Bojaźń i drżenie…

Wiadomo, że nie jest łatwo pogodzić się z przemijaniem, a jeszcze trudniej wtedy, gdy zauważamy, że dotyczy ono także tych, którzy z naszego punktu widzenia są „wieczni” – naszych rodziców.

Sama teraz przechodzę okres panicznego lęku przed tym, że mój ukochany Tata (który przecież nie jest jeszcze zgrzybiałym starcem – ma dopiero 61 lat!) może mieć początki choroby Alzheimera. Takie drobne przeinaczenia, zapominanie słów…niby nic, a przecież to się zawsze tak zaczyna… i zawsze się to bagatelizuje…

Podobno św. Teresie z Lisieux, która także była „ukochaną córeczką tatusia”, została dana prorocza wizja, w której zobaczyła swego ojca z głową nakrytą gęstą zasłoną – i rzeczywiście, w kilka lat później Ludwik Martin zmarł na jakiś rodzaj starczej demencji. Nie chciałabym się tym sugerować, ale i mnie, wiele lat temu, podczas pewnych rekolekcji, przytrafił się podobny sen…

Niektórzy mówią, że „starość się Panu Bogu nie udała” – a ja myślę, że udała Mu się i to bardzo. Jest to doskonały sprawdzian naszej miłości (innym jest, jak tu już pisałam, posiadanie dzieci…) i cierpliwości wobec tych, którzy kiedyś troszczyli się o nas. Jeśli coś tu w ogóle jest „nie tak”, to zazwyczaj chodzi o nasz egoizm (choć, proszę mi wierzyć, wiem, że starsi ludzie – podobnie jak dzieci – potrafią być dokuczliwi).

Biblia tak pięknie o tym mówi:

„Synu, wspomagaj swego ojca w starości,
nie zasmucaj go w jego życiu!
A jeśliby nawet rozum stracił,
miej wyrozumiałość,
nie pogardzaj nim, choć jesteś w pełni sił.”
(Syr. 3, 12-13)

Moja śp. Babunia mawiała, że na swoją starość „pracujemy” sobie całym naszym życiem – wychowaniem dzieci, odnoszeniem się do innych… I chociaż żyła długo, bo prawie 90 lat, po jej śmierci płakało całe miasteczko.

A ostatnio przyszło mi jeszcze do głowy, że być może Pan Bóg po to daje nam miłość współmałżonków i dzieci, aby miał nas kto pocieszyć po śmierci naszych rodziców…

 

(Zdjęcie pochodzi z www.blog.navigenics.com)

44 odpowiedzi na “Bojaźń i drżenie…”

  1. A ja sie zgadzam w pełni ze zdaniem ze starość się nie udała. Wszystko jest pieknie jak osoba starsza jest sprawna, ma sprawny rozum i sama koło siebie wszystko zrobi. Ten kto koło osoby starszej, lezacej latami nie chodził nie powinien zabierac głosu bo to tak jakby stara panna mówiła autorytatywnie na temat wychowania dzieci.Wszystko jest cacy dopóki samego człowieka nie dotyczy. Cos wiem na ten temat, moja matka leżała 3 lata a teraz moja kuzynka i jej mąż juz sa na skraju wyczerpania nerwowego. Matka jej za pare dni skończy (jak dozyje) 101 lat. Do setki było jako tako a potem to juz horror taki ze wrogowi nie zycze. Spróbuj podnieśc bezwładnego człowieka mając 65 lat i zwyrodniony kregosłup no ale ktos podnieść musi, pampersa zmienic musi, umyć musi a babcia obcych nie uznaje. Spróbuj nie spac juz od wielu miesięcy bo babcia całymi dniami i nocami krzyczy, woła ją bez przerwy choćby po to zeby się sto razy zapytać jaki dzisiaj dzień.Ta moja kuzynka to naprawde córka jaką mozna sobie tylko wymarzyć ale juz ma formalnie dość. O jej mężu juz nawet nie wspomnę. Całe życie teściowa była z nim „na bakier” (z wzajemnością) a teraz facet ma 74 lata i ucieka z domu jak tylko może, choćby cały dzień na ryby. Oni sie całkiem powaznie zastanawiaja czy babcia ich nie przeżyje.Podobno babcia ma serce jak dzwon, watrobę, nerki w porządku więc nic nie wiadomo.Starość udana to starość taka jak mojej babci. Dozyła 90 lat, umysł miała zupełnie sprawny, fizycznie była sprawna, szyła na maszynie, czytała bez okularów, położyła sie na tydzień, zmarła i dla nikogo nie była problemem.Mąz tej mojej kuzynki jeżeli ktoś mu zyczy 100 lat odpowiada teraz krótko – a co tobie moje dzieci złego uczyniły ze im tak zle zyczysz.

    1. Olu, chyba jak zwykle zarzucasz mi, że „nie wiem, o czym piszę” – ale tu już z pewnością nie masz racji. Pominę już fakt, że sama kilkakrotnie w ciągu życia byłam „osobą leżącą”, którą trzeba było umyć, ubrać – i która nieraz krzyczała z bólu po nocach. Myślisz, że dla moich bliskich było to „olbrzymie poświęcenie” i nieznośny ciężar, że się mną zajmowali?NIE! Bo mnie kochali… Olu! Twoje dzieci z pewnością były kiedyś niemowlętami – odczuwałaś to jako rzecz nie do wytrzymania, że do nich wstawałaś w nocy, myłaś, przewijałaś? Pewnie nie. Otóż ludzie starsi i schorowani to są właśnie takie „duże niemowlęta” – i tak samo potrzebują naszej miłości i troski. Wiesz, obie moje Babcie pod koniec życia już leżały, a ta ze strony Taty dodatkowo ociemniała i przeszła wylew. Myliśmy ją, karmiliśmy i przebieraliśmy… Myślisz, że przez to mniej Ją kochałam? Była moją Babcią…Mój Tata zawsze mówi, że wszystko, co robimy dla ludzi starszych, to jest coś w rodzaju „długu” , który spłacamy naszym rodzicom za to, że zajmowali się nami, gdy byliśmy dziećmi. Kiedyś byłam w sanatorium z pewną panią, która opowiadała mi, jak zajmowała się swoją obłożnie chorą teściową. Otóż była wtedy w ciąży i różne nieprzyjemne zapachy przyprawiały ją o mdłości, jednak starała się w żaden sposób nie okazać tego staruszce, bo wiedziała, że byłoby jej przykro… Muszę powiedzieć, że delikatność tej kobiety mnie ujęła. Nie każdy by tak potrafił.

      1. Ps. Oczywiście, bywają sytuacje, kiedy opieka nad chorą osobą przerasta możliwości fizyczne i/lub psychiczne najbliższej rodziny i wtedy trzeba poszukać specjalistycznej pomocy – i myślę, Olu, że to jest właśnie przypadek rodziny Twojej kuzynki (tym bardziej, że ona sama i jej mąż też są już niemłodzi). Umieszczenie kogoś w (dobrym!) zakładzie opiekuńczym nie zawsze świadczy o braku miłości, pod warunkiem, że nie traktuje się takiego miejsca jak swego rodzaju „przechowalni niepotrzebnych staruszków” – na zasadzie: „oddać dziadka i zapomnieć!” NIC nie zwalnia nas od zainteresowania losem naszych najbliższych, choć czasami możemy zostać zwolnieni z obowiązku całodobowej opieki. Muszę Ci się jednak przyznać, Olu, że mam nadzieję, że moi krewni nigdy nie będą zmuszeni oddać mnie do takiego zakładu. Najlepiej starzeć się i umierać we własnym domu, wśród ludzi, którzy Cię kochają…

        1. Myslisz że tak prosto załatwic dobry zakład. Jak dobry to trzeba czekać i to niekiedy bardzo długo. Oni chcieli na pare dni oddać babcię do hospicjum bo kuzynka musi na kilka dni wyjechać no i tez trzeba na wolne miejsce poczekac. Zreszta ona matki nie odda do zakładu, chocby do czasu jak matka kapuje gdzie i u kogo jest.

          1. No, tak – i dlatego w Holandii po wprowadzeniu ustawy eutanazyjnej nie było ANI JEDNEGO hospicjum – zrobić komuś zastrzyk, „żeby się nie męczył” jest na pewno prościej, a przede wszystkim taniej – dopóki nie założył go lekarz z „zacofanej” Polski. Otóż on wspominał, że 75% jego pierwszych pacjentów miało już podpisaną zgodę na „dobrowolną” eutanazję – nikt im nawet nie powiedział, że istnieje inna możliwość… To, co jest prawdziwym problemem to to, że – mimo rozwoju wolontariatu, ruchu hospicyjnego itp. – osoby, które zajmują się ludźmi wymagającymi stałej opieki we własnych domach są pozostawione same sobie, bez żadnej pomocy. Zasiłek pielęgnacyjny w wysokości 150 zł nie wystarczy przecież nawet na miesięczny zapas pieluch. O wynajęciu dodatkowej pielęgniarki, opiekunki czy rehabilitanta nie ma nawet co marzyć. „Obrońcy życia” wolą na ogół nie zauważać problemu – a ich przeciwnicy mają na wszystko jedną odpowiedź:”Uwolnij jego i siebie – taka śmierć jest dowodem największej miłości!” Tylko NIKT nie zauważa, że decyzja o takim „wspomaganym samobójstwie”/ zabójstwie z litości zazwyczaj nie rodzi się z dnia na dzień (choć i tego nie mogę wykluczyć, np. wtedy, gdy okazuje się, że ta „nieznośna starucha” pozostawi po sobie znaczny spadek…) – ale z desperacji, poczucia beznadziejności albo zwykłego wyczerpania…

      2. Trudno jest porównywac opieke nad niemowlęciem z opieka nad dorosłym człowiekiem, nie ten ciężar gatunkowy. Zreszta sama piszesz że babciami opiekowaliście sie czyli nie ty sama. Jak jest więcej osob do opieki to sprawa jest prosta, jeden sie opiekuje a drugi w tym czasie spi czy gotuje, czy choćby wyjdzie na spacer a jak jest jedna osoba to co? podnosiłas sama bezwładną osobę, myslisz że to jest to samo co podnieść niemowlaka?

        1. Olu, ja akurat WIEM że to nie jest to samo – w przeciwieństwie do większości ludzi ja byłam (jestem?) „po obydwu stronach barykady” – wiem, co to znaczy podnosić bezwładną osobę – i wiem, co to znaczy być podnoszoną… I WIEM, jaka to różnica, czy się ktoś Tobą opiekuje z miłości, czy tylko z obowiązku…Porównanie z niemowlęciem nasunęło mi się jednak dlatego, że często taka osoba (podobnie jak małe dziecko) jest zdana zupełnie na łaskę i niełaskę innych ludzi. Sądzisz, że z jej punktu widzenia jest to przyjemne? NIE JEST. A jednak jaka na to rada? Eutanazja?!

          1. Pewnie ze dla osoby wymagającej opieki taka sytuacja jest mało komfortowa i to bez względu na to czy ta opieka jest z miłości czy z obowiazku.Jeżeli jest to osoba nieswiadoma to pół biedy, jej wszystko juz jedno ale osoba w pełni swiadoma? W zyciu nie chciałabym byc w sytuacji osoby leżacej i widzacej że moje dziecko juz ledwie zipie, ma depresję i jest juz poprostu na granicy wytrzymałości. To tez jest objaw miłości bo jakbym własnego dziecka nie cierpiała to pewnie leżałabym i miała satysfakcję patrząc jak się męczy.I właśnie chyba milość powoduje to ze ludzie chcą eutanazji.Kiedys czytałam historie młodej dziewczyny ktorej siostra umierała na raka.Umierajaca wymogła na siostrze ze jak ból będzie juz nie do zniesienia ta poda jej środki nasenne.Taka chwila nadeszła, dziewczyna siostrze srodki podała i ta spokojnie zmarła.Tez eutanazja ale czy godna potępienia?

          2. Nie jestem pewna, Olu, czy w tym przypadku mieliśmy w ogóle do czynienia z „eutanazją.” Nawet etyka katolicka uczy, że WOLNO podać choremu środki przeciwbólowe czy nasenne nawet w bardzo dużej (choćby i śmiertelnej) dawce, jeśli tylko naszym BEZPOŚREDNIM zamiarem nie było zabicie go, a tylko zmniejszenie cierpienia. Natomiast co do „eutanazji z miłości” to bym się sprzeczała. Wiesz, kiedy tak leżałam, jedna moja ciotka, która przychodziła się mną opiekować podczas nieobecności rodziców, mówiła, że „ona już nie może patrzeć, jak ja się męczę” – myślisz, takie stwierdzenie to wyraz współczucia? Mnie się wydaje, że raczej tego, że „już nie chcemy na to patrzeć”. Pewna pani z Holandii, wychowująca niepełnosprawną córeczkę, często słyszała na ulicy pytanie, czemu „czegoś z tym nie zrobiła” (czytaj: czemu nie poddała jej eutanazji). Anna Sobolewska, autorka książki:”Cela – odpowiedź na zespół Downa”, często była pytana przez „życzliwe” koleżanki, dlaczego ona, kobieta światła i wykształcona, „nie zrobiła sobie badań prenatalnych” (i aborcji w domyśle). Moich rodziców też nieraz pytano, dlaczego gdzieś mnie nie „oddali.” Tak, tak, Olu – prawda jest taka, że nie chcemy patrzeć. Zresztą, pomyśl, co wymaga większego „bohaterstwa” – podać babci śmiertelną dawkę leku, czy dzień w dzień, przez lata, opiekować się nią z uśmiechem na twarzy? I zapewniam Cię, że jest KOLOSALNA różnica, czy ktoś to robi z miłości, czy z obowiązku. To się czuje, wiesz?

          3. Tylko ze smiertelna dawka srodków nasennych powoduje i zmniejszenie bólu i zabicie, zreszta kazde zabicie osoby cierpiacej to w pewnym sensie uwolnienie od bólu jakby na to nie patrzeć.Druga sprawa, osoba postronna , nie związana uczuciowo z osoba cierpiąca lub zwiazana w minimalnym stopniu może na cierpienie patrzeć tak jak twoja ciotka, ot nieprzyjemnie patrzec na cudze cierpienie ale wyobraz sobie że jak potepieniec cierpi twoje dziecko czy twoja matka to ręcze ci że nie podchodziłabyś to tego z punktu widzenia „estetyki” ale by ci z bólu serce pękało i sto razy bys wolała żebyś ty sie tak męczyła a nie osoba bliska.A poza tym co ci szkodzą badania prenatalne, w koncu nie kazdy jest Teresą z Kalkuty.

          4. Olu, mnie badania prenatalne nic nie szkodzą – pani Annie Sobolewskiej też nie szkodziły, bo je sobie – zdaje się – ZROBIŁA – tylko jej koleżankom przeszkadzał widok jej córeczki („bo skoro już wiedziała, to powinna to obrzydlistwo z siebie wyskrobać i już!”) – tak, jak wielu osobom przeszkadza MÓJ widok. Wiesz, jakie to uczucie? Nie wiesz…Aha, i powiem mojej mamie, że jest Matką Teresą z Kalkuty – ale się zdziwi…:)))

          5. Mnie sie wydaje że ty nie odróżniasz dwóch rzeczy podając siebie za przykład. Nie odrózniasz niepełnosprawności takiej jak twoja – poruszasz się, jestes samowystarczalna, pracujesz, masz skończone studia, normalna rodzinę i niepełnosprawności osoby leżacej jak kłoda, osoby o mentalności rocznego dziecka, osoby która nie wie zupełnie czy zyje.

          6. Nie zawsze tak było, jak teraz, Olu – czasami, jak mówisz, i ja „leżałam jak kłoda” – i pewnie nie zawsze tak będzie. Muszę się ZAWSZE liczyć z tym, że kiedyś (prędzej czy poźniej) będę znowu zdana na łaskę i niełaskę innych ludzi…Mam nadzieję, że takich, dla których nie będę „ciężarem”. A co do „rocznego dziecka” itd. jako mama 21-miesięcznego chłopca nie ośmieliłabym się powiedzieć z całą pewnością, że w którymkolwiek momencie życia on „nie wiedział zupełnie, że żyje”. NIKT tak naprawdę nie wie, co czuje człowiek, nawet taki, którego uważamy za „roślinkę.” Ten facet z Torunia, który obudził się ze śpiączki po kilku latach, twierdzi, że słyszał lekarzy naradzających się nad jego łóżkiem nad tym, czy go nadal podtrzymywać przy życiu… Wiesz, mój dawny spowiednik, ten filozof i etyk, powiedział mi kiedyś: „Jeśli chodzi o osoby poważnie upośledzone umysłowo, to muszę ci się przyznać, że z perspektywy intelektualisty długo uważałem je za coś w rodzaju „roślinek”. Ale kiedy przez dwa lata mieszkałem wśród nich w Szwajcarii, miałem okazję się przekonać, że ludzie – nawet bardzo ciężko chorzy – to zawsze ludzie…” Bardzo głęboko w to wierzę, Olu. I nic na to nie poradzę.

          7. Nikt nie ma gwarancji że dzisiaj chodzi a jutro nie będziesz leżał jak ta przysłowiowa kłoda. A zreszta inaczej jest jak zachoruje ktos młody na taka chorobę że mozliwość rehabilitacji, pracy nad nim da jakieś efekty, sama wiesz po sobie a inaczej jest jak wiadomo ze ze żeby jak sie starać to nie będzie lepiej a tylko gorzej tak jak w przypadku starości.I jeszcze jedno, śpiączka to jest spiączka, podobnież ludzie w spiączce słysza a jak jest jak ktoś ma zupełnie uszkodzony mózg?

          8. Nie zawsze tak było, jak teraz, Olu – czasami, jak mówisz, i ja „leżałam jak kłoda” – i pewnie nie zawsze tak będzie. Muszę się ZAWSZE liczyć z tym, że kiedyś (prędzej czy poźniej) będę znowu zdana na łaskę i niełaskę innych ludzi…Mam nadzieję, że takich, dla których nie będę „ciężarem”. A co do „rocznego dziecka” itd. jako mama 21-miesięcznego chłopca nie ośmieliłabym się powiedzieć z całą pewnością, że w którymkolwiek momencie życia on „nie wiedział zupełnie, że żyje”. NIKT tak naprawdę nie wie, co czuje człowiek, nawet taki, którego uważamy za „roślinkę.” Ten facet z Torunia, który obudził się ze śpiączki po kilku latach, twierdzi, że słyszał lekarzy naradzających się nad jego łóżkiem nad tym, czy go nadal podtrzymywać przy życiu… Wiesz, mój dawny spowiednik, ten filozof i etyk, powiedział mi kiedyś: „Jeśli chodzi o osoby poważnie upośledzone umysłowo, to muszę ci się przyznać, że z perspektywy intelektualisty długo uważałem je za coś w rodzaju „roślinek”. Ale kiedy przez dwa lata mieszkałem wśród nich w Szwajcarii, miałem okazję się przekonać, że ludzie – nawet bardzo ciężko chorzy – to zawsze ludzie…” Bardzo głęboko w to wierzę, Olu. I nic na to nie poradzę.

  2. Jak skomentować ma człowiek tak młody jak ja . Po prostu mam kochającą córkę która się bardziej przejmuje moim losem i zdrowiem jak ja sam. A ja jak na razie myślę do przodu to jest o przyszłości świetlanej a nie o przeszłym. I każdym taką radę przesyłam, żyć planami a nie rozpamiętywaniem.Pomyślności wszystkim równie młodym jak ja.

    1. Jako młody człowiek i szczęśliwy ojciec z pewnością rozumiesz moje córczyne uczucia… 🙂 Wolałabym, żeby to mnie coś złego spotkało, niż Tatę (choć to on zawsze mówił, że gdyby tylko mógł, oddałby mi swoje obie ręce i nogi – tak więc teraz role się odwróciły…). Może dlatego – to też Twardowski – trzeba się „spieszyć kochać ludzi” już TERAZ – żebym później nie musiała żałować rzeczy, których dla niego nie zrobiłam, albo mu nie powiedziałam. Z drugiej strony, bardzo bym chciała, żeby mój synek zdążył poznać swojego Dziadka takiego, jakim ja go znałam i kochałam. (Zawsze mnie przerażał ten znak Fundacji Alzheimerowskiej: zielony listek, rzucający cień człowieka…). Ale nawet, jeśli nie zdąży – to przecież mu opowiem, jakim cudownym człowiekiem był mój Tata. Myślę, że cała tajemnica tkwi w tym, żeby zawsze nosić w sercu jego obraz z tych najlepszych czasów. Pamiętać tylko to, co dobre…i wtedy można kochać naszych bliskich mimo wszystko, nawet wtedy, gdy stają się dla nas „ciężarem.”

      1. Widzisz Al. Ja nie wychowywałem córki słowami pouczeniami, tłumaczeniami co dobre co złe, jak należy jak nie. Po prostu robiłem, zachowywałem się tak jak umiałem najlepiej, świeciłem żywym przykładem, mama po wylewie przez kilka lat była przedmiotem największej mojej troski a nie było to łatwe, pościel zmieniałem czasami dwa, trzy razy dziennie z uśmiechem zadowolenia na ustach(szczerego) bez słowa zniecierpliwienia, córka to widziała, zapamiętałai teraz wie jak należy traktować rodziców dopóki żyją. Słowa zbędne, choć dużo łatwiejsze, niż ciągła kontrola zachowania. Rezultaty za to dużo trwalsze.Uwierz w błogosławione działanie przykładu. Jezus nie robił nic innego, jego wielkość polegała głownie na dawaniu świadectwa (przykładu) Wiem, wiem jeszcze jest mowa o naukach ale o naukach płynących z ust mówili już uczniowie. Dużo więcej jest opisów czynów i zachowania w różnych sytuacjach niż pouczeń jakich wtedy udzielali, wtedy dawał świadectwo czynami, rozwiń, pomyśl. Dla mnie to oczywistość która determinowała moje postępowanie przez całe życie. Pozdrawiam ciepłym uśmiechem.

        1. – Znam fakty z kilku ostatnich lat, kiedy Roman Polański chciał zakończyć sprawę i ponieść karę. Ale Amerykanie mu tego nie ułatwiali – mówi minister kultury. Bogdan Zdrojewski przyznał, że przed laty interesował się sprawą reżysera. Dlatego mówi o mataczeniu sędziego, wymuszaniu zeznań i linczu sądowym.

        2. Wiem, wiem, Air. Już starożytni Rzymianie mieli powiedzenie, że to „słowa pouczają, ale przykłady pociągają.” Moja mama z radością pielęgnowała Babcię, bo w dzieciństwie widziała, jak ona z kolei zajmuje się swoją teściową (a moją prababcią). To jest coś w rodzaju „sztafety” – i dlatego napisałam, że istnieje oczywisty związek pomiędzy traktowaniem ludzi starszych a wychowywaniem dzieci. To na pewno nie przypadek, że w społeczeństwach Zachodu, gdzie nie ma zwyczaju wychowywania wnuków przez dziadków, a dzieci wcześnie opuszczają rodziców, przenosiny do „domów słonecznej jesieni” są już czymś tak normalnym, że nikt nawet nie dyskutuje z tym, co nieuchronne (dziadek ma w odpowiednim czasie „usunąć się w cień” i nie obciążać sobą rodziny). Dyskutuje się za ti o eutanazji – ludzie, którzy wiedzą, że staną się „ciężarem” dla innych, wolą się sami pozbawić życia wcześniej… Ks. Pawlukiewicz kiedyś powiedział, że być może domy starców są zemstą naszych dzieci za żłobki. Przerażający jest przykład (zapewne nie odosobniony) tej „nowej miłości rodzinnej” z Holandii, gdzie pewien staruszek chory na raka postanowił poddać się eutanazji, ale potem się…rozmyślił. Wtedy „kochająca” rodzina przekonała go do tego zabiegu, tłumacząc: „Rodzina przyleciała nawet z Kanady, żeby się z Tobą pożegnać, a Ty nam robisz takie numery?! Dobrze się zastanów, bo oni już drugi raz nie przyjadą do Ciebie!” I jak myślisz, co dziadek zrobił? Pokornie poddał się „dobrowolnej” procedurze…I przykład przeciwny. Pracownicy pewnego francuskiego domu opieki, zaniepokojeni wysoką umieralnością wśród pensjonariuszy, zdecydowali się na „ryzykowny” eksperyment: zaczęli przywozić do zakładu dzieci z pobliskiego przedszkola, aby babcie i dziadkowie bawili się z maluchami. Nie muszę chyba mówić, że pomogło?Bo przynajmniej mieli na co/na kogo czekać…Wszystko to prowokuje mnie do pytania, JAKĄ JA SAMA JESTEM MATKĄ. Bo wiadomo, że dzieci potrafią nam dać najwyżej tyle miłości, ile same od nas otrzymały…

          1. Starożytni też mawiali : „umiłowani przez bogów umierają młodo”. Nie ma nic gorszego jak umieranie wśród zniecierpliwionej rodziny, lekarstw i nocników. Mam nadzieję, że los mi tego oszczędzi……

          2. Nigdy w życiu się z tym nie zgodzę. Ile jest takich przypadków że ktos jest całe życie dobrym człowiekiem a umiera i umrzeć nie może a drań i łajdak dwa razy odetchnie i po wszystkim.Miałam w rodzinie taka osobe- opiekowała się (i to nie z obowiazku a z milosci) siostra, matka, tesciowa a na koniec mężem ktory leżał bez czucia 5 lat. Jak sama zachorowała jakos nie było chętnego zeby się nia zaopiekował.

          3. Jest też taki mit o człowieku, który był tak zuchwały, że zapragnął żyć wiecznie – zapomniał jednak przy tej okazji poprosić bogów, by dali mu także wieczną młodość. Żył więc – i starzał się, coraz bardziej zniedołężniały, skurczony i zdziecinniały. Litościwi bogowie zamienili go w końcu w świerszcza. Ja sama jednak bardziej lubię opowieść o Filemonie i Baucis. Otóż ci biedni staruszkowie, nie wiedząc, ugościli hojnie samego Zeusa pod postacią nędznego żebraka. Ujęty ich gościnnością gromowładny ukazał im się w pełnej chwale – i zapytał, czego by pragnęli w zamian. Odparli, że ich najgłębszym pragnieniem jest zejść z tego świata razem. Zeus spełnił ich prośbę, zamieniając ich w dwa, splecione razem, drzewa… Mark Twain w „Pamiętnikach Adama i Ewy napisał: „Modlę się, abyśmy zeszli z tego świata razem, a jeśli to niemożliwe, bym to ja odeszła pierwsza.” Nie ukrywam, że jest to również i moje pragnienie.

  3. Nie mogę zgodzić się z tym,że Bogu nie udała się starość.Proszę mi powiedzieć,gdzie w Biblii pisze,że Bóg planował starość.Żyjemy dzięki Bogu,ale umieramy dzięki grzechowi naszych prarodziców którzy posłuchali zwodniczej mowy pewnego anioła,który stał się Szatanem,Diabłem,.Mieli żyć na ziemi wiecznie i wraz ze swoim potomstwem mieli przekształcać ją w raj(.Piekarz zawinił kowala powiesili).Podobnie rzecz się ma z Bogiem ,obwinia się Go za wiele nieszczęść,za śmierć małych dzieci,za kataklizmy,za wszelkie niepowodzenia.W dodatku mówi się[jeśli ktoś umrze że Bóg tak chciał,taka była Jego wola,zabrał ich do siebie,a dzieci powiększyły grono aniołków].Cóż za okropne inwektywy.Jeśli ktoś zna dokładnie historię biblijną,wie,że Bóg ma inne zamierzenie względem ludzkości.Pragnie przywrócić raj utracony,przywrócić wieczność.Za to,co się dzieje na świecie złego,a między innymi starość odpowiedzialny jest przeciwnik Boży Szatan,on posiada władzę nad światem,bo jemu została ona dana.pozdrawiam.Teresa Kociołek-mój drugi nik

    1. Nie kazdy ma obowiazek być osoba wierząca to po pierwsze a po drugie przejdż się na oddział geriatyczny szpitala i zobacz jak starośc wyglada, nie wiem czy ci sie bedzie tam podobało.

      1. Zgoda, Olu, tylko że to nie Bóg zaplanował oddziały geriatryczne… To myśmy sami wymyślili dla naszych staruszków takie „urocze” miejsca – a teraz sami panicznie boimy się, żeby tam nie trafić…

        1. Bez przesady. Akuratnie taki oddział znam bo leżała na nim moja nieboszczka teściowa. Nie wiem jak ty sobie to wyobrażasz – karmienie sondą, kroplówki, zmiany opatrunków, w każdej chwili podawanie róznych leków, reanimacje – to wg ciebie rodzina ma robić w domu? Potrafisz choćby zrobić dożylny zastrzyk?

          1. Wyobraź sobie, że potrafię zrobić zastrzyk… Moja babcia miała cukrzycę… ALE przecież mi nie chodzi o to, by likwidować oddziały szpitalne – tylko o to, by z nich nie robić takich „umieralni/przechowalni” dla starszych ludzi. Oni się panicznie tego boją, wiesz? Moja babcia ze łzami w oczach błagała, by nie oddawać jej do szpitala. Moim zdaniem, każdy ma prawo umierać we własnym domu, jeśli tylko tego pragnie – i jeśli tylko jest to możliwe. Opieka hospicyjna w domach to niestety ciągle jeszcze przyszłość.

          2. Jakby nie patrzec to teraz prawie kazdy oddział szpitalny przypomina umieralnię, takie czasy. Zastrzyk domięśniowy to każdy potrafi zrobić a dozylny? Z tym umieraniem w domu to mi się przypomina babcia mojego męża. Leżała w szpitalu po wylewie, do tego miała jakis paraliz przełyku bo musiała być karmiona sonda. Córka jej nosiła koperty żeby tylko babkę trzymali bo przecież ona była bezsilna, mieszkała na wsi, telefon był u sołtysa, do ośrodka kawał drogi (to było lata temu) więc jakby sie pogorszyło to bieda. To nie było też tak ze matkę zostawiła w szpitalu i kłopot z głowy, codziennie jeżdziła do szpitala, matkę myła, czesała, poprostu o nia dbała. Syn babki mówił tak jak ty, babke zabrac do domu, niech umiera u siebie pod swiętymi obrazkami on z zona babka się zajmą.Do tego argumentował kuriozalnie – dziadek zmarł w szpitalu i dlatego …ich straszył. Babkę wypisali na własne żadanie, zawiezli do syna a syn zaczął wydziwiać – a to nie ma jej gdzie polozyć, a to kto bedzie koło niej chodził. Wstyd na cała wieś, babka w karetce i nie wiadomo co z nia zrobić. Córka wzięła ją do siebie i zaczął się horror. Babka o mały figiel z glodu nie umarła, jej córka mało nie padła z wycieńczenia. 3 miesiące w nocy nie spała bo babka w nocy zaczynała opowiadać sny, w dzień o spaniu nie bylo mowy – była gospodarka, był mąż, dzieci pracujące i wnuki na jej głowie.A syn? raz na czas zaglądnął, wnuki raz na czas zaglądnęły a bron Boże jak zobaczyły że babkę nalezy umyć bo wiadomo, pamperów wtedy nie bylo – wołały że babka posikana i chodu za drzwi.A jakby była poleżała w szpitalu to kto wie, bardzo stara jeszcze nie była, może by ją rehabilitowali, może by jeszcze doszła do siebie?

  4. tak po prawdzie to nie rozumiem tej całej dyskusji. Z jednej strony piszesz że panicznie się boisz ze ojciec ma Alzheimera a z drugiej strony piszesz że starość jest taka udana. Czyzby choroba Alzheimera była dowodem na tą udana starość? Nie rozumiem dlaczego się więc boisz. Zakładając teoretycznie że ojciec faktycznie zachoruje (czego oczywiście ani jemu ani tobie nie zyczę) to będziesz miała okazję okazać mu miłość w całej pełni. Zaniedbasz męża, zaniedbasz dziecko i się poświęcisz bo opieka nad chorym na ta chorobe to jest prawdziwe poświęcenie. Będziesz chodziła za nim krok w krok, będziesz pilnowała czy nie odkręci gazu czy wody, czy nie ucieknie z domu, będziesz znosić jego agresję, bicie, plucie, urojenia no a potem opiekowanie się „roślinką”. Moja sasiadka na to chorowała i to wiele lat i wiem jak to wygląda.Opiekowała się nią córka i wnuczka, córka nie mogła pracować bo musiała być cały czas w domu, żyły we trójkę z babki renty. Babka zmarła….a córka pewnie w miesiąc po niej.

    1. Olu, WIEM, jak wygląda choroba Alzheimera – usilnie robisz ze mnie „pierwszą naiwną” która żyje pod kloszem i nic nie wie o otaczającym świecie – i właśnie dlatego nie życzę takiego losu mojemu Tacie. I MAMIE. Nikomu nie życzę.Alzheimer to powolna agonia, wyniszczająca całą rodzinę. Wiem też, że jeśli to prawda, to ja będę cierpiała najbardziej, bo zawsze byłam z ojcem bardziej związana niż z matką. Boję się jego cierpienia – i własnego. Kiedyś napisałam nawet „list do Boga”, prosząc, żeby, jeśli coś złego ma spotkać jego, spadło to raczej na mnie. Nie zmienia to jednak faktu, że stosunek do starości i do ludzi starych najlepiej pokazuje, jakimi jesteśmy LUDŹMI. Nie jest trudno kochać grzeczne dziecko, dobrego męża i matkę, która „sama koło siebie wszystko zrobi.” I możesz być pewna, że zrobię dla mojego ojca wszystko, co będzie w mojej mocy, nawet, jeśli będzie już „roślinką.” Bo staram się zawsze postępować wobec ludzi tak, jak chciałabym, żeby kiedyś postąpiono ze mną. Cały czas mi chodzi po głowie ten przykład ze staruszkiem z czasów prehistorycznych, który dożył sędziwego wieku, mimo że przecież nigdy nie chodził. Ten to dopiero musiał być „ciężarem” dla wszystkich – i to dosłownie, bo przemieszczając się z miejsca na miejsce oni musieli go nosić na własnych plecach – przez całe lata. I nie było wtedy pampersów, a i jedzenia często im brakowało, a ten dziadek przecież nie mógł polować. Gdyby go zabili, nikt by nie mógł mieć im za złe. A oni jednak tego nie zrobili… Wszyscy święci?:)

      1. Mnie chodzi przede wszystkim o to ze starość się wyrażnie nie udała. Jakby się udała to nie byloby Alzheimerów, zaników pamięci, demencji, problemów z poruszaniem się, głuchoty, slepoty i innych „atrakcji” ,Jakby była udana to stary człowiek miałby rozum jak młody, zył sobie w otoczeniu wnuków na zasadzie babci opowiadającej dzieciom bajki i będacej skarbnicą wiedzy, otoczony szacunkiem i miłością a potem by zmarł i nie robił nikomu kłopotu.

    2. Jest już pewna nadzieja na skuteczne leczenie tej strasznej choroby. Starość może być pogodna, każdy wiek ma swoje plusy i minusy, a koniec końców przecież nie jesteśmy tu na zawsze ani też za karę i wszystko na szczęście kiedyś się kończy, nawet najstraszniejsze choroby…..

Skomentuj ~Ola Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *