Chemia uzależnień…

Mam za sobą kilka lat doświadczeń z internetowym seksem w tym najostrzejszym wydaniu (czasami mówię o sobie, że jestem masochistką, której udało się od tego „uwolnić” – bo jestem głęboko przekonana, że dominacja, uległość i związane z nimi ekstatyczne doznania psychofizyczne…uzależniają. To musi mieć jakiś związek z chemią mózgu. Udowodniono nawet naukowo, że w korze mózgowej ośrodki bólu sąsiadują z ośrodkami przyjemności – i czasami, przy odpowiednio wczesnych, częstych i silnych doświadczeniach tego typu, może nam się „pomylić” jedno z drugim. Dlatego, im dłużej w tym siedzisz, tym trudniej Ci z tym zerwać. To jest jak studnia bez dna i jak droga – bez kresu. Ale czasami właśnie ten brak wszelkich „ograniczeń” może się stać naszą najgorszą niewolą…).

Rozumiem doskonale, że bywają takie chwile, gdy nasz rozum mówi: „nie, nie, nie!” a ciało krzyczy”tak, tak, tak!” – ale iluż z nas po takiej „upojnej i szalonej” nocy „zalicza” nie tylko strach przed niechcianą ciążą czy chorobą weneryczną (AIDS), ale także, najzwyczajniej w świecie, kaca moralnego? (Dla tych, co już zapomnieli: to jest taki stan, kiedy mamy świadomość tego, że coś, co zrobiliśmy, nie zgadza się z wyznawanymi przez nas wartościami…). Sama wielokrotnie to przeżyłam – i nie wiem, czy chciałabym się znowu sama, dobrowolnie, na to narażać. Zawsze staram się w takich razach wyobrazić sobie, jak się będę czuła POTEM. Moim zdaniem żadna rozkosz świata nie jest tego warta…

Napisał kiedyś Pascal, że „człowiek jest pełen potrzeb – i ceni sobie tylko tych, którzy potrafią zaspokoić je wszystkie.” A więc szukamy, szukamy w innych mężczyznach i kobietach „tego czegoś” czego ci „nasi” nie mają (albo nam się tylko zdaje, że nie mają).

A mój mądry spowiednik, filozof i etyk, mawiał, że człowiek to jest takie stworzenie, że jeśli tylko coś fizycznie „da się” zrobić, to on na pewno to zrobi. Bez względu na konsekwencje. I jeszcze, że należy unikać takich rozkoszy, które potem pozostawiają w ustach smak goryczy (znam i takie, znam…). Bo czy z faktu, że coś jest MOŻLIWE – a niechby nawet i piekielnie PRZYJEMNE – wynika automatycznie, że jest także DOBRE?

I czy naprawdę człowiek musi zakosztować WSZYSTKIEGO, co tylko jest pod niebem, aby czuć się szczęśliwym i spełnionym?

Sam wielki mistrz Epikur, który na przyjemności znał się jak mało kto, mówił, że chociaż „każda przyjemność jest dobra, to jednak nie każda jest godna wyboru.”

I nie jestem wcale pewna, czy rzeczywiście istnieje coś takiego, jak „tylko seks.” Seks zawsze – mniej lub bardziej – angażuje CAŁĄ osobę ludzką… I czy to potem nie „staje” jakoś między dwojgiem ludzi, nawet, jeśli się zaklinają, że nie miało żadnego znaczenia? Ile znacie małżeństw rzeczywiście „uzdrowionych” przez poszukiwanie nowych doznań, a ile takich, które się przez to rozpadły?

Jest w jednym z komiksów z serii „Kajko i Kokosz” taki epizod z zaklętą studnią – każdy, kto choć raz się z niej napił, był odtąd trawiony przez wieczne pragnienie – i myślę, że seks bez miłości jest właśnie taką zatrutą studnią, która nie może nas nasycić, podczas gdy ten z miłości wypływający i z nią połączony jest jak czyste źródło…

Wiem, co mówię – miałam w życiu (nie)szczęście pić po trochu z obydwu…

37 odpowiedzi na “Chemia uzależnień…”

  1. „I czy naprawdę człowiek musi zakosztować WSZYSTKIEGO, co tylko jest pod niebem, aby czuć się szczęśliwym i spełnionym?” Jeżeli opis w poście jest Twoim doświadczeniem to dziękuję Ci za szczerość .Jako człowiek kompulsywny znam te klimaty, niekoniecznie z seksem.Każdy uzależniony obojętnie od czego nie wpada w uzależnienie dlatego że jest nieszcześliwy lub zestresowany , ale dlatego że dzięki pewnym czynnościom lub substancjom odczuwa przyjemność i dostarcza do mózgu substytut szczęścia – DOPAMINĘ, zaczyna mieć problemy z decyzyjnością; to nie on decyduje o sobie, za niego decydują jego potrzeby, jego żądze…Szczęście- dopuki warunkowałem je czynnikami zewnętrznymi ;nie miałem jego poczucia a jak już to na chwilę. Szczęście jest w nas tylko należy odrzucić głazy którymi wewnątrz siebie je zawaliliśmy.A przede wszystkim w uzyskaniu szczęścia mi osobiście pomogły poprawione relacje z Bogiem- sam nie mogłem sobie poradzić z życiem.Uczciwość , otwartość umysłu i gotowość do wprowadzania w życie Bożych wskazówek jest drogą do sensownego życia.Pozdrawiam :o)))

    1. Moi rodzice od dzieciństwa mi powtarzali, że moje własne szczęście nie zależy tak bardzo od innych ludzi (od których domagamy się, aby nas „uszczęśliwili”), jak ode mnie samej – od mojego nastawienia do siebie, ludzi i świata. A uzależnienia…No, cóż. Po pierwsze zgadzam się z Tobą, że człowiek jest w stanie uzależnić się od WSZYSTKIEGO, co przynosi mu poczucie przyjemności. Czytałam o ludziach uzależnionych nie tylko od takich rzeczy jak zakupy, Internet czy telefony komórkowe (bo do tego zaczynamy stopniowo przywykać) ale i od takich, jak cola i makaron… A po drugie, jak udowodniły doświadczenia ruchu AA, człowiek raczej nie jest w stanie wyjść z nałogu bez wiary „w Siłę Wyższą niż on sam.”

      1. „…ten, kto nadwątla wiarę, nawet jeśli jej nie gasi, odbiera drugiemu człowiekowi cenność, której niczym nie potrafi zastąpić…” St. Lem – ateista, można to zadedykować wszystkim wojującym ateistom. No cóż, Lem miał klasę…

        1. A ponieważ wiara to „nadzieja dóbr przyszłych” można też powiedzieć, że nigdy nie należy odbierać nikomu nadziei – bo może to jedyne, co on ma? Mam też nadzieję, że tym, co tu napisałam, nie osłabiłam niczyjej wiary? No, cóż – podobno tylko gorszy się gorszy…

        2. Jakos nie moge załapac powiązania – wojujacy ateizm, wiara a bardzo prozaiczny i mało skomplikowany cyberseks.Co ma jedno do drugiego?

          1. Nie zawsze dyskutujemy tu tylko o tym, czego bezpośrednio dotyczy post, Olu. 🙂 A co do cyberseksu, to sprawa wcale nie jest „mało skomplikowana” – zwłaszcza, jeśli się jest wrażliwą osobą. Dochodzą do tego jeszcze wyrzuty sumienia, wewnętrzne rozdarcie, itd. Nikomu tego nie życzę.

    2. Leszek Kołakowski powiedział mnie więcej coś takiego, że nasze życie powinno być ciekawe i urozmaicone pod warunkiem, że nie będziemy się upierać przy tym, że musi być szczęśliwe. Może to i racja….

      1. A, to tutaj bym się akurat z panem profesorem nie zgodziła (?) i powiedziała coś zupełnie odwrotnego: życie może być szczęśliwe pod warunkiem, że nie będziemy się upierać, że musi być przy tym „ciekawe i urozmaicone.”:) Choć może to na jedno wychodzi?

        1. Chyba nie do końca, ludzie nieraz nadmiernie się starają by mieć szczęśliwe życie i to czyni ich nieszczęśliwymi.

  2. Skomentuję pokornie i po chrześcijańsku słowami apostoła Pawła w 1 Koryntian 10:23,24]Wszystko wolno,ale nie wszystko przynosi korzyść.Wszystko wolno,ale nie wszystko buduje.Niech nikt nie szuka własnego dobra,lecz dobra bliżniego”.Czyż te słowa nie mówią same za siebie?

    1. 🙂 A „w tym temacie” lubię jeszcze powtarzać (sobie!) dwa inne cytaty: „Wszystko mi wolno, ale niczemu nie oddam się w niewolę.” (1 Kor 6,12) oraz: „Burza namiętności mąci prawy umysł.” (Mdr 4,12).

  3. Kiedyś czytałam wyniki doświadczeń nad zachowaniami ludzkimi i wnioski jakie z tego wypłynęły są..naturalne. KAŻDY człowiek w zależności od okoliczności jest w stanie zrobić wszystko. Naga prawda. Nie mam doświadczeń z dziedziny seksu bo po prostu nie znalazłam się w okolicznościach, ktore pchnęłyby mnie do takiego uzależnienia. Każde uzależnienie wynika z psychiki ludzkiej i jest psychologiczną pułapką. Wpadłam za to w uzależnienie nikotynowe i na szczęście udało mi się z tego wyjść dzięki książce Alenna Carra, który naświetlił mi cały problem. I jeszcze nasunął mi się inny rodzaj uzależnienia : od ludzi. Mąż zależny od żony, żona uzalezniona od męża.Relacje między rodzicami a potomstwem są normalne gdy trwają do momentu „wyfrunięcia pisklęcia” z gniazda. Często do tego momentu nie dochodzi z powodu całej sieci uzależnień. Człowiek powinien być wolny. W moim małżeństwie długie lata klarowałam mężowi, że nie może być ode mnie uzależniony, że nie trawię tekstów typu ” nie mogę bez ciebie żyć”. Bo może a jak nie może to powinien nad sobą popracować. Na szczęście na tyle się już dotarliśmy, że rozumie, że najcenniejszą rzeczą jaką posiadam i jaką On posiada jest wolność. Teraz tworzymy zgodne małżeństwo oparte na partnerstwie dwojga dojrzałych, wolnych ludzi, którzy wzajemnie się uzupełniają, szanują i kochają. Czasem są zgrzyty bo jesteśmy tylko ludźmi..:-)).PS. Zauważyłaś reklamy o leczeniu uzależnień, które wyświetlają się z boku Twego posta ?

    1. Od końca. 🙂 Zauważyłam – to są tzw. reklamy kontekstowe i zmieniają się w zależności od słów, użytych przeze mnie w tekście bloga. Kiedy pisałam o śmierci, stale wisiała tu reklama tego testu na przewidywaną długość życia, o którym tu już zresztą kiedyś wspominałam. Obawiam się, że nie mam najmniejszego wpływu na treść tych reklam (mogę, co najwyżej, starać się unikać pewnych wyrażeń:)). Co do miłości i wolności – masz rację, tylko osoba wolna może ofiarować coś z siebie drugiej osobie (bo żeby coś komuś dać, trzeba to najpierw samemu posiadać :)) – niemniej, w miłości rezygnujemy także z części naszej „wolności” (rozumianej jako możliwość czynienia wszystkiego tego, na co mamy ochotę) na rzecz tej drugiej osoby. Znałam małżeństwa tak „wyzwolone”, że żyły już nie razem, tylko obok siebie – każde we własnym świecie. A co do tego, co zamieściłaś na samym początku – podobnie, chociaż w innych słowach, wyraził to samo o. Daniel Ange, kiedy powiedział, że nie mamy prawa się „gorszyć” postępowaniem innych ludzi, ponieważ „z natury” jesteśmy zdolni do wszystkiego – jeśli nawet nie popełniamy pewnych grzechów, to tylko zasługa Pana Boga, że nas od tego uchronił.

  4. „Lepiej zgrzeszyć, później żałować, niż żałować, że się nie zgrzeszyło” – jest takie powiedzenie. Ale ja czasami nie dałam się pomieść emocjom, pożądaniu – i nie żałuję. Trudne są czasami wybory ale najważniejsze to mieć szacunek do samej siebie. Pozdrawiam.

    1. Moim zdaniem lepiej unikać takich rozkoszy, które sprawiają, że człowiek czuje się gorszy, niż był przedtem…

      1. tak, tu się zgadzam. trzeba mieć szacunek do samego siebie i patrzeć codziennie w lustro nie czując obrzydzenia do samego siebie.

        1. Wiesz, w czasach moich fascynacji cyberseksem miałam też powiedzonko, że jeśli należysz do zbyt wielu mężczyzn, to tak naprawdę nie należysz do żadnego… I wiesz, co jest najgorsze? Że w końcu zaczynasz nienawidzić nie tylko samej siebie, ale również wszystkich tych facetów. Bo poznajesz ich od najgorszej, najciemniejszej strony – tak samo, jak i siebie… Mijałam na ulicy jakiegoś mężczyznę, nawet księdza, i myślałam sobie: „Aha, ty pewnie też myślisz tylko o jednym…” A to przecież nie jest prawda.

          1. na szczęście ja zawsze miałam umiar. zawsze byłam porządną dziewczyną choć słowo porządną nie oddaje mojego charakteru ale nie umiem inaczej to powiedzieć. właśnie ja jestem czasami za porządna. zawsze z tyłu głowy włącza mi się za wcześnie ten alarm i aniołek z prawego ramienia zawsze powie za wcześnie stop a diabełek z lewego – cóż, on powie to samo.

          2. Ja też zawsze chciałam być „grzeczną dziewczynką” – i na ogół nawet mi się udawało (dziewictwo straciłam w wieku, w którym większość kobiet ma już kilkuletnie dzieci:)) – ale tzw. „prawo pierwszych połączeń” wybitnie mi to utrudniało. Dlatego jestem zdania, że należy chronić dzieci przed doświadczeniami typu seksualnego tak długo, jak długo się da. Pewną rolę odegrał tu też na pewno mój temperament, który sprawia, że wszystko, co robię, robię całą duszą, całą sobą. Nieważne, czy akurat chodzi o modlitwę, czy o coś innego…

          3. Nie łącz utraty dziewictwa z doświadczeniami seksualnymi. Nie słyszałaś o takich przypadkach jak dziewczyna pozostaje dziewicą a doświadczenia ma takie ze niejedna tirówka mogłaby od niej sie wiele nauczyc? taki „cud natury” – dziewica a przechodzona jak stary kapeć.

          4. Słyszałam, chociaż ja nie czuję się „tirówką” ani tym bardziej nie czuję się „przechodzona”, mimo wszystko… 🙂 Na jakiś czas straciłam kontrolę nad swymi pragnieniami, ale na szczęście, już ją odzyskałam…

          5. Niedyskretne pytanie – jak miałas takie potrzeby to nie prościej było kupic sobie jakiś gadzet w seksszopie a nie uprawiac niby seks z niewiadomo kim?

          6. Zdziwisz się – zawsze byłam dosyć nieśmiałą dziewczyną. Kiedyś, w liceum, moje koleżanki (zapewne „dla kawału”) kupiły mi wibrator. Wstydliwie zawinęłam go w papier toaletowy (bo szkoła była katolicka) i wyrzuciłam do kosza. Myślę, że zawsze walczyły we mnie dwie natury…i czasem wygrywała ta spokojna i zrównoważona, a czasem…A internet dawał mi, mimo wszystko, poczucie anonimowości i pewnego bezpieczeństwa…Trudno to wytłumaczyć.

          7. > Nie łącz utraty dziewictwa z doświadczeniami seksualnymi.> Nie słyszałaś o takich przypadkach jak dziewczyna> pozostaje dziewicą a doświadczenia ma takie ze niejedna> tirówka mogłaby od niej sie wiele nauczyc? taki „cud> natury” – dziewica a przechodzona jak stary kapeć.Skończyła mi się wyobraźnia….

          8. Mar, są rzeczy na niebie i na Ziemi, o których nie śniło się filozofom… :)Niewinność u kobiety (ale czy tylko u kobiety?) jest bardziej stanem ducha, niż ciała. (Sama uważam, że straciłam wiele z mojej niewinności na długo przedtem, nim zaczęłam współżyć seksualnie.) Czytałam nawet o takich młodziutkich panienkach z wyższych sfer w Arabii Saudyjskiej (!), które zabawiały się z cudzoziemcami, robiąc „wszystko oprócz stosunku” – z tym, że są to niebezpieczne zabawy, bo w tamtym kręgu kulturowym można zostać za to ukamieniowaną. Boy pisał o takich dziewczynach, że są to tylko „półdziewice.” Więcej na podobny temat będzie w kolejnym poście…

          9. U mahometan „nie – dziewica” nie może wyjść za mąż. Podobno są już lekarze specjaliści od skutecznego naprawiania tego feleru.

          10. Oczywiście – to dosyć prosty zabieg, polegający na zszyciu resztek błony dziewiczej – podobno efekty są tak dobrze, że blizna jest niewyczuwalna dla partnera. Z tym, że w krajach muzułmańskich jest to nie tylko kwestia wyjścia za mąż czy staropanieństwa – ale często po prostu życia lub śmierci. Coraz częściej jednak takie „rekonstrukcje” przeprowadza się też w naszym kręgu kulturowym – np. jeśli kobieta pragnie ofiarować obecnemu partnerowi to, czego już nie posiada (czasami nie z własnej winy, bo np. została kiedyś zgwałcona), albo powiedziała mu, że jest dziewicą i nie chce by „się wydało” – albo też mężczyzna chce (jeszcze raz) przeżyć „to” z dziewicą – na zasadzie pewnej erotycznej ciekawostki. 🙂 Jeszcze jedna dość ważna uwaga: fizyczna utrata „dziewictwa” przez kobiety nie zawsze musi się odbywać z towarzyszeniem charakterystycznych objawów, takich jak ból czy krwawienie. Tak więc ich brak niekoniecznie świadczy o tym, że kobieta nie jest już dziewicą. A czy sądzisz, że dziewczyny, które zachowały wprawdzie ten fragment błony śluzowej w stanie nietkniętym, ale miały wiele innych doświadczeń o charakterze seksualnym, rzeczywiście są „dziewicami”? Czy może prawdziwa „niewinność” – kobieca i męska – polega jednak na czymś innym?:)

          11. Z cała pewnością, tylko ta kobieca jest jakby bardziej „namacalna”.

          12. Kobiety nieraz przesadzaja z tym, że faceci myślą tylko o jednym, może niektórzy tak, ale męski świat ogółem na pewno nie kręci się tylko wokół dwóch kobiecych półkul. Niektóre kobiety tak myślą, a ja niestety, dość często się z tym spotykałem. Niektóre kobiety tak na prawdę czasami się przeceniają ….

          13. No, cóż, Marze – wiadomo, że „każdy sądzi innych według siebie” tak więc to głównie te kobiety, które same mają jakiś problem z seksem (jak ja miałam) sądzą, że mężczyźni myślą tylko o jednym. Nie wydaje mi się, abyśmy rzeczywiście znacząco mniej zajmowały się „tymi rzeczami” niż ogół mężczyzn – a niektóre kobiety mają wyraźnie większe libido niż ich partnerzy (stąd te wszystkie dramatyczne wpisy na blogach i forach:”On nie chce się kochać! Co robić, pomóżcie!”). To mit, że kobieta, aby się kochać, potrzebuje „atmosfery” – a mężczyzna jedynie „miejsca.” Dobrze to ilustruje taka anegdotka: „Kobieta pyta współpasażera w nocnym pociągu: – O czym pan myśli? – O tym samym, co i pani!-pada odpowiedź-Ależ z pana świnia!”

          14. Dobre ! Seksoholizm dotyczy obu płci, być może w równym stopniu, nie wiem, nie jestem od tego specjalistą. Ostatnio słyszałem, że w wieku przekwitania u 10% kobiet wzrasta popęd, u następnych 10 % maleje a u 80 % utrzymuje się na dotychczasowym poziomie. Powiedzonko „gdy głowa siwieje to d… szaleje” nie jest zatem takie całkiem bezzasadne ( przynajmniej w 10% power, że hej, stąd chyba te szalejące kuracjuszki). Ponadto dziwi mnie ten wzrost, skoro jest właściwie bezowocny w sensie zajścia w ciążę. Czyżby to był jakiś wybryk ewolucji ( niedoróbka – coś w rodzaju zębów mądrości, czy też wojna hormonów)?

          15. Myślę, że raczej wojna hormonów… Zresztą już u Homera wieszczek Tejrezjasz, który, z łaski bogów, najpiew był kobietą, a potem mężczyzną, twierdził, że większej satysfakcji cielesnej doświadczał jako kobieta. 🙂

          16. Myślę, że nie masz czego. 🙂 Dziś seksuolodzy twierdzą, że męska rozkosz nie jest ani „lepsza” ani „gorsza” od kobiecej – jest po prostu INNA. 🙂

  5. Myśle,że nie na darmo obdarowani jesteśmy wolną wolą. I to na jaki seks się decydujemy, jest wynikiem własnej decyzji, być może podjętej pod wpływem emocji. Zawsze jednak istnieje możliwość powiedzenia „nie”, choć z reguły jest to bardzo trudne. Być może zaczerpnięcie z róznych źródeł, czyli nabrania doswiadczenia, uczy nas odnajdywania tego co naprawde ma wartość i pomaga dokonywac własciwych wyborów. Pozdrawiam!

    1. Być może…ale wierz mi, że naprawdę wolałabym do tego dojść bez tych wszystkich doświadczeń. Tak, jak partnerka Sartre’a, która przez lata uczestniczyła w jego eksperymentach z „rodziną kontraktową”, w skład której wchodziły okresowo różne kobiety (z którymi podpsywano specjalną „umowę o wspólne życie”, z reguły na dwa lata) – a pod koniec życia przyznawała, że być może nie była w takim modelu szczęśliwa i robiła to wszystko (będąc czasami wręcz „naganiaczką” młodych kobiet dla Sartre’a) , tylko po to, by JEGO zadowolić. Tomasz Merton słusznie napisał, że „istnieje taki rodzaj przywiązania, który stawia sobie za cel iść za przedmiotem swej miłości aż do piekła.” Otóż ja byłam w piekle. A przynajmniej w jego przedsionkach. I…wróciłam stamtąd. 🙂 Mam nadzieję, że już na trwałe…

Skomentuj teresakociolek@vp.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *