Smutek Sokratesa…

W związku z niedawnym jeszcze Dniem Nauczyciela naszła mnie taka oto refleksja (nawet mnie się to czasem zdarza;)) – że nauczyciele, a szerzej – niemal wszyscy współcześni „intelektualiści” („okularnicy” , jak ich trafnie nazywała Agnieszka Osiecka:)) należą do ludzi, którzy najczęściej czują się niedoceniani i nieszczęśliwi. Itepe. Itede. 🙂 Jak sądzicie, z czego wynika ta dość powszechna frustracja?

Przyznam się Wam, że szczerze NIE ZNOSZĘ filmu Marka Koterskiego „Dzień świra.” Główny bohater, choć z racji wykształcenia uważa się za kogoś lepszego od swoich sąsiadów, w rzeczywistości jest tak samo chamski i miałki, jak oni…

A przecież nawet w najtrudniejszej sytuacji zawsze można mieć tę podnoszącą na duchu świadomość własnej wyższości intelektualnej nad otaczającym nas „tłumem.”:) (Choć z drugiej strony pamiętam też, jak nieopisanie mnie irytował kolega, który jeszcze nie skończył doktoratu, a już nie mówił o sobie inaczej jak „my, naukowcy.” O wszystkich innych zaś wyrażał się per: „ten ciemny lud.”:) Prawdziwy mędrzec jest pokorny wobec swojej wiedzy.)

Jako osoba, która przez wiele, wiele miesięcy po ukończeniu studiów pozostawała bez pracy – nadal z uporem twierdzę, że osobista satysfakcja z własnej wiedzy i wewnętrznej wartości może pomóc człowiekowi przetrwać nawet najcięższe chwile. MNIE w każdym razie pomogła. No, przynajmniej trochę – reszty dokonali prawdziwi przyjaciele.

To ostatecznie oznacza powiedzenie, które wbijamy do głowy naszym dzieciom: „uczysz się DLA SIEBIE, nie dla innych!” A zdaje się, że od zawsze było aktualne to stwierdzenie z Biblii: „To nie mędrcom chleb się dostaje w udziale, ani rozumnym bogactwo – i nie waleczni w walce zwyciężają…”

  

52 odpowiedzi na “Smutek Sokratesa…”

  1. Pisząc, że główny bohater „Dnia Świra” jest tak samo chamski jak jego sąsiedzi trochę tych jego sąsiadów obrażasz 😀 Mimo wszystko ja ten film uwielbiam. Dużo w nim gorzkiej prawdy. Chociaż wiadomo, niektóre fragmenty mogą drażnić.

  2. Zacytowany przez Ciebie werset z Koheleta:”To nie mędrcom chleb się dostaje w udziale, ani rozumnym bogactwo…” – pozostaje mottem nauczycieli, bo uczniowie znaleźli sobie w tej księdze inne hasło:”Pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, a wiele nauki utrudza ciało” (Koh. 12,12).

    1. Ilekroć zaczynam się nad tym zastanawiać, przychodzi mi na myśl jeszcze jeden werset: „Nie może zdobyć wykształcenia ten, komu brak zdolności, ale jest [taka] zdolność, która przymnaża goryczy” (Syr 21, 12). 🙂 A sama, przygotowując się do egzaminów, nieodmiennie natrafiałam na radę : „Ucz się, zanim ci przyjdzie przemawiać!” (Syr 18,19) – co dowodzi, że Pan Bóg jest obdarzony subtelnym poczuciem humoru. 🙂

      1. Może jeszcze jeden cytat, tym razem z księgi Przysłów:”Razy przyjaciela – [znakiem] wierności, pocałunki wroga – zwodnicze” (Prz. 27,6)

    1. Wiedziałam, wiedziałam, że Ty mnie zrozumiesz! Obraz świata i stosunków międzyludzkich, jaki przedstawia ten film, przygnębia mnie bardziej nawet, niż ten z „Psów.” Podobny problem mam z niektórymi współczesnymi tzw. „komediami.” Mimo najszczerszych chęci (oraz wrodzonego, jak sądzę, poczucia humoru) trudno mi było znaleźć coś zabawnego w produkcjach takich jak „Testosteron” czy „Lejdis.” No, cóż – widocznie po prostu jestem niedzisiejsza…

      1. Mam podobne odczucia. „Dzień świra” – zgorzknienie, brak życzliwości, złość na wszystkich i wszystko, plus „z igły widły”. Jasne, że specjalnie tak przerysowany, ale przez to raczej przygnębiający niż śmieszny. „Testosteron” oglądałam, ale „Lejdis” już nie – bo reklamy mówiące, że jest to żeńska wersja „Testosteronu” skutecznie mnie odstraszyły.Za to pękam ze śmiechu na widok cwaniaczka Dolasa rozpętującego wojnę 🙂

        1. Ja też. 🙂 Jest to jeden z tych filmów, które mogłabym oglądać do…plus nieskończoności. Mój brat, który mieszka w Anglii (i z powodu burzliwych przygód na całym świecie bardzo Dolasa przypomina:)) załatwia angielskie urzędniczki „Grzegorzem Brzęczyszczykiewiczem ze Szczebrzeszyna. Powiat Łękołody.” 🙂 A z nowszych produkcji bardzo lubię cykl komedii o mieszkańcach Królowego Mostu (nawiasem mówiąc, naprawdę jest taka miejscowość:)). Widzę w nich coś z atmosfery „Samych swoich.”

  3. Parę refleksji;)Akurat dotyczy to mojej „branży” – to trochę jest tak, że skoro „wart jest robotnik swojej zapłaty”… to… no właśnie – czy nauczyciele są nic niewarci, skoro generalnie mało zarabiają i na ogół trudno im zazdrościć warunków pracy? A wykonują przecież bardzo ważna robotę – przygotowują nasze dzieci do życia. Powierzamy im to, co najcenniejsze. Oczywiście – nauczyciel z powołaniem i tak z radością swoja pracę wykona. Ale nie zmienia to faktu, że jest niedoceniany społecznie i finansowo. Mimo to – bardzo bym chciała pracować w szkole. Niestety nie było dla mnie miejsca w moim mieście, więc zostałam „naukowcem”. Oczywiście – mam satysfakcję z tego, co robię. Ale nie finansową;) Bo stypendium doktoranckie, to około 1000 zł. Jeżeli ma się do tego „bejbi”, a „druga połowa” przynosi 1500 (tysz z uczelni), to łatwo nie jest. I nie chodzi mi tu o to, żeby ktoś docenił mój wysiłek, „itepe” i jakoś nadzwyczajnie mnie traktował. Tylko o to, że człowiek pracuje solidnie, w dodatku robi coś społecznie ważnego… i nie stać go na wiele „podstawowych” rzeczy. Nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby uważać się za lepszy gatunek. Bo każdy zna się na czymś innym i fajnie, jeżeli robi to dobrze. Mam koleżankę, która stwierdziła, że „Jak ci się nie podoba, to zmień pracę. Nikt ci nie każe uczyć”. Ale sumienie mi każe. I jest to coś, co najlepiej umiem robić. I kocham to robić. Czy w związku z tym moje dziecko nigdy nie założy nowego ubranka, nie pójdzie na angielski, nie nauczy się pływać,… bo nie będzie mnie stać? No cóż – może zostanę za 20 lat profesorem i będę zarabiać 5xtyle;) Aczkolwiek – znam kilku prof., którzy twierdzą, że nie mają z czego żyć, więc może lepiej nie być profesorem;) I ciekawostka: pewna znajoma (po studiach i różnych kursach) jest bezrobotna. Ostatnio w jednej firemce nie chcieli jej przyjąć, bo… ma za dobre wykształcenie. Swoją drogą – też bywałam w UP i słyszałam podobne wypowiedzi od pań z okienka…

    1. Oczywiście, doti – należałoby założyć, że jeśli KTOKOLWIEK robi DOBRZE i z poświęceniem to, co robi, to powinien być za to wynagradzany najlepiej, jak to tylko możliwe – niezależnie od tego, czy jest profesorem na uczelni czy sprzątaczką (nawiasem mówiąc, na mojej uczelni bywały i panie portierki z wyższym wykształceniem). Bo dla mnie nie ma „lepszych” i „gorszych” zawodów (no, może z nielicznymi wyjątkami, jak diler narkotyków na przykład). Każda rzecz jest wielka, jeśli czyniona jest z miłości – jak mawiała Matka Teresa. Stąd oczywiste jest dla mnie, że DOBRZY nauczyciele, podobnie jak DOBRZY lekarze czy zdolni naukowcy powinni dobrze zarabiać. Nie rozumiem jednak, czemu (na mocy np. Karty Nauczyciela) różne przywileje miałyby dotyczyć także tych, w których postępowaniu „miłości” czy nawet zwykłego zaangażowania ani na lekarstwo? Za co przywileje „świętego stanu nauczycielskiego” miałyby się należeć np. pani od polskiego, która bez żenady przyznaje się, że „nienawidzi bachorów” a najchętniej czyta „Naj” i „Świat seriali”? Albo temu panu, który w ramach działań wychowawczych walił głową ucznia o ścianę? Albo asystentowi, którego jedyną zasługą jest, że jest krewnym dyrektora instytutu? Wiem, wiem, że świat „Siłaczek” i „Judymów” należy już do przeszłości i że ideałami nie wykarmi się rodziny…( I czasami myślę, że pomysł z czasów Ani z Zielonego Wzgórza, gdy od nauczycielek wymagano celibatu, by mogły się bez reszty poświęcić wychowankom, nie był wcale taki głupi….) ALE jednak nic nie poradzę na to, że tęsknię do nauczycieli, którym by się chciało prowadzić np. zajęcia pozalekcyjne, bez pytania o to, „Kto, kiedy i ile mi za to zapłaci?” Sama miałam szczęście mieć takich paru – i jestem im za to bardzo wdzięczna… A czasami wydaje mi się, że cały Związek Nauczycielstwa Polskiego, jak również różne „wysokie rady” szkolnictwa wyższego bohatersko walczą głównie o własne uposażenia – uczniowie i studenci są w tym wszystkim złem koniecznym… Pamiętam, jak wielkie oburzenie „w środowisku”: wywołała propozycja, by również młodzież oceniała swoich nauczycieli – no, jak to?! Te smarkacze miałyby MNIE oceniać?! I pamiętam też, jak gwałtownie „naskoczyli” na mnie starsi słuchacze studiów podyplomowych, które ukończyłam – w większości nauczyciele. Wszystkie te osoby (w większości panie) każdą wolną chwilę wypełniały sobie narzekaniem na swój ciężki los. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam cichutko, że ja chętnie i z radością pracowałabym nawet za połowę tego, co one (bezskutecznie poszukiwałam wtedy pracy). Zakrzyczały mnie, na zasadzie: „młoda jeszcze jesteś, to nie rozumiesz!” A muszę zaznaczyć, że wszystkie te panie dojeżdżały na zajęcia własnymi samochodami i obnosiły piękne futra i biżuterię (to wszystko pewnie z tej nauczycielskiej nędzy:)). Tylko ja jedna jeździłam autobusem. Nie chciałabym być niesprawiedliwa, więc poszukam najprostszego wyjaśnienia – zapewne WSZYSTKIE miały bogatych partnerów…

  4. Albo :-)Słowo-klucz: pokora. Człowiek pyszny, choćby był chodzącą encyklopedią i szczycił się posiadaniem najwyższych tytułów naukowych, nie jest mądry. Człowiek mądry nie wie, że jest mądry. Mądrość to skądinąd nie to samo, co uczoność. Nie zależy od ilości nagromadzonej w głowie wiedzy, ale od jej jakości i głębi. Człowiek mądry jest przenikliwy. I życiowo inteligentny. Potrafi żyć prawdziwie. Nie bawi go noszenie masek i gonienie za egzystencjalnymi mirażami. Jest zwyczajny, a jednocześnie jakby nie z tego świata… Jak to powiedzieć… ZNOSZĘ „Dzień świra”! 😉 Przebacz… Przebaczysz? ;-)Pozdrowionko

    1. Przebaczałam już nie takie rzeczy, Marcinie… 🙂 Tak więc możesz spać spokojnie – de gustibus non est disputandum…:) Natomiast co do „mędrca” – masz rację – oczekujemy od niego, by był kimś trochę LEPSZYM od nas samych, kimś jakby z innego świata – zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy nauka próbuje z wolna stać się „religią nowej ery” a uczeni są tej religii „kapłanami”, od których oczekuje się odpowiedzi na wszelkie nurtujące nas pytania (nieraz nawet bardzo odległe od uprawianej przez nich dyscypliny). I niekiedy (podobnie jak w przypadku kapłanów) przeżywamy bolesne rozczarowanie, dostrzegając że ci ludzie, którzy wydawali się tak „wielcy” w sali wykładowej, poza nią są poddani zwykłym, ludzkim słabościom. Sama byłam nieprzyjemnie zaskoczona, dowiedziawszy się na przykład, że prof. Religa nie wierzył w szkodliwość palenia, choć oczywiście zabraniał tego swoim pacjentom… Ale, podobno, szaleństwem jest wymagać od filozofa, by żył według własnych zasad…;)

    1. Niech Ci Bóg wybaczy te bzdury, które wypisujesz… Szatan mi niczego nie „ofiarował” bo go nigdy o nic nie prosiłam – wszystko co mam i czym jestem, pochodzi od Boga (z wyjątkiem moich grzechów i wad, które są wyłącznie moje własne:)). A jeśli Kościół jest święty – kimże jestem, bym go mogła splugawić? Ps. Sprawdź w słowniku, co to jest „lucyferianizm.” Ja z pewnością go nie wyznaję.

        1. Nie ma szans, Kiro…:) Powiedzieć komuś z moją naturą „nie przejmuj się!” to tak, jakby mu powiedzieć „nie oddychaj!” 🙂 Jednakże na sugestię, jakobym służyła złu, MUSIAŁAM zareagować – w moich oczach to, co napisała Jagoda obraża nie mnie, tylko Tego, który mnie stworzył… Ona doskonale wie, że nie mogłam czegoś takiego pozostawić bez odpowiedzi – i wykorzystuje to, aby mnie sprowokować… Niech jej idzie na zdrowie.

          1. Jagoda, cały ten twój święty kościół to kupa obleśnych, tłustych i upasionych na ludzkiej krzywdzie klechów

          2. Na szczęście Rowento, nie tylko. 🙂 To tak samo, jakby powiedzieć, że WSZYSCY lekarze to łapówkarze, a nauczyciele to pedofile…

          3. lepiej zobacz ile rzeczy ludziom z domu zginęło jak ksiądz chodził po kolędzie – na górze u sąsiadki jak przylazł zaraz złapał nowy telewizor że niby w zakrystii potrzebny więc się zaczęli szarpac – szczęśliwie akurat nadszedł jej maż i we dwoje jakoś dali mu radę – jakby nie to pewnie by ją nalał albo co jeszcze gorszego i zabrał inne rzeczy

          4. Nie wiem, nie widziałam – to Twoja sąsiadka a nie moja:) – a ja z trudem wierzę w te rzeczy, których nie widziałam na własne oczy lub nie doświadczyłam na własnej skórze. 🙂 Na wszelki wypadek jednak dodam, że złodziej jest zawsze złodziejem – obojętnie, czy chodzi w sutannie czy też nie.

          5. Ależ przychodzi, Jagódko, przychodzi – i nawet pyta, kiedy będę mogła wziąć ślub kościelny… Za to żaden mnie jeszcze nigdy nie okradł – dlatego trudno mi uwierzyć w takie bajki.

  5. Skoro Wy oglądaliście „Dzień świra” z takim nastawieniem,żeby się pośmiać to się nie dziwię,że się Wam nie podobał.Ja raczej chciałem zobaczej dobry dramat i się nie zawiodłem. Zamiast skupiać się na pokazanym chamstwie chyba lepiej próbować dostrzec w nim jakieś przestrogi,np. to jak matka nie powinna wychowywać dziecka(nadopiekuńczość,traktowanie dorosłej osoby jak dziecko,brak jakiejkolwiek wiary w niego).Taka „modlitwa Polaka” może była zdecydowanie przesadzona ale czy nie zdarza się dziś,że ludzie z zazdrości złożyczą swoim sąsiadom?A ten fragment o bezsensownej manifestacji albo przemowy polityków, z których każdy powtarza,że „moja jest tylko racja”.Czy np. takie SLD nie działa dziś na podobnej zasadzie?Ja też wprawdzie łapałem się za głowę gdy usłyszałem od kilku moich kolegów,że „Dzień Świra” to świetna komedia…Mam nadzieję,że choć trochę zmienicie zdanie na temat tego filmu, chociaż wiadomo,nie musi się Wam podobać.Mnie się nie tyle podobał,co raczej pobudzał do refleksji.Pozdrawiam serdecznie

    1. „Dzień świra” był reklamowany jako komedia, więc nic dziwnego jeśli ktoś spodziewał się komedii. Ja liczyłam na satyrę – i rzeczywiście satyra była, ale ten stopień przesady oraz ponuractwo jest nie w moim guście.

  6. Nie widziałem tych reklam no ale nie dziwię się,że tak to wyglądało.Gdyby był reklamowany jako dramat to pewnie niewielu ludzi by go obejrzało.Ludzie wolą niestety oglądać głupie komedie.

    1. No, to, że nauczyciele tupią nogami to akurat jest słyszane… 🙂 To jest chyba JEDYNA grupa społeczna, której kolejne rządy obiecują podwyżki (prawda, że niewielkie) – i zazwyczaj dotrzymują słowa…

        1. Wiesz, jeszcze raz powtórzę: DOBRZY nauczyciele (tak samo jak dobrzy lekarze) powinni zarabiać jak najlepiej. Nie rozumiem tylko, dlaczego miałoby się to należeć wszystkim nauczycielom – na zasadzie: „jestem nauczycielem, więc mi się należy!”

          1. „jestem x wiec mi sie nalezy” – to faktycznie podejscie wyjete wprost z czasow poprzedniego ustroju…ale jak ustalic takie kryteria?

  7. „Świadomość własnej wyższości intelektualnej nad otaczającym nas tłumem” i „osobista satysfakcja z własnej wiedzy i wewnętrznej wartości” może ułatwić życie, ale może też być źródłem frustracji, gdy wykonuje się pracę czysto fizyczną. Wtedy lepiej zapomnieć o wykształceniu i uczciwie pracować z „tłumem”, bez wywyższania się i zadzierania nosa. Satysfakcję można mieć po godzinach pracy!

  8. Też nie znoszę tego filmu, nawet nie wytrzymałam do końca. Smutek Sokratesa – bardzo fajny tytuł. Sokrates to mój prywatny wzór – mistrzowskie prowadzenie rozmowy, odwaga i ta jego ironia. Myślę, że inteligencja to także wrażliwość i delikatność w stosunku do każdego. Pozdrawiam cieplutko!

    1. Myślę, że to, co napisałaś, całkiem dobrze oddaje definicję „mądrości” – a wyrocznia w Delfach słusznie powiedziała Sokratesowi, że jest mądry. 🙂 Chciałabym dojść do takiej „mądrości serca”… („Panie, naucz nas liczyć dni nasze, byśmy zdobyli mądrość serca!” (Psalm 90, 12) Amen.)

  9. „Dzien Swira” nie nalez do filmow, ktore ogladam chetnie, pomimo tego, ze stoi u mnie na polce. Bardzo mnie ten obraz przygnebil taka wlasnie „bieda” duchowa tego czlowieka….. bo intelektualnie wszystko ok- pan psor itd, ale … zachowanie, zlosliwosc, klotliwosc….. ech.

  10. Co do nauczycieli to w liceum przyznam trafiłam na wyjątkową kadrę ;)historyk- alkoholik, ale całą lekcje prowadził z pamięci, zawsze wie na czym dana klasa skończyła, zero pomocy!!geograf- również magister filozofii, więc tematy poruszane na jego lekcjach często miały nieziemski klimat i ciekawy rozwój. W ogóle facet sprawiał wrażenie troszkę oderwanego od rzeczywistości, ale po dłuższych rozmowach z nim na różne tematy, zastanawiam się czy nie stąpa twardziej po ziemi od tych ,,rzeczowych” osób;) polonistka- jakby żyjąca trochę w czasach romantyzmu (jej wizerunek od razu nasuwał myśl, że to ,,polonistka”, nie chce tu oczywiście generalizować, po prostu odpowiadał on przyjętemu wśród uczniów stereotypowi;)), ale to miało swój urok, inteligentna i wrażliwa kobieta. Konie można było z nią kraść, że tak powiem;)pani od niemieckiego- cóż kobieta, która mogłaby być raczej historyczką, bo przekazywanie wiedzy z języka w jej wykonaniu było raczej oporne. Natomiast znajomość historii szczególnie tej wojennej, powojennej jest imponująca. Więc jeśli chcieliśmy ją zagadać to wystarczyło podsunąć odpowiednie hasło;)i na końcu nauczyciel najbardziej lubiany wśród niemal wszystkich uczniów, a szczególnie uczennic…ksiądz;) Młody chłopak, niewiele starszy, bo nasza parafia była jego pierwszą.Wyglądem przypominał licealistę, więc na początku często mylono go z uczniem (rzadko nosił sutannę, czy koloratkę) Charyzmatyczny, miły, dowcipny, choć czasem wydawał się aż dziecinny;) Miałam opory z tego powodu żeby pójść się do niego spowiadać, ale gdy się odważyłam, to mnie zszokował. W życiu mi się tak dobrze z kimś nie rozmawiało o mojej ,,ciemnej” stronie;) Śmiech przeplatał się ze łzami. Ten ,,dziecinny” chłopak zmieniał się jak kameleon. Raz zaskakiwał powagą, drugi raz wyrozumiałością, a innym razem po prostu żartował;) W ogóle strasznie fajnie podchodzący do życia człowiek. Obraz księdza ,,zamkniętego” zmienił się w oczach wielu na ,,kogoś na luzie” (oczywiście nie wszystkim to pasowało). Sama zastanawiam się, czy ta charyzma nie wygaśnie z biegiem lat, bo to typ człowieka, który lubi działać na różnych frontach, być w jakimś stopniu niezależnym, a niestety czasem hierarchia kościelna troszeczkę uszczupla pole manewru….Wybacz, że się tak rozpisałam,ale na końcu mam jedną prośbę. Albo czy mogłabyś się odnieść jakoś do kontrowersji na temat kościelnego dokumentu Crimen Sollicitationis. Bo ja sama choć prawnikiem nie jestem widzę wiele nieścisłości. Chce się ogólnie podpytać o to księdza, ale obawiam się, że może zrozumieć to jako mój atak…Wiem dziwne, ale moje doświadczenie w takich rozmowach nie jest najlepsze. Zauważyłam też, że wielu katolików nie wnika w takie kwestie, a ci co to robią to są ,,dziwni”. Nie rozumiem takiego podejścia ani społeczeństwa, ani tym bardziej księdza. Po prostu chcę być świadomą katoliczką. Nie lubię akceptować wszystkiego w ciemno…

    1. W porządku, Malwo, spróbuję się do tego odnieść, ale najpierw, przyznam się, muszę się sama oczytać… Naprawdę miałaś niezwykłych nauczycieli, ja też miałam szczęście mieć wielu takich – o, na przykład dyrektor mojej podstawówki, o którym wszyscy szeptali, że pije – ale ja go szanowałam choćby za odwagę przyjęcia do zwykłej, wiejskiej szkoły niepełnosprawnej uczennicy i to na długo przedtem, zanim wszyscy zaczęli ględzić o „integracji” (brr, jak ja nie lubię tego słowa!). Albo jedna z moich polonistek, pani po filozofii, która nie wahała się poruszać z 13-latką ogromnie poważnych tematów…Byłam w nią tak zapatrzona, że w pewnym momencie zaczęłam nawet odczuwać poważny niepokój odnośnie własnej…orientacji. 🙂 Nie wiedziałam wtedy jeszcze (bo nikt mi nie powiedział:)) że takie młodzieńcze zauroczenia są najzupełniej normalnym zjawiskiem rozwojowym. Jeden z moich fizyków, który jednocześnie uczył mnie…historii i paru innych przedmiotów – a o wszystkim, czego nauczał, opowiadał…ach, jak ten staruszek opowiadał! Pani wicedyrektor, która szybko i skutecznie wybiła mi z głowy pomysł, że niepełnosprawnej uczennicy wolno więcej niż innym (wybaczcie – któż nie ma pokus?:)). Kiedy ostro narozrabiałam, po prostu obniżyła mi stopień ze sprawowania i palnęła taką mowę wychowawczą, że do dziś pamiętam każde słowo… Żebyście wiedzieli, co to jest za Kobieta! Nigdy nie słyszałam, żeby mówiła podniesionym głosem. Nie musiała. Tylu, tylu im coś zawdzięczam – nie starczyłoby bloga, żeby wszystkich wymienić… 🙂 Kiedyś gdzieś przeczytałam, że przyczyną frustracji nauczycieli jest fakt, że wciąż muszą obserwować, jak ich uczniowie „wyfruwają z gniazda”, robią kariery – a oni tymczasem pozostają tam, gdzie byli: w szkole. Z drugiej strony, jedna z moich ukochanych historyczek (dziewczęca i delikatna niczym leśny elf:)), dzięki której wybrałam takie, a nie inne studia, zawsze mi powtarzała: „Wiesz, co? Byłabym bardzo złą nauczycielką, gdybym chciała, żeby moi uczniowie osiągnęli tylko tyle, co ja!”

      1. Z góry dziękuje bardzo;) Zauważyłam, że największym autorytetem cieszą się nauczyciele ,,ludzcy”, którzy nie traktują ucznia z góry i nie podkreślają na każdym kroku jaka ta młodzież zła, jaka niemądra i strasznie zdemoralizowana. W dodatku ci, którzy w jakimś stopniu odkrywają uczniom ,,kawałek siebie”, opowiadają o własnych doświadczeniach, którzy nie boją się rozmawiać i podchodzić indywidualnie do ucznia (np gdy ktoś jest smutny, to po prostu zapytać)Trzeba być nie tylko nauczycielem przedmiotowym, ale też wychowawcą:). Jeżeli obie strony postarają się, to relacje uczeń- nauczyciel nie muszą wcale być takie straszne;)

        1. Dla mnie, zresztą tak samo jak dla moich ulubionych nauczycieli, zawsze wskazówką były słowa jednego z dokumentów KEN, skierowanych do nauczycielek: „A chcąc mieć ucznie swoje roztropnymi, prawymi i czystymi, osoby owe same prawe, czyste i roztropne będą – nie dając im z siebie zgorszenia.” Kiedy w moim liceum opowiedziałam o pani „pedagog” która publicznie zwyzywała swoją uczennicę od „dz.iwek”, a gdy oburzona dziewczyna uderzyła ją w twarz, musiała stanąć przed sądem dla nieletnich, moja ukochana historyczka (ta podobna do elfa:)), odparła po prostu: „Nie może żądać dla siebie szacunku ten, który sam nie szanuje innych.” Ano, właśnie…

        2. Popieram zdanie Malwy. Badałem opinię uczniów, z którymi pracuję na temat jakie cechy powinien posiadać :”Nauczyciel moich marzeń” i uzyskane wyniki wskazują na takie cechy jak przyjazny, pomocny, z poczuciem humoru. Wiedzę sytuowano na odlagłych miejscach. Myślę, że pycha z powodu swojej niezwykle rozległej wiedzy, czy traktowanie uczniów z góry nie dałoby mu tak potrzebnego w zawodzie zaufania i zasłuchania . Byłby raczej skreślony.Poza szkołą bywa różnie. W artykule omawiającym szanse Bieleckiego jako kandydata na prezydenta Warszawy (Polityka) napisano:” Wadą Bieleckiego jest to, że nie tylko – jak mówia znajomi – góruje on nad innymi umysłem i wzrostem, ale daje to odczuć…- Nie potrafi uwodzić ludzi. każdy przy nim ma poczucie, że jest głupszy i lekceważony. Zbyt mało dyplomatyczny, za brutalny i za arogancki…”Czy tym pisałaś Albo?

          1. Tak, Tatulu, właśnie o tym. Wydaje mi się, że prawdziwy mędrzec (zwany także świętym:)) to ktoś, kto nie tylko nie daje odczuć innym swej wyższości, ale przeciwnie, sprawia, że to inni przy nim stają się lepsi i mądrzejsi… Jeśli chodzi o p. Czesława Bieleckiego to przyznam się, że bardzo podobał mi się jego projekt pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej (jako jedyny spośród przedstawionych – jeśli już musiałby być pomnik w tym miejscu, to chyba tylko taki…) – ale na stanowisku prezydenta Warszawy jakoś go nie widzę. Sądzę, że każdy powinien robić to, do czego najlepiej się nadaje. Jeśli ktoś nawet zamiata ulice, ale robi to dobrze, to jest ŚWIĘTYM zamiataczem ulic. I tyle.

  11. „Dzień świra” ubawił mnie tylko raz….Każdy następny odczytywałam jako dramat i osobistą klęskę głównego bohatera. Nie było mi już do śmiechu.Fakt – niektórym woda sodowa potrafi nieźle uderzyć do głowy, jeśli są bardziej wykształceni niż wszyscy inni, bardziej inteligentni.Oczytani, z mentalnością omnibusów, usiłują podporządkować sobie innych szaraków o standardowym IQ.Można by od razu poruszyć kwestie majątkowe – bogatsi też mają nieźle „nakopane” w głowach: zepsuci przez kasę, którą często zawdzięczają własnym rodzicom, mają się za panów świata.Ciekawe która grupa daje bardziej odczuć swoją wyższość – elita nowobogackich czy tych, którzy uważają się za mądrzejszych niż reszta ludzkości….?

    1. Wiesz, Alicjo, ponieważ z natury „lubię” szukać winy w sobie, kiedy przeczytałam Twój komentarz, zaczęłam od razu się zastanawiać, czy aby sama nie jestem osobą, która wykorzystuje swoje IQ do manipulowania ludźmi… Mam jednak nadzieję, że nie (choć może można to robić nieświadomie). Jeśli chodzi o nowobogackich, to już Biblia mówi, że nie ma nic straszniejszego niż to, gdy sługa panem zostanie. Wstrząsnął mną kiedyś reportaż, w którym przeczytałam, jak to jeden taki „z chama pan” kazał sobie lizać buty chłopakowi, który był u niego kierowcą. Mężczyzna zwolnił się z pracy, uznając, że to upokorzenie przelało czarę goryczy i że żadne pieniądze nie są warte tego, by się pozwolić traktować jak pies…

  12. Ja myslę, ze ta frustracja bierze się z tego, ze w kulturze dnia dzisiejszego promowane jest głównie chamstwo, nieuctwo, cwaniactwo itp cechy…. ale masz rację, własne poczucie wewnętrzne posiadania wiedzy, może nawet mądrości, bardzo pomaga. pozdrawiam 🙂

    1. Z pewnością rzetelna WIEDZA nie jest dziś w cenie (kiedyś w „Newsweeku” był artykuł na temat tego, że wielu ludzi z pierwszych stron gazet ma luki w podstawowych wiadomościach o świecie – i to bynajmniej nie tylko w Polsce) – jeżeli już, to liczy się raczej umiejętność szybkiego nadrabiania braków – oraz, co tu dużo mówić, odpowiednie ZNAJOMOŚCI („Wiesz, Halinko, ja tu mam takiego chłopaka – cioteczny kuzyn szwagra mojego drugiego męża – on wprawdzie nic nie umie, ale on tu musi pracować!”). Ale czy kiedykolwiek było inaczej? Nie jestem pewna…

  13. Ja tam nie narzekam, mimo szalenie inteligenckiej proweniencji. Lubię innych, inni mnie raczej lubią też… Jakoś daje sie zyć i czytanie książek w tym nie przeszkadza 🙂

Skomentuj ~Barbara Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *