Jeszcze raz…

Naprawdę sądziłam, że nie będę się już musiała wypowiadać na temat eutanazji vel zabójstwa z litości – bo właściwie wszystko, co miałam na ten temat do powiedzenia, napisałam już w wielu poprzednich postach.

Ale rozgorzała na nowo dyskusja wokół sprawy nieprzytomnego od 24 lat Krzysztofa Jackiewicza zmusiła mnie do ponownych przemyśleń w tej sprawie.

Przewidując z góry niektóre Wasze argumenty (bo czyż nie są one ZAWSZE takie same?) chciałabym na wstępie powiedzieć, że w żadnym razie NIE POTĘPIAM tej zdesperowanej, starszej kobiety, która znękana do ostateczności wieloletnią opieką nad śmiertelnie chorym synem – i pełna lęku o jego przyszłość – chciałaby wreszcie zakończyć jego (i swoje!) cierpienia. Czasami po prostu umieranie trwa bardzo długo…

Wiem też, że większość z Was patrzy na takie sprawy przez pryzmat „szlachetnej litości” dla takich chorych i ich rodzin – ja jednak, jako osoba potencjalnie zagrożona takim „miłosierdziem” ze strony innych ludzi, MUSZĘ na to patrzeć także od drugiej strony.

Jestem zdania, że Barbara Jackiewicz powinna była otrzymać wszechstronną pomoc i wsparcie już na długo przedtem, nim podjęła tę dramatyczną decyzję. Bo bez tego to całe współczucie wydaje mi się nie tylko spóźnione, ale i obłudne. Przecież wiadomo, że zawsze łatwiej (i taniej!) jest moralizować (lub ZABIĆ), niż pomóc…

„Masz w rodzinie kogoś, kto wymaga stałej opieki? To wyłącznie Twój problem! – zdają się nam mówić „eutanaziści” – A jeśli nie chcesz się z tym dłużej męczyć, no to go uśpij i cześć!” I to wszystko w świecie, gdzie coraz głośniej mówi się o tym, że „niehumanitarne” jest pochopne uśmiercanie chorych zwierząt – i gdzie tworzy się dla nich „azyle”, w których mogą spokojnie dożyć starości…

I myślę, że nigdy dosyć mojego wołania: nie róbcie nam tego! Nie róbcie, ponieważ prędzej czy później takie prawo obróci się także przeciw wam. Każdy z nas może przecież kiedyś, z tej czy innej przyczyny, stać się „ciężarem” dla swoich najbliższych czy dla społeczeństwa. Prawda?

Może więc – jak w starożytnej Sparcie – wprowadzić cały system kompleksowej oceny stanu zdrowia noworodków i od razu „utylizować” te, które nie rokują dobrze na przyszłość?

Oczywiście, odpowiedniej procedurze należałoby poddać także wszystkich żyjących obecnie ludzi niepełnosprawnych, nosicieli chorób zakaźnych i genetycznych, ofiary nieszczęśliwych wypadków itd. – a następnie sukcesywnie ową zbawienną procedurę powtarzać, np. przy okazji badań okresowych. (Pomyślcie, cóż to byłaby za ulga dla budżetu: jedynie medyczne punkty eutanazyjno-kontrolne zamiast tych wszystkich szpitali, hospicjów i domów opieki…) Sądzę, że w ten sposób w dość krótkim czasie uzyskalibyśmy wreszcie społeczeństwo „doskonałe” pod względem biologicznym – tylko…czy zasługiwałoby ono jeszcze na miano LUDZKIEGO?

I, jak zawsze w takich razach, nasuwa mi się nieśmiertelne pytanie o GRANICE. No, bo jeśli przyjmiemy, że rodzina ma prawo ZAWSZE zadecydować o życiu lub śmierci któregoś ze swoich bliskich, to za co właściwie każemy dzieciobójców? Przecież i oni, w większości przypadków, uwalniają się tylko od „kłopotu” jaki stanowi dla nich ten nieznośny bachor…

I czy możecie mi zagwarantować, że i mnie ktoś kiedyś nie zechce tak „uszczęśliwić”?

Postscriptum: Niedawno oglądałam poruszający film (mam nadzieję, że nie był oparty na faktach!) o rodzinie, w której urodziło się dziecko z zespołem Downa. A ponieważ – jak to często przy tym schorzeniu bywa – niemowlę miało też pewne deformacje narządów wewnętrznych, ojciec dziecka zdecydował, żeby nie przeprowadzać koniecznej operacji korekcyjnej, lecz „pozwolić działać naturze.” Pewna pielęgniarka jednak, nie mogąc już słuchać krzyków chorego dziecka – inne położne zamykały chłopczyka w schowku na brudną bieliznę, ażeby swoim płaczem nie denerwował innych matek i ich dzieci – wykradła dziecko ze szpitala i w tajemnicy przeprowadziła potrzebny zabieg. Postawiono ją za to przed sądem, pod zarzutem działania „wbrew woli lekarzy i opiekunów.” Ale moje pytanie brzmi: czy rodzice mieli PRAWO skazać własne dziecko na śmierć w męczarniach, dlatego tylko, że było poważnie chore?

23 odpowiedzi na “Jeszcze raz…”

  1. Ciągła zabawa w Boga… Dzięki in vitro dajemy życie, dzięki eutanazji je zabieramy.W innych krajach już przecież przyszli rodzice piszą podanie jak ma wyglądać ich dziecko… Ludzie koniecznie dążą do stworzenia człowieka, do panowania nad życiem. Przez to dochodzi do takich sytuacji jakie teraz mają miejsce. Jednak eutanazja to sprawa nie jednopłaszczyznowa. Niektórzy ludzie po prostu chcą śmierci, ale zamiast im ją dać, powinniśmy najpierw przedewszystkim zrobić coś aby temu zapobiec, bo myśle, że często ci ludzie po prostu nie chcą być ciężarem dla innych, nie czują się użyteczni. Gdyby czuli się potrzebni na pewno nie chcieli by śmierci. To jest jedna płaszczyzna. Druga zaś to eutanazja dokonywana na ludziach, którzy śmierci nie chcą wogóle a jednak społeczeństwo je na nią skazuje. Ludzkie tragedie i dramaty… Gdzie jest miłość? Gdzie kochanie bliźniego? Mamy traktować siebie jak rzeczy? Radio jak się zepsuje to je wyrzucamy… Człowieka, kiedy jest nie zdolny do pracy uśmiercamy… 'Pięknie’…

    1. Obawiam się, Mickey, że to kiedyś dojdzie do takiego punktu, w którym KAŻDY, kto nie będzie fizycznie i psychicznie „doskonały” będzie mógł zostać wyeliminowany – oczywiście dla własnego i społecznego „dobra.” I proszę mi tu teraz nie mówić, że to jest „absolutnie niemożliwe” – tyle już widziałam rzeczy, które się miały nigdy nie zdarzyć… Sądzę, że nie ma takich granic, których – jako ludzie – nie bylibyśmy w stanie przekroczyć. A jeśli się raz przekroczy tę „cienką czerwoną linię” dzielącą dobro od zła, to każdy kolejny krok na tej drodze jest coraz łatwiejszy. Bo niby – dlaczego nie?

  2. Dziwi mnie trochę, że niejako porównujesz się do sytuacji jako ta potencjalnie zagrożona. On jest nieprzytomny od 24 lat, 24 lat!

    1. Mój drogi – wszystko jest tylko kwestią definicji. Kiedy wiele lat temu rozpoczynała się dyskusja o eutanazji, mówiono, że będzie ona dotyczyć wyłącznie osób, które w pełni świadomie i dobrowolnie wyraziły zdecydowaną wolę zakończenia swego życia. Następnie jednak to „dobrodziejstwo” rozciągnięto na pacjentów w stanie wegetatywnym, a także na noworodki z poważnymi wadami wrodzonymi. (Nawet prof. Magdalena Środa, z którą rzadko się zgadzam, stwierdziła, że tu już nie można mówić o „eutanazji” lecz tylko o „zabójstwie z litości.”) A ostatnio czytałam nawet o precedensowej sprawie mężczyzny z zanikiem mięśni w Anglii, któremu sąd (na żądanie lekarzy) odmówił prawa do dalszego żywienia pozaustrojowego, MIMO jego wyraźnej prośby. Kto mi może zagwarantować, że te granice nie będą przesuwać się dalej? Ty? A jeśli Ci się wydaje, że opieka nad pacjentem w stanie wegetatywnym jest mniej „męcząca” dla bliskich, niż ta np. nad dzieckiem z autyzmem, utratą 2 zmysłów czy – jak ja – z porażeniem mózgowym – to BARDZO się mylisz. Zapewniam Cię, że tacy jak ja mają słuszne powody ku temu, by czuć się zaniepokojeni tym, co się wyprawia z definicją „człowieczeństwa”. Dla Ciebie to tylko „bulwersujące przypadki” zasługujące na litość, dla mnie – konkretni, żywi ludzie, których znam.

  3. Czy „granice” w szerszym tego slowa znaczeniu powinny okalac nasze zycie,czyny,myslenie,dzialanie?Tak wszyscy jestesmi zobligowani do wyznaczania sobie granic w/g naszego sumienia lub w/g Praw:Bozego,czy tez swieckiego.Granice zycia-ktoz ja moze wyznaczyc,jesli nie dawca zycia?A jesli mamy inny swiatopoglad,zaczynamy mowic o humanitaryzmie,mowimy wtedy o prawie do godnego zycia,do godnej smierci,do godnego bytowania,ogolem do godnosci.Ale coz znaczy godnosc w swietle tego,co proponuja nam wszelkie innowacyjne metody maniupolowania „zyciem”[in vitro,eutanazja,komorki macierzyste].Czy godzi sie zaspakajac pragnienia jednych istnien kosztem innych?Godnym jest ulzyc w cierpieniu komus,kto tak naprawde tego nie chce,czy zdajemy sobie sprawe,co dzieje sie w psychice takiego czlowieka?Czlowiek dreczony przez lata cierpieniem,moze pragnac smierci,lecz kiedy przychodzi moment,ze na chwile,chocby na jedna chwilke cierpienie usunelo sie w cien,chory automatycznie zmieni zdanie,bo chec zycia mamy wszczepiona w nasze umysly.Podobnie cierpi osoba,ktora musi zmagac sie z problemem opieki nad bliskim,bedacym w spiaczce,przykutym do lozka,lub niezrownowazonym psychicznie.Nic dziwnego,ze i u tej osoby z obawy o przyszlosc rozwinie sie zaburzenie emocji,prowadzace do podejmowania irracjonalnych decyzji.Ale czy naprawde tak jest?Pewna Matka po smierci corki w spiaczce stwierdzila:”niechby byla nawet warzywem,ale zeby zyla,cierpialbym mniej”.Skad wiadomo czy kazdy nie doszedlby do takiego stwierdzenia,kiedy obudziby sie z takiego marazmu po czsie i zauwazyl,ze osoba,ktora sie opiekowal[la] przez tyle lat juz nie zyje?Jest jej lzej,ale ciezko.A co powie sumienie,czy uniose jego ciezar?Humanitaryzm i godnosc powinna zaczynac sie wtedy,kiedy istnieje potrzeba wczesnej reakcji.Powinna ona polegac na zapobieganiu powstawania paradoksalnych sytuacji i postrzegania potrzeb wszedzie tam ,gdzie one wystepuja.Nie podejmowac niekwestionowanych decyzji i uwlaczajacych prawdziwej godnosci.Humanitarnie nalezaloby zadac sobie pytanie czy wszystko,co wokol nas sie dzieje,jest godne egzystencji czlowieka,czy nie nalezaloby cos zmienic,pomoc?Kiedy widzimy alkoholika,ktory stacza sie coraz nizej,myslimy to jego sprawa,jego zycie.Czy rzeczywiscie?Moze da sie cos zrobic,zeby pomuc jemu i jego bliskim.Czy brakiem reakcji nie wydajemy wyroku?A co mozna powiedziec o ludziach chorych na AIDS?na tym polu tez mozna podjac srodki zapobiegawcze,a nie liberalnym podejciem do moralnosci wydawac wyrok na zarazonych i na tych,ktorzy zostana zarazeni.Co z ofiarami niepotrzebnych wojen,ofiarami glodu,ofiarami zamachow terrorystycznych,ofiarami gwaltow,przemocy,mobingu.Tutaj tez mozna zapobiegac,myslec wykazac sie godnym postepowaniem i humanitaryzmem.Biblia mowi:”Do ziemskiego czlowieka,chocby najbardziej szanowanego,wybawienie nie nalezy.Nie nalezy nawet tez kierowanie swoimi krokami”.[parafraza].Uwazam,ze nie nalezy szastac zyciem,lecz skupic sie na jego poszanowaniu.Zycie jest swiete,a czlowiek zbyt maly i slaby,aby mogl o nim decydowac.Predzej czy pozniej ,przyjdzie mu rowniez zmierzyc sie ze smiercia.Coz wtedy powiesz sam,czy latwiej zdecydowac,czy smemu przez to przejsc?Czy bohatersko podejmiesz walke o zycie z Jego Tworca w godzinie swej smierci.Biblia mowi,ze :”wszystko jest marnoscia i pogonia za wiatrem”.

  4. Sprawa Pani Jackiewicz uzmysłowiła mi ,że powinniśmy wszyscy w tym temacie zamilknąć.W końcu czy my jesteśmy bogami aby decydować o sumieniach innych ludzi ??

    1. O sumieniach – nie, ale o życiu – i owszem, prawda?:) Izo, ile razy mam powtarzać, że ja NIE OSĄDZAM tej biednej kobiety?! Chciałabym nawet, żeby, jeśli zdecyduje się na zabicie swego syna, otrzymała możliwie najłagodniejszy wyrok (nawet w zawieszeniu) – ze względu na wyczerpanie psychiczne i fizyczne oraz na „szlachetne pobudki czynu.” Ale, na miłość boską, nie mówmy, że to jest najlepsze wyjście z sytuacji. A jako ta, która nigdy nie będzie „normalna” według wszelkich standardów, mam powody, by lękać się także o siebie – tak więc we własnym interesie MUSZĘ być zawsze po stronie tych „słabszych” i bardziej bezbronnych. Wiesz, kiedyś oglądałam jeszcze inny film – tym razem oparty na prawdziwych wydarzeniach – o tym, jak to w latach 70-tych XX w. w USA traktowano dzieci z porażeniem mózgowym. Otóż pielęgniarki pracujące w szpitalach i innych ośrodkach często po cichu dusiły je poduszką (nawet te, które były zupełnie świadome i sprawne intelektualnie) – wszystko oczywiście „z litości.” Boję się takiej litości, wiesz? Nic od Was – jako społeczeństwa – nie chcę – żadnych rent, pomocy, etc. – ale odczepcie się ode mnie! Kto WAM dał prawo decydowania, czyje życie jest „nic nie warte”?

      1. Chciałabym Cię zrozumieć tylko że..wiesz traktujmy wszystkich jedną miarą.Czyli jak Ty próbowałaś dokonać zabójstwa na swojej osobie to powinno się ciebie tez ukarać?? Przepraszam Cię Albo ale trochę tu zapachniało demagogią.Za dużo rzeczy wrzuciłaś do jednego worka.I porażenie mózgowe, i dzieciobójstwo i eutanazję.Brakuje jeszcze tylko aborcji.

        1. Nie, Izo. Zawsze twierdziłam, że czymś innym jest świadoma decyzja o pozbawieniu się życia (samobójstwo lub eutanazja) niż pozbawienie go kogoś innego, nawet w najlepszej wierze. I chociaż uważam, że „zabójstwa z litości” należy traktować inaczej (łagodniej) niż zwykłe morderstwa, to jednak zawsze będę protestować przeciwko uznaniu ich za coś „dobrego.” To prawda – próbowałam popełnić samobójstwo, ale NIGDY nie twierdziłam, że to było najlepsze, co mogłam w życiu zrobić. Wierz mi również, że już zostałam za to ukarana. I sądzę, że także p. Jackiewicz, kiedy się w ten sposób „uwolni” będzie odczuwać ciężar tej decyzji – bo wydaje mi się, że nie ma „dobrego” (z jej punktu widzenia) wyjścia z tej sytuacji. Czy i w tym widzisz „demagogię”?

          1. Nie.Widzę tu tylko Twoje (?) poglądy, które zostaly Ci niejako wdrukowane przez religię ,społeczeństwo, kulturę.Nikt z nas ani Ty ani ja nie ma prawa wypowiadać się o p.Jackiewicz bo ani Ty ani ja przez 24 lata nie znalazłyśmy się w Jej sytuacji.Nie siedzimy w Niej, nie wiemy co przezywała.Mozesz sobie to nazywać morderstwem.Ja mówię to społeczeństwo zamordowało p.Jackiewicz.Wydarło Jej 24 latat życia.A palcem nikt nie tknął aby Jej ulżyc w cierpieniu.Bo jednak cierpiała i cierpi..

          2. Zgadzam się w jednym – przez te wszystkie lata nikt jej nie pomógł w cierpieniu, i to jest nasza, społeczeństwa, wina. Nie potrafię się jednak pogodzić ze światem, w którym jedynym sposobem pomocy takim ludziom będzie pozwolenie im na uśmiercenie tych, którzy są dla nich ciężarem ponad siły. Bo boję się, że i ja, kiedyś, takim ciężarem dla kogoś mogę się stać. Do jasnej Anielki!!!!Nie potępiam tej CIERPIĄCEJ Kobiety. ROZUMIEM JĄ – może lepiej niż Ty.Ile razy mam to jeszcze powtórzyć, byś zrozumiała moje prawdziwe intencje?! Znam osobiście kilka takich „pań Barbar”, które opiekują się swymi umierającymi dziećmi. Nie chciałabym jedynie, aby to, co powinno być absolutnym WYJĄTKIEM stało się powszechnie stosowaną regułą w takich sprawach. Uważasz, że nie mam się czym przejmować? Na pewno?

          3. A co do tych „moich” poglądów, które opatrzyłaś znakiem zapytania, to czy tego samego nie można byłoby powiedzieć i o Twoich? O czyichkolwiek zresztą? Uważasz się za taką „wolną” od społecznych i kulturowych ograniczeń? PS. Nie było moim zamiarem „roztrząsanie” KONKRETNIE sytuacji p. Jackiewicz, chodziło mi raczej o zastanowienie się nad tym, czy w przypadku ludzi chorych i niepełnosprawnych ci, którzy się nimi opiekują, mają „święte” prawo do decydowania o ich losie? A to już, przyznasz, w znacznie większym stopniu dotyczy mnie, niż Ciebie…

          4. Albo nic nie jest proste.To ,że dziś jestem zdrowa nie oznacza ,że tak będzie wiecznie prawda?? Rozumiem Twój lęk.Bo rzeczywiście powstaje pytanie: czy ludzkość jest tak dojrzała ,żeby dawać jej do rąk takie narzędzie jak eutanazja.Nie wiem…Ale potrafię wczuc się w sytuację ludzi takich jak Pani Jackiewicz.Pomoc dotarła tak późno..ale ile innych ludzi milczy ze swoim dramatem.A ile popełnia samobójstwo??Tak Albo – ja tez mam „wdrukowane” poglady przez rodziców, religię ,wykształcenie etc….Próbuję się z tego uwolnić.Nie wiem czy mi się uda..

          5. A ja, Izo, zastanawiam się, czy w ogóle trzeba się „uwalniać” – tzn. czy zawsze poglądy wypracowane przez społeczeństwo są złe i ograniczające nas? O ile wiem, takie „uwolnienie” zakładała m.in. nazistowska koncepcja „nadczłowieka” – i co z tego wynikło?

          6. Pani Izo zgadzam sie ,ze ta kobieta bardzo cierpi,a wswym cierpieniu nie jest wstanie racjonalnie myslec i to tez trzeba wziasc pod uwage.Oczywiscie pomoc nalezna jest jej i osobie,ktora sie opiekuje.Jesli ktos ja rozumie,to wie,ze jej cierpienie zaczelo sie z chwila choroby syna,a skonczy sie w dniu jej smierci.Bo jesli nawet syn umrze wczesniej,ona i tak bedzie cierpiec.Mozna bylo okazac jej pomoc i otoczyc troska w momencie,kiedy dowiedziala sie o beznadziejnosci swego polozenia,wtedy latwiej byloby znasic trudy zycia.Zostajac w somotnieniu w beznadziei nie trudno o skrajnosci i totalne zalamanie psychiczne.

          7. I nigdzie nie mówiłam o morderstwie – mówiłam o „ZABÓJSTWIE z litości” – naprawdę nie widzisz tu żadnej różnicy?

          8. Wiem też, że często nasze czyny i ich motywacje są spowodowane niemocą czy obojętnością społeczeństwa – ale gdybyśmy z tego zrobili główne kryterium oceny czynów, to by wyszło, że tak naprawdę, to my nie ponosimy żadnej osobistej odpowiedzialności – bo wszystko to jest wina tylko źle działającego „systemu.” W takim układzie nie powinno się nigdy ukarać żadnego przestępcy, bo – wierzę głęboko – wszystko zło, które czynimy, jest rezultatem jakichś krzywd i cierpień, których sami doznaliśmy. Zapewne wiele dzieci jest źle traktowanych przez rodziców, a jednak nie ze wszystkich wyrastają sadyści i mordercy – i wiele kobiet opiekuje się swymi przykutymi do łóżek bliskimi, a jednak nie wszystkie decydują się na to, by uśmiercić swego podopiecznego. Prawda? Powtarzam – nie zamierzam krytykować osobistej decyzji tej nieszczęsnej kobiety, tym bardziej, że – według jej własnych słów – wynika ona także z dobrze znanego rodzicom dzieci niepełnosprawnych lęku „co z nim będzie, kiedy ja umrę?” a więc ze swoiście pojętej matczynej miłości. Ale mówić, że to „społeczeństwo zamordowało p. Jackiewicz” to jednak pewna przesada. Społeczeństwo nie jest winne temu, że jej syn zachorował na odrę, w wyniku której nabawił się zapalenia mózgu. To niczyja wina. Natomiast jest wielką winą społeczeństwa, że nikt nie zainteresował się jej losem, dopóki nie zwróciła się dla niego z prośbą o śmierć A i teraz wszyscy zachowują się tak, jakby wystarczyło powiedzieć: „Pozwólmy jej to zrobić i problem sam się rozwiąże!” Czy rzeczywiście? A ile takich „pań Barbar” dźwiga swój „krzyż” w milczeniu, bez szans na jakąkolwiek pomoc? Sama znam dwie takie rodziny tylko w swoim najbliższym otoczeniu…Czy trzeba aż poprosić o „eutanazję” żeby natychmiast znaleźli się usłużni „obrońcy naszych praw” do życia/do „godnej śmierci”? Zdradzę Ci pewną tajemnicę, Izo: sądzę, że ani ta pani, ani jej syn nikogo nie obchodzą – dla obu stron to tylko wygodny pretekst do ideologicznej dyskusji. A ja…ja się po prostu boję, że będzie to ten „kamyczek” który uruchomi lawinę. Rację miał mój spowiednik, kiedy mówił, że ludzie nigdy nie robią innym tyle złego, co wtedy, gdy są przekonani, że działają „dla ich dobra.”

          9. Mój mąż podzielił Twoją opinię :”A ja…ja się po prostu boję, że będzie to ten „kamyczek” który uruchomi lawinę. „.Nie jesteś więc osamotniona w swoim zdaniu nawet w mojej rodzinie ( a mąż zdaje się jest ateistą lub agnostykiem-trudno mi go gdzieś zaszufladkować):-)).Pozdrawiam Cię i jakby co to nie chciałam w Tobie wywołać złych emocji.

          10. Bo widzisz, Izo, moim zdaniem stosunek do kwestii eutanazji nie musi wcale zależeć od przekonań religijnych (czy ja gdzieś w moim poście wspominiałam o Bogu, duszy, czy tym podobnych sprawach?) – jest to raczej kwestia koncepcji CZŁOWIECZEŃSTWA i szerzej, społeczeństwa – choć wiem, że zwolennicy „śmierci na życzenie” będą zawsze starali się sprowadzić dyskusję do obiekcji grupki nieczułych na ludzkie cierpienie religijnych fanatyków. Kiedyś czytałam w „Trybunie” bardzo mądry artykuł pewnego lekarza, ateisty od trzech pokoleń, który też był przeciw – i stwierdził, że przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie można mieć wobec instytucji KK, katolickie szpitale będą w przyszłości prawdopodobnie jedynymi miejscami, gdzie pacjent będzie mógł czuć się bezpiecznie, bo nikt mu nie zrobi takiej „przysługi.”

          11. Jednego w pełni nie rozumiem, czym różni się samobójstwo od eutanazji. Jeżeli ktos męczy sie jak potepiony i sięgnie po garść tabletek to jest w porzadku, grzechu nie ma. Jeżeli ma juz niesprawne ręce i ktoś mu te tabletki na jego zyczenie poda to juz niby jest grzech?

          12. Na jego życzenie?! A gdzie masz „życzenie” wyrażone przez osobę nieprzytomną, czy chore niemowlę?! Nie, nie, i jeszcze raz nie – to ich bliscy pragną, żeby już umarli! Róznica polega właśnie na tym, że jeśli sama odbierasz sobie życie, to Twoja sprawa i Twoja odpowiedzialność. W przypadku eutanazji przerzucasz ją na osoby trzecie – na lekarzy, rodzinę, itd. Bardzo przepraszam, ale kiedy pewnej nocy postanowiłam się zabić (co zresztą z perspektywy czasu wydaje mi się głupie i niepoważne) nie zwoływałam konferencji prasowych w sprawie mojego „prawa do śmierci” (żeby mi jeszcze ludzie klaskali – ach, jakie to odważne i godne człowieka!) ani nie zamęczałam lekarzy żeby podali mi truciznę – po prostu wzięłam tabletki i je połknęłam. CHCESZ SIĘ ZABIĆ – ZRÓB TO SAM! I myślę że to jest coś, co jakieś 3/4 ludzi spokojnie może zrobić (ja też mam niesprawne ręce, do cholery!) . Pozostała 1/4 może podpisać wcześniej „testamenty życia” mówiące o tym, co chcą, żeby z nimi zrobić gdyby znaleźli się w stanie wegetatywnym. A tych, którzy nie mogą zrobić i tego (jak np. chore dzieci!) należy pozostawić przy życiu. Bo życie – i w to będę zawsze wierzyła – zawsze jest jednak lepsze od śmierci! Jest to jakieś minimum moralne, od którego nie wolno mi odstąpić. A w dzisiejszych czasach są inne, lepsze sposoby przynoszenia ulgi w cierpieniu. Nie trzeba od razu zabijać.

  5. Witaj Albo, doskonale rozumiem twoje wątpliwości, tylko poruszasz różne sprawy.Zważ, że zwykli ludzie często nie mają powołania na pielęgniarki czy lekarzy. Problem polega na tym, że gdyby matka Krzysztofa nie zajmowała się nim tak troskliwie, to pewnie by nie żył od dawna. Jak można od kogoś wymagać, żeby się opiekował się kimś tak poważnie chorym bez przerwy. Przecież to oznacza rezygnację z własnego życia,pracy, przyjemności.Jak można kogoś zmuszać do takiego oświecenia, żeby praktycznie w domu sobie urządził szpital i był całodobowa pielęgniarką? Tu widzę problem. Bo zasadaniczo mam duże wątpliwościco do eutanazji,ale jak czytam, ze ponad 100 osób w takiej sytuacji jest w domach pod opieka rodziny, to mysle o tych rodzinach. Czy oni nie maja prawa do życia! Przeciez taka osoba chora, ten Krzysztof odebrał matce ponad 20 lat życia!

    1. Wiem, Mario, wiem, że opieka hospicyjna czy – mówiąc szerzej – paliatywna bardzo kuleje, np. dlatego, że taki pacjent jest (mówiąc brutalnie) bardzo kłopotliwy i…kosztowny. Czy wiesz, że w Polsce jest JEDEN (słownie: jeden!) specjalistyczny ośrodek wybudzania pacjentów ze śpiączki? A i tak, kiedy już stamtąd wychodzą, zwykle trafiają albo do domów opieki, które zazwyczaj stają się dla nich zwykłymi „umieralniami” (i tego właśnie boi się matka Krzysztofa), albo pod wyłączną opiekę rodziny. I wtedy to już jest wyłącznie „problem” tych najbliższych. Co wiec prostszego, niż przy wypisie ze szpitala zaopatrzyć opiekunów w fiolkę z trucizną, aby z niej „skorzystali” według własnego uznania, kiedy już będą mieli wszystkiego naprawdę dosyć? No, tak. Tylko, że wyjścia najprostsze rzadko są również NAJLEPSZE. Zauważano, że w krajach, w których zalegalizowano eutanazję, opieka nad pacjentami przewlekle chorymi jeszcze bardziej podupadła – po co w nią inwestować, jeśli jest prostsze rozwiązanie?

Skomentuj ~teresakociolek@vp.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *