Co naprawdę myślę o…PLADZE OTYŁOŚCI?

Dawno, dawno temu nasi przodkowie jedli, kiedy byli głodni – i wtedy, kiedy było coś do jedzenia (np. kiedy udało im się polowanie), a kiedy nie było (np. na przednówku), to po prostu „obywali się smakiem.”

I to było naturalne i zdrowe, bo w okresach głodu organizm odpoczywał i zużywał „zapasy” nagromadzone w czasach obfitości. Taki wrodzony mechanizm mają jeszcze ciągle małe dzieci (oczywiście, dopóki ich nie zdemoralizujemy) – jedzą, kiedy są głodne, a kiedy nie są, to żadna babcia biegająca za nimi z łyżeczką i wołająca „Bubusiu, zjedz kaszkę!”nic tu raczej nie wskóra. 🙂

Dlatego jestem zdania, że absolutnie NIE NALEŻY zmuszać dzieci do jedzenia. Jeśli są zdrowe, tzn. że jedzą dokładnie tyle, ile im potrzeba, nawet jeśli NAM się wydaje, że „za mało.”

Mój młodszy brat, na przykład, kiedy był mały, jadał „do syta” raz na 2-3 dni i choć cała rodzina ubolewała, że „to dziecko nic nie je” wyrósł na silnego i zdrowego mężczyznę. Starszego brata natomiast i mnie „dokarmiano” w dzieciństwie na siłę – i odtąd oboje mamy okresowo problemy z nadwagą (u mnie przerywane dodatkowo epizodami anoreksji)

Natomiast nasza kultura, niestety, zmienia się dużo szybciej, niż nasza biologia – w rozwiniętych krajach świata żarcia mamy obecnie w bród, a nasze ciała nadal odkładają zapasy na późniejsze „ciężkie czasy”, które teraz już nie nadchodzą.

Bo nie ma co się oszukiwać: podstawową przyczyną otyłości jest spożywanie zbyt dużej ilości pożywienia w stosunku do potrzeb. Nie od dziś przecież wiadomo, że najskuteczniejszą metodą walki ze zbędnymi kilogramami jest tzw. „dieta ŻP” 😉

Chociaż byłabym też ostrożna z twierdzeniem, że np. pigułki antykoncepcyjne to tylko coś w rodzaju nieszkodliwej witaminki, która w dodatku skutkuje przeciw ciąży. Mimo wszystko są to przecież hormony, które na pewno wpływają w jakimś stopniu na nasz metabolizm, chociaż oczywiście zakres tego wpływu może być różny u różnych osób. Podobnie zresztą (na co zwróciła mi już dawno uwagę jedna z Czytelniczek) jest z hormonami, obecnymi w przemysłowo produkowanej żywności, w wodzie, a nawet w glebie.

Natomiast co do spotykanego tu i ówdzie łączenia „spirali” z problemem otyłości dotąd się nie spotkałam, przede wszystkim dlatego, że ilość hormonów, jaką zawierają, jest znacznie niższa, niż w przypadku pigułki. Spirala jest w zasadzie środkiem „mechanicznym” tzn. ma za zadanie wywoływać takie zmiany (podrażnienia) w śluzówce macicy, aby uniemożliwić zagnieżdżenie się w niej zarodka – a użyte tu hormony mają jedynie wzmacniać ten efekt. Jeżeli więc jako skutek uboczny występuje tutaj przyrost wagi ciała, to ma to raczej podłoże psychiczne (np. kiedy kobieta nie w pełni akceptuje tę metodę – możliwe skutki wczesnoporonne, ciało obce wewnątrz swego ciała, itp.).

Postscriptum: Ostatnio jestem wstrząśnięta coraz częstszymi doniesieniami o rodzicach, którzy zagłodzili na śmierć swoje małe dzieci.

W przypadku pary z Niemiec, która zabiła w ten sposób swoją 14-miesięczną córeczkę, chodziło chyba o zwykłe (?!) zaniedbanie, natomiast pewna Amerykanka za radą swojej sekty nie dawała jeść rocznemu (!) synkowi, ponieważ nie chciał powiedzieć „AMEN” po modlitwie przed posiłkiem… Uchowaj nas, Boże, od takiej „pobożności”!

Postscriptum 2:  Pewien pastor w Stanach – gdzie, jak wiadomo, otyłość jest już problemem wagi państwowej – opracował (podobno na podstawie Biblii) własny sposób odżywiania, który nazwał „dietą Jezusową”, a który opiera się na popularnym wśród baptystów pytaniu:„What would Jesus do?” – „Co Jezus zrobiłby na Twoim miejscu?” – a w tym przypadku: „Zanim cokolwiek weźmiesz do ust, zapytaj samego siebie, czy Jezus by to zjadł!” 🙂

Ja bym tu zrobiła zastrzeżenie, że, po pierwsze, Jezus i Jego uczniowie wydają się raczej mało „wybredni” pod względem kulinarnym – Jezus nakazuje im nie troszczyć się zbytnio o jedzenie (Mt 6,31) i „jeść to, co im podadzą” (Łk 10,8). A po drugie, cała gromadka zapewne spalała dużo kalorii, wędrując pieszo po całej Palestynie…:)

A co w rzeczywistości jadał Jezus? Jeśli wierzyć opisom biblijnym, przede wszystkim chleb (słowo to występuje w NT aż 92 razy!), ziarna zbóż (na surowo, ale pewnie też prażone, jak to wówczas było w zwyczaju – Łk 6,1; por. Rt 2,14) i ryby, zapewne pieczone (J 21,9), nie gardził także owocami (figi, oliwki, winogrona). Ale wspomina również o jajkach (Łk 11,12) i ziołach (gorczyca, koper, kminek, mięta…) oraz ogólnie o „jarzynach” (Mk 4,32; Łk 11,42).

Najpewniej, podobnie jak Jego kuzynowi Janowi, nie był Mu także obcy smak „miodu i szarańczy” (z dodatkiem tej ostatniej robiono w Palestynie coś w rodzaju ciasteczek). Prorok Izajasz pisze w swoim proroctwie o Mesjaszu, że zanim Chłopiec nauczy się odrzucać zło, a wybierać dobro, będzie się żywił „śmietaną i miodem” (Iz 7,15) – i jest to o tyle prawdopodobne, że było to powszechne w tamtej epoce pożywienie pasterzy – proste, a zarazem pożywne. „Masło” natomiast występuje w Biblii bardzo rzadko, jako że jego przygotowanie było w owych czasach dosyć czasochłonne (Prz 33,30). Pijał zaś na pewno wino (wzmiankowane w NT co najmniej 18 razy) i źródlaną wodę (J 4,7).

Jak się zdaje, mięso spożywano wówczas tylko od święta, zapewne przy okazji uczt, na które zresztą chętnie Go zapraszano razem z uczniami (np. J 12,2) – a On sam najwyraźniej nie gardził rozkoszami stołu, skoro zasłużył sobie nawet na epitet „żarłoka i pijaka” (Łk 7,34). Chociaż, patrząc z naszej perspektywy, przedstawione powyżej menu nie wydaje się wcale „wystawne”, prawda?

14 odpowiedzi na “Co naprawdę myślę o…PLADZE OTYŁOŚCI?”

  1. Czynniki otyłości są przeróżne, tak samo jak wychudzenia. Choroba, przeżyte dramaty, zmuszanie w dzieciństwie do jedzenia, uwarunkowania genetyczne. Często to wszystko siedzi też w psychice. Tylko czy to nie dziwne, że w naszej epoce otyłość obok skrajnego wychudzenia jest na tak szeroką skalę? Kiedyś otyłość była wyznacznikiem wyższego statusu danego człowieka, dziś bardziej patrzymy na to jako na zaniedbanie siebie, swojego zdrowia, czyli wręcz odwrotnie od tego niż było kiedyś.

    1. No, cóż, Mickey – myślę, że to wszystko dlatego, że zbyt daleko odeszliśmy – także w tej kwestii – od „natury.” Przestaliśmy jeść z głodu, a zaczęliśmy z wielu innych powodów – towarzyskich, kulturowych, psychologicznych…Zapomnieliśmy, że człowiek nie żyje po to, aby jeść, tylko odwrotnie. Sztuczne „polepszacze” i dodatki do żywności też na pewno robią swoje. A jak do tego dodasz jeszcze anoreksję, bulimię i ortoreksję (uzależnienie od zdrowego odżywiania, bo i takie już istnieje), to już masz cały katalog zaburzeń, związanych z tak prostą czynnością, jaką jest jedzenie. Nadajemy jedzeniu mnóstwo znaczeń (dla anorektyczki, na przykład, jest ono wrogiem, którego trzeba „pokonać”), tymczasem jest to TYLKO jedzenie… Wszystko nam się pokręciło…

  2. Przepis na smukłą sylwetkę : na śniadanie dwa jajka -czy to jajecznica czy sałatka – obojętnie.Rano organizm potrzebuje lecytyny i wszystkiego co ma jajko.Obiad – kawałek mięsa zrównoważony surówką czyli np-100g mięsa-100 g surówki.Kolacja najpóżniej o 18.Może być kawałek chleba z wędliną.Serów nie polecam bo polskie sery są robione z pasteryzowanego mleka czyli wapń jest w postaci mineralnej – nieprzyswajalnej dla człowieka i aby go „przetworzyć” organizm pobiera wapń z kości i zębów.To samo dotyczy mleka UHT.Proszę tej trucizny dziecku nie podawać chyba ,że chcesz potem biegać z dzieckiem po alergologach.W procesie sterylizacji mleka-wszystko co najlepsze jest z niego usuwane i pozostawiona jest tylko kazeina-pożywka grzyba _Candida i laktoza.Aha i do tego zero cukru oczywiście i mąki.Mąka zaśluzowuje nam jelita. Ja zamiast spożywania produktów mącznych robię sobie koktaje z błonnika czyli w blenderze mielę siemię lniane i pestki dyni na proch, dolewam wody daję owoc w wielkości cytryny , czasem wiejską tłustą śmietanę jak to są truskawki i łyżeczkę miodu.Pycha !! Od tego mam piękną skórę , włosy a dzieci od ( tajemniczych :-)) tłuszczy omega 3 i 6 osiagają fantastyczne rezultaty w nauce. Aha i jestem szczupła a kiedyś przy wzroście 174 cm ważyłam 74 kg -teraz 12 kg mniej od lat.

    1. PS. Kobiety -nie używajcie pigułek.One są przyczyną wielu schorzeń a przede wszystkim mięśniaków macicy – a to jest stan przedrakowy. O grzybicach czyli zakażeniach drożdżakiem nie wspomnę. To wszystko „wychodzi” w okresie menopauzy.

      1. No, tak – tylko że o tym się nie mówi…Dla większości kobiet pigułka to – niestety – jedyna znana metoda antykoncepcji, a protestują tylko ci „ciemni katolicy” – no, ale przecież wiadomo, że oni są zacofani! :/ Kiedyś na pewnym forum dla kobiet „starających się” o dziecko omal mnie nie trafił szlag, bo jakaś panienka zapytana o swój cykl napisała mi – „Nie wiem, kiedy mam te dni płodne i nic mnie to nie obchodzi – tym niech się zajmuje lekarz!” Tak to jest, kiedy cała „edukacja seksualna” sprowadza się do recepty na pigułki…Przy takim podejściu bardzo bym się zdziwiła, gdyby się doczekała dzidziusia nawet będąc stuprocentowo zdrową osobą…Bo, wbrew pozorom, to wcale nie jest tak, że wystarczy tylko dmuchnąć i już się jest w ciąży…No, chyba, że chodzi o nastolatki, u których rzeczywiście ta płodność jest bardzo wysoka. U dorosłych, ażeby w ogóle mówić o problemach z płodnością, potrzeba co najmniej 12 miesięcy (cykli) „naturalnych” starań.

    2. To jeszcze raz ja Albo. Wiem ,że masz male dziecko więc apeluję abyś swojemu dziecku nie podawała żadnych jogurtów, serków etc.I stosuj masło!! Te jogurty to ta sama sprawa co mleko UHT tylko gorsza bo zawiera cukier co uwielbiają drożdze Candida. Małe dzieci mogą jesc wszystko oprócz mleka-chyba ,że prosto od krowy-nawet niepodgrzane – i cukru. Chroń swoje dziecko…nawet nie wiesz jak teraz dzieci chorują.Potem wchodzą alergie a z nimi srodki antyhistaminowe i sterydy – i dziecko już jest inwalidą.A cukrzyca jak szaleje!!!

    3. Mój synek w ogóle nie pija mleka – poza tym z piersi, oczywiście. 🙂 A mąka, no, cóż…wydaje mi się że pewna ilość białek zawartych w zbożach jest jednak nam potrzebna – oczywiście wszystko z umiarem 🙂 – sama bardzo lubię ciemne pieczywo, płatki, soję i najróżniejsze ziarna… Próbuję wychowywać Antka bez słodyczy i nawet nieźle mi wychodzi, chociaż dziadkowie chcą go za wszelką cenę „zdemoralizować.” W mojej byłej wspólnocie neokatechumenalnej był „boom” na dietę zgodną z grupami krwi, ja jednak myślę, że NIE PO TO mamy w naturze tyle tak wspaniale „zbilansowanych” produktów, jak jajka czy orzechy, żeby z nich ZUPEŁNIE zrezygnować. Nigdy nie miałam zaufania do diet „eliminacyjnych” (jak dieta Kwaśniewskiego, na przykład). Jakiś czas temu przeczytałam też, że te zachwalane produkty „light” też mogą być bardzo niezdrowe – bo przy obniżonej zawartości tłuszczu zawierają w zamian sporo węglowodanów – i trzustka może tego nie wytrzymać…Przeraziło mnie także, kiedy przeczytałam, że zwłoki Amerykanów…przestają się rozkładać, tak są „nafaszerowane” konserwantami. A wiesz, jaka jest różnica między zdrowym odżywianiem a ortoreksją? Ortorektyk prędzej zrezygnuje z posiłku, niż pozwoli sobie na coś, co uważa za „truciznę.” 😉 (To nie była, broń Boże, aluzja do Ciebie – po prostu przypomniała mi się pewna moja znajoma…)

      1. Fanatyczką nie jestem.Diety są błędem. Nalezy się racjonalnie odżywiać. Ponieważ jesteśmy w boomie cywilizacyjnym, nie jesteśmy już społeczeństwem rolniczym, nie mamy zbyt dużo wysiłku fizycznego – trzeba zmienić dietę do poziomu naszych przodków myśliwych.My oczywiście nie polujemy bo nie musimy. Nasi przodkowie nie uprawiali zbóż.Rolnictwo ma tylko 7 tysiecy lat.Białko zbóż obecnie z powodu zmian genetycznych i klimatycznych jest silnie alergizujące.Lepiej jest jeść natychmiast zmielone ziarna jak siemię lniane (moja babka miała w domu jeszcze wyciskarkę do oleju z siemienia), ze słonecznika, z dyni. Nalezy jeść orzechy , surowe warzywa i owoce – źródła przyswajalnego wapnia, magnezu i witamin.

        1. Wiesz, jako historyczka mogłabym teraz odpowiedzieć, że:1) Owszem, rolnictwo ma nie więcej, niż 10 tysięcy lat, ale nasi przodkowie jedli ziarna dziko rosnących zbóż dużo, dużo wcześniej, jeszcze na etapie zbieractwa. Tak więc chyba zdążyliśmy się trochę do tego glutenu przyzwyczaić.:) Kiedyś czytałam artykuł pod znamiennym tytułem: „Czy musimy jeść chleb?” – i konkluzja była taka, że jednak musimy. Nawet społeczeństwa, które nie znają chleba w naszej formie (są takie np. w Oceanii) gotują z ziaren zbóż coś w rodzaju „zupy.”2) Kury, które nam dają jajka, udomowiono dopiero w Babilonie, jakieś 5 do 7 tysięcy lat temu – a jednak nie uważasz białek jajka kurzego za szkodliwe i uczulające, mimo że (zapewniam Cię) alergię na jajka ma prawie tyle samo niemowląt, co na mleko czy gluten. 🙂

          1. Ty jesteś historyczką a ja mam wiedzę z innych dziedzin :-)).Jajka a i owszem szkodzą w połączeniu z cukrami. Zauważ, ze w wielu krajach zachował się zwyczaj jedzenia jaj na śniadanie.Nie bedę tu wypisywać wiadomosci z biochemii. Chleb nie jest nam potrzebny a ziarno (len , pestki, kasze gryczana i jaglana )a i owszem. Poczytaj o tzw. mitach o błonniku. Nie będę sie spierać ani naklaniać do czegokolwiek. Każdy sam decyduje o swoim zdrowiu.

          2. No, cóż – myślę, że ludzie jako gatunek „zwyciężyli” w starciu z naturą głownie dlatego, że potrafili zjeść prawie wszystko, co było pod ręką – i to w różnych strefach klimatycznych. I, co na pewno nie spodobałoby się wegetarianom (a jeszcze mniej -weganom i innym takim) – niemal z całą pewnością nie byli jaroszami. Mój wykładowca od najstarszych dziejów ludzkości twierdził nawet, że bezprecedensowy rozwój naszego mózgu można przypisać faktowi, że, aby złapać uciekające „jedzenie” Homo sapins musiał nieźle „główkować” – a z drugiej strony wysokowartościowe białko znacznie przyspieszyło ten proces. Trudno jednak twierdzić, że jaskiniowcy odżywiali się „zdrowo” według naszych norm, a jeszcze trudniej powrócić w naszych warunkach do „diety pierwotnych myśliwych” (których zresztą masz na myśli? Tych ze środkowej Afryki, czy tych z epoki lodowcowej?:)) Żywność, nawet ta tzw. „zdrowa” jest już bardzo odmienna od swoich „źródeł.” Ortorektycy czasami radzą sobie w ten sposób, że jedzą WYŁĄCZNIE to, co sami wyhodowali (a co z zanieczyszczeniami gleby i powietrza?;)), ale w dużych miastach raczej trudno to praktykować, prawda? Przypomina mi się w tym miejscu któryś z cesarzy rzymskich – zapomniałam w tej chwili imienia – który podobno aż tak bał się otrucia, że jadał tylko tylko to, co własnoręcznie zerwał z drzewa i pijał mleko od krowy, którą sam doił i pielęgnował. Niestety, nie ustrzegł się od śmierci, ponieważ zamachowcy zatruli owoce…na gałęzi! I tak to właśnie jest z tymi „truciznami” zawartymi w jedzeniu – zwłaszcza w dzisiejszych czasach. Gdyby zacząć się dokładnie przyglądać temu, co jemy, mogłoby się okazać, że „nie szkodzi” nam wyłącznie czysta woda mineralna – i to ta w szklanych butelkach, bo co do tych z tworzyw sztucznych już można mieć wątpliwości…

          3. Tu o glutenie w pigułce bo nie chce mi się Ci bardziej zaśmiecać bloga, ktory przecież o żywności nie jest :-)))” Gluten jest białkiem roślinnym występującym w ziarnach czterech zbóż – pszenicy, żyta, owsa i jęczmienia. Jego charakterystyczną właściwością jest kleistość wykorzystywana do sklejania skrobi przy wyrabianiu ciasta do produkcji makaronu, klusek, a także wszelkiego rodzaju wypieków. Bez glutenu mąka po prostu nie klei się, więc do mącznych produktów bezglutenowych trzeba dodawać jakiś inny klej, najczęściej gumy – guar (E412), arabską (E414), ksantową (E415), karaya (E416), gellan (E418), albo inne „wynalazki” pomiędzy E400 a E421. By uzyskać czysty gluten, należy mąkę zmieszać z niewielką ilością wody. Powstałą w ten sposób masę należy moczyć w wodzie i ugniatać, by wypłukać zeń skrobię. Pozostaje sprężysta, gumowata, szarawa masa, jest to niemal czysty gluten. Podobne zjawisko zachodzi, gdy żujemy dojrzałe (świeże lub wysuszone) ziarno zbóż. Po pewnym czasie żuta masa nie różni się od gumy do żucia, zawiera głównie gluten, pozostałe składniki rozpuściły się w ślinie lub ślina je wymyła. Więźniowie, mając sporo czasu i niewiele materiału rzeźbiarskiego, żują więzienny czarny razowiec by wypłukać zeń skrobię i błonnik, dzięki czemu uzyskują czysty gluten, z którego wykonują rozmaite figurki. Po wysuszeniu uzyskują one bardzo dobre właściwości mechaniczne – można nimi rzucać i nie odkształcają się ani nie pękają, lecz odbijają się, jakby były z gumy. Taki jest gluten. Ze zdrowotnego punktu widzenia, gluten nie przejawia żadnych pozytywnych cech, za to negatywnych ma sporo. Przede wszystkim jako klej skleja grudki skrobi i błonnika powstające w wyniku mieszania wywołanego perystaltyką jelit w niestrawne kluchy, które, po przetransportowaniu do jelita grubego, stają się pożywką dla drożdżaków oraz pleśni. To właśnie gluten, obok kazeiny, jest głównym lepiszczem stolca wywołującym jego zatwardzenie. Jak niekorzystny wpływ ma gluten na śluzówkę przewodu pokarmowego może świadczyć fakt, że zapalenie odbytu, zwane hemoroidami, bardzo trudno jest wygoić osobom jedzącym pokarmy glutenowe, natomiast po wyeliminowaniu glutenu z pożywienia – hemoroidy często ustępują samoistnie. Trzeba wiedzieć, że gluten nigdy nie wchodził w skład pożywienia naszych praprzodków myśliwych-zbieraczy. Jako pożywienie człowieka gluten pojawił się dopiero po wynalezieniu rolnictwa, czyli zaledwie 7 tysięcy lat temu. To po pierwsze, a ponadto – przez te siedem tysięcy lat ludzie jedli zupełnie inne produkty z mąki glutenowej, ponieważ uprawiali zupełnie inne odmiany zbóż, niż te, z którymi mamy do czynienia obecnie, od kiedy, w wyniku odpowiednich krzyżówek i zabiegów na materiale genetycznym zbóż, powstały wysokowydajne odmiany charakteryzujące się zawartością glutenu na skalę niewystępującą w naturze. Jeśli dodamy do tego nadmierne oczyszczanie mąki produkowanej na masową skalę, w celu wydłużenie jej przydatności do spożycia, spulchniacze, polepszacze i inne niecne zabiegi stosowane w piekarniach, to dochodzimy do wniosku, że nasz chleb powszedni stał się niezłą trucizną. Gluten jako białko (lektyna pokarmowa) zawiera obcy dla naszego organizmu kod genetyczny. Nie jest to żadną wadą, gdy gluten przebywa w przewodzie pokarmowym, ale jeśli wniknie przez nadżerki w nabłonku jelitowym i zetknie się z systemem odpornościowym, to jako obcogatunkowe białko wywołuje reakcję odpornościową. I niekoniecznie musi to być celiakia dotykająca 1% populacji. Tak zwana nietolerancja glutenu dotyczy w zasadzie każdego, u kogo dochodzi do bezpośredniego kontaktu glutenu z systemem odpornościowym, tylko objawy tej nietolerancji bywają rozmaite. Z grubsza możemy podzielić je na trzy grupy: 1. Gluten już w pierwszym kontakcie z systemem odpornościowym (w miejscu wniknięcia do organizmu przez nadżerkę nabłonka jelitowego), wywołuje reakcję przyczyniając się tym samym do pogłębienia się miejscowego stanu zapalnego, określanego jako przekrwienie śluzówki. W tym przypadku gluten pokarmowy niezwykle utrudnia, a czasami wręcz uniemożliwia wygojenie nadżerek nabłonka jelitowego. 2. Nie dochodzi do reakcji systemu odpornościowego przy pojawieniu się glutenu w krwi, lecz organizm wyrzuca go przez skórę wywołując rozmaite choroby skórne, takie jak: uczulenia pokarmowe, choroba Dühringa http://www.celiakia.org/index.php?lang=pl&subdir=choroba.duhring egzema, łuszczyca, atopowe zapalenie skóry (AZS), trądzik. W tym przypadku gluten pokarmowy nie wpływa w zasadniczy sposób na leczenie nadżerek nabłonka jelitowego, niemniej jednak wyeliminowanie go z jadłospisu w zasadniczy sposób przyspiesza gojenie się zmian skórnych. 3. System odpornościowy w kontakcie z glutenem nie reaguje w ogóle pozwalając tym samym, by krążył swobodnie krwi, aż znajdzie powinowatą sobie tkankę, by po upływie pewnego czasu objawić się jako zakłócenie funkcjonowania narządów i układów. Najprawdopodobniej gluten jako groźna lektyna jest główną (jeśli nie jedyną) przyczyną chorób z autoagresji, czyli agresji systemu odpornościowego skierowanej przeciw komórkom własnego organizmu. „

  3. :-))). Tak do końca to my Słowianie nie możemy się wzorować na menu Jezusa :-)).Nie ten klimat.W upale to i ja bym mięsa nie jadała tylko świeże warzywa, jarzyny i owoce i wino. Jeśli wierzyć Vermes`owi (ja nigdy w Galilei nie byłam) to Galilea ma specyficzny klimat w którym praktycznie o każdej porze roku można dostać świeże owoce czy warzywa. Nie wyobrażam sobie aby bez konsekwencji dla zdrowia można było zimą (naszą)odżywiać sie „korzonkami” polewanymi RAFINOWANYMI olejami.W tamtych czasach nikt o rafinacji nic nie wiedział więc olej tłoczono na bieżąco pełen witamin i mikroelementow nie to co teraz-wyjałowiona substancja wręcz szkodliwa dla zdrowia. Dieta zaś Żydów jest tak specyficzna,że dr Kwaśniewski (ja nie jestem amatorem diet więc Jego także) wysnuł wniosek iż gwarantuje ona takie odzywienie mózgu iż Naród ten rzeczywiście można nazwać „wybranym”.Nie wspomnę ,ze w owych czasach srodowisko na pewno nie było skażone a wspólcześni Jezusa nic nie wiedzieli o pestycydach, herbicydach ,że o próbach jądrowych nie wspomnę :-)).Chyba ,że uwierzymy „fantastom”, którzy twierdzą ,że Sodoma i Gomora została zniszczona ładunkami nuklearnymi..Jeśli nawet to prawda to było to zapewne wiele set lat przed Jezusem..Pozdrawiam Cię Albo.Każdy ma swój wlasny rozum i swoją wlasną dietę – życzę Ci tylko dużo zdrowia!!

    1. No, cóż – myślę, że masz rację, nie ten klimat. Obawiam się jedynie, że w dzisiejszych czasach nasze poszukiwania „absolutnie naturalnej” i „zdrowej” diety są z góry skazane na niepowodzenie. Bo warunki, w których żyjemy, nie są ani zdrowe, ani naturalne. (Nawet, jeżeli żywność ma etykietkę „BIO” oznacza to tylko tyle, że jest nieco mniej „skażona”, niż inne produkty). Przy czym jedni powiedzą Ci, że całe zło tego świata tkwi w jajkach i maśle (mniejsza o cholesterol, czytałam nawet o metalach ciężkich, które się ponoć w jajku kumulują:)), inni zaś, że w olejach roślinnych…Właściwie w takim razie powinniśmy – jak gnostycy – odmówić „zanieczyszczania” naszych ciał tą „trucizną” – i…zagłodzić się na śmierć. Na szczęście, jako historyk, mam podstawy, by wierzyć w zdolności adaptacyjne naszego gatunku – sądzę, że jesteśmy w stanie mniej lub bardziej przystosować się także do życia w takim „brudnym” świecie, jaki mamy obecnie.

Skomentuj ~Alba Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *