Czy Darwin miał rację?

Na początku warto sobie uświadomić, że znak równości, tak często stawiany pomiędzy „darwinizmem” a „ewolucją” NIE JEST prawdziwy.

We współczesnej nauce mówi się nie tyle o jednej teorii ewolucji, co raczej o wielu różnych „teoriach ewolucji” a teoria Darwina jest tylko jedną z nich. I jest to całkiem niezależne od sporu z tzw. „kreacjonistami”, którzy – w skrajnych przypadkach – usilnie starają się znaleźć naukowe dowody na dosłowną „prawdziwość” opisu z Księgi Rodzaju.

Warto przy tym zauważyć, że jest to raczej problem pewnych radykalnych sekt protestanckich, niż Kościoła katolickiego, który – niezależnie od pewnych „rozchwiań” w rodzaju „sprawy Galileusza” – na ogół dość konsekwentnie trzyma się stwierdzenia św. Augustyna: „Poprzez Pismo Duch Święty chciał pouczyć nas, jak się idzie do nieba, nie zaś – jak to niebo jest zbudowane. Chrześcijan bowiem chciał wykształcić, a nie matematyków.” Augustyn zresztą sam był pewnego rodzaju „ewolucjonistą”, gdy twierdził, że być może Stwórca zasiał w przyrodzie swoiste „ziarna”, z których później wyłoniła się cała różnorodność roślin i zwierząt.

Teoria Darwina natomiast opiera się na dwóch zasadniczych założeniach:

1) GRADUALIZM – Ewolucja istot żywych przebiegała drogą bardzo wielu stopniowych, bardzo drobnych zmian (mutacji genetycznych), prowadzących w końcu do  powstania zupełnie nowych gatunków. Musiałoby to jednak prowadzić do istnienia, jeśli nie teraz, to w przeszłości, wielu form pośrednich (przejściowych) pomiędzy poszczególnymi organizmami. Niestety, dla wielu gatunków formy takie po prostu nie istnieją. Sądząc z zachowanych skamieniałości, wydaje się raczej, że ewolucja mogła zachodzić „skokowo” – kolejne, coraz doskonalsze organizmy pojawiają się w materiale kopalnym w formie już ukształtowanej i pozostają prawie niezmienione, dopóki nie znikną z zapisu. Zastanawiający jest chociażby przykład żółwi, które pojawiły się na naszej planecie ok. 300 mln lat temu i, jak się zdaje,  od tego czasu uległy zaledwie niewielkim przemianom, pomimo niezliczonych zmian w środowisku. 🙂

Wydaje się nawet, że ta elegancka i tak chętnie rysowana w podręcznikach historii ścieżka wiodąca (w przypadku ludzi) od australopiteków do Homo sapiens przypomina bardziej „krzew” niż prostą „drabinę.” Wiadomo już np. że tzw. „neandertalczyk” (Homo sapiens neandertalensis) jest nie tyle bezpośrednim przodkiem człowieka współczesnego – z którego go długo uważano – co raczej jego kuzynem, odrębną gałęzią rodziny „człowiekowatych.”

Sam Darwin, do końca życia uparcie poszukujący swoich „ogniw przejściowych” skłonny był – z prostotą wiktoriańskiego dżentelmena – uważać za jedno z nich np. Indian z amazońskich plemion, pod tym jedynie pretekstem, że… chodzili oni nago!

Inny zarzut wobec darwinowskiego modelu ewolucji podnoszą genetycy i…matematycy, którzy stwierdzają, że mutacje „pozytywne” stanowią jedynie niewielki procent wszystkich mutacji (w zdecydowanej większości przypadkowe zmiany DNA prowadzą do poważnych zaburzeń w funkcjonowaniu organizmów) – i nie bardzo wiadomo, w jaki sposób mogłyby się one tak szczęśliwie (a przypadkowo!) skumulować, aby w konsekwencji prowadzić do powstania zupełnie nowego gatunku. Pewien matematyk obliczył, że prawdopodobieństwo wystąpienia takiego zdarzenia jest bliskie zeru.

Natomiast muszki owocowe (które z uwagi na nieskomplikowany genom są wdzięcznym obiektem badań) naświetlane w laboratoriach promieniami X ulegały najdziwniejszym mutacjom (otrzymywano nawet „potworki” z odnóżami wyrastającymi z głowy) – nigdy jednak nie udało się doprowadzić do tego, aby muszka owocowa przekształciła się w coś, co nie byłoby… muszką owocową. Wygląda więc na to, że pewne „pakiety genetyczne” (nazywane przez nas gatunkami) wykazują nie tyle nieograniczoną plastyczność (w którą Darwin najwyraźniej wierzył), co raczej znaczną odporność.

Wiedzą o tym zresztą doskonale hodowcy zwierząt – na których pracy, o ironio, Darwin próbował oprzeć swoją teorię. Organizmy żywe są zmienne jedynie w pewnych granicach i jeżeli chce się pójść zbyt daleko w jednym kierunku, stają się niepłodne lub wracają do wyjściowego typu.

Na wszystkie tego typu zarzuty ortodoksyjni darwiniści odpowiadają jednak: „Dajcie naszemu modelowi ewolucji ODPOWIEDNIO DUŻO CZASU, a dokona on wszystkiego – nawet tego, co wydaje się niemożliwe.”

I nawet oczywiste luki w zapisie kopalnym można wytłumaczyć tym, że darwinowskie „powolne zmiany” zachodziły w organizmach żywych tak powoli, że… nie jesteśmy w stanie ich zaobserwować!

Jak to zgrabnie ujął jeden z antydarwinowskich ewolucjonistów: „Darwiniści zdają się wiedzieć wszystko o brakujących ogniwach – z wyjątkiem tego, że nie ma takich ogniw.”

2) DOBÓR NATURALNY (dawniej: „walka o byt” ). Darwin uznał, że ewolucją rządzi jedynie zasada przeżywania osobników „najlepiej przystosowanych.” Tymczasem jest to oczywista tautologia: Kto przeżywa? Najlepiej przystosowani! A skąd wiemy, że są najlepiej przystosowani? Ponieważ przeżyli! Biolog C.H. Waddington (który z pewnością nie był „kreacjonistą”!:)) zauważył, że zasada ta sprowadza się jedynie do stwierdzenia, że „osobniki, które pozostawiły najwięcej potomstwa to te, które pozostawiły najwięcej potomstwa.”

Nawiasem mówiąc, zasada „przystosowania do środowiska” – obserwowana jak dotąd częściej w skali „mikro” (w obrębie jednego gatunku i jego odmian), niż w „makro” – zdaje się sprzyjać raczej ZACHOWANIU danego gatunku, niż jego przemianie w inny gatunek…

Poza tym – czemu Darwin chyba nie poświęcił zbyt wiele uwagi – w przyrodzie istnieje znacznie więcej znacznie bardziej skomplikowanych zależności pomiędzy organizmami, niż tylko proste „prawo dżungli” które mówi, że silniejszy pożera słabszego. A tych nie da się wyjaśnić wyłącznie „walką o byt.”

Nie sposób także nie zauważyć pewnych znaczących implikacji, jakie teoria Darwina wywarła na świat współczesny.

W dziedzinie ekonomii z pewnością wsparła pewien typ „drapieżnego kapitalizmu”, dając mu wygodne, „naukowe” uzasadnienie, a także np. rasizm (bo czyż biali Europejczycy nie wydawali się „najlepiej przystosowani” pod każdym względem?) i seksizm („naturalna” wyższość silniejszego mężczyzny nad słabszą kobietą). Warto tu wspomnieć, że również czołowi ideolodzy nazizmu z lubością nawiązywali do teorii „walki o byt.”

A po załamaniu się teorii Marksa i (w dużej mierze) Freuda to właśnie Darwin stał się podporą swego rodzaju skrajnie materialistycznej ideologii (której wyznawcą jest np. Richard Dawkins, twórca „Boga urojonego”, ortodoksyjny darwinista).

Proszę mnie dobrze zrozumieć: ja wiem, że nauki szczegółowe MUSZĄ rozwiązywać swoje problemy bez uciekania się do hipotezy Stwórcy – darwinizm jednak idzie o krok dalej i stwierdza a priori: „PONIEWAŻ żaden Bóg nie istnieje, dlatego to MUSIAŁO przebiegać tak i tak.” Jest to więc de facto teoria naukowa zbudowana na pozanaukowych (metafizycznych) podstawach.

A co gorsza jej wyznawcy bronią jej z nieomal religijnym zapałem, jak gdyby niepomni na to, że rozwój nauki dokonuje się ostatecznie dzięki podważaniu „oczywistych” prawd. Dawniej wszyscy wierzyli, że Ziemia jest płaska i stoi w centrum Wszechświata…

I chociaż jestem przekonana, że rozwój życia na Ziemi dokonywał się na drodze ewolucyjnej, to uważam także, że niekoniecznie odbywało się to tak, jak sobie wyobrażał Darwin – i że jeżeli jego teori (tak jak wiele innych) trafi w końcu do lamusa, to NAUCE wyjdzie to tylko na dobre.

Darwin nie był bowiem „naukowym geniuszem” a tym mniej „papieżem ateizmu” za jakiego powszechnie się go uważa. Był tylko zwykłym XIX-wiecznym naukowcem, z wszystkimi wynikającymi z tego faktu ograniczeniami.

38 odpowiedzi na “Czy Darwin miał rację?”

  1. Albo, czym innym jest teoria ewolucji a czym innym przebieg ewolucji. Nikt poważny już nie wierzy w brakujące ogniwa. Ale nie można zaprzeczyć że tylko część organizmów przeżyje oraz to że np. część szczeniaków z miotu wilczycy dożyje dorosłości. Przeżyje najlepiej dostosowany do środowiska a reszta zginie z głodu albo padnie ofiarą drapieżników. Na ogół mutacje są przypadkowe (prócz mutacji dynamicznych, które zachodzą przy np. chorobie Huntingtona) najczęściej są niekorzystne lub obojętne, wybitnie rzadko korzystne. Ale w przypadku zmiany warunków środowiska mogą być korzystne. Weźmy przykład malarii i anemii sierpowatej. W naszej strefie klimatycznej mutacja anemii sierpowatej jest niekorzystna. Ale na terenach malarycznych chroni przed zachorowaniem. :Podobnie jest z odpornością osób z mukowiscydozą na cholerę. Na ogół jeden gen wpływa na wiele cech a na jedną z cech wpływa wiele genów. Stąd nie ma czegoś jednoznacznie korzystnego bądź nie. Teoria ewolucji to nie świecka religia. To teoria z którą można dyskutować. Ale na razie lepszej nie ma.

    1. Erinti, a ja bym powiedziała, że czymś innym jest ZASADA ewolucji (tj. stopniowego rozwoju organizmów od form prostych do wyżej zorganizowanych, względnie ich pochodzenia od „wspólnego przodka”), a czym innym – konkretna TEORIA ewolucji, która próbuje opisać, JAK dokładnie ten proces przebiega(ł). Może tak być? W związku z tym nie krytykowałam teorii ewolucji „w ogóle” a jedynie TEORIĘ DARWINA na ten temat. To niestety ciągle jeszcze częsty błąd, że mówi się: „Kto nie zgadza się z Darwinem-ten jest przeciw ewolucji!” Takie właśnie podejście ma wszelkie cechy „świeckiej religii.” Nikt nie zaprzecza również, że „dobór naturalny” istnieje w przyrodzie – ale samo w sobie to jeszcze nie świadczy, że jest to mechanizm zdolny wyjaśnić wszelkie zjawiska obserwowane w naturze, z powstawaniem nowych gatunków włącznie (a tak właśnie sądził DARWIN). Na podstawie obserwacji można powiedzieć, że dobór naturalny sprzyja raczej powstawaniu odmian (ras) w obrębie już istniejących gatunków, niż tworzeniu nowych. Oczywiście, można powiedzieć, że proces ten przebiega w ciągu tak długich okresów czasu, że nie da się tego zaobserwować – ale faktem jest, że nigdy dotąd nie udało się bezpośrednio stwierdzić przemiany jednego gatunku w inny na drodze doboru naturalnego. Założenie „bardzo długich okresów czasu” czyni tę teorię prawie niesprawdzalną – tym bardziej, że z zapisu kopalnego wynika raczej, że gatunki „lepiej przystosowane” po prostu zastępowały swoich poprzedników, zamiast z nich powoli ewoluować. (Jak to ujął pewien genetyk – wszystko jest możliwe, nawet to, że przypadkowo „rozsypane” fragmenty kodu genetycznego ułożą się same w nowy organizm – podobnie jak jest możliwe, że litery wysypane z koperty utworzą sensowne zdanie. Możliwe – ale na ile PRAWDOPODOBNE?) Ale masz oczywiście rację, że musimy zadowolić się wyjaśnieniem DARWINA, dopóki nie znajdziemy lepszego.

      1. > (Jak to> ujął pewien genetyk – wszystko jest możliwe, nawet to, że> przypadkowo „rozsypane” fragmenty kodu genetycznego ułożą> się same w nowy organizm – podobnie jak jest możliwe, że> litery wysypane z koperty utworzą sensowne zdanie. Możliwe> – ale na ile PRAWDOPODOBNE?) Jeśli odpowiednio wiele razy będziesz wysypywać litery z koperty, to w końcu ułożą się w konkretne zdanie (nie tyle sensowne, co konkretne!) Oczywiście, wymaga to niewyobrażalnie dużej ilości prób. Ale nie widzę powodów, by w przyrodzie nie działało Twierdzenie Bernoulliego.

        1. No, właśnie – pytanie brzmi, czy nasza obecna „historia życia na Ziemi” trwa już dostatecznie długo, aby owa „niewyobrażalnie wielka liczba prób” darwinowskich zdążyła zajść? Nie twierdzę, że jest to „zdarzenie niemożliwe” w sensie matematycznym, lecz jakie jest jego prawdopodobieństwo? Dziesięć do której potęgi? W myśl takiego założenia powstanie życia na tej planecie musi się wydawać nieprawdopodobnym przypadkiem – a czy to można uznać za stwierdzenie naukowe – i, co za tym idzie, za naukowe wyjaśnienie?

      2. Obecnie naukowcy skłaniają się ku syntetycznej teorii ewolucji, podejściu neodarwinistycznemu a nie teorii K. Darwina jako takiej. Bo on oczywiście nie wiedział o mutacjach itd. Właściwie dziś z tego co wymyślił Darwin bierze się dobór naturalny, oraz to że gatunki nie są stałe tj. zmieniają się w zależności od środowiska, mutacji itd. Nowe gatunki nie powstają z niczego ale z innych gatunków, często mało wyspecjalizowanych bo wyspecjalizowane nie mogą się już w nic zmienić. Mnie raczej chodziło o to żeby nie zastępować teorii ewolucji jako takiej kreacjonizmem.pozdrawiam

        1. > Mnie raczej chodziło o to żeby nie zastępować teorii> ewolucji jako takiej kreacjonizmem.Zapewniam Cię, że nigdy nie było to moim zamiarem.:)

    1. Ja nie atakuję TEORII EWOLUCJI „w ogóle” a tylko nie zgadzam się, że przebiegała ona dokładnie tak, jak to sobie wyobrażał KAROL DARWIN. 🙂

  2. Droga Albo wpisałem się już raz u Ciebie jako Player , Ty też zostawiłaś obszerny komentarz na moim blogu. Niestety z powodu zastraszania wykasowałem go . Wróciłem do starego .Ciekawi mnie jak teraz żyjecie z mężem jakie są wasze poglądy.Pozdrawiam.http://drogawiary.blog.onet.pl/

  3. Alba a moim zdaniem nie ma żadnej ewolucji a cala teoria z różnymi jej modyfikacjami powstała, tylko po aby się uniezależnić od Boga i czuć samodzielnym bez potrzeby rozliczania człowieka za to co czyni. Pozdrawiam 🙂

  4. Czym więcej czytam na temat ewolucji w ogóle tym bardziej dochodzę do wniosku ,że do końca nikt nie wie jak było naprawdę.Nie sięgamy pamięcią ani możliwościami do prapoczątków,a naukowcy w zależności od swoich przekonań,głoszą swoje własne teorie.Uważam też ,że dla naszego zbawienia taka wiedza nie jest niezbędna a co też ważne,niekoniecznie teoria ewolucji musi przeczyć stwarzaniu.Coraz częściej czytam,że stwarzanie mogło być procesem powolnym.Ale naukowcem nie jestem a temat nie jest dla mnie kwestią życia lub śmierci.Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wizytę na moim blogu:)http://jezus-i-jego-slowa.blog.onet.pl/

    1. Jezeli to jest prawda ,ze Bog stworzyl czlowieka t,j Adama a pzniej Ewe i za popelnienie grzech zeslal ich na ziemie.To sprawy mogly przybrac nastepujacy obrod,Adam zapewne byl juz dosc starym czlowiekiem.Splodzil dwoch synow ,Kajna i Abla.Gdy zmarl,zostawil Ewe i dwoch synow.Kajn zabil Abla;zostala Ewa isyn Kain.Czy „spolkowali „to znak zapytni?Ale mogl zakochac sie w Ewie jakis „przystojny”GORYL,ktory mial tez ladna corke.Podobno czlowiek i goryl maja w 99% wspolne geny i to wyjasnia cala sprawe,To tak w wielkim skrocie, KAFAR

  5. Z ewolucją jak z piorunami – do póki nie wiadomo było skąd siębiorą, przypisywano im cudowne i boskie źródło. Tak samo jest z ewolucją czy wszechświatem – wszędzie gdzie czegoś jeszcze nie wiadomo, jest miejsce na religijny zabobon – do póki wiedza tam się nie pojawi.

    1. Ateisto nie uważaj że wiara w Boga to zabobon bo skoro tak uważasz to masz prawo mieć takie zdanie tylko przez nie tworzą się otaczające nas fakty, czyli nie zmienia się rzeczywistość.A zdumniewa mnie pewność z jaką niewierzący w Boga a powody dlaczego ludzie nie wierzą, podałem z poprzednim komentarzu, wracając zastanawia mnie jak daleko można ufać nauce – nie mogę tego nazwać inaczej jak wiarą. Masz do tego prawo ale moim zdaniem nie jest to uzasadnione a przynajmniej trzeba zachować daleko idącą ostrożność. Nie wiem czy wiesz mam nadzieję że tak teoria ewolucji została poddania totalnej krytyce przez cały szereg noblistów jako koncepcja nie mająca naukowych podstaw. Ale jak ktoś chce może w nią wierzyć ma prawo tylko niech szanuje myślących inaczej czyli wierzących. Pozdrawiam z wyrazami szacunku.

    2. Drogi ateisto, popełniasz typowy u ludzi Twego wyznania błąd logiczny zrównując „religię” z „zabobonem” (Dawkins, którego powinieneś uważać za guru, mówi to samo, przyrównując wiarę w Boga do dziecinnej wiary w krasnoludki – nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego niektórzy wybitni ludzie nagle „odkrywają” Boga w dojrzałym wieku, podczas gdy nie zdarza się raczej, abyśmy jako dorośli wierzyli w bajki) – ani to „otwarte” ani „tolerancyjne. ” Podobał mi się apel jednego z tegorocznych noblistów, zresztą ateisty, który apelował, by z ateizmu nie czynić wojującej religii. 🙂 Ja natomiast mogę Ci odpowiedzieć głosem jednego z uczonych: „Mało wiedzy oddala nas od Boga, natomiast wiele wiedzy – do Niego przybliża.” Po pierwsze, raczej nigdy nie stanie się tak, aby nauka wyjaśniła WSZYSTKO i rozwiązała wszelkie problemy – w to naiwnie wierzyli właśnie XIX-wieczni naukowcy. A po drugie, nawet gdybyśmy – jakimś cudem – dokładnie zrozumieli JAK przebiegają wszelkie procesy we Wszechświecie, to nadal pytalibyśmy DLACZEGO (po co) tak się dzieje – i to jest właśnie miejsce dla religii i filozofii. Dlatego nie wierzę, aby miały one kiedykolwiek zniknąć. Ps. Czy wiesz, że twórcą obecnie przyjmowanej teorii Wielkiego Wybuchu był pewien ksiądz katolicki, któremu nawet koledzy-naukowcy zarzucali (niesłusznie) że próbuje w ten sposób wesprzeć dogmat o stworzeniu? No, i kto miał rację? 🙂

      1. Ogólnie im ludzie starsi nawracają się. Chodzą do kościoła codziennie, myślą kategoriami jak trwoga to do Boga. Ciekawe czy w młodości byli równie pobożni ?

      2. Pytanie o granice poznania jest coraz bardziej oczywiste. Nawet Teoria Wszystkiego może w efekcie okazać się Teorią Niczego. Ateistyczna „wiara” w nieskończone mozliwości nauki jest w swej istocie zabobonem.

    3. Istnieje jednak sensowne pytanie o granice ludzkiego poznania. Wcale nie mamy żadnej pewności, że wszystko uda się wyjaśnić na drodze poznania naukowego.

  6. Co za pierdoły. Nie masz bladego pojęcia o ewolucjoniźmie. Teoria Dawina była jedną z pierwszych. Obecnie uważa się, że w pewnych sprawach się mylił, co nie znaczy że cała ewolucja to pic. Nauka idzie cały czas naprzód. Zaś wyciąganie na koniec jakiś eugenicznych skrajności jest po prostu śmiesznie. Równie dobrze można napisać, że z powodu religii – wyprawy krzyżowe, święta wojna, pogromy heretyków, seksizm itp. Fanatyzm w każdej dziedzinie jest szkodliwy.

    1. NIGDZIE nie napisałam, że cała ewolucja to pic – a jedynie, że darwinizm jest dziś już w dużym stopniu teorią HISTORYCZNĄ. Oczywiście, MOŻESZ napisać tekst mówiący o tym, że polowania na czarownice, wyprawy krzyżowe (które zresztą miały nie tylko negatywne skutki) – „to wszystko wina religii”. Różnica jest tylko taka, że ja wtedy od razu nie powiem, że jeśli wytykasz wierzącym pewne błędy, to jesteś od razu i na pewno wojującym ateistą. Natomiast niech no tylko ktoś „ruszy” Darwina – o, to już jest „insza inszość” – zaraz podniesie się krzyk: „Patrzcie, patrzcie, ten ciemniak jest przeciw EWOLUCJI!” (Pisząc ten tekst od razu wiedziałam, że tak będzie:)) Czy Ci to nie wygląda na pewien rodzaj nabożnej czci?

    1. Uważam, że Halloween to pewien przejaw popkultury z pewnymi (czasami) niepokojąco neopogańskimi akcentami – ale z zasady nie biorę udziału w ankietach na blogach. Chociaż w tym przypadku…może zrobię wyjątek.:)

  7. Wróć się do szkoły bo twoja ignorancja jest porażająca. Po co pisać bzdury jak się o temacie nie ma pojęcia.

    1. Jacku, oczywiście jako tak ciemna ignorantka nie mam prawa zwracać uwagi człowiekowi światłemu, niemniej po pierwsze, nie mówi się „wróć się do szkoły” a „wróć do szkoły!” – po drugie, może byś zechciał w swej łaskawości oświecić mnie, w czym to aż tak bardzo pobłądziłam? Nie upieram się przy swoim – choć skończyłam studia z wyróżnieniem, nie jestem biologiem, lecz historykiem i nie oceniałam zjawiska (teorii) darwinizmu z punktu widzenia nauk przyrodniczych, lecz humanistycznych. Rzecz to ciekawa, że gdy tylko się polemizuje z poglądami samego DARWINA niektórzy jego wyznawcy są co najmniej tak zgorszeni, jakby ktoś cisnął kamieniem w bóstwo. Ciekawe, dlaczego? Przecież cała budowla nauki już od dawna nie opiera się na Darwinie.

  8. Przykre jest to z jaką zaciętością piszesz o wszystkim, co odbiega od poglądów przedstawianych w Piśmie Świętym. Być może sama nie zauważasz jaką zgorzkniałość w sobie pielęgnujesz…

    1. Możliwe, że nie zauważam tego w sobie – przepraszam więc, jeśli odniosłeś takie nieprzyjemne wrażenie. Ale może mylisz „zawziętość” z polemiczną pasją? Przyznaję, że czasami zbytnio się zapalam – ale moi rozmówcy wcale nie mniej. Proszę, nie sądź po pozorach!

    2. Myślę, że teoria ewolucji w wydaniu Darwina może być fragmentem większej całości jeszcze nieodkrytej ( takim „szczególnym przypadkiem”), podobnie jak mechanika newtonowska, jest szczególnym przypadkiem mechaniki kwantowej. Robienie z tej teorii „biblii ateizmu” jest nieporozumieniem. Z kolei tzw. kreacjoniści plotą takie bzdury, że trzeba wyjątkowej cierpliwości by z nimi polemizować. Prof. R.Dawkins „guru” współczesnego ateizmu, został sprowadzony ” do parteru” z właściwym oksfordczykom sarkazmem i poczuciem humoru w książce ” Bóg nie jest urojeniem – złudzenie Dawkinsa” autortwa A. & J. McGrath. Pozdr.

      1. Mam tę książkę, oczywiście – muszę jednak znaleźć chwilę na jej przczytanie. 🙂 Kupiłam także inną pozycję: „Szatańskie urojenie. Ateizm i jego pretensje naukowe.” Davida Berlinskiego, niewierzącego naukowca, który umieszcza zarówno Darwina jak i Dawkinsa w szerszym kontekście przekształcania nowoczesnej nauki w nową, świecką religię. Zastanawiam się także poważnie, czy tak histeryczna obrona wszystkich bez wyjątku tez Darwina (nawet tych, które były niewątpliwie błędne) nie wynika po prostu z tego, że w chwili obecnej NIE MAMY lepszego wyjaśnienia tego, skąd się tu wzięliśmy. Tak więc będziemy się kurczowo trzymać tej teorii, choćby w wielu punktach była niespójna. ALE takie podejście powoduje także niemożność mówienia o tym, w czym konkretnie mylił się naukowiec o nazwisku Darwin. A dlaczego nie można o tym mówić? Przecież i inni wielcy naukowcy niejednokrotnie się mylili. Galileusz, np. przypisywał odpływy morskie ruchom wirowym Ziemi, mimo że już za jego czasów przypuszczano, że ma to jakiś związek z Księżycem (pojęcie grawitacji było jeszcze wówczas nieznane). Wynalazca komputera „nie sądził” by w przyszłości na całym świecie było potrzeba więcej niż 40 takich maszyn, a Einstein nie widział żadnej sensownej możliwości wykorzystania energii atomowej…:) Podobnie, jak się zdaje, Darwin miał dość mgliste pojęcie np. o prawach dziedziczenia, odkrytych przez Mendla. Ale mówienie o tym naraża mnie natychmiast na zarzut, że jestem „wrogiem nauki” albo, co gorsza (tfu, tfu, na psa urok!) KREACJONISTKĄ!:) „Jeśli nie jesteś za twierdzeniem A, to automatycznie wspierasz B!” – oto cały problem z taką dyskusją…

        1. Kłopot ateistów polega na tym, że zrobili z ateizmu religię i usiłują wszystkim wmawiać, że mają dowody na „nie istnienie” Boga. Jest oczywiste, że metodami jakimi posługują się nauki przyrodnicze nie można ani zaprzeczyć ani udowodnić istnienia Boga. Czasy „Boga do zapychania dziur” już minęły, ale widać nie wszyscy są w stanie się z tym pogodzić. Myślę, że przed nami czas Wiary oczywiście nie wyzbytej z rozumu, ale oni nigdy się z tym nie pogodzą, muszą jakoś „udowodnić” racjonalnie to nie istnienie Boga. Zanosi się więc na długą gonitwę w piętkę. O ile mi wiadomo większość fizyków już się z tym pogodziła, że przed Wielkim Wybuchem nie było nic i tu będzie granica ludzkiego poznania, jak się kiedyś uda przekroczyć empirycznie ten wielki próg. ( coś w rodzaju : „ciemność widzę !”). Nie posunie to prawdopodobnie ani o krok naszej wiedzy o powstaniu życia. Dla fizyka powstanie życia to chemia węgla, gdyby kiedyś w gwiazdach nie powstał ten pierwiastek, nie było by życia na Ziemi. A przecież mógł nie powstać a cały Uniwers i tak by istniał, tylko w odrobinę zmienionej formie….

          1. Więcej nawet: jestem przekonana, że na innych planetach mogą istnieć formy życia NIE OPARTE na węglu. 🙂 Czy to nie dowodzi „stwórczej wszchmocy Boga”?:)

          2. Niestety nie ma na to żadnych dowodów. Nawet nie wiadomo tego, czy może powstać życie oparte na innej chemii, niż chemia węgla.

          3. Nie mamy również żadnych dowodów na to, że NIE JEST MOŻLIWE powstanie życia nie opartego „na węglu.” 🙂 Cały problem w tym, że – mimo naszego złudzenia wszechmocy i wszechwiedzy – w skali kosmicznej jesteśmy zamknięci pod ciasnym „kloszem” naszego Układu Słonecznego, no, może naszej Galaktyki… I wszystkie prawa przyrody, jakie znamy, z konieczości odnosimy tylko do tego małego kawałka Wszechświata… Jesteśmy jak mrówki, które pełżają po powierzchni pomarańczy – a uważają się za „zdobywców Kosmosu.” 🙂

          4. Okazuje się jednak, że prawa rządzące nawet bardzo odległymi galaktykami są sympatycznie liniowe i przewidywalne. Jest wysoce prawdopodobne, że cały Wszechświat rządzi się tymi samymi prawami, przynajmniej do tej pory o ile mi wiadomo, nie odkryto niczego zaskakującego w tym zakresie. Przykład: ogólna teoria względności już dawno przewidywała istnienie tzw. czarnych dziur i istotnie odkrywa się ich coraz więcej…. Co do możliwości odkrycia istnienia życia wysoko zorganizowanego we Wszechświecie, jestem mocno sceptyczny…

          5. Więcej nawet: jestem przekonana, że na innych planetach mogą istnieć formy życia NIE OPARTE na węglu. 🙂 Czy to nie dowodzi „stwórczej wszechmocy Boga”?:)

  9. Darwin nie był „papieżem ateizmu” chociażby dlatego, ze był wierzącym chrześcijaninem. Wallace też. A teoria Darwina-Wallace’a nie stanowi współczesnego ewolucjonizmu, lecz leży u jego podstaw jako pewien punkt zwrotny w poglądach na rozwój świata żywego, od którego nauka poszła znacznie naprzód. Prawie wszystkie krytyki ewolucjonizmu, z którymi się zetknąłem, operują na poziomie XIX wieku: XIX-wiecznej nauce przeciwstawiają XIX-wieczną (albo jeszcze bardziej archaiczną) wiarę. W istocie natomiast ani współczesny Kościół nie neguje istnienia ewolucji, ani współczesny ewolucjonizm nie operuje pojęciami z czasów wczesnego Darwina.

Skomentuj ~Phi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *