazwijmy to „zarządzanie” ludźmi z różnych rejonów kulturowych to niełatwy chleb, a kazdy chce miec święto lasu.:)))))Z tym przeludnieniem to wiem, że nie tak, ale ja bym nie chciała w ramach mądrego „rozkladu” ludności na świecie trafic chociażby z Rosji do Czech… kazdy ma swoje terytorium, a życie na obczyźnie to niełatwy chleb.

  3. A gdybym wiedziała, jak temu wszystkiemu zaradzić, zostałabym pewnie zbawicielem świata. 🙂 Wydaje mi się jednak, że wiem przynajmniej, co można by zrobić, żeby coś trochę spowolnić te wszystkie procesy. Przestać wmawiać młodym ludziom, że dziecko to tylko „kula u nogi”, przeszkoda w drodze do „samorealizacji” i w ogóle najgorsze nieszczęście, jakie może ich w życiu spotkać. A następnie tworzyć takie warunki społeczne i ekonomiczne, które pozwolą im uwierzyć, że może być inaczej. Jest taki film (japoński zresztą – Japończycy po Hiroszimie mają talent do tworzenia apokaliptycznych wizji) „Ludzkie dzieci.” Przedstawia świat przyszłości, miotany ogólnoświatowym kryzysem i wojną. Niestety jest jeszcze jeden problem: ktoś „na górze” wpadł na pomysł, że skoro „czasy są takie ciężkie” (a kiedy, swoją drogą, były lekkie?:)) to najbezpieczniej będzie…ograniczyć rozrodczość. I jak to zwykle w takich razach bywa, coś tam się wymknęło spod kontroli – i PŁODNOŚĆ, a co za tym idzie, także dzieci stały się na Ziemi rzadkim zjawiskiem. I jest tam taka piękna scena, kiedy kobieta wychodzi z ostrzeliwanej piwnicy, trzymając w ramionach noworodka. I nagle zewsząd słychać okrzyki: „Nie strzelać – ona ma DZIECKO!”. Strzały ucichły, a ludzie zaczęli rozstępować się przed kobietą jak przed Madonną.:) Ciekawe, czy będziemy musieli dożyć aż takiej katastrofy, żeby zrozumieć, że dzieci to nie „problem” lecz nasza nadzieja na przyszłość?

    1. Czasami mam wrażenie że żyjemy w jakichś zupełnie innych krajach… Ba, w innym świecie 🙁 Przepraszam, że się tak bezpośrednio spytam – wmawiał Ci ktoś, że „dziecko to kula u nogi”? Ja miałam mnóstwo okazji aby przekonać się o czymś przeciwnym – dopóki nie miałam dziecka przynajmniej raz w tygodniu słyszałam że „muszę” jak najszybciej „znaleźć chłopa” i zajść w ciążę. Nawet teraz znajdują się co rusz „życzliwi” którzy lepiej wiedzą kiedy powinnam zafundować sobie drugie (szkoda że nie podpowiadają z kim…). Media też prowadzą wręcz „reklamę” macierzyństwa. Poza tym widać wiele dzieci na ulicach. A ten pesymizm wynika w dużej mierze z propagandy rządzących, którzy zwyczajnie pokradli nasze składki emerytalne, a teraz starają się nam wmówić, że brak kasy to nasza wina, bo mamy mało dzieci 🙁 Czego mamy się obawiać? Tego, że Chiny staną się przodującą gospodarką? A ja się zapytam jaka jest DLA NAS różnica, czy to „Wielki Brat”, USA czy może Chiny przodują skoro i tak byliśmy i będziemy „w tyle”? Jakoś Finowie zawsze mieli najmniejsze zaludnienie i jak żyli, tak żyją dużo spokojniej od nas. No, ale zapomniałam – Polska jako „mesjasz”, „przedmurze chrześcijaństwa” itd. itp. nie przeboleje, że nie jest światowym mocarstwem 😉

      1. Może Cię to zdziwi, Barbaro, ale polski mesjanizm jakoś nieszczególnie mnie zawsze pociągał (nie jesteśmy w niczym ani na jotę lepsi od tych wstrętnych „obcych”:)) – a pisząc ten tekst, miałam w głowie przede wszystkim zaostrzane wszędzie przepisy imigracyjne – wybacz, ale jako historyczce nie mogło mi się to nie skojarzyć z ogradzaniem się murem od „barbarzyńców.” Tyle że również z historii wiem, czym się dotąd kończyły takie operacje. A co do „propagandy dzieci” to zauważ, że przekaz społeczny jest mocno niespójny – z jednej strony rządy zauważyły, że społeczeństwa się starzeją, więc prawie wszędzie są „becikowe” i inne zasiłki (z których zresztą wszędzie korzystają głównie ci, którym się nie chce pracować); z drugiej strony próbują przygotować nas na to, że w przyszłości (niczym ci chłopi w późnym Cesarstwie:)) będziemy musieli wykonywać naszą pracę nieomal do śmierci (bo system emerytalny, jaki znamy, opiera się na utrzymywaniu starszych przez młodszych) – a na to wszystko nakłada się obrzydliwy obraz rozczochranego garkotłuka z obwisłym biustem, którego ambicje sięgają tylko kruchty, zupek i kupek. Rodzicielstwo, ogólnie rzecz biorąc, nie budzi pozytywnych skojarzeń… Obok prorodzinnych feministek, w rodzaju naszej rodzimej Sylwii Chutnik i jej Fundacji MaMa, są i takie ruchy społeczne (szczególnie silne zresztą w „katolickich” Włoszech:)) które głoszą, że „pełne” wyzwolenie kobiet będzie niemożliwe, dopóki nie przestaną one ZUPEŁNIE rodzić dzieci. A jednocześnie ci sami Włosi brutalnie odpychają imigrantów od swych granic. Myślisz, że długo się im tak uda?W końcu będą potrzebować choćby opiekunek do swoich luksusowych domów opieki… Ja nie rozstrzygam, czy to prawda, że dziecko „zniewala” swoich rodziców (bo sama wiem, że czasami można odnieść takie wrażenie:)) – tylko uważam, że pewne tendencje społeczne i ekonomiczne mogą jeszcze przyspieszyć te, jak się zdaje, już nieodwracalne zjawiska. Jestem z natury mało skłonna do potępiania – ja się tylko dziwię.

      2. A co do osobistego pytania – to równie osobiście odpowiem – TAK, ja już mam takie zezowate szczęście, że co i rusz natrafiam gdzieś na jakieś „wojujące singielki” i całkiem niedawno taka jedna ZNOWU przekonywała mnie, że całkiem słusznie całe bogactwo świata tego należy do bezdzietnych – bo przez sam fakt posiadania „bachora” zamiast mózgu ma się pampersa. Tak więc nie dziw się, że mogę trochę emocjonalnie reagować na temat. 🙂 Inna rzecz, że różnego typu „wujkowie dobra rada” (płci obojga), którzy przodują w namawianiu INNYCH na dziecko (a sami często nie mają jeszcze ani jednego:)) to także nieśmiertelne zjawisko. 🙂 Mamy kilkoro takich znajomych. Gdyby to tylko ode mnie zależało, miałabym tyle dzieci „ile Pan Bóg da” – niemniej w moim przypadku odpowiedzialność polega również na tym, że wiem, że muszę uzgadniać WSZELKIE swoje pragnienia z możliwościami pomagających mi osób. Na szczęście przynajmniej – w odróżnieniu od wielu innych kobiet w naszym „prorodzinnym” kraju – mam sprzyjającą temu pracę i szefa, który ROZUMIE, że nie mogę czegoś zrobić „na już” kiedy dziecko zasypia mi na rękach. I wcale nie uważa, że przez tę chwilę zwłoki jestem „gorszym” pracownikiem.

        1. Oczywiście, Barbaro, jako córki narodu, który tak czy inaczej znajdzie się w ogonie (chociaż – i tu znowu historia alarmuje w mojej głowie – już raz w dziejach było tak, że w całej Europie trwał niewyobrażalny wprost kataklizm, a „mała, biedna, prowincjonalna Polska” jaśniała na tym tle jako oaza spokoju i pomyślności. A było to za czasów wielkiej epidemii czarnej śmierci w XIV w., kiedy u nas panował Kazimierz Wielki. Nikt nam przecież nie zaręczy, że coś takiego nie może się powtórzyć.Czytałam ostatnio „proroctwa” które mówią, że coś – mówiąc ogólnie – niedobrego, co podobno nadchodzi, i tym razem może nas ominąć.;)) – to wszystko w zasadzie nie powinno mnie obchodzić. Niemniej jest istotna różnica – USA, które dotychczas rządziły światem, należą, mimo wszystko, do tego samego kręgu kulturowego. Azjaci czy muzułmanie to jednak zupełnie inny świat. Nie wiem, czy „gorszy” czy „lepszy” – po prostu inny. Historycy od lat sprzeczają się, jak wyglądałby podbój Nowego Świata, gdyby dokonał go „chiński Kolumb.” A była taka możliwość, była. 🙂

          1. Z dwojga „złego” to nie wiem czy wolałabym kulturę amerykańską czy chińską (ta amerykańska wcale nie jest mi bliska – za dużo konsumpcjonizmu, megalomanii i POZORÓW wolności). Nie ma się co czarować – każde mocarstwo ma jednostkę za nic, a Amerykanie tylko maskują ten brzydki fakt pięknymi słówkami.Jeśli chodzi o dzietność – mówi się, że w latach siedemdziesiątych mieliśmy „wyż”… dlaczego więc pokoleniu moich rodziców tak ciężko żyje się na marniutkich emeryturach? To jest jakaś ściema stulecia 🙁 Mam wrażenie, że wszystko jedno czy nasze pokolenie będzie miało po pięcioro czy po jednym dziecku – i tak nie nastarczą one potrzebom „elit” rządzących (dla szarych obywateli nie zmieni się nic). Masz zupełną rację, że społeczny przekaz obfituje w sprzeczności: – becikowe – ale młoda mama najczęściej wylatuje z pracy, bo nie potrafi być dyspozycyjna 24 h na dobę, – zostaniesz „garkotłukiem” w szlafroku więc spotka cię zasłużona pogarda… ale jeśli nadal pracujesz, zabierasz dziecko ze sobą na wczasy, uprawiasz jakiś sport – toś przecie wyrodna matka (bo oprócz dziecka już nic nie powinno się dla ciebie liczyć). Tak źle i tak niedobrze, zawsze się ktoś przyczepi.

          2. No, fakt – moja mama, na przykład, twierdzi, że „skoro już mam dziecko” to powinnam zawiesić na kołku nie tylko tego bloga, ale i moje lektury i intelektualne aspiracje. Dziwi mnie to tym bardziej, że sama ma nas troje – i NIGDY nie przestała pracować, a nawet robić kariery. Nie rozumiem, czemu koniecznie „muszę” wyrzekać się z powodu dziecka czegoś, co nie czyni mu żadnej szkody. Ideał „Matki Polki męczennicy” jest ode mnie odległy o całe lata świetlne. Nie wierzę, że najlepiej dla dziecka jest mieć NIESZCZĘŚLIWYCH rodziców.

          3. Do Twojej Mamy odnosi się widocznie stwierdzenie: „zapomniał wół jak cielęciem był” (albo po prostu wszyscy tak mówią, tak jest „modnie” powiedzieć i już). Ja nie wiem czy mam taki dar, czy raczej przekleństwo, że „cięlectwa” zapomnieć nie umiem. Jadę samochodem – przepuszczę pieszego, bo dobrze wiem jak się tam czuje na krawężniku… pamiętam jak za studenckich czasów jeździłam nieraz na korytarzu w pociągu, bo przedział okupowała rodzinka z 4 czy 5 osób… i staram się, żeby Junior nie właził na cudze miejsca… ogólnie ci co „zapominają” łatwiej mają, a ja się może niepotrzebnie przejmuję 🙁

    2. Mi się wydaje, że sposób na to jest. Trzeba zmienić swoje serca….inaczej podchodzić do ludzi. Niby to takie proste i zasłyszane niejeden raz, tyle tylko, że niepraktykowane, bo problemowe, bo „”nierealne”(?) tu w tym miejscu, tylko u Boga, a prawdopodobnie guzik prawda…..http://www.youtube.com/watch?v=fChSnk0no6o

    3. ALBO, młodym ludziom nie trzeba wmawiać, że dzieci to problem. Oni po prostu to WIDZĄ. Dziecko – czy to się komuś podoba czy nie – jednak mocno ogranicza człowieka. Ja, będąc niezdolną (na razie przynajmniej) do zapewnienia sobie kasy na przyjemności, nie będę ładować się w pieluchy i poważne koszta tylko dlatego, żeby ratować Europę. Za bardzo się szanuję…

      1. A może, jak twierdził Gandhi, problem nie leży w „niemożności zapewnienia sobie – i dziecku – „wszystkiego” (naturalnie chodzi o wszystko to, co można kupić za pieniądze) – a tylko w mnożeniu POTRZEB – bez końca? Jeden z mężczyzn, których kochałam, wiele podróżował po świecie (zawsze ciągnęło mnie do takich „niespokojnych duchów”:)) – i opowiadał, że nigdy nie spotkał tylu szczęśliwych ludzi, co w Ugandzie, choć ludzie tam żyją w niewyobrażalnej dla Europejczyka nędzy. Stary Kontynent przeżywa teraz bezprecedensowy w swoich dziejach okres pokoju i pomyślności – skąd więc aż tylu ludzi, którzy, choć mogą dostarczyć sobie (jak gdyby byli wiecznymi „dziećmi” zresztą:)) wszelkich możliwych rozrywek, nadal nie są szczęśliwi? Zaczyna się to już od najmłodszych lat.Pewna Niemka, która wyszła za muzułmanina (zresztą, jak się potem okazało, terrorystę) i wyjechała z nim do krajów byłej Jugosławii, opowiadała, że widząc tam na co dzień dzieci cierpiące biedę, była zniesmaczona, wracając na zaproszenie siostry do swojej ojczyzny. Bo jej siostrzeńcy mieli pełne szafy zabawek, ubrań i wszelkich możliwych „gadżetów” a jednak wciąż rozprawiali tylko o tym, co by jeszcze chcieli mieć, mieć, mieć… I w rezultacie nigdy nie byli zadowoleni. Erich Fromm pisał, że współczesna cywilizacja zachęca nas do gromadzenia większej ilości rzeczy, niż jesteśmy w stanie realnie spożytkować („Kup to…a na pewno będziesz szczęśliwa!”). Sama się na tym łapię w odniesieniu do książek – kiedy wydaje mi się, że mam już „wszystkie” które chciałabym przeczytać, pojawia się coś nowego – i już czuję w żołądku to charakterystyczne „ssanie.” (Które zapewne inni odczuwają w salonach samochodowych, salonach gier, czy sklepach z butami:)). Wydaje mi się, że – mówiąc ogólnie – jesteśmy „społeczeństwem nałogowców.” Azjaci zresztą też – tyle, że ich nałogiem (przynajmniej na razie) wydaje się PRACA. (Widać to zwłaszcza na przykładzie Japonii:))

        1. Masz zupełną rację, ALBO. Ja też, chociaż (o ironio) czytam znaczniej mniej niż dawniej, odczuwam chorobliwą potrzebę nabywania coraz to nowych książek, wymiany nielubianych na nowe (tzn. nowe dla mnie, ale już przez kogoś używane) via Podaj.net, szukania okazji po wirtualnych księgarniach, itd. To piękne – czytać, ale co, jeśli kupowanie książek staje się ważniejsze od czytania? 🙁

          1. Mam dokładnie ten sam problem, i dlatego sądzę, że w kulturze europejskiej samo poszukiwanie osobistego „szczęścia” i wygody – czasami za wszelką cenę i kosztem szczęścia innych osób – zastąpiło umiejętność jego PRZEŻYWANIA. Zwykłego, prostego CIESZENIA SIĘ tym, co się ma. Za co zawsze ceniłam buddyzm, to za tę umiejętność doceniania bieżącej chwili – życia „tu i teraz.”

          2. A ja myślę, że warto domagać się od życia czegoś więcej niż to, co się ma. Ale warto też kierować się przy tym WŁASNYMI zasadami. 😉

          3. Jasne, Kiro, że być może warto domagać się od życia czegoś „więcej” (choć mam wątpliwości, czy to „więcej” da się określić ilością posiadanych przedmiotów, czy też zer na koncie:)) – ale wydaje mi się, że umiejętność cieszenia się z tego, co się JUŻ zdobyło i osiągnęło też jest ważnym komponentem „szczęścia.” C.S. Lewis napisał, że z „czterech czasów” jakie istnieją (przyszłość, przeszłość, teraźniejszość i wieczność) tylko teraźniejszość tak naprawdę należy do nas. Wieczność, która wg niego jest czymś w rodzaju „ciągłego TERAZ” , należy do Boga. Diabłu zatem zależy, abyśmy nigdy nie żyli w pełni „tu i teraz” lecz pogrążali się we wspomnieniach o „wspaniałej przeszłości” (jak np. ja:)) albo w rojeniach o równie cudownej przyszłości. Tym sposobem rzadko jesteśmy naprawdę zadowoleni z życia.

  4. Mahatma Gandhi, na którego myśl natrafiłam, przygotowując ten tekst, powiedział kiedyś: „Esencją cywilizacji nie jest mnożenie pragnień, ale ich rozumne i dobrowolne wyrzekanie się.” I myślę, że to mogłaby być całkiem rozsądna recepta na przyszłość. Ale kto w „społeczeństwie konsumpcyjnym” podejmie myśl świątobliwego ascety – choćby nawet nie był chrześcijaninem?:)

    1. Niesłychana uczta wyrafinowanych poglądów, konsumowanych w miłym towarzystwie i nastroju, z całą paletą smaków wydobywanych z kopalni wiedzy Autorki, podawana elegancko i kulturalnie w formie każdego tekstu wraz z komentarzami. Co to takiego? To jest właśnie ten blog:))Wracając do ostatniego tematu.. chciałoby się rzec za psalmistą: „Oddajcie Panu, rodziny narodów, oddajcie Panu chwałę i uznajcie Jego potęgę. Oddajcie Panu chwałę należną Jego imieniu. Głoście wśród ludów, że Pan jest królem. utwierdził świat. tak, że się nie zachwieje, będzie sprawiedliwie sądził ludy”Skandynawia może rzeczywiście być w miarę spokojna o swoje terytoria bo tam jest zimno i ciemno..i depresyjnie..A co do Chin, to obawiam się, że zanim zaczną wymierać z powodu niedostatecznej ilości kobiet zdążą jeszcze nieźle namieszać. Takie duże państwo z takim nadmiarem pracowitych a niewyżytych mężczyzn, to istny bicz Boży na „tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników, guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców”itp… I tak ich podziwiam, że tak długo się cisną i samoograniczają. Wyobraźcie sobie co by się stało gdyby to Niemców dopadła taka „klęska rozrodczego urodzaju”.

      1. Oj, Heniu, Heniu, kadzisz mi ponad miarę. 🙂 Nie zapominaj, że jest tu wcale niemało takich, co mają na mój temat zgoła przeciwne zdanie – i będąc realistką, obawiam się, że oni są bliżsi prawdy. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że człowiek to słabości i grzechy plus łaski Ducha Świętego (który, na szczęście, nie ogranicza swojej działalności jedynie do wierzących:)) – a skoro tak mało we mnie teraz Jego łaski, to co pozostaje? Alba ze swymi lękami…

        1. To nie było kadzenie, ale moje PRYWATNE odczucia jakie rodzą się we mnie całkiem spontanicznie kiedy tu wchodzę. Z obfitości serca mówią usta.. nie zawiążesz pyska wołu młócącemu:)))Jasne, że zawsze ktoś może wejść nie mając stroju weselnego, ale nawet takiego pyta się najpierw grzecznie – jakżeś tu wszedł (i po co?) I dopiero jak nie ma nic na swoje usprawiedliwienie – a co gorsza gorszy albo dalej się rzuca – to go za łeb i kopa.. Ja przynajmniej zawsze mogę to zrobić bez najmniejszego poczucia winy.. Bo do niektórych już tylko takie argumenty docierają – zresztą od wieków sprawdzone:))

          1. No toś się zagalopował w tym stroju weselnym, uważaj bo się przez niego wykopyrtniesz i nie trafisz z tym kopem, w tego, kogo byś chciał.

          2. Heniu, takie argumenty „ręczne” (a co gorsza, nawet „nożne”:)) nie mieszczą się w moim rozumieniu „miłości bliźniego.” Wiem, wiem, że Pan Jezus biczem przepędzał kupców ze świątyni – lecz ja nie jestem Jezusem, a ten blog nie aspiruje do miana „świątyni.”:) Przypomina raczej…agorę, na której się przekrzykują różne głosy (również te mówiące we mnie:)). Postanawiam z całego serca odtąd bardziej cierpliwie „wysłuchiwać innych – nawet głupich i nieświadomych. Oni też mają swoją opowieść.” Bo Ola otworzyła mi oczy na to, że czasami mam z tym problem. Chciałabym umieć powiedzieć, jak Sokrates, gdy go pytano, jakim cudem potrafi wysłuchiwać tylu nieprzyjemnych słów pod swoim adresem – „A co te wszystkie słowa mają wspólnego ze mną?”

          3. Wszystko jest OK. My mężczyźni jesteśmy od tego aby walczyć (nasz gatunek jest naprawdę barrrrdzo agresywny..:), a Wy kobiety jesteście od tego, żeby nas uspakajać. Może być i na odwrót – kajać i usypiać ;))

          4. Taaak?;) A ja myślałam, że idealny facet to ktoś taki, jak Jezus – waleczny jak Lew (kiedy trzeba) – i łagodny jak Baranek (też kiedy trzeba). A z tym usypianiem to bym uważała – czasami kobiety „usypiają” mężczyzn, żeby im zrobić kuku. 🙂 Przypomnij sobie Dalilę i Samsona, na przykład. 🙂

  5. Naród, który nie umie wyciągnąc wniosków z własnej historii, bedzie ją przeżywał wciąz od nowa. nie pamiętam, kto to powiedział, ale to dość mądre. nie wiem czy w ogóle możemy cos w tej sprawie zrobić. „zasięg” ludzkości wciąż się powiększa, kiedys były plemiona, potem państwa, teraz jest Unia, może czeka nas system planetarny wkrótce. pozdrawiam.

    1. Może i masz rację, Shaak – historia (może na szczęście) nauczyła mnie również i tego, że scenariusze dotyczące przyszłości rzadko się sprawdzają. Ludzie z początku XIX w. wyobrażali sobie, że miasta przyszłości będą zawalone końskimi odchodami – bo nikt nie przewidywał wynalezienia samochodu, a nawet kolei…:) Obecnie jednak jesteśmy jeszcze na etapie „starcia kontynentów” – i już widać, że era „Starego Kontynentu” definitywnie przechodzi do historii. Pewnie ludziom wszystkich epok schyłkowych towarzyszyły podobne do moich niepokoje. A jednak smutno mi jakoś, gdy pomyślę, że moi przyszli „koledzy po fachu” będą badać pisma, napisane po polsku, niemiecku czy angielsku tak, jak my badamy sanskryt, pismo klinowe czy egipskie papirusy…

      1. A jeszcze kolejni bedą porównywali naszą leksykę, składnię i fonetykę z językami ludów Obłoku Magellana 😉

        1. Masz rację. 🙂 Wiem, że naturalną rzeczy koleją jest, że musimy kiedyś przeminąć – a jednak wolałabym tego nie dożyć…Dziwne, prawda?:)

  6. Zagrożenie jest realne, ale chińskiego smoka bym do tego nie mieszał. Pamiętaj, że fenomen gospodarczy Chin opiera się na skrajnej nędzy Chińczyków. Jest więc w tym wielki paradoks, bo im silniejsza będzie ta gospodarka, tym większe będą aspiracje Chińczyków, a to może doprowadzić do gwałtownego załamania. Myślę, że Chiny mają tyle problemów same ze sobą, że nie grozi nam upadek Europy z ich powodu. Realne jest zagrożenie ze strony państw islamskich, szczególnie, że to właśnie w tym kręgu kulturowym nie brakuje ekspansywnej ideologii.

    1. Wiesz, Leszku – mnie się wydaje, że mamy tu do czynienia z dwoma różnymi rodzajami zagrożeń. Gospodarczo, jak sądzę, wisi nad nami cień „Smoka” – choć zgadzam się, że państwo to ma tyle problemów wewnętrznych, że jego hegemonia może nie potrwać długo. Natomiast ideologicznie na pewno silniejsi są muzułmanie – a Europa (przykro to mówić) chyba nie ma żadnej idei na tyle atrakcyjnej i nośnej, aby się temu skutecznie przeciwstawić. (Podobnie zresztą rzecz się miała w schyłkowym Cesarstwie dawne „pogaństwo” – nawet bez prześladowań – przegrywało w starciu z ekspansywnym wtedy chrześcijaństwem, mimo rozpaczliwych prób „reformy” dokonywanych przez Juliana Apostatę. Dlatego, po przemyśleniu, zdecydowałam się dodać tu odnośnik do mojego tekstu o zderzeniu „wartości europejskich” z Eurarabią.

      1. Muszę się przyznać, że jak czytam o „rozpaczliwych próbach „reformy” „, to uświadomiłem sobie, że moja ostatnia notka jest o tym samym, tylko z wnętrza kościoła.

        1. Wczoraj w nocy uświadomiłam sobie, że ostatnio znów u Ciebie nie bywałam – skoro znowu mamy taką „zgodność tematyczną” (pamiętasz ten przypadek z impresjami na temat nagości?:)), zajrzę tym chętniej. A tu Onet znów „uszczęśliwił mnie” poleceniem – i muszę się zmagać z wysypem ludzi, którzy wiedzą lepiej od autora, „co autor miał na myśli.” Najbardziej rozśmieszył mnie „moherowy garkotłuk” – jak myślisz, powinnam iść do kurii i powiedzieć: „Jestem żoną księdza, ale moherową, w związku z czym proszę o natychmiastowe przywrócenie mnie do jedności sakramentalnej.”?:) Myślisz, że zadziała?:)

          1. Spróbuj, a nuż w Twojej kurii zadziała? Bo w mojej (lubelskiej) na pewno by nie zadziałało..:)

          2. Bo „wisiało” na stronie głównej Onetu tylko wczoraj do 22. To był post o „ratowaniu małżeństwa.” Ale mi się znowu dostało!

          3. NO widzisz „garkotłuku moherowy” jakie światłe osoby do Ciebie przychodzą. Ale obawiam się, że tak światłej czytelniczki nie zatrzymasz u siebie:(

  7. Myślę, że „schyłek Europy” to dość mocno przesadzone pojęcie. Rąk do pracy na pewno nie braknie, zachowamy swoją tożsamość, granice i w żadnym wypadku nie połknie nas chiński smok. Sami raczej się nie wykończymy, chyba, że w XXI wieku pojawi się kolejny Hitler (do potęgi czwartej).Zastanawiałbym się raczej, co powinniśmy robić, by uratować swój własny, mały świat..Pozdrawiam gorąco 🙂

    1. Ciekawe to wszystko. Kiedyś była bieda, zacofanie, kwiat narodów wyrzynał i wystrzeliwał się tysiącami na godzinę, były mory, rewolucje, brak opieki socjalnej i medycznej, jednym słowem – brud, głód i ubóstwo. Albo jak kto woli – syf, kiła i mogiła, a w wyższych sferach półkazirodztwo. A mimo to rozwój nie zatrzymywał się ale nawet nabierał tempa. A dzisiaj co?

      1. A dziś żeśmy się wypalili, Heniu…:) Już nam się NIE CHCE (wiesz, że na Wyspach Brytyjskich spora część lekarzy to potomkowie hinduskich imigrantów? Nie, nie jestem rasistką ani trochę – życzę im wszystkiego dobrego, skoro pracowici i ambitni. „Rdzennym” Anglikom często „nie chce się” kończyć tak trudnych studiów. PO CO – skoro 'social benefits’ można dostać i bez tego?) Jako historyczka coraz częściej dochodzę do wniosku, że (w niektórych aspektach) dla ludzi jest najgorzej, gdy wiedzie im się ZA DOBRZE. Zauważ, że to sprawdza się także w odniesieniu do historii Kościoła – dopóki chrześcijanie byli biedni i prześladowani, wszyscy do nich lgnęli. Kiedy natomiast zdobyli WŁADZĘ – natychmiast poprzewracało im się w głowach, co zrodziło różne herezje, a w końcu Reformację, która była (przynajmniej na początku) słusznym protestem przeciwko temu, że „sól utraciła smak.” Kościół przyszłości, jeżeli ma przetrwać, będzie pewnie znowu Kościołem prześladowanych. Historia bardzo lubi zataczać koło…

          1. W najnowszej „Angorze” natrafiłam da dość szokującą informację – młodzi, zamożni, „wolni” Europejczycy piją na umór, wręcz do nieprzytomności – przodują w tym Brytyjczycy (do takiego picia przyznaje się 24 procent z nich) i Irlandczycy (26 procent!), ale dzielnie gonią ich Skandynawowie, Hiszpanie… Dla porównania, w „zacofanej”, biednej i wiecznie nieszczęśliwej Polsce do tego samego przyznaje się „tylko” 11 procent populacji. Jeśli w tej naszej Europie jest tak wspaniale, pięknie i cudownie („uczcie się od nas, narody!”) – to OD CZEGO, do cholery, ci dobrze sytuowani ludzie uciekają w alkohol? Czy nie ma w tym wszystkim jakiejś pustki, braku nadziei, poczucia bezsensu? Nikt mnie nie przekona, że NAJLEPSZE, co człowiek może zrobić za swoje ciężko zarobione pieniądze, to upić się jak świnia (z całym szacunkiem dla tych niezwykle inteligentnych zwierząt). I to nie tylko dlatego, że sama jestem abstynentką (podobno jest nas nad Wisłą już całe 20 procent:)).

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *