To, co nas podnieca…

Nie da się ukryć, że jak świat światem, a Kościół Kościołem, „KASA” jest jego problemem – i to co najmniej od czasów, kiedy w gronie apostolskim Judasz „miał pieczę nad trzosem” i, jak twierdzili jego koledzy,  wykradał to, co składano (J 12,6) i kiedy niejaki Szymon Mag chciał „niegodziwą mamoną” kupić sobie dary Ducha Świętego (Dz 8,20).

W naszych zaś czasach Niemcy ogarnęła fala odejść z Kościoła (nie tylko katolickiego)  w związku z wprowadzeniem (w miejsce dotychczasowej dobrowolnej „ofiary”) specjalnego podatku wyznaniowego. Przyglądając się skutkom, trzeba powiedzieć, że były one w dużej mierze NEGATYWNE – jeżeli w ogóle poprawiło to sytuację finansową parafii (wątpię), to chyba w niewielkim stopniu, ponieważ szeregi wiernych opuścili przede wszystkim najbogatsi.

A jest to tym bardziej niebezpieczne, że zdecydowana większość Niemców akceptuje jeszcze Kościół tylko instytucję o charakterze kulturalnym i dobroczynnym, a z czego taką działalność finansować, kiedy – mówiąc trywialnie – brak kasy? Nic więc dziwnego, że wszyscy wojujący ateiści wielkim głosem domagają się, by i u nas taki podatek co prędzej wprowadzić. Przykład niemiecki pokazuje, że w szybkim tempie prowadzi to do laicyzacji.

(Ponieważ jednak natura – ludzka także – nie znosi próżni, coraz więcej „rdzennych” Niemców przechodzi na islam, a opuszczone kościoły zamieniane są na meczety…

 

A czy „Europa islamska” będzie lepsza, niż ta „chrześcijańska”? Nie wiem, ale chyba niekoniecznie. A na pewno będzie zupełnie INNA. Weźmy np. takie kluczowe dla naszej cywilizacji pojęcie,jak „wolność jednostki”. Nie da się ukryć, że wywodzi się ono (w znacznym stopniu) z chrześcijańskich pojęć „wolnej woli” i”wolności sumienia” (i nic to, że przez samych chrześcijan prawa te  były wielokrotnie łamane). Ale w islamie najważniejsza jest nie JEDNOSTKA i jej prawa, ale „umma” – wspólnota wierzących, która reguluje wszystkie zachowania każdego z jej członków. A samo słowo „islam” znaczy po prostu PODDANIE…)

Inna sprawa, że takie rozwiązanie spowodowałoby zapewne większą jawność i „rozliczalność” (podatki!) kościelnych funduszy.

A co nam pozostaje w zamian? Stare, dobre „co łaska” – które powinno być rzeczywiście dobrowolną ofiarą, a nie misternie ułożonym „cennikiem usług kościelnych” jak to często bywa (bo wówczas wszyscy – i wierni i kapłani – traktujemy Kościół tylko jako „Stację Obsługi Duchowej” – miejsce, gdzie się „płaci i wymaga”). Bardziej zaangażowani wierni (np. we wspólnotach) mogliby się też DOBROWOLNIE opodatkować (np. w formie „dziesięciny” od dochodów) na rzecz swojego kościoła. I tyle.

A że to może nie wystarczyć na utrzymanie wielkich świątyń i (czasami) jeszcze bardziej wystawnych plebanii? A kto powiedział, że na pewno oddajemy cześć Bogu, budując pałace dla Ukrzyżowanego Cieśli? Kilkakrotnie już tu pisałam, że chociaż uważam, że „słudzy ołtarza mają prawo żyć z darów ołtarza” (por. np. Lb 11,18) to jednak nigdzie nie jest powiedziane, że muszą żyć PONAD STAN. Wydaje mi się nawet, że to właśnie ubodzy chrześcijanie (jak św. Franciszek w przeszłości) skutecznie „reewangelizują”świat.


Por. też: „EURABIA a wartości europejskie.”

26 odpowiedzi na “To, co nas podnieca…”

  1. Albo!Jak zwykle bywa, to co najważniejsze, napisałaś w końcowym akapicie. Myślę, że powodem, pozornych zresztą, kłopotów finansowych Kościoła jest fakt, że stał się „Instytucją” bardzo statyczną. Podobno do ok. 270 r. n.e. nie istniały żadne chrześcijańskie budowle, których głównym, czy wyłącznym przeznaczeniem byłoby sprawowanie kultu. Z Dziejów Apostolskich wiemy, że wierzący „łamali chleb po domach” (Dz.2,46).Po drugie, Kościoły lokalne znacznie bardziej niż obecnie, angażowały wierzących w służbę i modlitwę. Czy patrząc na niedzielne nabożeństwa czujemy się członkami jednego ciała? Znacznie częściej jest to jak teatr, z wyraźnym podziałem na scenę i widownię, w dodatku „teatr jednego aktora”.Po trzecie Kościół w pierwszych wiekach miał poczucie misji: jego cel znajdował się poza Kościołem. Było to tak pilne, że na pewien czas nawet „zaniedbano” tak ważną sprawę jak spisanie nauczania Jezusa. W około 20 lat po zmartwychwstaniu Jezusa nieprzychylni mieszkańcy Tesaloniki powiedzieli: „Ludzie, którzy podburzają cały świat, przyszli też tutaj” (Dz.17,6).Słusznie piszesz o potrzebie reewangelizacji świata. Tylko kiedy ten świat został naprawdę zewangelizowany? Głoszenie Bożego słowa na kartach Nowego Testamentu jest porównane do siania zboża. Trzeba to powtarzać nieustannie. Czy nie jest tak, że u nas zwykło się „ewangelizację”, a właściwie chrystianizację traktować jak sadzenie dębów: Polska w 966 r. „przyjęła chrzest” i odtąd jest narodem chrześcijańskim. Z wyjątkiem jakichś najstarszych „Bartków” zagubionych w kniejach, nikt już tego nie pamięta. Chrzest dzieci przenosi decyzję wiary na rodziców. To sprawia, że z jednej strony nie mamy poczucia, że osobiście wybraliśmy Chrystusa, a z drugiej strony księża nie czują potrzeby „kładzenia fundamentu”, skoro mają w Kościele do czynienia z ochrzczonymi.Reasumując, nie jest tak, że w Kościele „wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te nieszczęsne finanse”.

  2. No ja Ty się boisz laicyzacji Polski na skutek wprowadzenia podatku wyznaniowego-czyli wg mnie wprowadzeniem klarownej sytuacji a nie drenowania budżetu przez Kościół katolicki – to coś jest z Twoim Kościołem Droga Albo nie tak !! Ja jestem za swieckim państwem wg maksymy- co Boskie oddać Bogu co cesarskie Cesarzowi!! A biedny naród , pospólstwo , plebs czyli my -do roboty, na klęczkach jak niewolnicy tak jak to było w przeszłosci, jest obecnie i nic nie zapowiada aby się cokolwiek zmieniło…niestety!!PS.Powiem więcej.Uważam ,ze brak pracy zawodowej ,troski o rodzinę , żonę i dzieci powoduje demoralizację i oderwanie się od tzw. rzeczywistości.Księża do roboty !! A czy Św. Paweł przypadkiem nie pracował zawodowo??Był jakimś zdaje się handlarzem..Czy Mu to w czymś uchybiło??W czymś przeszkadzało??

    1. Nie jestem przeciwna podatkowi, Izo, tylko go nie idealizuję – wprowadzenie go rozwiąże jedne problemy, a przysporzy innych, bo nie widzę powodu, by w Polsce miało się stać pod tym względem inaczej, niż w Europie Zachodniej. Sądzę, że laicyzacja jest NIEUNIKNIONA (chociaż też nie ma SAMYCH złych stron), a kwestie finansowe tylko ją przyspieszą. „Drenowaniu budżetu” przez Kościół byłam przeciwna ZAWSZE – niemniej uważam, że państwo powinno wspierać renowację przynajmniej tych obiektów, które mają wartość zabytkową. Wierz mi, że – jako historyka – bolało mnie serce, gdy we Francji i Anglii widziałam przepiękne średniowieczne kościoły obrócone w ruinę – albo, co gorsza, zamienione w dyskoteki i nocne kluby – jakby od wieków nie było to miejsce „święte”. Często (zwłaszcza w Niemczech i Holandii) są one wykupywane przez gminy muzułmańskie i zamieniane na meczety – co jest świadectwem dokonującej się właśnie „rewolucji kulturowej.” Co do pracujących księży, jest to praktyka dość powszechna w Kościołach protestanckich (choć zdarza się też, że wierni utrzymują swego pastora, który „nie pracuje” – a co, Izo, rozumiesz przez pracę? Tylko harówkę w kopalni czy supermarkecie? A to, co robią np. nauczyciele to już nie robota?;)Czy np. można powiedzieć, że siostry Matki Teresy z Kalkuty „nie pracują”?)), a także, np. w Kościele polskokatolickim (mariawitów). Od lat 40. XX w. były też takie próby w KK – „księża robotnicy” pracowali normalnie w fabrykach, a na modlitwie i medytacji spotykali się tylko wieczorami, podobnie dziś jeszcze pracują Mali Bracia i Małe Siostry Jezusa, dwie wspólnoty, założone przez Karola de Foucault. Św. Paweł, owszem, starał się w toku działalności misyjnej pracować w swoim zawodzie – był wytwórcą i sprzedawcą namiotów – ale różnie mu to wychodziło, skoro żali się w swoich listach, że niektórzy i tak oskarżali go, że jest „ciężarem” dla gmin – mimo, że dodaje, że miałby do tego „prawo” (2 Tes, 3,8-9). Zawsze jednak ganił tych, którzy zamiast pracować „zajmują się rzeczami niepotrzebnymi.” I on jest autorem tych słynnych słów, że „kto nie chce pracować, niech też i nie je!” (2 Tes 3,10-11). Ale tutaj znów wraca do mnie pytanie: czy jesteś zupełnie pewna, że wszyscy księża, mówiąc po prostu, „nie mają nic do roboty”?:) Zapewniam Cię, że przynajmniej niektórzy z nich mają, i to całkiem sporo. Mój P. na przykład, pracując w ośrodku dla młodzieży, był ich wychowawcą 24 godziny na dobę, prócz tego zajmował się zaopatrzeniem ośrodka praktycznie we wszystko – a oprócz tego miał jeszcze wszystkie normalne „księżowskie” obowiązki, takie jak odprawianie mszy czy nauczanie religii. I nie bardzo wiem, jakby mu się udało wcisnąć tu jeszcze drugi etat, gdyby był pastorem, a ja jego żoną. 🙂 Zresztą żonaci i „pracujący” księża z innych Kościołów najbardziej skarżą się właśnie na brak czasu. Ps. Nigdy nie czułam się niczyją „niewolnicą” – a na kolana padam wyłącznie przed Bogiem. 🙂

      1. Nie chciałam Cię w niczym urazić Droga Albo.Napisałam co napisałam aby wskazać jak bardzo Twój Kościół odszedł od swoich ideałów.Dla mnie Kościół katolicki to korporacja.Na szczycie piramidy stoi „rasa panów” a na dole niewolnicy.Tak – większość szeregowych księży to też niestety niewolnicy.Piszesz o islamie.Jesteś historykiem.Czy Ty naprawdę nie widzisz gdzie leży źródło fanatyzmu islamskiego ( przecież znasz historię szczególnie XiX i XX wieku)??To jest bardzo ważne aby to zobaczyć , zrozumieć.Dzisiejszym światem rządzą korporacje.Jeżeli nie dostrzegasz ,że jesteś niewolnikiem to nie oznacza ,ze nim nie jesteś.Gdy popatrzymy się wstecz, na imperia róznej maści zobaczymy historie ucisku rodzaju ludzkiego przez wąską grupę ludzi.Czasami nawet pod szczytnymi hasłami równości społecznej.Ja nie wierzę we wrodzone zło ludzkości.To systemy są chore.Zbliżam się do 40-tki ale wciaż jest we mnie dziecięca wrażliwość, która nie pozwala mi zamykać oczy na niesprawiedliwość na świecie.Nie mogę znieść faktu ,że jeden facet , który siedzi np. w Watykanie i uważany jest za następcę Jezusa na Ziemi żyje jak pączuś w maśle , oderwany kompletnie od rzeczywistości, pławi się w swojej władzy i rzuca frazesy o godności ludzkiej a na drugim krańcu jakieś dziecko za 1 dolara pracuje w fabryczce po 12 godzin.Wiesz – ja się o to kłócę z Bogiem w myślach.Zarzucam Mu ,że coś tu nie gra w tym wszystkim.I bardzo bym chciała aby w końcu interweniował ale nie jako barbarzyńca , ktory zatapia swiat ale jako Nauczyciel , który niesie wiedzę i wolność.

        1. Wydaje mi się, Izo, że On już zrobił, co mógł – raz już przyszedł jako Nauczyciel i zostawił nam całkiem niezłą „instrukcję obsługi” według której to wszystko powinno działać, tylko że my jej nie przestrzegamy – i to zarówno ci, którzy siedzą na Watykanie, i ci, którzy siedzą w Koluszkach. A żeby Cię pocieszyć, że nie tylko Ty tak myślisz, zacytuję pewnego teologa, który powiedział tak: „Jezus zapowiedział Królestwo, a przyszedł Kościół.” Nie jestem jednak pewna, czy jeśli nie czuję się zniewolona, to i tak jestem „niewolnicą.” A jeśli nawet – to czy lepiej być szczęśliwą niewolnicą, czy nieszczęśliwą wolną? I kto miałby mnie „wyzwalać”? Wiesz, jako historyk zawsze najbardziej lękałam się tych, którzy podjęli się „misji” wyzwalania innych z niewoli – w większości przypadków ta wolność nie przyniosła „wyzwolonym” szczęścia, jakiego się po niej spodziewali. A jako chrześcijanka wierzę, że On kiedyś przyjdzie i naprawi wszystko, cośmy „zepsuli” – i łączę się z Tobą w tej tęsknocie.

    2. Pani Izo ma Pani racje i to w pelnym tego slowa znaczeniu.Rzeczywiscie Pawel byl gorliwym glosicielem „dobrej nowiny”,nadzorowal zbory chrzescijanskie.Duzo podrozowal.Z wyksztalcenia byl prawnikiem mogl robic kariere zawodowa i to z powodzeniem,poniewaz mial obywatelstwo rzymskie.On jednak widzial sie w innej roli,ale zeby zarobic na swoje utrzymanie,szyl namioty pasterskie i dla plemion koczowniczych.Nie czul sie ponizony,a raczej szczesliwy.On opisal w swoich listach z czego bedzie sie chlubil.Gdyby tak inni podjeli jego apel.

      1. Oczywiście, pani Tereso, bardzo to chwalebne pracować samemu na własne utrzymanie – i św. Paweł wszystkim to zalecał, o czym tu już pisałam (2 Tes 3, 8-12), niemniej jednak czasami zwyczajnie brakuje na to czasu – i wtedy ludzie poświęcający się wyłącznie „głoszeniu Słowa Bożego” powinni być „dofinansowywani” przez swoje wspólnoty. Czy u Świadków jest inaczej?:)

  3. Podatek wyznaniowy jest tak „pożądany” z dwóch powodów: Kościół nie będzie finansowany z budżetu państwa, jak to się często dzieje a przede wszystkim okaże się jaka część Polaków wyznaje katolicyzm, a nie jest tylko „ochrzczona” i z tego tytułu „biernie wyznająca”. Kościół powołuje się na to, że reprezentuje 90% społeczeństwa – przy wprowadzeniu takiego podatku ta liczba stopniałaby (zapewne) do liczby osób, których głos Kościół rzeczywiście reprezentuje.Piszesz o tym, że w obecnej chrześcijańskiej Europie liczy się dobro jednostki, a w „islamskiej” czegoś takiego nie będzie. Pozwolę sobie zwrócić uwagę na to, że właśnie to „dobro jednostki” jest wysoce nielubiane przez różne Kościoły chrześcijańskie jako zbytnia laickość, ostatnio usłyszałem sformułowanie „ateistyczny satanizm”. Z tego wyłania się taki nurt, że lepsze „poddanie się chrześcijańskim tradycyjnym wartościom” niż „wartościom nowoczesnym” które doprowadzą do „poddania się tradycyjnym wartościom islamu”. W czym jest to lepsze?Pozdrawiam

    1. No, tak…Kto wierzy- niech płaci!:) „W czym jest to lepsze od islamu?” – pytasz. Ano, na przykład w tym, że w państwie islamskim w ogóle nie mógłbyś głośno postawić takiego pytania – bo wprawdzie chrześcijaństwo często nie respektuje wprowadzonego przez Jezusa podziału na sferę „świecką” i „religijną” – ale islam w ogóle NIE ZNA takiego pojęcia. Wszyscy zatem, chcą tego czy nie, podlegają nakazom prawa religijnego. Prosty przykład: w krajach islamskich NIE MA ateistów, przynajmniej oficjalnie. Niewiara w Boga nie jest tam traktowana nawet jak „grzech” (choć sądzę, że dla właściwie rozumianego chrześcijaństwa nawet „grzechem” nie jest) tylko jak PRZESTĘPSTWO.

  4. Przyznam, że dla mnie czasami byłoby lepiej, gdyby to był podatek – już teraz czasami nie mam gotówki i przelewam pieniądze na konto (tak np. było rok temu, gdy ksiądz chodził po kolędzie). Ale przyznaję Ci rację – wprowadzenie podatku oznaczałoby utrwalenie takie sposobu myślenia o kościele, jak o instytucji usługowej. To byłoby straszne.

  5. Wiesz, a mnie dziwi, że Ci którzy są zwolennikami podatku, to przede wszystkim Ci, którzy walczą o rozdział Kościoła od Państwa, czy nie zdają sobie sprawy z tego, że wtedy, jak to jest w wielu krajach, ksiądz dostaje pensję od Państwa? Laicyzacja to proces który jest wynikiem wielu czynników, jednak na ostatnim miejscu stawiałbym wyimaginowane bogactwo kleru, raczej na odwrót: bogactwo wiernych. PO co komu Pan Bóg skoro wszystko można kupić?Serdeczności 🙂

    1. No, właśnie, Piotrze – i to jest dopiero paradoks. 🙂 To nie jest żaden „rozdział Kościoła od państwa” to raczej system, w którym państwo opłaca Kościół (podobnie jak różne inne instytucje) i w związku z tym ma pełne prawo „narzucić” Kościołowi, czego ma nauczać. Nie zgadzam się natomiast z poglądem, że „wszystko można kupić” – tego, co naprawdę ważne: życia, szczęścia, miłości – kupić nie można.

      1. oczywiście nie miałem na myśli, żadnych wartości do kupienia. Raczej chodziło mi o ten konsumpcjonizm, hedonizm… czy jak chcemy to sobie nazwać.Pozdrawiam

        1. A mnie się przypomniał tutaj przykład „tolerancyjnej” Szwecji, gdzie – protestanckim zwyczajem, w którym Państwo ma zawsze przewagę nad Kościołem – swego czasu próbowano administracyjnie „zmusić” różne grupy wyznaniowe, by błogosławiły związki homoseksualne. Nie mówię, że model „katolicki”, w którym to Kościół chce dominować nad Państwem jest dużo lepszy. Nie. Obydwa są równie złe.

  6. po długim czasie… ale jestem. Wracając jeszcze do mojego postu „Dlaczego oceniam ludzi po wyglądzie?””Chłopie, jak nie masz bluzy Adidasa i oryginalnych butów Nike to spadaj!”Niektórzy nie chcą trzymać się z 'wieśniakami’. I jest im wstyd z taką osobą się gdziekolwiek pokazać.[kordianeczek]

    1. No, cóż – nie chcieć „trzymać” z człowiekiem tylko dlatego, że jest inaczej ubrany…to dopiero jest „wiocha”… 🙂

  7. Witam.Ja z rewizytą :-)Co prawda tematyka moich zainteresowań daleko odbiega od twoich, niemniej podobał mi się twój wpis i podejście do życia 🙂 Tak trzymać!Pozdrawiam oto.ja

    1. No, tak…Następny krok to pewnie „karnety kościelne” i drzwi do świątyni, otwierane kartą magnetyczną…:) Przypomina mi się tu pewna sytuacja, której uczestniczką w krakowskim kościele Mariackim była moja mama. Otóż swego czasu wprowadzono tam coś w rodzaju „bramki” dla turystów, którzy chcieli bardziej zbliżyć się do ołtarza Wita Stwosza. Moja mama zignorowała jednak zaporę i powiedziała do zakonnicy, która zwróciła jej na to uwagę: „Przepraszam, ale ja chciałam się tu tylko pomodlić!” Na to siostrzyczka z powątpiewaniem: „- Pewnie, KAŻDY tak mówi!” 🙂 No, tak – cóż to za niedorzeczny pomysł – wejść do kościoła tylko na modlitwę, prawda? 🙂 A w anglikańskiej katedrze w Liverpoolu widziałam nie tylko sklepiki z pamiątkami, ale nawet – otwartą także podczas nabożeństw – kawiarnię i restaurację…Rozumiem, że dochody z nich zapewne pomagają utrzymać ten wielki obiekt, ale zastanawiałam się też, co by na to powiedział Jezus, który wyrzucał kupców ze Świątyni? Inna sprawa, że od czasów średniowiecza wielkie katedry były nie tylko „domem Bożym” ale także „domem ludu Bożego” – umawiano się tam na spotkania i załatwiano różne interesy. Może więc jest to jakaś kontynuacja tej tradycji?Biskup, z którym rozmawiałam, zapraszał mnie nawet na śniadania, które podobno „w katedrze” są najlepsze w całym mieście…

  8. Wiesz, ja mieszkam niedaleko Lichenia… Przekazy co do tego co dzieje się z pieniędzmi magazynowanymi w piwnicach, w workach, które gnija tam na potęgę jest porażająca…

    1. Przekazy, powiadasz…Raczej plotki. 🙂 Ale podobno w każdej plotce jest ziarenko prawdy. A wiadomo, że Licheń to taka „kościelna skarbonka” bez dna. Pamiętam, że mój spowiednik wrócił stamtąd zbulwersowany ilością tabliczek z nazwiskami darczyńców, które są umieszczone na ścianach. A żeby zasłużyć sobie na takie wyróżnienie, należy, zdaje się, dać odpowiednio dużą ofiarę (chyba 1000 złotych lub więcej). W tę, zresztą dość brzydką, świątynię wpakowano zatem niewyobrażalne pieniądze. Myślę, że za tę sumę można było zbudować Panu Bogu coś o wiele piękniejszego – a pewnie jeszcze i tak sporo by zostało na jakiś Dom Samotnej Matki albo coś podobnego…

  9. Biblia wiele razy pokazuje, że nie pieniądze same w sobie są złe, lecz miłość do nich. Napisane jest również, że Bóg nie mieszka w świątyniach ludzkimi rękami zbudowanych. Jeśli nie ma Go w ludzkim sercu, człowiek nie będzie: „ochotnym dawcą, którego Bóg miłuje”. Jak sama wykazałaś, próba skontrolowania, kto i ile daje, narzucenie podatku, bardzo szybko obnażyło prawdziwe motywacje ludzi. Człowiek wierzący w Boga rozumie istotę dawania i nie trzeba go do tego „zachęcać” żadnym podatkiem. Ludzie więc odchodzą od kościoła, lecz od Boga już dawno odeszli i tak naprawdę potrzebowali tylko jakiegoś pretekstu, by odejść „z twarzą”, bo nikt ich nie będzie zmuszał do płacenia na kościół. Podobnie ma się sprawa z innymi rzeczami. Dlatego kościół postrzegany jest jak instytucja obsługowa, bo tak naprawdę od małego jesteśmy wychowywaniu w poczuciu, że tylko bierzemy gotowe, ważniejsze jest świadectwo religii czy bierzmowania, niż faktyczny stan serca ludzkiego, wielu otwarcie mówi, że chodzi do kościoła czy na religie, bo potem potrzebny będzie „papierek”. Nie taki kościół zapoczątkował Jezus. Drugą stroną medalu jest to, że ludzie widzą iż duchowni żyją ponad stan, „bawią” sie za pieniądze wiernych, często zaniedbując ubogie i potrzebujące rodziny z parafii. Po co takie naćkane światynie? Komu to potrzebne tak naprawdę? Rozumiem, że świątynie trzeba utrzymać, światło, gaz, itd, jednak wiele pieniędzy idzie na ozdoby, posągi i inne bałwochwalcze rzeczy. Szaty, naczynia, świeczniki są bardzo drogie i wcale nie pomagają lepiej wierzyć. Błąd z kasą popełniono już dawno. teraz odczuwamy konsekwencje. A jeśli wierzących ma być więcej, bo nie będą zmuszeni płacić podatku, to ja nie wiem czy chciałabym być w takim kościele, gdzie liczy się tylko statystyka… A z tym „co łaska” tez różnie bywa… Miałam ostatnio w rodzinie dwa pogrzeby, to wiem coś na ten temat. Ludzie też często nie wiedzą na co naprawdę są przeznaczane ich pieniądze, nikt im tego nie mówi – oni maja tylko dawać… A wiadomo, że wszędzie tam gdzie w centrum jest kasa – rodzą się mniejsze lub większe problemy. A może zamiast w kolejny złocony posążek, zainwestować prawdziwie w pomoc drugiemu człowiekowi? Może niech świątynie będą estetyczne, proste, a wierny poczuje się w nich potrzebny, zwróci się na niego większą uwagę? Nic nie będzie go rozpraszać podczas modlitwy? Wybacz, że jest nieco goryczy w moim komentarzu, ale nie wierzę, że dobrowolność datków utrzyma ludzi w tym, czy innym kościele, prędzej czy później i tak odejdą, a wielu, którzy są, tak naprawdę jest tam ciałem, ale nie duchem… Po prostu, jeśli coś nie jest prawdziwe i mocne z Boga – rozsypuje się jak domek z kart. Jeśli prawdziwie kocham i wierzę, nie ma dla mnie znaczenia w jakiej formie będę wspierać mój kościół czy wspólnotę. To jak z ławkami w kościele. Niektórzy wierzą, że jak je inaczej ustawią, albo zmienia wystrój – to zatrzyma ludzi. Nic bardziej błędnego. Widziałam już wiele wspólnot, które się rozpadały przez pieniądze, dobre kazania (bo duchowny nie „głaskał” ludzkich uszu, tylko mówił szczerze o pokucie i odwróceniu się od grzechu), przez to, że wspólnota nie chciała zaakceptować rozwodów, czy innych rzeczy… Kto naprawdę rozumie słowa Jezusa o zaparciu się siebie i naśladowaniu Go we wszystkim, nie odejdzie… chyba, że uzna iż dana wspólnota czy kościół po prostu nie głosi prawdziwej Ewangelii. Z tego powodu także odeszło wiele osób i wciąż odchodzą ze swoich tradycyjnych wspólnot.Jesli ktoś dobrowolnie nie idzie za Bogiem z dnia na dzień, tym bardziej nie będzie szedł pod nadzorem czy przymusem. Pozdrawiam cię serdecznie. Poruszasz trudne tematy, lecz jesteś w tym odważna i to jest na duży PLUS! 🙂

    1. Oczywiście, masz rację – i co do finansowego „pretekstu” do odejścia (dobrze to ujęłaś – to zupełnie tak samo, jak z „odejściem księdza przez kobietę” – tak naprawdę decyzję podjął on już dużo wcześniej…) i co do „przepysznych” świątyń. Myślę dokładnie tak samo. Dzięki za słowa uznania!:)

Skomentuj Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *