Miałam sen… P. stał w sutannie przy ambonce (wydał mi się jeszcze wyższy i szczuplejszy w tym stroju :)) i mówił do ludzi coś w tym rodzaju: „W życiu każdego mężczyzny przychodzi taka chwila, kiedy trzeba dokonać wyboru…” – i czułam, że spojrzenia wszystkich w kościele skupiają się na mnie. A ja – jego prawowita małżonka – siedziałam w pierwszej ławce, trzymając na kolanach naszego synka („Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu- ta, która kocha syna swego łona?” Teraz już wiem, że nie może. Nigdy – nawet we śnie.:)) – i wiedziałam, że mówi o mnie… i byłam dumna z jego odwagi. I uczciwości.
Czy naprawdę chciałabym tego? Aż takiej, jak ja to nazywam, „demonstracji”? To dziwne, ale chyba… TAK! Bo czyż sny nie są w istocie odbiciem naszych ukrytych pragnień?
Ale marzę o czymś jeszcze innym – i stale o tym samym… O tym, żebym mogła być znowu tym, kim byłam kiedyś (i kim chyba nigdy nie przestałam być…), pozostając jednocześnie tym, kim jestem teraz: żoną i matką. O modlitwie i kontemplacji, o rekolekcjach i o takim ślubie, jakiego być może nigdy miała nie będę… Ażeby mieć to, co mam teraz, musiałam tak wiele poświęcić, złamać tyle zasad…
Jest taki wiersz ks. Twardowskiego, który bardzo trafnie oddaje to, co teraz czuję:
swymi oczyma –
w obrazach tylko Matka Najświętsza
Dzieciątko trzyma.
Swój dawny uśmiech dziecięcej twarzy
ukaż nade mną –
choć tak się nagle z Bogiem ukryłaś
w ogromną ciemność…”
Jeszcze będziesz miała ten ślub uroczysty – powtórzenie tego, który w duchu już zawarłaś. Zobaczysz, ze tak będzie:)
Dziękuję za słowa otuchy – jesteś, jak zwykle, niezawodny.:)
chcialabys demonstracyjnie byc dumna z swojego grzechu?????Ale jasne przeciez ja wiem ze jestes dumna jak paw z tego ze masz dziecko z ksiedzem …naprawde dziwna jestes. To tak jakby zabojca chcial zeby inni widzieli jak zabija bezbronnych ludzi, to tak jakby matka chciala aby inni zobaczyli jak dokonuje aborcji itd. Zastanow sie dziewczyno co ty za glupoty piszesz.
Nie, nie jestem dumna ze swojego grzechu, ani z tego, że P. jest księdzem – dałabym wszystko za to, żeby nim nie był. A tamto..to był tylko sen…Myślę, że taka chęć „ujawniania się” wynika z tego, że męczy mnie życie z taką tajemnicą…Ale na jawie nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła.
myślę, że zdrowiej byłoby gdyby sprawa odejścia kapłana była postawiona jasno a nie zostawiona domysłom i plotkom. choć… wymagałoby to zmiany powszechnej mentalności – więc pewnie przez długi czas jeszcze nie będzie możliwe. ludzie tak łatwo się gorszą i osądzają, i znów można zawołać – kto jest bez grzechu… tylko co z tego:( przykre jest to, że trzeba żyć w ukryciu, często bardzo daleko, wyrzekając się wielu rzeczy. jak długo jeszcze…? z drugiej strony jest na tą niedzielę przewidziana piękna Ewangelia – zostawili WSZYSTKO i poszli. zaryzykowali wszystkim co mieli, zaufali i okazało się to błogosławione. piękny scenariusz, który znów interpretuję po swojemu ale coś dużo tych znaków. pozdrawiam Albo
Ja bym też wolała, żeby to wszystko było mówione „w pełnym świetle” – tak zresztą, jak mówi także Ewangelia: „Co słyszycie na ucho, rozgłaszacie na dachach.” (Mt 10,27). Między innymi dlatego powstał ten blog – żeby choć trochę przełamać tę „zmowę milczenia” wokół byłych księży i ich rodzin… Na ile potrafię…