Holandia, która przoduje wśród najbardziej „postępowych” (cokolwiek to znaczy…) krajów europejskich, oczywiście jako pierwsza wprowadziła pewien wyłom w tradycji prawnej, która – chyba wszędzie na świecie – uznaje stosunki seksualne w miejscach publicznych za „przestępstwo przeciw moralności.”
Oto bowiem uchwalono, że w jednym z parków w Amsterdamie (z wyłączeniem jedynie okolic placów zabaw dla dzieci) będzie odtąd można bezkarnie uprawiać seks. Podobno w plenerowych igraszkach gustują szczególnie osoby homoseksualne, choć na pewno nie tylko one – słyszałam o amatorach tego typu zabaw płci obojga – i to niekoniecznie w Amsterdamie…
Holendrzy argumentują, że jest to jedynie legalizacja tego, co i tak się już tam dzieje – jednak idąc tym torem rozumowania, należałoby również zalegalizować np. obecność narkomanów, bezdomnych i żebraków na ulicach i dworcach kolejowych – wszystko to przecież są zjawiska z dawien dawna istniejące – a, o ile mi wiadomo, regulacje państw „cywilizowanych” ,dotyczące tych kwestii zmierzają raczej w kierunku zaostrzania rygorów.
Nastąpiło tu zatem swoiste „zawłaszczenie” przestrzeni publicznej przez jedną tylko grupę ludzi o specyficznych upodobaniach – a klasyczną zasadę, która mówi, że „nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka” zastąpiono w tym wypadku czymś w rodzaju: „MY będziemy robić, co nam się żywnie podoba, a jeśli ktoś ma coś przeciwko temu to…już jego problem!”
Dziwi mnie to tylko o tyle, że niedawno w tej samej Holandii zakazano pewnemu księdzu bicia w kościelne dzwony pod zarzutem, że przeszkadzają one innym mieszkańcom miasteczka. Jak z tego wynika, ta osławiona „tolerancja” nie dotyczy wszystkich w równym stopniu – ostatnio czytałam nawet o pewnej młodej prawniczce z Europy Zachodniej, która założyła stronę internetową, poświęconą…”christianofobii”.
Najbardziej niepokojące jest jednak to, że w pogoni za rzekomym „wyzwoleniem” ludzie stopniowo zatracają poczucie tego, czym jest prywatność czy intymność – i zaczynają się zachowywać bez mała jak zwierzęta…Istoty ludzkie od zawsze bowiem ukrywały się spontanicznie, aby się połączyć. Warto przy okazji zauważyć, że zwierzęta się nie wstydzą – WSTYD jest właściwy jedynie ludziom…
Co znamienne, najgłośniej zaprotestowały przeciw nowemu przepisowi nie tyle sterroryzowane holenderskie Kościoły, co…właściciele psów! Czyżby ich pupilom zakazano parzenia się na trawnikach?:)
- W dzisiejszych czasach niezwykle łatwo jest oskarżyć o pedofilię dosłownie każdego (ta odrażająca praktyka staje się, niestety, coraz częstsza np. podczas spraw rozwodowych…). Tym niemniej, jeżeli nawet w tym wszystkim chodziło – jak sugeruje ks. Andrzej – jedynie o jakieś niskie intrygi, to i tak obraz instytucji kościelnych, jaki się z tego wyłania, jest, delikatnie mówiąc, niezbyt budujący;
- Chociaż zewsząd mnożą się ostatnio apele do biskupów, aby „w imieniu Kościoła” przeprosili ofiary takich zdarzeń (i choć jest prawdą, że w Kościele „gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie członki”<1 Kor 12,26>), to jednak ciut za mocno pachnie mi to zasadą odpowiedzialności zbiorowej. Jakoś nigdy nie słyszałam, aby wzywano np. Związek Nauczycielstwa Polskiego do przeprosin za przypadki pedofilii wśród pedagogów, a Polskie Towarzystwo Psychologiczne – do pokajania się za występki niejakiego Andrzeja S…
Tym niemniej, problem jest szerszy, niżby się z pozoru wydawało.
Pozostawmy na razie na boku jałowe dywagacje na temat, „co by było gdyby” jakieś mądre europejskie głowy doszły nagle do wniosku, że małżeństwo i związane z nim posiadanie dzieci jest już nie tylko jedną z wielu możliwości, ale i nienaruszalnym i niezbywalnym PRAWEM każdej bez wyjątku osoby ludzkiej.
Zastanówmy się za to, co się będzie działo, jeżeli jakiś polski homoseksualista weźmie ślub np. w należącej do tej samej Unii Hiszpanii – gdzie od niedawna jest to najzupełniej legalne? Czy przez nasze prawo będzie nadal traktowany jak nieżonaty i będzie mógł zawrzeć drugie prawomocne małżeństwo, tym razem z kobietą?
Jakiś czas temu polską opinię publiczną zelektryzowała wieść o „pedofilii” wśród Romów, którym ich prawo zwyczajowe pozwala zaślubiać kobiety niedługo po osiągnięciu przez nie fizycznej dojrzałości.
A co będzie wówczas, gdy do Polski – wzorem innych państw Europy Zachodniej – zaczną bardziej masowo napływać imigranci z krajów muzułmańskich, którym (jak powszechnie wiadomo) Prorok pozwolił mieć nawet cztery żony? Czy zatem będziemy ich traktować jako (potrójnych) bigamistów?
Wydaje mi się, że w wielokulturowym społeczeństwie takie i podobne dylematy będą coraz częstsze – i doprowadzą w końcu do ujednolicenia prawa w „postępowym” duchu, czy się to komuś podoba, czy nie – jest to po prostu cena za życie w świecie, w którym już prawie nic nie jest proste i oczywiste…
(A całkiem świeżutki „kwiatek” do tego ogródka to ów mężczyzna, który ponoć po operacji zmiany płci zachował żeńskie organy rozrodcze (?) i w przypływie szlachetności postanowił…urodzić dziecko swojej niepłodnej żonie! Chociaż szanuję osoby transseksualne i rozumiem ich dramat „uwięzienia w obcym ciele” – to jakoś trudno mi uwierzyć, że ktoś, kto najwyraźniej w świecie CHCIAŁ być mężczyzną, pozostawił sobie jednak taką „furtkę”, pozwalającą mu rodzić dzieci, co od zawsze było atrybutem kobiecości…Czy to znaczy, że jestem zwyczajnie staroświecka?)
Prowadziłem kiedyś obóz starszoharcerski, na który zabraliśmy chłopców z ośrodka z ulicy Brzeskiej prowadzonego przez Andrzeja Samsona (jego samego rzecz jasna nie było). Oni byli w wieku szkoły podstawowej i mieli swojego własnego instruktora ze swojego ośrodka; wiele zajęć było niezależnych od programu obozu. Gdy wybuchła afera, nie mogłem w to uwierzyć – ale przecież AS sam siebie wydał. Prawdopodobnie na swoim obozie miałem jego ofiary. Ale z drugiej strony ten ośrodek był całkiem realnym wybawieniem dla chłopaków z Brzeskiej. Oczywiście nie wiem, jak się potoczyły losy tych chłopaków; sądzę jednak, że właśnie dzięki ośrodkowi przynajmniej wielu z nich „wyszło na ludzi”.Bardzo to skomplikowana historia.
Kiedy to przeczytałam, pomyślałam sobie, że zapewne i wielu wychowanków Ogniska im. św. Brata Alberta w Szczecinie jakoś „wyszlo na ludzi” – i nie może powiedzieć złego słowa na tego „księdza Andrzeja.” Ale z drugiej strony, moi spowiednicy zawsze mnie uczyli, że jeżeli ktoś zabił dwóch ludzi, a dwóm innym pomógł, to u Pana Boga nie sumuje się do zera…
Z tym sumowaniem masz rację. Jednak wierzę w to, że że to dobro, które czynił, było dominujące, a fakt, że sam siebie wydał, świadczy, iż nastąpiła w nim przemiana.